Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. "Możemy porozmawiać?"

    — Keira, błagam cię! — jęknęła Maureen, rzucając telefonem na fotel. — Dlaczego nie odbierasz? — Kolejne łzy spłynęły jej po policzku.

    Od godziny leżała na podłodze. Gdy weszła do domu, nie ściągnęła butów, nawet nie zdjęła płaszcza. Było jej tak paskudnie zimno, a jednocześnie pociła się jak szalona. Nigdy jeszcze nie była w takim stanie. Nie miała pojęcia, co się z nią działo. Jej klatka piersiowa sprawiała wrażenie, jak gdyby przyciśnięta była ołowiem. Ledwo utrzymywała przytomność. Być może dlatego leżała po prostu na ziemi. Mdlejąc na stojąco, mogłaby się w końcu o coś uderzyć.

    Ta sytuacja wydawała jej się nie mieć wyjścia. Dziewczyna, która wyglądała jak ona, podpisała jej podpisem pożyczenie pieniędzy od najbardziej podejrzanie wyglądającej firmy, którą ona w życiu widziała. Kto pożyczał w tych czasach gotówkę? Jakby zrobione było to przelewem, mogłaby udowodnić, że nie dostała go, a tak nie miała sposobu, aby się bronić. Zdawała sobie również sprawę z tego, że jeśli zaczną ją ścigać o oddanie gotówki i dodatkowe odsetki, nie będzie to dla niej — malutkiej kobiety mieszkającej samej, aktualnie bez pracy — przyjemne.

    Miała paskudne przeczucie, że dostanie takich listów jeszcze więcej. Po wizycie w pierwszej z tych firm nawet nie fatygowała się do pozostałych. Wiedziała, że usłyszy tę samą historię o podpisaniu przez nią dokumentów. Zastanawiała się nad pójściem na policję, ale tego również się obawiała. Gdy oni przejrzą dowody, które posiadają tamte firmy, uznają ją zapewne za kogoś uzależnionego, który nie pamiętał nawet, kiedy podpisywał i co podpisywał.

    Poszła w końcu do swojego łóżka, gdy wydawało jej się, że była fizycznie na to gotowa. Wstając, zakręciło jej się w głowie. Nabrała nagle powietrza w płuca, chwyciła się oparcia kanapy i zaczęła je powoli wypuszczać. Kto by pomyślał, że przy odpowiedniej ilości rozpaczy, dojście do sypialni może okazać się sporym wyzwaniem?

    Wtuliła twarz w poduszkę i pozwoliła cieknąć kolejnym łzom. Kompletnie bezradna, zupełnie pokonana. Sierota bez rodziny, która nigdy nie posiadała niczego wartościowego. Nie była bezdomna tylko dlatego, że spotkała na swojej drodze ludzi, którzy zgodzili się jej pomóc. Ludzi, którzy teraz zostawili ją samą na pastwę losu.

    Jej wzrok mimowolnie powędrował w kierunku szafki. Z jakiegoś powodu wciąż trzymała w niej skórzaną teczkę, którą otrzymała od „wampira", bo cały czas nie wierzyła mu, że rzeczywiście był nadnaturalną istotą. Nie mogła jednak pozbyć się jego słów z głowy. „Do trzydziestu tysięcy funtów" — zadzwoniło jej w uszach. Czy byłby w stanie zapłacić raz z góry, pokrywając jej długi?

    Nie kontaktowała się z nim prawie miesiąc, nie była pewna, czy chciałby z nią rozmawiać. Wciąż nie była przekonana, do jakiego stopnia wejście z nim w relację byłoby dla niej bezpieczne. Myśląc jednak o wielkim mężczyźnie, który rozmawiał z nią w firmie pożyczkowej, uważała „wampira" za mniejsze zagrożenie.

    Odnalazła jego numer bardzo szybko. Imię „Victor" znajdowało się na samym końcu listy jej kontaktów i straszyło swoją obecnością. Nie miała w sobie na tyle odwagi, aby do niego zadzwonić. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Była jednak praktycznie pewna, że przez ten czas musiał znaleźć sobie kogoś innego na jej miejsce. Jaki normalny mężczyzna czekałby tyle na dziewczynę, która dała mu jasno znać, że nie jest zainteresowana? Maureen musiała jednak wziąć poprawkę na to, że Victor nie był normalnym mężczyzną.

***

    Gdy wampir usłyszał wibrację swojego telefonu, nie miał wcale ochoty go podnosić. Elliott powiedział mu właśnie, że będzie musiał spędzić w apartamencie, w którym się obecnie znajdował, jeszcze więcej czasu. Nie podobało mu się, że nie miał konkretnej daty na wyprowadzkę. To miasto zaczynało mu brzydnąć. Wszystko jak do tej pory poszło nie po jego myśli. Sara okazała się jak na razie bezużyteczna, a żadna inna ludzka kobieta nie wzbudziła w wampirze takiej żądzy jak Maureen.

    Spojrzał na księżyc za oknem. Był wyjątkowo jasny i walczył z chmurami, aby się przebić. Wampir wiedział, że to albo bardzo dobry, albo bardzo zły znak. Jego astralny towarzysz był niejednoznaczny, a jego oceny i wskazówki często bardziej denerwowały wampira, niż mu pomagały.

    Wiedząc, że nie mógł odkładać tego w nieskończoność, uniósł znienawidzone urządzenie. Jego oczy otwarły się szeroko, a twarz przyozdobił uśmiech, gdy zauważył adresata wiadomości. Maureen... Ta mała dziewczynka postanowiła dać w końcu znak życia. Po ich ostatniej rozmowie w bibliotece wnioskował, że musiał pogodzić się z porażką w tym przypadku. Dziewczyna po prostu nie była podatna na jego urok, nie ważne, jak bardzo irytujące to było, mogło się zdarzyć.

    Kliknął we wiadomość, aby zobaczyć jej treść. „Możemy porozmawiać?" — brzmiała. Kąciki jego warg wygięły się niezdrowo. Oczywiście, że zawsze był chętny na rozmowę z dziewczynami, których krew pachniała dla wampira jak dla człowieka ulubiona potrawa. Prędko nacisnął na słuchawkę i rozpoczął połączenie. Dziewczyna odebrała niemal od razu.

    — Tak? — zapytał spokojnie, gdy się nie odzywała. Słyszał, jak nierówny był jej oddech. Zmarszczył brwi. — Maureen? — dopytał, bo cisza z jej strony wciąż trwała.

    — Tak, wybacz — odezwała się w końcu. Jej głos okazał się tak słaby, że ledwie przebijał się na drugą stronę słuchawki. — Przepraszam, że przeszkadzam. — Nawet w takiej sytuacji, wciąż postanowiła przepraszać. Victor uśmiechnął się z odrobiną rozczulenia. Dziewczyna nie mogła mieć pojęcia, jakie ilości uroku w sobie posiadała.

    — Co się stało? — kontynuował rozmowę, starając się brzmieć tak spokojnie i opiekuńczo, jak to tylko możliwe.

    — Nic — odparła, choć pociągnięcie nosem, które temu towarzyszyło, zasugerowało mu, że rzeczywistość była całkiem inna. — Nic takiego...

    Nie odzywał się przez chwilę. Wiedział, że miała powód, dla którego dzwoniła. Słyszał, że coś było bardzo nie w porządku, ale postanowił, że będzie znacznie lepiej, jeśli po prostu pozwoli jej mówić.

    — Chciałam się tylko zapytać... Czy jest może szansa... Szansa, żebyś tu przyjechał? — powiedziała w końcu, a podczas mówienia, musiała wziąć dwie przerwy na wzięcie kilku płytkich i krótkich oddechów.

    — Oczywiście — odparł bez zastanowienia, być może nawet zbyt szybko. — Jesteś teraz w domu? — zapytał, nie przejmując się swoim zbytnim podekscytowaniem.

    — Tak — rzuciła krótko, również szybko i nie myśląc o tym.

    — Czekaj na mnie. — Wstał od swojego biurka, porzucając wszystko, nad czym aktualnie pracował. Nic nie było w tym momencie ważniejsze.

    Wybiegł ze swojego gabinetu w wampirzym tempie. Victor nie należał do najszybszych wampirów, ale mimo to dla człowieka, takiego jak Elliott, który siedział przy laptopie w salonie apartamentu, wyglądało to jak teleportacja.

    — Elliott! — Usłyszał warknięcie swojego pana. Spiął się cały i spojrzał na niego przerażony. Dzisiaj musiał już znosić jego gniew po tym, jak dał mu znać, że musieli przenieść w nieokreśloną przyszłość przeprowadzkę. Zastanawiał się, co tym razem zrobił źle. — Być może uda mi się poprawić sobie nieco humor — dodał wampir już spokojnym, a nawet szczęśliwym tonem.

    Człowiek nienawidził tych zmian nastroju. Doprowadzały go do szaleństwa. Nienawidził ich tym bardziej, gdy zaczął sobie zdawać sprawę z tego, iż wampir zachowywał się w ten sposób tylko dlatego, że dręczenie Elliotta wydawało mu się zabawne.

    — To... Cieszę się, panie — wybełkotał, starając się skupić na swoim laptopie.

    Obserwował jednak uważnie kątem oka, jak wampir zakładał na siebie swój długi płaszcz, uśmiechał się zwycięsko do swojego własnego odbicia w lustrze, rzucał zdenerwowane spojrzenie księżycowi, a w końcu opuszczał mieszkanie. Odczekał kilka sekund, a następnie odetchnął z ulgą. Ktokolwiek go wezwał, mógł mu dziś uratować skórę. Człowiek nie był w stanie wytłumaczyć, jak bardzo wiele byłby w stanie poświęcić, aby Victor już nigdy nie wrócił.

***

    Dziewczyna nie musiała czekać długo. Zaledwie kilka minut po tym telefonie, usłyszała dość głośne pukanie do drzwi. Chwilę nie potrafiła podnieść się z łóżka. Miała wrażenie, że wcześniejsza rozmowa wyssała z niej absolutną resztkę sił, jaka pozostała po tak nieprzyjemnym dniu. Musiała wygrzebać się jednak, prawie przy tym spadając, i iść otworzyć Victorowi. Stopy plątały jej się przy chodzeniu i nawet nie zauważyła, że zrobiło się ciemno. Niedbale włączyła światło, mrużąc przyzwyczajone do ciemności oczy, aby się całkiem nie zabić.

    Przekręciła jedynie klucz w drzwiach i wróciła na kanapę. Znów zrobiło jej się słabo. Na szczęście mężczyźnie niepotrzebne było zaproszenie. Wszedł do środka, zamknął za sobą i wydawał się czekać, aż dziewczyna ułoży się wygodnie. Przyjrzała mu się zaciekawiona. Nic nie mówił, a i ona nie miała siły się odezwać. Przymknęła oczy i oparła głowę na oparciu kanapy.

    Światło zgasło, więc zdezorientowana podniosła ją. Starała się dojrzeć cokolwiek w ciemności, ale okazało się to wyzwaniem. Tak było przynajmniej, dopóki Victor nie odwrócił się do niej znów twarzą. Wtedy jedynym, na czym potrafiła się skupić, były oczy mężczyzny. Wydawały się odbijać światło księżyca, przyjmując jednocześnie jego srebrzystą barwę.

    Poczuła ciarki na plecach. Adrenalina, którą musiał wyprodukować jej organizm, dodała jej odrobinę energii. Całe ciało dawało jej znać, że znajdowała się w niebezpieczeństwie. Czy to możliwe, aby mężczyzna rzeczywiście był wampirem?

    — Wybacz. — Usłyszała jego spokojny głos. — Sztuczne światło mnie irytuje — wyjaśnił. —  Cieszę się, że już nie muszę tego przed tobą ukrywać.

    Obserwowała dwa poruszające się, świecące obiekty. Nie przyzwyczaiła się jeszcze do ciemności na tyle, aby chociażby widzieć zarys jego ciała. Victor chodził sprawnie, pomimo braku światła. Minął dziewczynę leżącą na kanapie i przyglądającą mu się, wspartą na łokciach. Podszedł do parapetu, na którym stała niewielka świeca zapachowa. Zapalił ją znalezionymi tuż obok zapałkami. Pokój rozjaśnił się nieco od bladego płomienia.

    Maureen schowała twarz w poduszce. Przypomniała sobie, dlaczego po niego zadzwoniła i poczuła niewyjaśnione zawstydzenie. Nie miała pojęcia, jak w ogóle zacząć taką rozmowę. Powinna przeprosić go za komentarze z biblioteki? Jak wiele miała powiedzieć? Victor siedział spokojnie w fotelu i obserwował. Jego oczy nie świeciły już tak bardzo, ale wciąż nie wyglądały do końca ludzko. Dziewczyna próbowała powtarzać sobie w myślach, że na pewno było na to logiczne wytłumaczenie.

    — Co się stało? — Mężczyzna zaczął w końcu, najwidoczniej zniecierpliwiony jej milczeniem.

    Maureen wzięła głęboki oddech, przygotowując się mentalnie na to, co będzie musiała powiedzieć. Bardzo nie chciała się rozpłakać w trakcie, więc próbowała wygrzebać z siebie szczątki dojrzałej kobiety, które przecież gdzieś musiały być, i pozbierać je w całość.

    — Ktoś podszył się pode mnie i wziął kilka pożyczek w gotówce. Dostałam dzisiaj pocztą listy z wezwaniem do zapłaty. Pojechałam do jednej z tych firm, żeby powiedzieć im o tej pomyłce. Problem w tym, że podpisu nie da się odróżnić, tamta dziewczyna wyglądała, jak ja, a do tego byłam wtedy w domu, więc... — Przerwała, wycierając łzy, które mimo wysiłku, napłynęły do jej oczu.

    — Więc potrzebujesz pomocy z długami — skończył za nią.

    — Tak — przyznała. Trudno było jej przyznać się do własnej porażki, ale aktualnie czuła się jak dziecko chodzące we mgle, a Victor wydawał się być upragnioną spódnicą matki, której mogło się chwycić. — Jesteś jedyną osobą, którą znam, która może mi pomóc.

    — Rozumiem — odpowiedział spokojnie mężczyzna. Coś było w jego spokoju, co sprawiło, że dziewczyna odetchnęła odrobinę i nie czuła już tak okropnego ucisku w klatce piersiowej.

    — To znaczy, o ile jesteś jeszcze zainteresowany — sprostowała, uśmiechając się gorzko. — Nie byłam dla ciebie najmilsza.

    — Wyglądasz, jak mała dziewczynka, gdy okazujesz skruchę, wiesz? — odparł pytaniem, uśmiechając się delikatnie. — A do tego, gdy się boisz, kulisz się i trzęsiesz jak mały króliczek na widok wilka. To całkiem urocze.

    — Cieszę się, że uważasz moją dziecinność za zaletę. — Westchnęła. Z jakiegoś powodu nie czuła już strachu ani niepewności. Pragnęła jedynie mieć tę rozmowę za sobą.

    — Chciałabyś więc podpisać umowę? — wrócił do tematu. Maureen spojrzała mu w oczy. Przyglądał jej się z zainteresowaniem.

    — Mam z tym kilka problemów — przyznała, przygryzając wargę. — Nie do końca ci wierzę i nie rozumiem, jak to miałoby działać. Wiesz też, że panicznie boję się krwi. Obawiam się, że to wszystko okaże się dla mnie zbyt wiele. — Na samą myśl o jakimkolwiek pobieraniu krwi, poczuła, jak koniuszki jej palców zaczynają mrowić.

    — Co mogę dla ciebie zrobić? — zapytał. Dziewczyna przełknęła ślinę. Cieszyła się chociaż, że był wyrozumiały. Zdecydowanie nie zasłużyła na takie traktowanie z jego strony. Uciekła wzrokiem i skupiła go na palącej się świecy. Płomień tańczył spokojnie, dodając jej samej odrobiny opanowania.

    — Mógłbyś mi pokazać — odezwała się w końcu nieśmiałym i niepewnym głosem. — Pokazać, jak to jest, gdy... No wiesz...

    — Czy ty mnie prosisz, abym cię ugryzł? — przerwał jej, pytając wprost.

    — Tak — szepnęła, nie wierząc własnym słowom. Dlaczego to robiła?

    Mężczyzna siedział chwilę w ciszy, nie odpowiadając. Dziewczyna odważyła się na niego zerknąć. Spoglądał uparcie na świecący za oknem księżyc, który odbijał się w jego oczach. Wyglądał, jakby coś go bolało.

    — Nie zrobię nic bez umowy — powiedział wreszcie, a Maureen miała wrażenie, że wcale nie chciał mówić tego, co powiedział.

    — Nie możesz zrobić wyjątku? — nalegała. Spoglądali sobie w oczy przez dłuższą chwilę.

    — To wbrew zasadom, które sam ustalałem. — Dziewczyna musiała się powstrzymać przed wywróceniem oczami. Dobrze wiedziała, że nie było żadnych zasad, a to wszystko to jedynie urojenia „wampira". — Ma chronić ludzi przed okrucieństwem z naszej strony.

    — Rozumiem to. — Kiwnęła powoli głową, ale miała w niej już formujący się plan. Musiała współpracować z obrazem, który Victor miał w głowie. — Nie mógłbyś mnie nagrać, gdy wyrażam zgodę i w razie konieczności użyć nagrania jako dowodu jednorazowej zgody?

    — Naprawdę chcesz, abym się zgodził, co? — Pokręcił głową. — Mógłbym tak zrobić.

    Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. Mężczyzna wyciągnął telefon z kieszeni swoich spodni i dał jej znać, że rozpoczął nagrywanie.

    — Wyrażam zgodę — zaczęła, próbując ignorować narastające zakłopotanie — by Victor August jednorazowo pożywił się moją krwią w celu sprawdzenia mojego dopasowania na stanowisko jego żywicielki. — Spojrzała mu pytająco w oczy. Kiwnął głową, wyłączył nagrywanie i schował urządzenie. — Czy to wystarczy?

    — Wystarczy. — Uśmiechnął się, a intencja tego uśmiechu nie spodobała się dziewczynie. Był wyjątkowo złowrogi. — Zanim jednak zrobię cokolwiek, musisz doprowadzić się do porządku — zaznaczył surowo. — Umyj chociaż twarz, proszę cię, najlepiej zimną wodą.

    — Dobrze — mruknęła niechętnie. Naprawdę nie miała nawet ochoty wstawać.

    Przygryzła jednak wargę i zmobilizowała nowo nabyte przez tę rozmowę siły. Rzuciła na mężczyznę przelotne spojrzenie, gdy przechodziła przed drzwi do łazienki. Nie była do końca pewna, na co się właśnie zgodziła. Westchnęła delikatnie i zgodnie z jego poleceniem, zaczęła się ogarniać. 

(2348 słów)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro