19. "W razie czego krzycz"
Wampir tym razem prowadził sam, bez kierowcy. Nie założył okularów przeciwsłonecznych, więc dziewczyna bardzo szybko zorientowała się, że było to kłamstwo. Rozumiała jednak, co chciał w ten sposób ukryć. Jechali znów leśną drogą, kierując się na północ od miasta, a każdym razem, gdy z naprzeciwka nadjeżdżał samochód, jego światła odbijały się w oczach wampira, powodując, że tamte świeciły nieludzko.
Maureen zauważyła jednak, że nie bała się go. Momentami miała wrażenie, że było wręcz przeciwnie. Jego aura była bardzo spokojna i opanowana i wydawała jej się udzielać. Siedząc z nim w samochodzie, czuła jedynie zafascynowanie wszystkim tym, czego pomału się o nim dowiadywała.
Gdy jednak Victor zatrzymał swój samochód na podjeździe jakiegoś domu, stres, który poczuła, przygniótł całkiem całe to wcześniejsze opanowanie. Poprawiła swoje okulary, a robiąc to, dotknęła nosa swoim palcem. Zauważyła, że był lodowato zimny.
— Kompletnie nie potrafisz chować zdenerwowania — zauważył wampir, a ton jego głosu zdradzał odrobinę rozbawienia. — Nie będzie tam wilków, które czyhają na zjedzenie cię, króliczku.
— Idę do domu wampira — szepnęła, jakby bała się, że właściciel, o którym mówiła, ją usłyszy. — Chyba nigdy nic nie wiadomo, prawda?
— Bądź dzielna — powiedział, ale zamiast szczerze dodać jej otuchy, prychnął lekceważąco, głaskając ją w protekcjonalny sposób po włosach. Odepchnęła jego dłoń z naburmuszoną miną.
— Nie podoba mi się to, jak bardzo podoba ci się mój strach — burknęła, krzyżując ręce.
— Wybacz, ludzkie emocje zawsze były czymś, co mnie fascynowało. — Uśmiechnął się przepraszająco. — A ty jesteś wyjątkowym źródłem rozrywki w moim nudnym życiu.
Wysiadł z samochodu, nie dając jej szansy na odpowiedź. Okrążył go w błyskawicznym tempie i otworzył dla niej drzwi. Gdy poczuła świeże powietrze z zewnątrz, wzięła głęboki wdech. Znajdowali się właśnie pośrodku lasu, więc pachniało ono wyjątkowo przyjemnie. Położyła stopy na żwirowym podjeździe i, z niewielką pomocą Victora, opuściła w końcu samochód.
Rozejrzała się. Ogródek przed domem był wyjątkowo starannie zadbany. Ze względu na grudzień, który już się rozpoczął, znajdowało się w nim kilka zimowych ozdób. Do drzwi wejściowych prowadziła śliczna, obłożona kamieniami ścieżka. Nie potrafiła ukryć swojego zdziwienia, gdy stwierdziła, że to najpewniej najbardziej przytulnie wyglądający dom, jaki w życiu widziała.
Nie zdążyli przejść kilku kroków, nim drzwi zaczęły się otwierać. Otworzył im wysoki mężczyzna z białymi niczym śnieg włosami. Maureen nie sądziła, że kiedykolwiek zobaczy kogoś, kto urodą mógłby konkurować z Victorem. Ten wampir dałby to jednak radę robić bez żadnego problemu. Nie można ich było jednak w łatwy sposób porównać, bo białowłosy miał zupełnie inny typ urody. Wyglądał bardzo młodo, niewinnie i chłopięco. Miał delikatne rysy twarzy i uroczy uśmiech z dołeczkami w policzkach przyozdobił ją, gdy tylko ich zobaczył.
Pokłonił się z szacunkiem przed Victorem. Maureen przyglądała się temu zaciekawiona. Po raz pierwszy obcowała z kimś, kto wiedział, kim Victor był i nie miał żadnych ograniczeń w postaci przypadkowych gapiów, więc mógł go traktować w należyty sposób.
— Witaj, panie, dobrze cię znów widzieć — odezwał się jako pierwszy, a jego głos pasował doskonale do urody. Był dość wysoki, lecz przy tym melodyjny i przyjemny dla uszu.
— Ciebie również, Michael. — Victor położył dłoń na jego ramieniu, na co ten drugi wampir uniósł się z pokłonu. Mężczyźni wymienili następnie przyjacielski uścisk dłoni. Ich gesty wydawały się dziewczynie serdeczne, więc uśmiechnęła się delikatnie na ich widok.
— Proszę, wejdźcie — zachęcił ich, wskazując gestem dłoni na wnętrze swojego mieszkania. Victor natychmiast skorzystał z jego zaproszenia, a Maureen musiała się opamiętać i podążyć za nim. — Dobrze wiesz, panie, że powinieneś się czuć w moim domu jak u siebie. Niesamowicie się cieszę, że w końcu przeprowadziłeś się na tyle blisko, aby... — przerwał w połowie zdania.
Wszyscy trzej spojrzeli na sufit, bo z piętra słychać było jakieś dźwięki. Coś szurało chwilę po podłodze, a następnie przewróciło się i narobiło hałasu. Usłyszeli tłukące się szkło i dość głośny damski jęk.
— Co to? — wymsknęło się dziewczynie, nim zdążyła się zastanowić, czy powinna się w ogóle w takiej sytuacji odzywać.
— Moja żywicielka jest po prostu bardzo niezdarna — wyjaśnił, uśmiechając się przepraszająco. Nawet Maureen zauważyła, jak wymuszony był to uśmiech. — Wybacz, panie, proszę usiąść w salonie, pójdę sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Victor odprowadził wchodzącego po schodach przyjaciela bardzo podejrzliwym spojrzeniem. Doskonale czuł, że zapach dochodzący z góry nie należał do człowieka. W ciągu wielu lat ich przyjaźni przekonał się jednak, że czasem nie warto było pytać Michaela o takie rzeczy. Wyższy był naukowcem, którego eksperymenty przeważnie kroczyły po granicy legalności, nierzadko ją przekraczając.
— Dlaczego Michael zwraca się do ciebie „panie"? — zapytała, gdy siedzieli już na wygodnych kanapach w salonie. Pomieszczenie to, zarówno jak wszystkie inne, urządzone było w bardzo współczesnym stylu, lecz posiadało lampy olejne oświetlające wszystko kontrastującym z tą nowoczesnością światłem płomieni.
— Świat wampirów ma swoją wewnętrzną hierarchię. Według niej stoję wyżej od niego — wyjaśnił krótko i zwięźle. Dziewczyna przytaknęła ze zrozumieniem. Widziała, że Victor był myślami gdzie indziej i niezbyt był w nastroju na odpowiadanie na pytania.
— Najmocniej przepraszam, że kazałem na siebie czekać — powiedział Michael, wchodząc szybkim krokiem do salonu. — Domyślam się, panie, że wolałbyś, aby was dłużej nie zatrzymywać. — Rzucił przelotnym spojrzeniem na dziewczynę. — Proszę, zapraszam do mojego laboratorium.
Michael odwrócił się i zaczął podążać w nieznanym im obu kierunku. Victor wstał jako pierwszy i podał wyraźnie przestraszonej dziewczynie dłoń, aby dodać jej otuchy. Z jego pomocą, podniosła się z fotela i również zaczęła iść za mężczyzną.
Laboratorium znajdowało się w piwnicy. Była ona duża i przestronna, Maureen wydawało się, że większa nawet od stojącego nad nią budynku. Był to skomplikowany system korytarzy i drzwi, wszystkich szczelnie zamkniętych i skrywających za sobą tajemnice, nad którymi dziewczyna mogła się jedynie głowić.
Pomieszczenie, w którym się ostatecznie znaleźli, było nowoczesne i dobrze wyposażone. Co jednak zaskoczyło zarówno dziewczynę, jak i trzymającego ją za dłoń Wyższego, oświetlone jasnym, chłodnym światłem świetlówek. Wampir przystanął, zaciskając uścisk na ręce dziewczyny. Posłała mu zmartwione spojrzenie, a on wlepił wzrok w jej oczy, uśmiechając się przepraszająco i odpuszczając, nim pogruchotał jej kości.
— Nie wiem, jak ty to wytrzymujesz, Michael. — Victor przysłonił dłonią oczy, którymi mrugał wściekle.
— Gdybyś przebywał z ludzką technologią tyle, co ja, panie, również byś się przyzwyczaił. — Jasnowłosy Wyższy wydawał się niewzruszony agresywnym światłem. — Usiądź, proszę. — Wskazał Maureen kozetkę, która stała przy jednej ze ścian.
Gdy ta wypełniła tylko jego polecenie, Victor odnalazł włącznik światła i wcisnął go. Ponieważ przed chwilą było tu tak jasno, dziewczyna potrzebowała dłuższej chwili, nim jej ludzkie oczy zaczęły widzieć choć zarysy mężczyzn. Blade światło gwiazd wpadało przez małe okno tuż za jej plecami. Oczy obu wampirów odbijały wyraźnie ich blask, powodując na całym jej ciele ciarki.
Podążała za tymi świecącymi punktami, które należały do Michaela. Wyciągnął coś z szuflady, która znajdowała się niedaleko niej. Cokolwiek to było, zapakowane musiało być w folię i papier, bo słyszała charakterystyczne trzeszczenie jednego i dźwięki rwania się drugiego. Nim zdążyła zorientować się, co się działo, Michael odsłonił jej prawą rękę, przejechał po żyle mokrym wacikiem i wbił w nią strzykawkę.
Dziewczyna pisnęła, podskakując. Wampir musiał przytrzymać ją, aby całkiem mu się nie wyrwała. Zacisnęła oczy i starała się nabierać głębokie wdechy, aby nie odpłynąć. Zdawała sobie sprawę z tego, jak żałośnie musiała w ich oczach wyglądać. Była poniekąd wdzięczna Michaelowi, że zrobił to bez ostrzeżenia. Gdyby próbował ją do tego przygotować, zapewne spanikowałaby już dawno temu. Domyślała się, że Victor musiał go uprzedzić o sytuacji.
— Mam nadzieję, panie, że jesteś przygotowany na to, ile będziesz musiał za nią zapłacić — rzucił Michael, a jego melodyjny głos miał w sobie odrobinę zachwytu i fascynacji. Maureen uchyliła delikatnie oczy i spojrzała na Victora, który siedział na fotelu pod ścianą naprzeciwko niej. Choć było ciemno, widziała, że się uśmiechał.
Gdy Wyższy schował gdzieś strzykawkę z próbką jej krwi, przeszli do kolejnego etapu badań. Tym razem dziewczyna została dokładnie zmierzona i zważona, sprawdzili jej tętno. Mężczyzna stawiał ją w różnych pozycjach i uciskał punkty na jej ciele. Kojarzyło jej się to wszystko z rutynowym bilansem u lekarza rodzinnego, tylko Michael był znacznie dokładniejszy. Skrupulatnie notował wszystko na pliku kartek, który miał już wcześniej przygotowany na czarnej podkładce.
Bardzo szybko uznał, że dziewczyna była niedożywiona i w złej kondycji. Victor uśmiechnął się delikatnie po usłyszeniu tej informacji. Nie dlatego, że go to bawiło lub mu się podobało, a ze względu na fakt, że dla niego oznaczało to, iż jej krew nie była nawet w połowie tak dobrej jakości, jakiej będzie, gdy właściwie o nią zadba. Rozmarzył się, myśląc, jak ogromnym szczęściem było wejście do tej kawiarni.
— Muszę cię poprosić, panie, abyś zostawił nas samych — poinformował go Michael. Victor dobrze wiedział, że ten moment nadejdzie i oznaczał on, iż specjalista uznał Maueen jako odpowiednią kandydatkę na żywicielkę.
Maureen nie kryła swojego zaniepokojenia, gdy obserwowała, jak Victor odwrócił się do niej tyłem, chowając w ten sposób swoje świecące oczy.
— W razie czego krzycz — rzucił do niej, otwierając drzwi. Dziewczyna przygryzła wargę, aby powstrzymać się przed wykrzyknięciem mu, że go nienawidzi, a potem zarumieniła się, uświadamiając sobie, jak zapewne łatwe to dla obu mężczyzn, aby ją przejrzeć na wylot.
Zostali sami, a brak Victora w pobliżu spowodował, że zaczęła się znacznie bardziej stresować. Nie było już jego spokojnej aury, która mogłaby się jej udzielić ani świecących oczu, w które mogłaby się wgapić. Jej serce zaczęło bić nienaturalnie szybko.
Wampir zapalił światło, co odrobinę dodało jej otuchy. Pogładził ją po ramieniu, próbując ją uspokoić, ale nie zadziałało to zbytnio. Zrezygnował więc z próby pocieszania jej i zamiast tego posadził ją w innym miejscu laboratorium.
Teraz naprzeciwko dziewczyny, na statywie stała kamera. Wyższy podszedł do niej i uruchomił ją, poprawiając wcześniej ustawienie urządzenia. Podszedł do Maureen i swoimi lodowatymi palcami zaczął uciskać punkty na jej głowie. Wziął coś, co wyglądało jak bardzo długa igła i zaczął tym nakłuwać punkty na ciele dziewczyny.
— Co się dzieje? — zapytała w końcu po chwili, nie wytrzymując.
— Sprawdzam, czy jesteś w pełni świadoma — wyjaśnił, biorąc teraz małą latarkę i świecąc jej nią w oczy. — Środki odurzające, zaklęcia... — wymienił.
Dziewczyna zmarszczyła dość mocno brwi, słysząc te drugie tak nonszalancko wypowiedziane obok tych pierwszych. Z każdą chwilą miała wrażenie, że świat wampirów stawał się coraz straszniejszy.
— Zadam ci teraz kilka pytań. Masz na nie odpowiedzieć zgodnie z prawdą, patrząc prosto w kamerę. Zrozumiałaś? — zapytał, odchodząc w bok, usuwając się z kadru nagrywającego już urządzenia.
— Zrozumiałam — potwierdziła, przełykając ślinę. Wlepiła wzrok w obiektyw. Nabieranie kolejnych oddechów stało się nagle trudne, powietrze w pomieszczeniu wydawało się zgęstnieć od tak napiętej atmosfery, która w nim zapanowała. Maureen czuła się jak na przesłuchaniu.
Michael zaczął niewinnie, pytając o podstawowe dane dziewczyny. Z łatwością podała mu swoje imiona, nazwisko, miejsce i datę urodzenia, obecne miejsce zamieszkania. Wiedziała jednak, że wszystko dopiero zacznie się rozkręcać i nie pomyliła się.
— Czy zapoznałaś się z i rozumiesz wszystkie warunki związane z pozycją żywicielki, które przedstawił ci Victor August? — wyrecytował chłodnym tonem.
— Zapoznałam się i rozumiem — odparła, starając się brzmieć w miarę możliwości jak najpewniej.
— Czy zobowiązujesz się na czas trwania umowy, którą podpiszesz z Victorem Augustem, wywiązywać się z obowiązków, które należą do żywicielki?
— Zobowiązuję się. — Przełknęła ślinę, wiedząc, że od tego momentu nie było już odwrotu.
— Czy ktokolwiek zmusza cię, grozi czy zastrasza różnego rodzaju konsekwencjami niepodpisania umowy?
— Nie.
— Czyli podpisujesz ją z własnej, nieprzymuszonej woli, tak?
— Dokładnie tak — zapewniła.
Michael nacisnął coś na kamerze, wyłączając nagrywanie. Uśmiechnął się pokrzepiająco do dziewczyny, pozbywając się poważnego wyrazu, który przybrał na czas filmowania.
— Dobrze więc. — Zatarł dłonie, dając jej znać, że skończyli. — Jeszcze jedna rzecz — przypomniał sobie, gdy wstała z siedzenia. Wyciągnął z szuflady kopertę, która zapieczętowana była w bardzo staromodny sposób pieczęcią z jakimś herbem. — W środku znajdują się informację o członku Rady, którego masz poinformować w razie nadużyć czy niewywiązywania się z umowy przez pana Victora.
Przytaknęła nerwowo, chwytając kopertę w swoje drobne i obecnie trzęsące się palce. Mimo strachu, który czuła, przyjrzała jej się zaciekawiona. Na pieczęci znajdowała się trójka zwierząt — wilk, niedźwiedź oraz wąż.
Michael wskazał jej dłonią na drzwi, więc zrozumiała, że powinna już stąd wyjść. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie się w ten sposób czuła, ale nie mogła się doczekać, aż zobaczy Victora. To laboratorium wydawało jej się znacznie bardziej przerażające i mniej znośne, gdy nie miała już jego świecących oczu, na których mogła zawiesić wzrok.
(2066 słów)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro