15. "Trzeba było pilnować swoich spraw"
Myślała, że trzydziesty listopada pozwoli jej położyć się w spokoju i nie robić już nic. Miała szczerą nadzieję, że złe przeczucie, które cały czas towarzyszyło jej od początku tego dnia, nie sprawdzi się. Myliła się jednak. Poniedziałek, trzydziesty dzień listopada miał na zawsze zapisać się jej w pamięci jako najbardziej pechowy dzień w całym jej życiu.
Zaraz po wejściu na klatkę swojego bloku, zauważyła pocztę w swojej skrzynce. Otworzyła ją kluczem i wyjęła pęk listów, wyjątkowo gruby jak na nią. Zastanawiała się, czy może niektóre należały do Keiry, albo były od niej. Stojąc już w windzie, zaczęła przeglądać jeden za drugim. Z przerażeniem stwierdziła, że każdy z nich był wysłany do niej z bardzo podejrzanie brzmiących firm. "Łatwe pożyczki", "Pożyczki 24", "Szybka chwilówka" to nazwy niektórych z nich.
Trzęsącymi się dłońmi otwierała drzwi do mieszkania. Rzuciła na kanapę swoją torebkę, płaszcz i torbę z rzeczami z pracy. Nie interesowało jej, że ulubiony kubek z kotkiem wypadł z tej ostatniej i niemal stoczył się z mebla. Usiadła na krześle przy małym stole tuż obok kuchni i zaczęła rozrywać koperty. Każdy oddech wydawał się przechodzić przez jej płuca z wyjątkową trudnością.
Była zbyt przestraszona i zaskoczona, żeby płakać, gdy czytała jedno wezwanie do zapłaty za drugim. Kwoty, które się na nich znajdowały, były niewielkie, ale było ich tak wiele, że gdy podliczyła je wszystkie, doliczyła się prawie dziesięciu tysięcy funtów. Odsetki za każdy kolejny dzień bez płatności, były również całkowicie kosmiczne. Przegryzła dolną wargę do krwi, a gdy poczuła jej metaliczny posmak, wzdrygnęła się cała. Miała palce tak lodowate, że była prawie pewna, iż jej krew całkiem przestała do nich płynąć. Zaczęła nimi nerwowo ruszać, czując mrowienie.
Wpisała nazwę firmy, która była najbliżej niej, do przeglądarki. Udało jej się zobaczyć zdjęcie siedziby, która wyglądała tak podejrzanie, jak tylko się spodziewała. Wybrała numer telefonu i czekała aż ktoś odbierze. Jej słuch zdawał się wyostrzyć aż nienaturalnie. Sygnał, który wydobywał się z urządzenia, drażnił jej uszy nieprzyjemnie.
W końcu odezwał się męski głos, mówiąc swoje imię, nazwisko i nazwę firmy, do której się dodzwoniła. Wzięła głęboki oddech i zebrała myśli. Rozmowy telefoniczne nigdy nie były jej mocną stroną.
— Dzień dobry — rozpoczęła standardowo, przeklinając samą siebie w myślach, że brzmiała tak cicho i żałośnie. — Dostałam wezwanie do zapłaty, a nie brałam u państwa żadnej pożyczki. — Przełknęła ślinę.
— Chodzi pani o to, że wezwanie przyszło pod zły adres i nie do tej osoby? — zapytał mężczyzna.
— Nie, nie. — Pokręciła głową, choć doskonale wiedziała, że rozmówca nie mógł jej widzieć. — Na kopercie są moje dane, ale jestem pewna, że nigdy u państwa niczego nie pożyczałam — próbowała się wytłumaczyć. — Wydaje mi się, że ktoś ukradł moją tożsamość — powiedziała w końcu, nie dowierzając w to, co sama mówiła.
— Och, rozumiem — powiedział mężczyzna odrobinę zdezorientowanym głosem. — W takim wypadku niestety nie mogę podać pani zbyt wielu informacji przez telefon. Czy da pani radę przyjechać do naszego biura? Jesteśmy otwarci do osiemnastej. Wezwiemy policję tu na miejscu, jeśli będzie taka potrzeba.
Maureen spojrzała na wyświetlacz i stwierdziła, że bez problemu będzie w stanie to zrobić. Adres, który znajdował się na kopercie, był zaledwie kilka przystanków autobusowych dalej. Potwierdziła mężczyźnie, że była już w drodze i rozłączyła się.
Choć normalnie czuła ulgę, odkładając telefon, tym razem przeszkadzała jej w tym ogromnych rozmiarów gula, która utknęła w jej gardle. Pozwalała brać jedynie płytkie oddechy, a każdy kolejny bardziej bolesny od poprzedniego.
Stojąc przed drzwiami biura, nie bała się wcale mniej. Znajdowała się teraz w tej części miasta, do której nigdy nie jeździła. Na osiedlu jeszcze bardziej obskurnym niż jej własne. Przyglądała się chwilę tandetnie wyglądającym naklejkom na oknach. Część z nich zdzierała się już na bokach, a część zdążyła stracić żywe kolory, być może ze starości, a być może ponieważ zadrukowane były najgorszej jakości tuszem.
Starała się przybrać twarz silnej i pewnej siebie kobiety, choć tak bardzo źle jej to zawsze wychodziło. Wchodząc do środka, nawet odrobinę nie udało jej się skryć wszechogarniającego przerażenia, które czuła. Wnętrze siedziby firmy nie wyglądało wiele lepiej niż zewnętrze. Całość była bardzo ciasna, zaledwie jedno biurko, za którym siedział mężczyzna w średnim wieku z wyjątkowo sympatyczną miną oraz ustawiony przed nim fotel, z którego siedziska schodziła już czerwona, sztuczna skóra, którą był obity.
Pracownik firmy wskazał jej dłonią ten właśnie mebel, więc dziewczyna posłusznie na nim usiadła. Miała wrażenie, że siedzenie wypełnione było szpilkami. Rozglądała się nerwowo dookoła, bawiła palcami i wychodziło jej okropnie ukrywanie całego swojego dyskomfortu.
— Więc, z czym pani do mnie przychodzi? — Uśmiechnął się promiennie mężczyzna, gestykulując żywo dłońmi.
— Dzwoniłam wcześniej w sprawie wezwania do zapłaty — powiedziała najspokojniej i jednocześnie najpewniej, jak tylko mogła.
— Ach, tak... — Zadowolony wyraz zniknął z twarzy mężczyzny. — Czy mógłbym je zobaczyć? — zapytał, a dziewczyna przytaknęła natychmiast, wyciągając kopertę z zawartością na biurko. — Pani dokument? — poprosił o kolejną rzecz, którą ta również bez problemu okazała.
Mężczyzna przytaknął ze zrozumieniem i w skupieniu zaczął przeglądać coś na swoim komputerze. W końcu wstał, przeprosił ją i zostawił na moment samą, znikając za drzwiami na zaplecze. Chwilę później wyszedł z niego ktoś inny. Ten drugi mężczyzna, wydawał się dziewczynie dwa razy większy i trzy razy szerszy od poprzedniego. Choć nie lubiła stereotypować ludzi, łysa głowa i widoczny na szyi tatuaż sprawiły, że miała ochotę uciec.
Poprawiła się na siedzeniu, zbierając wszystkie siły, jakie gdzieś w niej pozostały. Wiedziała, że to jedna z tych sytuacji w życiu, której nie może po prostu unikać, choć tak podpowiadała jej dziecinna natura, która dominowała jej charakterem. Przygryzła wargę, myśląc, że ta część ciała została przez nią tego dnia paskudnie zmaltretowana, ale zaciskanie na niej zębów dodawało w jakiś sposób spokoju i upewniało ją, że nie śniła.
— Ja dałem ci pożyczkę, więc ja się tym zajmę — wyjaśnił wielkolud, bo taki przydomek dała mu w myślach, gdy Maureen spoglądała na niego zdezorientowana. Miał w dłoni plik kartek, który podstawił jej pod nos, otwierając na konkretnej stronie. — Twój podpis? — zapytał wyjątkowo niegrzecznym tonem.
Dziewczyna zbadała uważnie wzrokiem zapisane niebieskim tuszem imię i nazwisko i zacisnęła dłonie w pięści, gdy doszła do wniosku, że bez wątpienia były nie do odróżnienia od w sposobu, w jaki ona by je podpisała.
— Mój, ale jestem pewna, że ktoś musiał go podrobić — przyznała i zaprzeczyła na jednym wdechu, wypowiadając kolejne słowa niczym karabin maszynowy.
— Żeby ukraść te miliony, które masz na koncie? — zakpił, a sposób, w jaki wygiął brwi i wargi w wyrazie politowania, jedynie zwiększył chęć dziewczyny do ucieczki. — Twój podpis, ty płacisz. Co ci mam poradzić? Trzeba było pilnować swoich spraw.
— W jaki sposób zostały wybrane pieniądze? Gdzie je przekazaliście? — porzuciła bardzo szybko sprawę podpisu. — Ja nie dostałam niczego na swoje konto, mogę to udowodnić.
— Pieniądze zostały wybrane w gotówce — oznajmił, na co dziewczynie dosłownie opadła szczęka.
— W gotówce? — Zmarszczyła brwi. — To w ogóle legalne? — zapytała, nim zdążyła ugryźć się w język.
— Myślisz, że oszukujemy tu ludzi? — Postawa mężczyzny zrobiła się jeszcze bardziej bojowa niż wcześniej. Maureen miała wrażenie, że napiął on swoje mięśnie i wyprostował jeszcze bardziej na krześle. Przy nim wyglądała jak mała dziewczynka.
— Nie, nie, nie... — zaprzeczyła natychmiast, żywo kręcąc głową na boki. — Myślałam po prostu, że w tych czasach nie można już pożyczać pieniędzy w gotówce.
— Można. U nas można — oznajmił surowo, a minę miał przy tym niesamowicie zaciętą. Dziewczyna musiała więc zaakceptować, że ten sposób udowodnienia swojej niewinności również nie wypalił.
— Macie tu monitoring — stwierdziła bardziej niż zapytała, spoglądając na kamerę powieszoną na ścianie nad głową mężczyzny.
— To atrapa — uciszył jej nadzieję, nie dając się nią nacieszyć nawet przez minutę.
— Czy odpowiedź dla policji byłaby taka sama? — naciskała, nie chcąc dawać jeszcze za wygraną.
Wielkolud pochylił się, wpierając masywne ręce na biurku. Dziewczyna nie czuła się wcale dobrze z tym, jak bardzo zmniejszył się dystans między ich twarzami. Podświadomie wbiła się głębiej w fotel.
— Posłuchaj mnie, paniusiu — mruknął groźnie, na co skóra zjeżyła jej się na całym ciele. — Osobiście dawałem ci gotówkę. Trudno zapomnieć takiego karzełka jak ty — wycedził przez zaciśnięte zęby. — Mieliśmy tu takich jak ty setki. Jednego dnia potrzebują pieniędzy na trawkę, przychodzą, zaciągają u nas dług, nie myślą o konsekwencjach. Gdy przychodzi wezwanie, ubierają się jak sierotka Marysia, robią minę jak na ścięcie i twierdzą, że one nic nie pamiętają — kontynuował, nie dając jej powiedzieć ani słowa. — Zgadnij, ile z nich naprawdę poszło na policję. Dwie. Gliniarze wyśmiali je jeszcze bardziej niż ja.
Maureen nie odezwała się. Miała wrażenie, że na taki monolog nie było żadnej właściwej odpowiedzi. Musiała bardzo postarać się, żeby nie zacząć płakać. Była bezradna. Bez kamer, z podpisem dokładnie takim jak jej i mężczyzną twierdzącym, że to jej dawał gotówkę, nie mogła tu niczego zdziałać. Podniosła się i bez podziękowania zaczęła iść szybkim krokiem w stronę wyjścia.
— Jeśli mogę dać ci dobrą radę, polecam wrócić tu z gotówką. — Usłyszała jeszcze głos wielkoluda. — Mamy kilka wewnętrznych procedur, które realizujemy, zanim idziemy z dłużnikiem do sądu. — Uśmiechnął się złowrogo.
(1520 słów)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro