12. "Proszę, zostaw mnie w spokoju"
Maureen nie potrafiła się zdobyć na to, aby zajrzeć do teczki od razu po powrocie do domu ani przez bardzo długi czas po tym. Po prostu schowała ją gdzieś głęboko do szafki i starała się o niej zapomnieć. Sama myśl o Victorze sprawiała jej niewyjaśniony ból. Powróciły nocne koszmary, a w pobliżu nie było nawet Keiry, do której można by pójść po sprawiające wrażenie matczynego przytulenie. Przyjaciółka dalej nie odbierała nawet telefonu, a dziewczyna była pewna, że wypadające bardziej niż zazwyczaj podczas prysznica włosy, musiały być spowodowane zamartwianiem się o nią.
W niedzielę miała zmianę sam na sam z nową dziewczyną. Ona była kolejnym z jej zmartwień. To prawda, że pojmowała kolejne tłumaczone jej rzeczy bardzo szybko, w pracy radziła sobie świetnie i traktowała klientów w należyty sposób. Emanowała jednak taką ilością niechęci do Maureen, że ta była w stu procentach pewna, że nigdy nie doświadczyła czegoś takiego. Nie miała pojęcia i nie ważne, jak bardzo próbowała, nie potrafiła zrozumieć, co było tego przyczyną.
Nie pomagał w tym fakt, że Mike był Sarą zupełnie oczarowany. Wieczorem, po tych nieszczęsnych kilku godzinach, które dziewczyna musiała z nią spędzić, zadzwonił do niej. Był to pierwszy raz od ich kłótni wtedy, kiedy Sara przyszła pierwszy raz do pracy, gdy kontaktował się z nią w sprawach innych niż służbowych. Nie chciał jednak porozmawiać o ważnych rzeczach, które wydarzyły się przez ten czas w ich życiu lub po prostu mówić o wszystkim i niczym. Tego dziewczyna tak dramatycznie potrzebowała — odrobiny normalności w tym ostatnio rozszalałym życiu.
Zamiast tego dostała godzinną „Odę do Cudowności Sary". Nie miała pojęcia, czy to miało wzbudzić w niej zazdrość i zastanawiała się, czy była samolubna, myśląc, że każde zachowanie chłopaka obracało się wokół niej. Mike opowiadał jednak z przerażająco dokładnymi szczegółami, jaka Sara była wspaniała, jak zamierzał zaprosić ją na randkę, jak uroczo się uśmiechała i zakładała włosy za ucho i lubiła takie same filmy, jak on i taką samą muzykę i...
Maureen była prawie pewna, że zasnęła na chwilę lub całkiem odcięła się od rzeczywistości. Nie przychodziło jej bowiem do głowy, co chłopak mógł mówić przez całą tę godzinę, bo tyle wskazywał licznik rozmowy na telefonie. Nawet ona nie byłaby w stanie wymyślić tylu epitetów, aby określić wspaniałość Victora, gdy jeszcze wydawał jej się idealny.
Właśnie wtedy, po tak wyczerpującej rozmowie, zestresowana sytuacją w pracy i zmartwiona kolejną nieudaną próbą dodzwonienia się do Keiry, potrzebowała czegoś, żeby odgonić swoje myśli od tego wszystkiego. To był dokładnie ten właściwy moment, na który czekała, by sięgnąć po czerwoną, skórzaną teczkę i przejrzeć jej zawartość.
Bardzo szybko przekonała się, że użycie takiej metody, aby ochronić to, co było wewnątrz, okazało się zupełnie niepotrzebne. Znajdowało się tam bowiem jedynie kilka kartek, które wyglądały jak artykuły z Wikipedii. Prychnęła, myśląc o tym, jak bardzo to w stylu Victora. Przygryzła jednak wargę, orientując się, że myśl o nim wciąż wywoływała więcej emocji niż by chciała.
„Żywiciel — osoba, która z własnej, nieprzymuszonej woli zobowiązuje się oddawać krew wampirowi, z którym podpisała właściwą umowę."
Przeleciała szybko wzrokiem przez kilka kolejnych paragrafów, bo mówiły one o historii żywicieli, co wydawało jej się wybitnie nieciekawe. Zdawała sobie sprawę z tego, że Victor najpewniej zmyślił to wszystko, a żadne z tych wydarzeń nie miało miejsca. Wciąż nie była w stanie sobie wytłumaczyć, dlaczego nie potrafiła wyczuć jego tętna, ale potencjalny wampiryzm mężczyzny był dosłownie na samym dole jej listy prawdopodobnych wyjaśnień.
Kolejny ciekawiący ją paragraf był zatytułowany „obowiązki żywiciela".
„Żywiciel zobowiązuje się przede wszystkim do oddawania wampirowi pożywienia w wyznaczonej przez niego i zaakceptowanej przez specjalistę ilości oraz odpowiednich odstępach czasu. Do jego obowiązków należy również dbanie o swoje zdrowie w sposób wyznaczony przez wampira i monitorowany przez specjalistę. Większość wampirów wymaga również, aby żywiciel przeprowadził się do ich obecnego miejsca zamieszkania."
Maureen nie mogła nie zauważyć, że ta lista była podejrzanie krótka jak na coś, za co podobno można było dostać pokaźną sumę pieniędzy. Ciekawiła ją jeszcze tylko jedna rzecz. Chciała wiedzieć, dokładnie jak pokaźna była to suma. Westchnęła niezadowolona, gdy doszła do paragrafu zatytułowanego „wynagrodzenie".
„Wynagrodzenie zostaje wyznaczone przez specjalistę po dokładnym zbadaniu zawartości i rodzaju krwi żywiciela."
Nie wymagało to wiele czasu, nim doszła do wniosku, że nie było najmniejszych szans, żeby choćby rozważać zgodzenie się na coś takiego. Po pierwsze, samo czytanie słowa „krew" tak wiele razy, przyprawiło ją o niezdrowe mrowienie w końcach palców. Wszystko to brzmiało również zbyt cudownie i zbyt podejrzanie jednocześnie. Opisane to zostało tak, jakby miała raz na jakiś czas dać się ukąsić, a tak to leżeć i pachnieć, pływając w luksusach. Wciąż nie wierzyła również Victorowi, że naprawdę był wampirem. Była przekonana, że jeśli zgodzi się na cokolwiek z tego, co napisał, znajdzie się w szponach zboczeńca lub szaleńca.
„Wybacz, że to zajęło tak długo. Zapewne spodziewałeś się tego, ale nie jestem zainteresowana. Proszę, zostaw mnie w spokoju." — wysłała mu wiadomość, bo nie miała siły ani odwagi zadzwonić.
„Masz mój numer. Będę czekał, jeśli zmienisz zdanie."
***
Dla wampira powrót z kolacji był równie nieprzyjemny, co dla dziewczyny. Nie fatygował się wzywaniem kolejnego kierowcy. Biegiem dotarł do swojego apartamentu szybciej niż zrobiłby to jakimkolwiek samochodem. Wpadł do środka, a rozżarzony gniewem był do tego stopnia, że wyglądał jak prawdziwa kula ognia.
Paskudnie nie podobało mu się, co jego moce robiły z dziewczyną. Nie otumaniały jej, zamieniając w posłuszną i uległą dziewczynkę, lecz dodawały pewności siebie i swobody w nieukrywaniu swojego prawdziwego charakteru. Przeklinał czasem swój dar w tym, jak nieprecyzyjny potrafił być. Przeklinał również samego siebie, że musiał sobie upatrzyć akurat taką problematyczną osóbkę. W końcu, przeklinał księżyc za to, że nie ostrzegł go, jak to wszystko się skończy.
— Elliott — wrzasnął, wyczuwając obecność sługi w apartamencie, choć tamten próbował oddychać najciszej, jak potrafił. Przyczłapał do niego wyjątkowo szybko, mobilizując całą swoją tuszę. Victor był pod wrażeniem jak dobrym motywatorem był dla ludzi strach. — Maureen Velschevska — wypowiedział jej nazwisko znacznie już spokojniej. — Dowiedz się o niej czegokolwiek, co mogłoby mi się przydać.
— T-tak panie — odparł szybko sługa, kłaniając się nisko i znikając mu z oczu.
Kolejna osoba, którą musiał zmobilizować i której należało chyba przypomnieć, po co przybyła do tego miejsca, była Sara. Pobiegł w wampirzym tempie do swojego gabinetu i zasiadł wygodnie za biurkiem. Nie marnował czasu. W dalszym ciągu był zbyt zdenerwowany.
— Tak, panie? — Usłyszał w słuchawce głos wampirzycy.
— Chcę wiedzieć, czy czynisz postępy — przeszedł od razu do rzeczy, a surowy ton jego głosu sprawił, że Sara od razu zaczęła formułować odpowiedź.
— Zatrudniłam się już w kawiarni, zebrałam dość informacji o dziewczynie, chłopak praktycznie je mi z ręki — zdała szybki raport, na co Victor uśmiechnął się chytrze. Chociaż jedna osoba robiła to, co powinna. — Rozumiem, panie, czemu pragniesz ją dla siebie. Jest aż przerażająco w twoim typie.
— Niestety nie do końca jest chętna na warunki, które jej przedstawiłem — mruknął, nie kryjąc swojego niezadowolenia. — Pośpiesz się. Ma być w takiej sytuacji, że absolutnie jedynym wyjściem będzie zgodzenie się na nie.
Księżyc postanowił się w końcu wyłonić zza chmur, ośmielając się pokazać swoją zdradziecką twarz. Victor spojrzał na niego gniewnie i jak na zawołanie, przyleciał dość spory obłok, zakrywając w całości srebrną tarczę. Wampir wiedział, że jego astralny towarzysz oceniał go w tym momencie, dziwiąc się zapewne, że coś takiego jak ludzka dziewczyna potrafiło tak niesamowicie wyprowadzić go z równowagi. Victor próbował go przekonać, że miał wszystko pod kontrolą.
— Oczywiście, panie. Nie potrzebuję wiele czasu — zapewniała go swoim słodkim, kokieteryjnym głosem.
— Nie masz wiele czasu — warknął, nie reagując na jej zaloty. — Czy obmyśliłaś chociaż konkretny plan?
— Och, nie martw się, panie, mam plan — odmruczała złowrogo, zupełnie niezniechęcona jego nieprzyjemną reakcją.
Wampir uśmiechnął się sam do siebie. Jeśli w grę wchodziły jego pieniądze, Sara potrafiła zrobić absolutnie wszystko. Wiedział, że to tylko kwestia czasu nim pewna uparta, mała dziewczynka, wpadnie w jego słodką pułapkę.
(1308 słów)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro