Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXVIII W cztery oczy

Narrator

Dziewczyna odsunęła się od okna. To było  w pewnym sensie deja vu.

Wcześniej słoneczne i niebieskie niebo pokryło się głęboką czernią. Marinette poczuła na swojej skórze powiew zimnego wiatru, więc szybko zamknęła uchylone okno. Od razu po jej ciele przeszedł ją dreszcz, zaczynając od karku do stóp.

Odwróciła się do drzwi by biec po swojego ukochanego i poinformować go o tym co się dzieje. Zatrzymało ją fioletowe światło bijące od ogromnego motyla szybującego pod szarymi, kłębiącymi się obłokami.

Teraz była w stu procentach pewna, że ich stary wróg powrócił. Te same taśmy, lecz we zdwojenej ilości ścigały przechodniów. Pisk i krzyk, tyle słyszała. Momentalnie jej głowę wypełnił ból.

Fiołkowooka zjechała po ścianie, kurczowo trzymając się głowy. Przed oczami miała obraz walczącej Emily z Gabrielem. Wszystko odbywało się na czubku wieży Eiffla. Kobieta w posiadaniu Miraculum, przez które ucierpiała wydawała się być w pełni sprawna.

Przez mgłę słyszała szybką, ale sprawiającą wrażenie ważnej, wymianę zdań ich oboje.

— Poddaj się w końcu!

— Emily nie mam zamiaru z tobą walczyć!

— Gabriel! Niszczysz życie nam wszystkim! To przez ciebie cholerny dupku!

— To nie tak! — rzucił, unikając jednocześnie ciosu swojej żony. — chciałem i Adrienowi, i tobie zafundować wieczny spokój! Po tym jak prawie cię straciłem, chciałem odwrócić to, co nie powinno się zdarzyć!

— Nie rozumiesz, że przez to nasz syn właśnie umiera?!

Słynny Gabriel jest Władcą Ciem. Ta wiadomość nie mało nią wstrząsnęła. Ból w krótkim czasie przeminął.

Te wydarzenia są z przyszłości to było prawie pewne. Przecież dalej miała swoje Miraculum, a Adrien? Dlaczego ona powiedziała, że Adrien umiera?

— Adrien! — wydarła się na całe gardło, zbiegając po schodach.

Granatowowłosa zastała pusty salon.
Pośpiesznie wymówiła formułkę dającą jej moce superbohaterki.
Chwilę potem przemierzała kolejne dachy.

Zeskoczyła na ziemię. Znajdowała się na rynku, tym samym, na którym odbyła się ich ostatnia walka sprzed kilku miesięcy.

Wielki motyl tym razem był większy i nad wyraz fioletowy.

Wielkie taśmy materiału okazały się być szybsze i mocniejsze. Ludzi było coraz mniej.

Szykowała się powtórka z rozrywki.

Władca Ciem wyłonił się z grupy czarno-fioletowych motylków i z mieczem w ręce zbliżał się ku Biedronce. Czarny Kot nagle wyskoczył zza budynków, kręcąc i osłaniając siedemnastolatkę kicikijkiem.

— Co się dzieję? Myślałem, że on już zakopał się w kuwecie!

— Co?

— Egh...zamknął się w swojej ciemnicy czy czymś tam.

— Ee? Nieważne, on powrócił. Padnij! — jedna ze wstęg usiłowała schwytać dwójkę.

— Masz jakiś pomysł? Może spróbuję mu odebrać Miecz. Uważaj na siebie!

— Ale Kocie, wiem kim on jest! Kocie!

Pas fioletowego materiału uwięził zielonookiego. Był jednocześnie przerażony, mimo wszystko robił dobrą minę do złej gry.

— Kropeczko? Mamy problem!

Antagonista bez przerwy próbował trafić dziewczynę bronią, a widząc uwięzionego chłopaka rozkazał.

— Stop! Jego trzymaj, ale nie zabieraj w podziemia!

Wstęga tylko przytaknęła i umiejscowiła się obok niego.

— Na nią!

Grube pasy materiału natychmiast ruszyły do wskazanego celu. Granatowowłosa jak tylko mogła omijała je. W tedy doszło do niej, że tym razem nie otrzyma żadnej pomocy. Musi sama stawić czoła wrogowi. Od niej zależy, czy Paryż będzie mógł żyć spokojnie. Czy ludzie nie będą żyć w strachu, przez nowymi akumami i złoczyńcami. Czy mieszkańcy miasta i jej najbliżsi będą bezpieczni.

Dziewczyna zacisnęła pięść i rzuciła się w stronę wroga. Niestety jojo nie jest najlepszą bronią mimo, że wcześniej wystarczało. Jeden rzut. Drugi. Trzeci.

W pewnym momencie od wszystkich gwałtownych ruchów i aktualnej temperatury ciała, obraz zaczął jej wirować przed oczami, ale nie poddała się i zignorowała to. Walka trwała dalej.

— Szczęśliwy traf! — bezdradna zmusiła się do tego czynu. Teraz zostało jej pięć minut, czyli prawie nic czasu. Do jej rąk wypadła kartka z napisem "Rodzina jest najważniejsza". Tym razem jej moc zawiodła.

Próbowała skupić wzrok na kartce i otoczeniu, ale nic jej nie przyszło do głowy.
Nie było czasu.

Ostatkiem sił skoczyła i przewróciła Władcę Ciem. Ten wykorzystał moment i zerwał kolczyki, jednocześnie raniąc jej uszy.

Nastąpiła natychmiastowa przemiana zwrotna. Marinette opadła na ziemię, była bezsilna. Jej skórę pokrywała krew, zadrapania, szramy i siniaki. Z trudem łapała oddech, który stawał się coraz płytszy. Nie było mowy o podniesieniu się i próbowaniu odzyskania magicznej biżuterii.

Mężczyzna odchodząc rzekł cicho.

— Mogłem to zrobić wcześniej i nie w takich okolicznościach. Sama sobie je wybrałaś, nie musiałaś się stawiać, wiesz? Jesteś zwykłą idiotką, dziecko. Idiotką.

Podszedł do Czarnego Kota, zabrał upragniony pierścień i nie patrząc za siebie, odszedł razem z motylami.
Dalej nie wiedział kto kryje się pod maską bohatera, teraz było mu to obojętne.

Wstęgą puściła i zniknęła razem z wielkim motylem. Z ciemnych chmur zaczęły spadać krople zimnego deszczu. Było całkiem cicho, a słychać było tylko obijanie się wody o dachy i chodnik.

Gdy Adrien w końcu był wolny, podbiegł do Marinette.
Szeptał do niej.
Mówił.
Głaskał próbując przywrócić ją do świadomości.
Był pewny, że tym razem naprawdę ją stracił. Mocno oberwała na odchodne od antagonisty.

— Marinette, kochanie...proszę! — mówił przez łzy. — Nie rób mi tego... Proszę! Proszę! Dlaczego ty?! Straciłem matkę, to ci gówniany losie mój nie wystarczyło?! Dlaczego ona?! Wolałbym to ja być na jej miejscu! D-dlaczego ona...

Siedział na brudnym asfalcie. Na jego kolanach leżała fiołkowooka, dalej nie odzywając się. Na jego brudnej twarzy roiło się od łez. Wokół nie było nikogo. Paryż umierał.

Pewnie zastanawiacie się, dlaczego Gabriel nie martwił się o swojego jedynego syna, którego tak bardzo kochał.

Był po prostu zaślepiony i chorze ambitny. Tak bardzo chciał odzyskać Emily, że dążył do tego, nie patrząc, co robi. Były to pewnego rodzaju obsesyjnie zachowania.

Dwójka byłych superbohaterów poległa.
I jak narazie nic nie wskazywało na lepsze zakończenie tej historii...

Hejka pyszczki!

Ten rozdział wywołał u mnie silne emocje i mogę się przyznać, że oczka(a szczególnie jedno, bo chore :')) były mokre.

Ja ogólnie ryczę co chwilę, ale mam nadzieję, że też was to ruszyło 😂

Piszcie czy się podobał rozdzialik^^

Zaznaczam, że za niedługo kłuniec Prawie Idealnych i ich historii życia.
Chcecie potem jakiś epilog czy wydarzenia po jakimś czasie od tych teraźniejszych?

Dajta znać o tu —>

A ja się z wami żegnam!

Głosik? ✨

Do następnego kochani! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro