Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. "Fascynująco nieporadni"

    Na tym świecie od zawsze działy się rzeczy, które trudno było ludziom zrozumieć i zaakceptować. Niektórzy próbowali tłumaczyć to bóstwami oraz ich złymi odpowiednikami, inni przyjmowali zaś strategię „nie uwierzę, póki tego nie zobaczę". W dwudziestym pierwszym wieku wszystkie kraje przesiąkły tymi dziwami do tego stopnia, że żaden człowiek, nieważne jak nudne wcześniej było jego życie, był skazany kiedyś na nie natrafić.

    Ukryte gdzieś w głębi Anglii znajdowało się pewne miasto. Nie było ani małe, ani ogromne, nie posiadało wyjątkowej historii czy zwyczajów. Jedynym, co mogło je wyróżniać, był fakt, że nieustannie panowała w nim paskudna pogoda. Trudno było dostrzec niebo, bo przeważnie przytłaczała je gruba warstwa szarych obłoków, z których sączyły się krople. Gdy deszcz postanawiał zrobić sobie przerwę, na jego miejsce wkraczała gęsta mgła, która okrywała budynki białą otoczką i uniemożliwiała mieszkańcom dojrzenie czegokolwiek.

    Najbardziej ponure miejsce na ziemi — tak opisywała to miasto mieszkająca w nim większość życia dziewczyna. Działo się to przeważnie wtedy, gdy kolejny dzień musiała budzić się, widząc za oknem swojego mieszkania taką właśnie pogodę.

    Tym razem deszcz postanowił przejść samego siebie. Strużki wody atakowały wściekle okno i parapet dziewczyny. Stan budynku pozostawiał wiele do życzenia, więc popękane uszczelki przepuszczały do jej sypialni zimny wiatr i hałasy panującej na zewnątrz ulewy. Westchnęła niezadowolona, obserwując sytuację za szybą i czekając, aż zacznie dzwonić kolejny budzik. Podjęła już decyzję, że nie wstanie wraz z pierwszym.

    Przypomniała sobie o książce jakiegoś trenera personalnego, która ostatnio wpadła jej w ręce, gdy przeglądała półki biblioteki miejskiej. Wzywał on do odnajdowania plusów w każdej sytuacji. Wlepiła oczy w sufit i zgodnie z tymi zaleceniami, zaczęła myśleć o pozytywnych stronach ulewy. Po chwili uśmiechnęła się gorzko. Doszła do wniosku, że przynajmniej w kawiarni nie będzie aż takiego ruchu.

    Dźwięk drugiego budzika rozniósł się po sypialni. Choć ustawiony był na najgłośniejsze możliwe ustawienie, wciąż musiał walczyć z hukami z zewnątrz, aby ktokolwiek go usłyszał.

    Wiedziała, że im dłużej będzie zwlekać z wyjściem z łóżka, tym trudniejsze się to stanie. Kołdra zapewniała jednak ochronę przed zimnem, ale również problemami dorosłego życia, więc pozostanie pod nią, wydawało się bardzo kuszące. Dziewczyna niechętnie uwolniła się z jej ciepłych i miękkich objęć. Wstała, wydając z siebie przeciągane ziewnięcie.

    Nawet nie przeszło jej przez myśl podchodzić do wiszącego na ścianie lustra. Celowo unikała wzrokiem tamtego miejsca. Ceniła swoje życie za bardzo, aby pozwolić samej sobie zejść na zawał.

    Znów nie mogła spać. Kolejną noc spędziła, wiercąc się z boku na bok, usiłując zmusić samą siebie do posłuszeństwa. Każda pozycja wydawała się niewygodna, a kolejne bezsenne minuty sprawiały, że dziewczyna robiła się coraz bardziej sfrustrowana. Gdy w końcu upragniony sen brał ją do swojej krainy, bardzo szybko wyrywały ją z niej koszmary. Powracające no noc sny, które były tak przerażające i dziwne, że gdyby napisać o nich książkę, zamknęliby autora w psychiatryku.

    Na szczęście znała dobrze swoją poranną rutynę. Mogła wyłączyć myślenie i oddać się wykonywaniu schematycznie jednej czynności za drugą. Pierwszą rzeczą na liście był poranny prysznic. Ledwo pozostawała przytomna, więc nawet nie miała nic przeciwko wodzie, która nigdy nie była całkiem ciepła, a dziś zbliżała się ewidentnie w stronę zimnej. Termostat zepsuł się już jakiś czas temu, ale żadna z mieszkających tu dziewczyn nie miała czasu ani pieniędzy, aby się tym zainteresować.

    Celem tego prysznica nie było umycie włosów czy nawet ciała. Dziewczyna chciała jedynie dojść nieco do siebie. Przymknęła oczy. Krople wody uderzały przyjemnie w skórę na jej plecach, pozwalając na chwilowe odcięcie się od rzeczywistości.

    Ten relaksujący moment przerwało stanowcze pukanie do drzwi. Dziewczyna zakręciła natychmiast kurek i owinęła się we wcześniej przygotowany ręcznik.

    — Coś się stało? — zapytała. Wiedziała, że osobą po drugiej stronie była jej przyjaciółka i współlokatorka.

    — Siedzisz tam strasznie długo. Bałam się, że zasnęłaś. — Usłyszała zmartwiony głos. — Wszystko dobrze? Znowu nie mogłaś spać?

    — Wszystko w porządku. — Spróbowała ją zbyć.

    Maureen nigdy nie lubiła zwierzać się innym ze swoich problemów. Zawsze uważała, że nikogo nie będą interesować. Była to wina lat spędzonych w różnych sierocińcach, gdzie rzeczywiście bardzo często właśnie to okazywało się prawdą. Dziewczyna była tylko kolejnym dzieckiem, które musieli odchować do osiemnastki, a potem wrzucić w dorosłe życie, mając nadzieję, że nie zginie na ulicy. Dlatego, jeśli o nią chodziło, wszystkie, nawet najtrudniejsze sytuacje, sprowadzały się do „w porządku", „okay" i „to nic ważnego".

    Keira, jej współlokatorka doskonale wiedziała, że nie wszystko było dobrze. Nieraz słyszała, gdy jej przyjaciółka budziła się w nocy z krzykiem. Ona również nie przespała wielu godzin, słysząc przez cienkie niczym papier ściany, jak Maureen wierci się i rzuca w łóżku, czasem nawet z niego spadając. Jedyne, co jednak była w stanie z niej wyciągnąć, to zapewnienie, że nic się nie działo oraz wytłumaczenie, że wszystko to po prostu kwestia złych snów. Mogła jedynie podejrzewać, że traumy z przeszłości cały czas podążały za jej przyjaciółką i nie dawały spokoju.

***

    W tym samym momencie, w lesie nieopodal ów zwyczajnego miasta, dwóch mężczyzn oglądało dworek na sprzedaż.

    Starszy i niższy z nich zamierzał go kupić. Podążał za młodym i pełnym wigoru pośrednikiem, który starał się, jak mógł, aby wychwalić tę nieruchomość pod niebiosa. Zapewne bardzo zależało mu na prowizji, którą dostać miał za udaną sprzedaż. Jego klient uśmiechał się tępo, udając, że analizował każdy szczegół i sprawdzał, czy posiadłość spełniała wymagania.

    Prawda była taka, że jego zdanie co do tego dworku nie miało żadnego znaczenia. Dostał dokładny rozkaz, żeby go kupić. Musiał jednak zachować właściwe pozory. Zachowywać się, jakby informacje, które podawał mu agent, były dla niego w jakikolwiek sposób ważne. Wytłumaczenie „mój pan był tu w nocy i wszystko dokładnie obejrzał, jest zdecydowany" nie przeszłoby i sprawiło, że ów pan, jak i on, wyglądaliby podejrzanie. Ostatnie, czego wampiry chciały, to wyglądać podejrzanie.

    — Więc, panie Elliott, co sądzi pan o tym miejscu? — Młodszy mężczyzna uśmiechnął się promiennie, gdy zakończył oprowadzanie.

    — Jest doskonałe. — Starszy z nich uśmiechnął się sztywno. — Jestem zdecydowany.

    Zadowolenie na twarzy pośrednika zwiększyło się dziesięciokrotnie, gdy to usłyszał. Skinął głową w kierunku swojego samochodu i zaproponował Elliottowi, aby powrócili do biura podpisać umowę.

***

    Relaks Maureen pod prysznicem wydłużył się rzeczywiście niebezpiecznie. Miała wrażenie, że może nawet nie zdążyć przez to do pracy. Szybko rzuciła na siebie okiem w lustrze, a następnie ze zrezygnowanym westchnięciem chwyciła włosy i spięła je szybko w niedbały kok. Założyła na nos okulary, bez których czuła się kompletnie ślepa, chwyciła parasolkę i w końcu wybiegła z mieszkania.

    Mieszkając na dziesiątym piętrze, musiała niemal w stu procentach polegać na windzie. Choć była stara, skrzypiała i niebezpiecznie trzęsła się na każdym przystanku w drodze na dół, nigdy jeszcze jej nie zawiodła. Zaskoczenie dziewczyny okazało się więc niewyobrażalne, gdy dochodząc do niej, zauważyła sporych rozmiarów kartkę z napisem „awaria".

    Guziki windy miały ogromne szczęście, że w głowie Maureen wciąż znajdowały się optymistyczne hasła z książki, bo inaczej mogłyby się narazić na spotkanie z jej pięścią. Dziewczyna nie była agresywna, ten poranek okazał się jednak jedną z tych sytuacji, w której nawet Budda osiągnąłby limit swojego opanowania.

    Nabrała głęboko powietrza w płuca i zaczęła szybko zbiegać — niemal zeskakiwać — po schodach. Omijała po dwa, czasem nawet trzy stopnie, starając się zaoszczędzić jak najwięcej czasu. Okazało się to łatwiejsze i mniej męczące, niż początkowo zakładała, ale mimo wszystko zajęło sporo czasu. Gdy tylko znalazła się na chodniku, przyśpieszyła kroku, truchtając w stronę swojej pracy.

    Bardzo szybko zrezygnowała z używania parasolki. Przy takiej prędkości ochrona przed deszczem, którą zapewniała, była znikoma. Przez dość spory wiatr dziewczyna musiała się z nią cały czas siłować. Zawsze żartowała, że nie ma kompletnie żadnej siły w rękach, ale teraz nie było jej wcale do śmiechu. Zwolniła na chwilę, by złożyć przeklętą, bo tak ją nazywała w myślach, parasolkę. Nie była w stanie zrobić tego w biegu.

    Nagle, poczuła, że wpadła na coś twardego. No tak, przeszło jej przez myśl, to jedynie kwestia czasu nim się z kimś zderzyła, skupiając całą uwagę na parasolu i nie patrząc przed siebie.

    — Najmocniej przepraszam — powiedziała skruszonym głosem. — Wszystko w porządku?

    Podniosła spojrzenie, żeby zdać sobie sprawę z tego, że przepraszała stojącą przed sobą lampę uliczną.

    Zawstydziła się, a jej blade, piegowate policzki nabrały delikatnie różowego koloru. Schowała twarz pod grzywką, poprawiła okulary, a następnie ukradkiem rozejrzała się dookoła, mając nadzieję, że nikt jej nie zauważył. Nie dostrzegła nikogo, więc uspokoiła się, biorąc kolejne głębokie oddechy i pobiegła dalej.

    Maureen myliła się jednak. Ktoś zwrócił na nią uwagę. Siedział w kawiarni naprzeciwko tej pechowej lampy i pił czarną kawę. Prychnął cicho i pokręcił głową z niedowierzaniem. Nieważne, ile lat ich obserwował, niektórzy ludzie zawsze wydawali mu się fascynująco nieporadni.

    Urządzenie leżące na stole, przy którym siedział, zaczęło wibrować. Nienawidził go używać, ale życie w dwudziestym pierwszym wieku wymagało korzystania z takich technologii, żeby nie wyglądać podejrzanie. Jak już wiadomo, wampiry naprawdę bardzo nie chciały wyglądać podejrzanie.

    — Witaj, panie. — Wampir usłyszał znajomy głos, gdy tylko odebrał telefon. — Zgodnie z pańskim rozkazem, podpisałem umowę na kupno tego dworu w lesie nieopodal. Pośrednik zgodził się na cenę, którą kazał pan wynegocjować.

    Oczywiście, że się zgodził. W sprawie ludzi Victor nigdy się nie mylił.

    — Doskonale — mruknął zadowolony. — Czy wszystko poszło po mojej myśli? — Miał bardzo, aż niepokojąco, spokojny, niski głos, na którego dźwięk włosy zjeżyły się na całym ciele rozmówcy.

    — Niestety nie, panie — wydukał. Wiedział, że mężczyzna źle zniesie tę informację. — Jest jakiś problem z poprzednimi lokatorami, a do tego budynek wymaga nieznacznych renowacji. — Mówiąc to, miał wrażenie, że serce zaraz dosłownie połamie mu żebra.

    — I w związku z tym? — dopytał wampir.

    — Udało mi się wynająć dla ciebie, panie, apartament — zapewnił szybko sługa. — Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, remont zakończy się w miesiąc.

    — Powiedz im, Elliott, że to zaiste dla ciebie kwestia życia i śmierci, kiedy się zakończy — doradził chłodno.

    Doskonale słyszał nierówny oddech swojego rozmówcy. Doskonale wiedział, jaką trudność sprawiało mu wypowiadanie każdego słowa. Doskonale widział oczami wyobraźni, że Elliott był w tamtym momencie cały czerwony, spocony i niemal nieprzytomny, myśląc o tym wszystkim, co wampir mógł z nim zrobić, jeśli zawali sprawę.

    Dokładnie tak, zdaniem Victora, powinien reagować człowiek na jego zimny ton.

    Elliot był posłusznym człowiekiem.

    ***

    Maureen była spóźniona jedynie trzy minuty, ale wpadła do kawiarni, wyglądając i czując się, jakby właśnie wypluło ją tornado. Syn właściciela, jej najlepszy przyjaciel, z którym miała dzisiaj zmianę, spojrzał na nią ze współczuciem, ale postanowił nawet nie komentować spóźnienia.

    — Nie śpiesz się, nie ma ruchu — odezwał się z uśmiechem. Jego zdaniem nawet cała przemoczona, bez makijażu i niewyspana, dziewczyna wciąż wyglądała prześlicznie.

    Rzeczywiście o tej porze nie było zupełnie nikogo. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech chłopaka i weszła na zaplecze. Przebierając się w służbowe ubrania, próbowała doprowadzić się do porządku.  

(1778 słów)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro