14. "Czy coś się stało?"
Po kolejnych trzech tygodniach przebywania w tym samym miejscu co Sara i Mike stało się to dla niej bardzo oczywiste, że wkrótce będzie musiała zacząć szukać nowej pracy. Nie mogła w to uwierzyć, że jej przyjaciel, z którym znała się od lat, uwierzył nowopoznanej dziewczynie, nie chcąc nawet wysłuchać jej wersji wydarzeń. Oglądanie tych dwóch i znoszenie wrednych komentarzy, bardzo szybko stało się zbyt trudne dla Maureen. Była cieniem swojej dawnej radosnej i dziecinnej wersji, a każdy kolejny dzień jedynie pogarszał jej stan. Nigdy by jednak nie przypuszczała, że jej życie dopiero zaczynało runąć w gruzach. Ten listopad miał jej wiele, wiele więcej do zaoferowania, choć już się kończył.
W ten poniedziałek, który był ostatnim dniem listopada, wstała jak zawsze i prawie od razu po przebudzeniu zadzwoniła do Keiry. Jej była współlokatorka nie odebrała, niestety również jak zawsze. Maureen dzwoniła do niej trzy razy dziennie — zaraz po wstaniu, gdy wracała z pracy i nim kładła się spać. Za każdym razem odpowiadał jej jedynie sygnał po drugiej stronie, co powodowało dwie lub trzy łzy spływające po policzku dziewczyny. Obawiała się, że już nigdy nie spotka swojej przyjaciółki, że ślad całkiem po niej zaginął. Zastanawiała się kilka razy, czy powinna pójść na policję, ale rezygnowała, wiedząc, że niewiele jej pomogą. Keira była w końcu dorosła, spakowała się i zabrała paszport ze sobą. Nikt nie potraktuje tego zniknięcia jak coś, czym należałoby się martwić.
W pracy rano była sama. Nie miała nic przeciwko temu, a wręcz przeciwnie. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, wolała taki stan rzeczy. Będąc sama, nie musiała liczyć na nikogo innego. Liczenie na Mike'a zrobiło się ostatnio trudne, a Sarze nigdy nie zaczęła nawet ufać. Po takim czasie spędzonym na pracy w jednym miejscu łatwo jej było przewidzieć, co się może stać, a biorąc pod uwagę nie tak dawne wydarzenia, wcale nie chciała być zaskakiwana.
Niestety tego dnia jej życzenie miało nie zostać spełnione. Pod koniec jej zmiany, gdy usłyszała, że ktoś wpisuje kod do drzwi na zaplecze, spodziewała się zobaczyć tam Mike'a, który przychodzi ją zmienić. Zamiast tego, zobaczyła jego ojca — właściciela z wyjątkowo surową miną. Spojrzała na niego pytająco, witając się grzecznie. Nie miała z mężczyzną wiele kontaktu, większością spraw związanych z tym miejscem zajmował się jej przyjaciel, podczas gdy jego ojciec dbał o inne inwestycje, które miał. Coś ważnego musiało się więc stać, że postanowił przyjść osobiście.
— Maureen, muszę z tobą porozmawiać — zaczął, a ton, z jakim to zrobił, nie mógł zwiastować niczego innego, jak kłopotów.
— Oczywiście, proszę pana — odparła od razu, siląc się na odrobinę beztroskiego uśmiechu. Nie chciała dać po sobie poznać, jak bardzo zestresowała ją sama obecność mężczyzny.
— Bardzo przykro mi to mówić, bo pracujesz dla nas już długo, ale wydaje mi się, że najwyższa pora zakończyć naszą współpracę — powiedział. Maureen bardzo chciała, aby okazało się, że się przesłyszała.
— Ma pan na myśli, że jestem zwolniona? — dopytała, przybierając przerażony wyraz twarzy.
— Tak, musimy zakończyć naszą współpracę. — Po tym potwierdzeniu właściciela, Maureen poczuła, jak zaczęło jej dzwonić w uszach.
— Ale... Dlaczego? — wydusiła z siebie, mimo zaciśniętego gardła. Nie wierzyła, nie była w stanie przyjąć w tamtym momencie do wiadomości, że właściciel miałby jakąkolwiek podstawę, aby ją zwolnić.
— Dostałaś już dwa upomnienia na piśmie — mruknął. Miała wrażenie, że fakt, iż musiał ją zwolnić, był dla niego bardziej irytujący niż jakakolwiek inna emocja, którą powinien odczuwać człowiek w takim momencie. — Powinnaś doskonale wiedzieć, o co chodzi.
— Nie dostałam ani jednego — zaprzeczyła natychmiast. Zastanawiała się, czy to ona była szalona, a może właściciel chciał ułatwić sobie zadanie i zrobić z niej idiotkę. Nie mógł jej w końcu zwolnić bez powodu, bo pracowała dla niego tak długo.
— Maureen, proszę cię. Podpisałaś się, że je otrzymałaś. — W bardzo nieprofesjonalny sposób wywrócił oczami. Dziewczyna przypomniała sobie, dlaczego zawsze się cieszyła, że Mike przejął niemal zupełnie tę część ich biznesu.
— Ja naprawdę nie...
— Wiem, jak wygląda twój podpis. — Wciął się jej w słowo. — Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że ktoś postanowił się nauczyć, jak go perfekcyjnie podrobić. — Prychnął pod nosem, kręcąc jednocześnie głową.
— Błagam pana, naprawdę niczego nie otrzymałam. — Czuła jak irytujące łzy napływały do jej oczu. Zastanawiała się, dlaczego zawsze musiało się to dziać w takich momentach. Tak bardzo chciałaby móc wyjść na silną i pewną siebie, a zamiast tego otrzymywała bezradną kluchę.
— Mam przysłać ci kopię dokumentów, które podpisywałaś? — burknął w końcu, nie kryjąc swojego zirytowania.
— Bardzo proszę. — Dziewczyna poddała się, widząc, że go nie przekona. Ugryzła się w język, postanawiając już nie prosić i nie sprawić, aby całkiem się rozpłakać.
— W takim razie dołączę do nich twoje świadectwo pracy i powody wypowiedzenia umowy — oznajmił chłodno, zapisując ten fakt w swoim kalendarzu.
— Czy może mi pan powiedzieć, o co chodziło? — poprosiła nieśmiało. Nie chciała jeszcze bardziej zdenerwować mężczyzny, ale jednocześnie nie widziało jej się czekać na przesłane pocztą kopie dokumentów.
— W wielkim skrócie zaczęłaś robić błędy w naszych dokumentach i naszym systemie. Mogłem to tolerować przez jakiś czas, upominać cię, ale nie zamierzam poprawiać każdej jednej rzeczy, którą wprowadziłaś do komputera. — Spojrzał na nią z politowaniem. — Poważnie, odkąd zniknęła Keira, zachowujesz się tak, jakbyś zupełnie zapomniała, w jaki sposób się tutaj pracuje — zauważył, marszcząc brwi.
— Robiłam wszystko dokładnie tak samo, jak...
— Proszę cię, nie utrudniaj tego — przerwał jej znów. — Dałem ci dwa ostrzeżenia i nie zamierzam dawać trzeciego. Masz miesiąc, aby znaleźć sobie nową pracę. Proszę, podpisz wypowiedzenie i rozstańmy się na dobrych warunkach.
— Rozumiem. — Spuściła głowę, poddając się całkiem.
— Bardzo cię proszę, żebyś dzisiaj zabrała ze sobą wszystkie swoje rzeczy. Wydaje mi się, że lepiej będzie, jeśli nie będziesz pracować w trakcie trwania wypowiedzenia. Nie chcę, abyś była jeszcze bardziej rozkojarzona. — Dziewczyna spoglądała na niego w ciszy. Jakiekolwiek błędy podobno popełniała, musiały być bardzo poważne, skoro właściciel zdecydował płacić jej cały miesiąc za nic. — Potraktuj ten czas jako dobrą szansę na znalezienie pracy w miejscu, gdzie sprawdzisz się jeszcze lepiej niż u nas.
— Dobrze.
— Jeśli zdecydujesz, że chciałabyś zakończyć naszą umowę szybciej, za porozumieniem stron, masz mój numer telefonu. Wystarczy, że zadzwonisz. — Posłał jej wymuszony uśmiech.
— Rozumiem.
— Dziękuję ci bardzo za wszystko. Przez długi czas byłaś naprawdę bezcennym członkiem zespołu. Życzę ci wszystkiego dobrego, gdziekolwiek zaprowadzi cię teraz życie.
I choć słowa właściciela były miłe i wypowiadane niby serdecznym tonem, Maureen czuła się jak oblana wiadrem z zimną wodą. Miała wrażenie, że wszystkie jej stawy zardzewiały. Każdy ruch, który próbowała zrobić, sprawiał jej trudność i ból. Nie potrafiła też normalnie oddychać ani całkiem pożegnać się z wychodzącym mężczyzną. Gdy została na zapleczu sama, łzy, które wcześniej próbowała powstrzymać, zaczęły spływać strumieniami po jej policzkach. Wdzięczna losowi, że chociaż nie przysłał o tej godzinie klientów, ściągnęła okulary i schowała twarz w dłoniach.
W takim stanie zastał ją Mike, który wszedł, aby rozpocząć swoją zmianę. Nie skomentował tego w żaden sposób, co zadało dziewczynie niewyobrażalny ból. Musiał wiedzieć, co planował jego ojciec i nie pofatygował się, żeby jej o tym powiedzieć. Zastanawiała się, czy właściciel rzeczywiście będzie w stanie pokazać jej rzekomo podpisane przez nią ostrzeżenia. Była przecież pewna, że niczego nie podpisywała.
Spróbowała doprowadzić się do porządku. Nie było sensu płakać w tym miejscu. Czuła ścisk w żołądku tak ogromny, że chciała je jak najszybciej opuścić. Wiedziała doskonale, że nie była tu już mile widziana.
W kawiarni nie miała zbyt wielu swoich rzeczy. Bardzo szybko wzięła składaną torbę, którą miała w swojej torebce i spakowała wszystko to, co do niej należało. Nie mogła powstrzymać łez, gdy zabierała swój kubek i inne naczynia z szafki. Ponieważ on nie pofatygował się, aby się z nią przywitać, Maureen nie pożegnała się z Mikiem. Rzuciła mu tylko smutne spojrzenie, gdy wychodziła przez drzwi na zaplecze.
Opuszczając kawiarnię, poczuła się poniekąd wolna. To miejsce miało na jej zdrowie psychiczne absolutnie negatywny wpływ od zniknięcia Keiry. Za każdym razem, gdy robiła też czarną kawę, przypominał jej się mężczyzna, o którym bardzo nie chciała pamiętać. Unosząc delikatnie okulary w górę, otarła najświeższe łzy i zaczęła przemierzać dobrze znajomą drogę do mieszkania.
— Spójrz na siebie. — Usłyszała głos, który zadzwonił w jej uszach niczym najgorsze skrzeczenie. — Zapłakana, ze spuszczoną głową... — kontynuowała Sara. — Czy coś się stało? — zapytała, a jej głos przybrał ton wymuszonej i kompletnie nieszczerej troski.
— Zostaw mnie. — Maureen chciała brzmieć stanowczo, ale niestety wciąż ściśnięte gardło, załamało jej głos w połowie zdania, sprawiając, że całość wyszła raczej żałośnie.
— Mówiłam ci, że to nie miejsce dla ciebie. — Uśmiechnęła się wrednie, nie dając za wygraną.
— To twoja wina? — Dziewczyna nie mogła powstrzymać się przed wysyczeniem tego pytania.
— Moja? — Zaśmiała się. — Ja tylko popchnęłam wszystko we właściwym kierunku i być może namieszałam tu i tam, gdy znudziło mi się czekanie. — Wzruszyła ramionami.
— Ty dziwko — warknęła Maureen, czym zaskoczyła nawet samą siebie. Nigdy w życiu nie rzuciła w kogoś obelgą.
Sara prychnęła jedynie, posyłając dziewczynie kolejny lekceważący uśmiech.
— Być może powinnaś rozejrzeć się za byciem dziwką? Słyszałam, że dobrze zarabiają. Może być ci to potrzebne.
— O czym mówisz? — dopytała, spoglądając na nią podejrzliwie.
— Dowiesz się już bardzo niedługo. — Pozostawiła ją z odpowiedzią, która w żaden sposób nie zaspokoiła jej ciekawości. Maureen uznała, że nie warto kontynuować tej rozmowy. Przeszła kilka kroków we właściwym kierunku. — Dam ci radę. — Usłyszała za sobą jeszcze głos Sary. — Popracuj nad nowym podpisem. Ten jest dziecinnie prosty do podrobienia.
Maureen stanęła jak wryta i natychmiast odwróciła się w kierunku dziewczyny. Zamiast niej, zauważyła jedynie pustą ścieżkę za sobą. Zagryzła wargę, myśląc, że to niemożliwe, aby Sara posunęła się aż do tego stopnia, nie zrobiłaby niczego więcej. Spodziewała się, że nowa współpracownica jej nienawidzi, ale nigdy by nie podejrzewała, że zrobiłaby coś takiego. Była pewna, że dziewczyna chciała po prostu ją nastraszyć.
I choć teoretycznie nie musiała przed niczym uciekać, niemal biegiem wróciła do mieszkania.
(1668 słów)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro