Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIV Najprawdziwsze przemyślenia

No i nadszedł drugi wtorek tego roku szkolnego. Marinette i Adrien obudzili się o siódmej czterdzieści pięć, przez co oboje spóźnili się odrobinę do szkoły. Fiołkooka założyła pierwsze jeansy z brzegu i czerwony t-shirt z myszką Micki, a blondyn szare spodnie i granatową bluzę.

W pośpiechu wybiegli z domu, przez co nastolatka potknęła się o krawężnik i rozcięła sobie kolano, a zatem też dolną część garderoby. Była godzina pięć po ósmej, a dwójka weszła z przeprosinami do klasy.

Uwagę nauczycielki chemi od razu przykuła rana na nodze dziewczyny.

- Marinette, coś się stało?
- Słucham? - przestraszona wzdrygnęła się.
- Twoja noga.
- Ah to nic. Potknęłam się.
- Alya, pójdź proszę z Marinette do pani pielęgniarki.
- Dobrze - Alya przesunęła się i wstała z ławki.
- Nie trzeba!
- Nalegam, proszę idźcie.

Granatowowłosa zrobiła tylko koło oczami i kulejąc ruszyła w stronę drzwi. Zejście ze schodów o dziwo było bardziej bolesne, niż pokonanie ich w drugą stronę.

- Ał - syknęła kilka razy pod rząd.
- Pomóc ci?
- Jak? Zniesiesz mnie na dół?
- Mogę spróbować, Biedronko - zaśmiały się.
- A propos, dziwi mnie to, że praktycznie od prawie dwóch miesiący nie było żadnego ataku akumy.
- Przecież był.
- Oh to nie był atak akumy, tylko samego Władcy Ciem. Rozpłynął się chyba w powietrzu.
- To chyba dobrze?
- No właśnie nie do końca. Ostatnim razem po takiej przerwie zaatakował i to dość mocno. Nie wiadomo co teraz wymyśli.
- To co zamierzacie zrobić z Czarnym Kotem? A właśnie...wiesz już kim jest?
- Ehh, n-nie - zająknęła się i ugryzła się w język.
- Na pewno się kiedyś dowiem. A powiedz, to wy jesteście już ten teges?
- Co?
- No jesteś z Adrienem oficjalnie? Jakoś mało kumata dalej jesteś - skrzywiła się.
- Jak widać, chyba tak - puściła okularnicy oczko.

Marinette weszła do gabinetu. Opowiedziała pielęgniarce co się stało, a w tym samym czasie została opatrzona. Zadowolona podziękowała i wyszła z pomieszczenia. Szybszym tempem ruszyły w drogę powrotną do klasy.
Od razu zajęły swoje miejsca i rozwiązywały zadane zadania.

Lekcja się skończyła, a paczka najlepszych przyjaciół przycupnęła na korytarzowej ławce.

- Zaraz do was dołącze, tylko skoczę do łazienki.
- Tylko się nie utop, kochanie - blondyn mrugnął okiem.
- Postaram się! - wszyscy się roześmiali.

Marinette doszła już do szkolnych łazienek, uchywliła drzwi, ale od razu się cofnęła. Pod ścianą stał Luka, a w jego ramionach Chloe. Siedemnastolatka schowała się za framugę i niezauważalnie obserwowała dwójkę.

Minęło kilka minut, aż ktoś złapał ją w tali. Oparła się o ramię zielonookiego, po tym wysłali sobie porozumiewawcze spojrzenia.
Nie chcąc przeszkadzać zakochanej parze wrócili na lekcję, gdyż właśnie zabrzmiał dzwonek.

- Nie-na-wi-dzę matmy! - szepnęła Alya.
- Spokojnie, ja też. - odpowiedziała fiołkowooka.
- Mari?
- Tak?
- Jesteś z Adrienem racja? A co z Kotkiem?
- C-co? - zakłopotana nie wiedziała co powiedzieć, więc odpowiedziała pytaniem na pytanie - skąd wiesz, że ja i Kot...
- To, że sama mi nie mówiłaś nie znaczyło, że się nie domyślę.
- Ah...
- No więc?
- Co?
- Co z nim?
- Alya to nie jest dobra pora no tą rozmowę.
- Dobra, i tak mi nie powiesz. Ale wiedz, że w końcu się dowiem kim szanowny pan jest i co się między wami stało.
- No to życzę powodzenia - uśmiechała się znacząco.

No i tak jak każdego dnia przyszła pora na powrót do swoich gniazdek. Marinette wracała dziś sama, ponieważ Adrien miał zajęcia szermierki od razu po szkole, a długo je opuszczał. Miał wrócić po wieczór, co nie do końca pasowało mu w wykonywaniu swoich obowiązków i nauce.

Granatowowłosa poświęciła czas drogi powrotnej na różnego rodzaju przemyślenia.

Spokojnym spacerkiem stawiała kolejne kroki, przy tym rozglądając się na boki. Środek tygodnia, koniec lata i już mniej osób widnieje na ulicach Paryża.

Przez ogromne, szklane szyby kawiarni lub innych lokali, widać było kilka na krzyż osób, niestety zapatrzone w ekrany laptopów czy tabletów. Obok nich stały puste filiżanki po kawie. Praca często w dzisiejszych czasach równa się zmęczeniu.

Wcześniej wspomniane miasto nie wygląda już tak samo. Mówiąc to mam na myśli, że zmienia się z dnia na dzień i niekoniecznie w dobrym tego słowa znaczeniu. Nowe budynki całkowicie psują jego urok. Pieniądze ogarnęły ten świat, a najgorsze w tym jest to, że nic już tego nie zmieni.

Widok smutnego człowieka, siedzącego samego na ławce powoduje ścisk w sercu u Marinette, a jest takich przypadków coraz więcej. Kłótnie i niewłaściwe zachowanie jest coraz popularniejszym sposobem komunikowania się. Oczywiście nie we wszystkich przypadkach.

Ulice nie są już takie piękne jak kiedyś, sam człowiek je niszczy. Budowanie, a potem śmiecenie i dewastowanie ich jest taką pracą syzyfową. Tak czy siak będą wyglądały zaraz tak samo.

Siedemnastolatka zrobiła się niewesoła. Czuła się nieswojo, patrząc co dzieje się z ludźmi i ich otoczeniem.
Do tego doszły jeszcze myśli o swojej przyszłości i o tym, co w ostatnim czasie ją spotkało. Właśnie. Misja.

Przez emocje związane z początkiem ostatniego roku szkolnego nie myślała o tym. Sama się sobie dziwiła.

"Muszę tam wrócić. Dowiedzieć się co z Felicią, Miraculami, moją misją. Przecież ja nagle zniknęłam i pojawiłam się tu. Ciągle do końca nie rozumiem co się w ogóle wydarzyło. Tylko jak bym mogła się tam z powrotem przenieść? Jest jedna osoba, która może cokolwiek na ten temat wiedzieć. Jeżeli Mistrz Fu nie będzie znał odpowiedzi na to pytanie, prawdopodobnie nikt już jej nie pozna."

Dziewczyna czuła, że się powtarza, ale taka była prawda. Co prawda już rozmawiała o snach z mistrzem, ale nie o misji.

Dochodziła godzina piąta po południu, a ona odrobiła już pracę domową. Zebrała się i powoli zamierzała do pójścia do Strażnika Miraculum. Ponieważ był początek września, a wieczory nie były już aż tak ciepłe, zarzuciła na plecy bluzę i pobiegła założyć buty. Otworzyła drzwi frontowe, a w nich stał jej zgrzany współlokator.

- Już? Myślałam, że dłużej to potrwa - przewróciła oczami.
- Tja... Muszę się na nowo zapisać, narazie omawiałem pewne kwestie z trenerem - rzekł i wszedł do środka - A ty? Wychodzisz?
- Idę do Mistrza, muszę z nim porozmawiać o tym gdzie się znalazłam i w ogóle.
- Poczekasz chwilę? Pójdziemy razem.
- Ale Mistrz nie wie, że oboje już wiemy... No wiesz...o sobie.
- Niby tak, ale to się chyba w końcu musiało stać. Nie sądzisz? - Złapał ją za ramię - Zaufaj mi.
- Dobrze, niech będzie. Ale wiesz, że będziesz musiał to jakoś wytłumaczyć, uzasadnić?
- Jakoś dam radę, spokojnie kochanie - cmoknął ją w czoło - Daj mi pięć minut, ok?
- Ok.

Bohaterka zapukała do drzwi. Nikt nie odpowiadał, więc powtórzyła czynność.

- Mistrzu Fu? Halo?
- Spokojnie, może poszedł się przejść?
- Adrien, on nie wychodzi z domu o takiej porze. Niby nie jest późno, ale zawsze przesiaduje tutaj i popija herbatę. Mistrzu? Proszę otwórz... - dalej stukała o drzwi.
- Poczekaj - złapał za klamkę i pociągnął ją w dół - Otwarte?

Weszli do środka. Niestety nie zastali tam staruszka. Kilka razy obeszli mieszkanie, zaglądają w każdy kąt, ale bez skutku.

- Nie ma go!
- Chodźmy go poszukać, nie powinien pójść daleko.
- Dobrze, pośpieszmy się!

Para krążyła po ulicach Paryża, rozdzielając się, by zaraz potem na siebie natrafić. Wstąpili do każdego lokalu z jedzeniem, bibliotek. Zaczęło się ściemniać.

Weszli w szerszą szparę między budynkami i zaczęli konwersować ze swoimi Kwami. Nie zapominajmy o tym, że tożsamość Kota znała tylko siedemnastolatka.

- Okej, Tikki, Plagg...
- Musicie nam pomóc - dokończył blondyn.
- Ale nie wiemy gdzie jest Mistrz! - czerwone stworzonko złapało się za główkę.
- Nie o to chodzi. Umiecie wyczuć inne Kwami, racja?
- Tak. Adrien masz camebert?
- Plagg, to nie czas na to! - Tikki, jak i jej właścicielka okrzyczały czarnego kotka.
- Oh przepraszam!
- Możecie w takim razie namierzyć Wayzza?
- Bez pomocy innych Kwami niestety nie. - rzekło kropkowame stworzonko.
- W takim jest tylko jeden sposób - kiwnął znacząco do dziewczyny - Plagg, wysuwa pazury!
- Tikki, kropkuj!



Sieeeeeeeemanko!
Mam nadzieję, że mi wybaczcie brak rozdziału w ostatnich dwóch tygodniach?

Dzisiaj krócej, no ale 😂

Przemyślenia, albo nawet narzekania Marynatki były moimi tak naprawdę, ale chciałam je gdzieś umieścić.
Ostatnio zdałam sobie sprawę z niektórych spraw i to tyle :)

Moje plany co do oneshota się trochę zmieniły i nie pojawi się on raczej w tym tygodniu :/

Mamy prawie 4k odczytów! ❤️
Jest mi niezmiernie miło 😍

Piszcie czy się podobało, co będzie dalej i tak dalej, bla bla bla!

Głosik? 💩

Do następnego pyszczki! ❤️


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro