Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. "To jedynie kwestia czasu"

    Ich kolejne spotkanie miało nadejść dość szybko, bo już we wtorek. Maureen miała wolne w środę, więc oznajmiła Victorowi, że chętnie spędzi z nim wieczór. Tym razem mężczyzna nalegał, aby to do niego należał wybór odpowiedniego ku temu miejsca. Dziewczyna nie protestowała, sądząc, że to w końcu sprawiedliwe. Jedynym jej warunkiem było to, aby tym razem spotkali się pod jej mieszkaniem i aby mężczyzna naprawdę pozwolił jej zrobić dobre czwarte wrażenie.

    Wampir nie potrzebował, aby dziewczyna robiła na nim lepsze wrażenie. Dla niego była perfekcyjna, ale zdecydowanie nie z tego powodu, z jakiego by chciała. Siedział na bloku naprzeciwko okna w jej sypialni i obserwował, jak po raz kolejny rzucała się z boku na bok. Zirytowany zauważył, że ten brak snu musiał mieć okropne efekty na jej ciele. Jego żywicielka powinna być w najlepszym fizycznym stanie, a to oznaczało spanie, gdy należało spać. Wiedział, że jakby była jego, to...

    Spojrzał w niebo, szukając swojego astralnego towarzysza. Wiedział, że to jedynie kwestia czasu nim dziewczyna będzie jego. Uśmiechnął się. Był pozytywnie nastawiony, ale jednocześnie szukał odpowiedzi. Zastanawiał się, w jaki sposób taka niewinna duszyczka zareaguje na wieści, które miał jej do przekazania. Księżyc jak zwykle pozostał niemy w tej sprawie. Wampira drażniło, że wiedział on tak wiele, a nigdy nie chciał się tą wiedzą dzielić.

    W końcu mógł wślizgnąć się do jej mieszkania i zapewnić spokojny sen, którego tak bardzo potrzebowała. Cieszył się, że mógł pomóc odganiać jej lęki. Odkrył już dość dokładnie jej osobisty, zagmatwany sposób wyrażania emocji. Prawda była jednak taka, że każdej nocy coś zdołało go w nim zaskoczyć. Czuł, że mógłby się do tego przyzwyczaić. Nie mieć nic przeciwko czuwać nad nią co noc i obserwować, jak spała. Było w tym coś fascynującego, co wychodziło poza jej zszarganą psychikę.

    Maureen obudziła się wraz z dźwiękiem budzika. Tego dnia nie padało nawet, a wpadający przez nieszczelne okna wiatr okazał się być nie aż tak zimny. Choć budynki przykryte były jak zazwyczaj przez mgłę, wydawała się ona niemal zachęcająca, łagodna, a nie złowroga jak zazwyczaj. Ten dzień zaczął się bardzo dobrze. Uśmiechnęła się szeroko, myśląc o śnie, który miała. Śniła o nim. Mierzwiła palcami ciemne włosy i spoglądała głęboko w oliwkowe oczy.

    Przygryzła wargę, czując niezdrowe podekscytowanie. Wciąż nie mogła uwierzyć, że ich dzisiejsze spotkanie miało nie być tylko kolejnym ze snów nieuleczalnej romantyczki, którą była.

    Do pracy dotarła przed czasem, a droga do niej okazała się wyjątkowo przyjemna. Słuchała audiobooka nowej książki swojej ulubionej autorki. Cieszyła się, że byli ludzie, którzy chcieli tworzyć. Nie mogła sobie wyobrazić, jak nudne byłoby jej życie, gdyby nie miała w nim momentów chwilowego przeniesienia się w wymyślony przez kogoś świat.

    Mike wciąż był w stosunku do niej wyjątkowo chłodny. Doskonale wiedziała, co było tego przyczyną. Victor. Zdawała sobie sprawę z tego, że jej przyjaciel, o ile miała jeszcze prawo go tak nazywać, wciąż miał nadzieję na coś więcej. Być może zobaczenie jej z innym było gwoździem do trumny ich przyjemnej znajomości.

    — Ojciec zatrudnił w końcu kogoś nowego — oznajmił, gdy wykładali towar na wystawę. — Wiesz, co się dzieje z Keirą?

    — Niestety nie mam pojęcia — odparła szczerze, czując ukłucie zmartwienia gdzieś w brzuchu. Nie potrafiła skontaktować się z przyjaciółką, odkąd ostatnim razem blondynka do niej zadzwoniła.

    — Na pewno? Pewnie wiesz chociaż, czemu zniknęła. — Maureen zacisnęła dłonie na worku z ziarnami kawy, którymi właśnie uzupełniała ekspres. Nie spodobał jej się oskarżycielski ton, z jakim Mike z nią rozmawiał.

    — Uwierz mi, że bardzo chciałabym wiedzieć cokolwiek o tym, co się z nią dzieje — syknęła, a głos, który wydobył się z jej gardła, okazał się znacznie bardziej przepełniony jadem, niż chciała, aby był. — Wybacz — szepnęła ze skruchą. — Bardzo się o nią martwię.

    — Zapomnij — mruknął, a nim zdążył cokolwiek dodać, oboje usłyszeli dzwonek jego telefonu. — To... — spojrzał na wyświetlacz — ta nowa dziewczyna.

    Zniknął za drzwiami na zaplecze. Maureen wzięła kilka głębokich wdechów, gdy go nie było. Nie spodziewała się, że lata przyjaźni mogą zakończyć się w ten sposób. Zaczęła poważnie rozważać, czy nie powinna rozglądać się za nową pracą.

    Mike wrócił po kilku minutach i przyprowadził ze sobą nową pracownicę. Maureen przyjrzała jej się zaciekawiona. Uniosła delikatnie brew, zdając sobie sprawę z tego, że stała przed nią najpiękniejsza dziewczyna, jaką w życiu widziała. Sara, bo tak właśnie miała na imię, była niemalże tego samego wzrostu, co ona, czyli bardzo niziutka, ale jej ciało wyglądało zupełnie inaczej. Miała zaokrąglenia we wszystkich pożądanych miejscach, których wcale nie próbowała ukrywać, nosząc dopasowane i niezbyt skromne ubrania. Zrobiła na niej wrażenie już samym wejściem. Chodziła z pewnością siebie, uśmiechała się promiennie i niby niewinnie poprawiała swoje długie, spięte w wysoki kucyk, czarne włosy.

    Maureen posłała spojrzenie swojemu przyjacielowi, który nie mówił nic przez niepokojąco długi czas. Widziała, że uroda nowoprzybyłej nie powaliła jedynie jej na kolana.

    — Miło cię poznać — zaczęła rozmowę Maureen, przychodząc Mike'owi na ratunek. — Bardzo się cieszymy, że do nas dołączysz.

    — Oprowadzisz mnie? — zapytała Mike'a słodkim głosikiem. Dziewczyna zmarszczyła brwi, orientując się, że została kompletnie zignorowana.

    — Jasne, nie ma problemu. — Chłopak wydawał się być zupełnie wniebowzięty, również traktując Maureen jak powietrze.

    Ta wywróciła oczami i wróciła do swojej pracy. Cieszyła się, że szkolenie nowej nie spadło na nią. Sara cały dzień spędziła, przystawiając się do chłopaka i praktycznie kompletnie ignorując dziewczynę. Maureen zauważyła to oczywiście, ale nie do końca potrafiła to zrozumieć, więc postanowiła się nie przejmować i kontynuować pracę. Godziny mijały jej szybko, a humor pozostawał dobry, gdy tylko myślała o swoim wieczornym spotkaniu.

    W końcu wybiła godzina szesnasta, a Maureen przyszedł zmienić brat Mike'a. Choć normalnie nie pracował już z nimi, bez Keiry była taka potrzeba. On również pytał o nagłą nieobecność blondynki, a dziewczyna nie potrafiła znów odpowiedzieć. Nie chciała, aby rozmowa z nim przedłużyła się za bardzo, więc bardzo szybko pożegnała się i biegiem wróciła do mieszkania.

    Dziewczyna nigdy nie należała do tych, które potrafiły godziny spędzić na przygotowaniach i przywiązywały uwagę do najmniejszych szczegółów, jeśli chodziło o wygląd. Nie, żeby sądziła, iż coś z nimi nie tak. Po prostu być może zbyt rzadko miała okazję się szykować albo z jakiegoś powodu uważała, że i tak nie ma czego szykować, myśląc o swojej przeciętnej urodzie. Dziś jednak okazja się trafiła i doskonale wiedziała, że chciałaby wypaść dobrze. Victor powiedział „kolacja", a biorąc pod uwagę jego upodobania, spodziewała się czegoś wystawnego.

    Niestety nie miała ubrań, które mogłyby dorównać stylowi mężczyzny, nie miała umiejętności makijażowych, które pomogłyby jej wpasować się pomiędzy inne kobiety, które zapewne musiały obracać się w jego środowisku. Przyszykowania okazały się więc nie lada wyzwaniem. Przeklinała co chwilę pod nosem, że nie ma choć jednej eleganckiej sukienki, a jej włosy nie są naturalnie posłuszne i proste lub bajecznie kręcone, a zamiast tego były niesforną mieszanką tych dwóch.

    Nie ukrywała, że te dwie godziny pomiędzy końcem pracy, a telefonem Victora, popsuły jej odrobinę humor. Tak więc usłyszenie głosu mężczyzny, nawet zniekształconego nieco przez słuchawkę starego telefonu, okazało się wyjątkowo ekscytujące.

    — Gotowa? — zapytał, na co ona dosłownie wystrzeliła z kanapy.

    — Tak — odparła prędko. — Tak, już schodzę. — Uśmiechnęła się delikatnie.

    Wampir przyjrzał jej się dokładnie, gdy tylko znalazła się w zasięgu jego wzroku. Nie mógł powstrzymać chytrego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy, gdy obserwował, jak niepewna i zestresowana była. Rozglądała się nerwowo po parkingu przed swoim blokiem, szukając jego samochodu. On przyjechał jednak tego dnia zupełnie innym. Tego dnia nie chciał ryzykować, że dziewczyna znów uzna jego noszenie okularów przeciwsłonecznych w aucie za dziwne, więc wziął ze sobą kierowcę i postanowił zostawić światło z tyłu uruchomione przez cały czas podróży.

    W końcu wysiadł, wciąż wlepiając w nią spojrzenie. Wyglądała dokładnie tak, jak powinna. Skromnie, ślicznie i naturalnie. Po raz pierwszy zobaczył ją w sukience, co zauważył z nieukrywaną satysfakcją. Choć daleka była od drogich tkanin, w które on by ją ubierał, wyglądała na niej tysiąc razy lepiej niż cokolwiek innego, w czym ją widział.

    Wypowiedział jej imię, co od razu zwróciło uwagę dziewczyny. Uśmiechnęła się z widoczną ulgą na twarzy, ale i zmarszczyła po chwili brwi, rozumiejąc, że jej towarzysz nie wyszedł z siedzenia kierowcy. Otworzył dla niej tylne drzwi, ale nim przez nie wsiadła, zauważyła innego mężczyznę siedzącego na miejscu, w którym spodziewała się zastać wampira.

    — Kierowca? — spytała z odrobiną rozbawienia w głosie. — To... ekstrawaganckie — skomentowała, chichocząc, wsiadła jednak posłusznie do tyłu.

    — Czy ty się ze mnie wyśmiewasz? — Wampir uniósł brew, zajmując miejsce obok niej.

    — „Wyśmiewasz" to tak mocne słowo. — Uśmiechnęła się zadziornie, na co on pokręcił głową z niedowierzaniem.

    Coś przykuło jego uwagę, gdy jego oczy mimowolnie powędrowały do szyi dziewczyny. Nosiła na niej ozdobę, był niemal w stu procentach pewny, że dzisiejsze osoby nazwałyby taki typ biżuterii „choker". W przypadku Maureen był to materiałowy, czarny sznurek, na którego końcach znajdowały się ozdobne perełki, który dziewczyna związała z przodu w kokardkę.

    Uśmiechnął się krzywo, myśląc, że wygląda to, jakby przyniosła dla niego prezent. Najlepszy, jaki mogła mu zaoferować. Przełknął ślinę, powstrzymując ogromną chęć pociągnięcia za jeden z końców i odpakowania go, delektując się czerwoną cieczą płynącą pod spodem. Była tak blisko, zamknięta z nim i kierowcą, który był Niższym, w jednej, metalowej puszce. Bez możliwości ucieczki, bez pomocy, bez...

    — Victor? — W końcu do jego uszu dotarło ciche pytanie.

    — Wybacz, zamyśliłem się. — Otrząsnął się, przenosząc spojrzenie znów na jej oczy. Marszczyła zaniepokojona brwi, ale wyraz jej twarzy rozpogodził się, gdy zwrócił na nią znów uwagę. Zdecydowanie zbyt długo był na substytutach... — Pytałaś o coś?

    — Tak — przyznała — chciałam wiedzieć, dlaczego konieczny był dziś kierowca.

    — Aby upewnić się, że otrzymasz dziś moją niepodzieloną uwagę. — Uśmiechnął się szeroko. — To długa droga, której nie znam zbyt dobrze. Nie chciałem, żebyś musiała oglądać, jak męczę się z nawigacją.

    — Rozumiem. — Przytaknęła spokojnie, spoglądając przez szybę. Wyjechali już z miasta, więc widoki za oknem zmieniły się na lasy, które je otaczały. — Dokąd jedziemy? — zapytała zaciekawiona.

    — Niespodzianka — odparł krótko, unosząc kącik warg zadowolony z jej zainteresowania, a następnie rozbawiony z dziecinnie naburmuszonej miny, którą zrobiła, gdy nie otrzymała jasnej odpowiedzi.

    Ich rozmowa po drodze płynęła swobodnie i lekko. Wampir dbał o to, aby czuła się komfortowo. Wiedział, że ich dzisiejsze spotkanie będzie inne niż wszystkie dotychczas i przesądzi o tym, jak potoczy się dalej ta relacja. Chciał uśpić jej czujność i zdobyć jeszcze więcej zaufania słodkimi słówkami i ciekawymi opowieściami o swoich podróżach, które wydały jej się wyjątkowo fascynujące. Przyznała, że nigdy nie opuszczała kraju.

    W końcu dotarli pod budynek, pod którym samochód zatrzymał się po prawie godzinnej podróży przez leśne drogi. Kierowca nie wjechał na żaden parking, lecz stanął przed wielkimi schodami, które prowadziły do czegoś, co wyglądało jak zamek z epoki, której Maureen nie była w stanie określić ze swoją ograniczoną wiedzą w tej kwestii. Wyglądał jednak na autentycznie stary, a z zewnątrz oświetlono go setkami migoczących świateł, które sprawiały wrażenie, jakby dookoła latały małe wróżki. „Silva — Hotel i Restauracja" — sczytała z szyldu wywieszonego wysoko.

    Mężczyzna w idealnie skrojonym, dość staromodnym garniturze, otworzył drzwi od strony dziewczyny i podał jej dłoń schowaną w białej rękawiczce, aby ułatwić wyjście z pojazdu. Uroczyście przywitał ją i Victora, który znalazł się obok tak szybko, że nawet nie zauważyła, kiedy. Doskonale znał imię mężczyzny. Maureen, kompletnie nieprzyzwyczajona do takich sytuacji, uśmiechnęła się niezręcznie i skinęła głową, kuląc się nieświadomie, gdy witający ich mówił, że ma wielką nadzieję, iż jej się tu spodoba.

    Zerknęła na stojącego obok siebie Victora i zauważyła, że wyraz jego twarzy był zupełnie niewzruszony. Dokładnie tak, jakby przyzwyczajony był do takiego zachowania ludzi w stosunku do jego osoby. Zrozumiała po raz kolejny, jak wielka przepaść ich dzieliła, pod każdym względem. W myślach cały czas zadawała sobie jedno pytanie, zachodziła w głowę, co on musiał w niej widzieć.

    Objął ją ramieniem, spoczywając swoją dłoń na jej talii i popchnął odrobinkę, wyrywając ją z zamyślenia. Jej serce zaczęło bić szybciej, orientując się o bliskości mężczyzny. Dała się jednak prowadzić, uważając na kolejne stopnie i podziwiając wspaniałość budynku, do którego się zbliżali.

    Wnętrze dorównywało zewnętrzu, o ile nie przewyższało go swoją ekskluzywnością. Było jednak przy tym zaskakująco przytulne i po raz kolejny, magiczne. Maureen nie wątpiła, że to zapewne przez wszechobecne świece, staromodne drewniane meble i ciepłe kolory. Zastanawiała się, czy znajdowały się tu jedynie na jesień, bo naturalne ozdoby z dyniami i kolorowymi liśćmi, wyglądały niesamowicie.

    Mężczyźnie stojącemu przy stanowisku tuż na wejściu wystarczyło tylko jedno spojrzenie na Victora, aby zmienić swój wyraz twarzy i zacząć go serdecznie witać. Zaczął ich prowadzić przez salę, nie zatrzymując się jednak przy żadnym ze stolików. Podszedł natomiast w kierunku znajdujących się z boku schodów. Otworzył przed nimi czerwony, ozdobny sznur, który blokował dla wszystkich tę część restauracji.

    Pokój, do którego ich zaprowadził, był kameralną lożą. Znajdował się w niej zaledwie jeden stół z sześcioma siedzeniami, kanapa, dwa fotele i stolik do kawy. Maureen od razu rzucił się w oczy wiszący nad tym wszystkim żyrandol, który dostarczał światła, paląc się prawdziwym ogniem. Spoglądała niczym zaczarowana, jak ogniki tańczyły i mieniły się, odbijając w otaczających je kryształach.

    — Podoba ci się? — zapytał ją Victor, gdy w skupieniu analizowała całe pomieszczenie.

    — Ach tak, jest pięknie — zapewniła go, uśmiechając się.

    — Nie wyglądasz na przekonaną — zauważył, gdy odsuwał dla niej krzesło.

    — Nie sądzę, żebym pasowała do takiego miejsca. — Zaśmiała się nerwowo. — Ta sukienka to najbardziej elegancka rzecz, którą mam. — Spojrzała wymownie na swój strój, naciągając nerwowo jego krańce.

    — Dla mnie wyglądasz idealnie — mruknął uwodzicielsko, a dziewczyna poczuła nagle falę ogarniającego ją spokoju. Uśmiechnęła się, tym razem w pełni szczerze i spojrzała na niego. Nigdy nie zwróciła uwagi na jego strój. Ubrany był w czarny garnitur, który pasował na niego tak idealnie, że musiał być uszyty na miarę.

    — Często tu przychodzisz? — zmieniła temat. Komplementy wydawały jej się zbyt niekomfortowe. — Wszyscy wydają się ożywać na twój widok.

    — To w zasadzie dopiero drugi raz, gdy tu jestem. Za pierwszym byłem jednak z właścicielem. Wydaje mi się, że po prostu wiedzą, jak ważne jest pamiętać, kto się przyjaźni z ich szefem. — Posłał jej zadziorny uśmiech.

    — Oczywiście, że znasz właściciela — wymknęło jej się, na co szybko dosłownie ugryzła się w język z zawstydzenia.

    — Znów się ze mnie nabijasz? — Po raz kolejny jego brew poszybowała w górę.

    Szybko pokręciła głową, a wyglądała przy tym, jak mała dziewczynka, która próbuje przekonać rodziców, że z całą pewnością to nie ona stłukła ulubioną szklankę babci. Victor uśmiechnął się rozmarzony, a choć Maureen nie mogła mieć pojęcia, o czym myślał, uznała ten wyraz twarzy za wyjątkowo atrakcyjny.

    — Nie obrazisz się, jeśli powiem, że już zamówiłem? — zapytał w końcu, przerywając ciszę.

    Dziewczyna nie zdążyła nawet zapewnić go, że nie miała nic przeciwko, bo do pomieszczenia jak na zawołanie wszedł kelner, który zaczął nalewać im obu wina. 

(2474 słowa)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro