Rozdział XXIII Różowa wtopa i dziwny sen
– Marinette, wstawaj!
– Adrien, jeszcze pięć minut... – burknęła i schowała głowę pod kołdrę.
– Za pięć minut to się lekcje zaczynają.
– Co?! – natychmiast zerwała się na nogi. Już miała wybiec z pokoju, ale zauważyła śmiech blondyna – Dlaczego się śmiejesz?!
– Jest siódma, chciałem, żebyś się obudziła.
– Zamorduje cię po prostu!
– Oj przepraszam! Chodź śniadanie ci zrobiłem – podszedł do dziewczyny i wziął ją na ręce.
– Śniadanie? Gdzie?! Co ty robisz? – oboje wybuchnęli śmiechem.
Agreste zniósł Marinette na dół i położył na kanapie. Zaraz potem popędził do kuchni i wrócił z talerzem pełnym pysznie wyglądających kanapek i kubka w drugiej ręce. Nastolatka podziękowała mu całusem w policzek i zaczęła zajadać. Po chwili ciszy zielonooki cichym głosem wyszeptał coś pod nosem, ale tak, że go usłyszała.
– Hm?
– Przepraszam...
– Ale za co?
– Za wczoraj – ponownie spuścił głowę.
– Ej, przecież każdy czasem ma takie chwilę. Nie masz mnie za co przepraszać! W pełni ciebie rozumiem – wstała i uwiesiła się mu na szyi. Ucałowała go i poszła w kierunku swojego pokoju, by się ubrać.
Siedemnastolatka stanęła przed otwartą szafą i wielkim dylematem. Nie miała żadnego pomysłu na dzisiejszy ubiór. Zawołała swojego ukochanego, mając nadzieję, że jej pomoże.
– Adrien!
– Tak?
– Chodź no tu!
– Coś zrobiłem? – wszedł do pomieszczenia i popatrzył ze zdziwieniem na dziewczynę.
– W co mam się ubrać?
– Aha – zaśmiał się – no to może...to i to?
– Jesteś geniuszem – spojrzała na dwa wieszaki w jego rękach.
– Taki mój dar!
– No na pewno! – rzuciła w chłopaka pierwszą lepszą rzeczą, którą złapała. Niestety, gdy zorientowała się co wzięła do ręki, było za późno.
– Mam to sobie założyć? – chłopak wybuchnął śmiechem i przykładał do siebie różowy stanik.
– O moje boże, oddaj to! – wyrwała mu wspomnianą, dziewczęcą część garderoby i zrobiła się czerwona jak piwonia.
– Sama mi to dałaś! – kulił się i krztusił ze śmiechu.
Marinette stanęła przed łazienkowym lustrem ubrana w szarą spódniczkę i czarną bluzkę z golfem. Na nogi założyła cieliste rajstopy i czarne, sznurowane botki na średnim obcasie. Nałożyła lekki makijaż, ale podkreśliła go mocniejszymi ustami.
Włosy zapletła w warkocz na boku. Ostatni raz spojrzała w swoje odbicie, wzięła torbę ze swojego pokoju i razem z Adrienem wyszła z domu, ku liceum.
Oboje weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Po kilku minutach do sali wszedł dyrektor, a za nim niewysoka, ładnie ubrana, brązowowłosa kobieta. Była dość młoda, na oko trzydzieści lat. Wszyscy z zaciekawieniem mierzyli ją wzrokiem od góry do dołu, co chwilę zerkając pytająco na mężczyznę.
– Dzień dobry. Chciałbym wam przedstawić Panią Anette Louvier. – kiwnęła głową na wspomnienie swojego imienia. - zostawiam was tutaj, resztę dowiecie się właśnie od pani.
Dyrektor wyszedł z klasy. Pani Louvier jeszcze raz się przedstawiła i zaczęła tłumaczyć.
– Otóż jestem tutaj dla was. To wasz ostatni rok nauczania, no a potem studia, przyszłość, praca. Domyślam się, że są tutaj osoby, które mają inne, prawdopodobnie ciekawsze plany na życie. Będę z wami przez ten czas, będę wam pomagać. Pełnię tutaj rolę psychologa – zakreśliła palcami w powietrzu cudzysłów. – macie jakieś pytania?
–Do czego mogą nam się przydać te zajęcia? – Kim bez podnoszenia ręki do góry zapytał.
– Takie zajęcia będą się odbywać raz-dwa razy w tygodniu. Tematy na które będziemy rozmawiać, możecie wybierać sami. Możemy się nawet cofnąć do wdżtu – puściła znacząco oczko do wszystkich.
Po tym wszyscy zastygli w bezruchu. Nikt nie miał odwagi o nic więcej zapytać. Pani Anette zachęcała uczniów do tego, ale bez skutku. Marinette w końcu postanowiła przerwać ciszę i uniosła do góry rękę.
– Tak?
– Na czym będą polegać zajęcia, proszę pani?
– A właśnie! Nie zwracajcie się do mnie na "per pani", tylko po prostu Anette. Aż taka stara chyba nie jestem jeszcze? – zaśmiała się. Miała naprawdę miły i ciepły głos, który sprawiał, że chciało się jej słuchać i słuchać.
«Marinette»
Obróciłam trochę głowę i zauważyłam Nathaniela, który zarumieniony obserwował Panią Louvier. No dobra, ja już wiem, co się święci. Ktoś tu się zadużył, przynajmniej nie we mnie.
Anette do dzwonka się z nami poznawała. Te lekcje chyba faktycznie mogą się nam przydać, może sama kiedyś zaproponuję temat? Tylko jaki...?
«Narrator»
Wszyscy uczniowie zebrali się i wyszli z sali. Adrien podszedł do fiołkowookiej i splótł ich dłonie. Oboje dogonili zakochanych mulatów, po czym powędrowali na szkolne podwórko. Razem zjedli drugie śniadanie, po czym wybrali się na resztę lekcji.
Zajęcia jak wszystkie inne zajęcia, dłużyły się niesamowicie. Na dźwięk ósmego dzwonka każdy wybiegł z budynku.
Marinette właśnie wychodziła ze szkoły, by iść do swoich czekających na nią przyjaciół.
– No dobra, to do jutra! – krzyknęła Alya i razem z Nino odeszli w swoją stronę.
– Do jutra! – odmachała fiołkowooka.
Zaraz po odejściu pary, Adrien zaczął się dziwnie zachowywać. Siedemnastolatka od razu to wyczuła i nie czekając długo zapytała.
– Coś się stało?
– Co? Nie, ale wiesz, już za niedługo moje urodziny i nie wiem, czy dam sobie radę z mieszkania do tego czasu.
– Ale nie ma mowy! Narazie mieszkasz u mnie!
– No już niedługo... – z kieszeni wyciągnął kluczyki i pomachał nimi przed twarzą dziewczyny.
– Nie!
– Tak!
– Kiedy ty je kupiłeś? – rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
– Tajemnica, wprowadzić się do niego jeszcze nie mogę, ale ogólnie tata się uparł się zapłaci za nie, podejrzewam, że Nathalie go namówiła mimo wszystko.
– No dobrze, ale wiesz, że nawet jak będzie już gotowe, to do osiemnastki się do niego nie wprowadzisz?
– No i w tym problem. W sumie to nigdy nie pomyślałbym, że tak młodo wejdę w dorosłe życie.
– Tak, ja też...
– Co?
– Adrien, ja jestem...
Wystraszony chłopak ocknął się, po tym jak połowa klasy stała nad nim na lekcji matematyki. Pomiędzy uczniami stał pan Rafael i krzywym wzrokiem przyglądał się śpiącemu Agresteowi.
– Pora wstawać młodzieńcze!
– C-co się stało?
– Stary, przysnęło ci się trochę! – szturchnął go mulat.
– Przepraszam...
– No nic, wracamy do lekcji!
Zaniepokojony swoim snem gwałtownie obrócił się za siebie i spojrzał na swoją dziewczynę. Zjechał wzrokiem na jej brzuch po czym oparł się łokciami o blat.
– Stary, coś nie tak? – zagadnął szeptem okularnik.
– Miałem sen, że kupiłem mieszkanie, a Marinette była w ciąży... – powiedział półszeptem.
– O stary, to nieźle!
– Nie śmiej się głupku! Miałem zawał! Jeju, jakie szczęście, że to tylko sen...
– Dobrą potem pogadamy.
– Ok, masz to zadanie? – wskazał palcem na zadanie w podręczniku, a zaraz potem na pusty zeszyt.
Reszta dnia minęła spokojnie. Po wspólnym obiedzie z rodzicami dziewczyny, dwójka zakochanych odrobiła zadania domowe. Porozmawiali przy okazji o wszystkim i o niczym. Szybko się położyli do łóżka, bo byli wyjątkowo zmęczeni tego dnia. I tak przespali całą noc...
Heja!
Rozdział był tydzień temu, ale no sprawdziany od razu po feriach to norma xD
Dzisiaj krócej niż ostatnio, ale mam nadzieję, że pośmialiscie się choć trochę 😂
Napiszcie czy podoba wam się zmiana narracji, pierwszy raz tak zrobiłam na próbę :) Piszcie bo to ważne dla mnie teraz ;)
Dziękuję za 3k odczytów ❤️
Głosik? 🦄
Do następnego :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro