Rozdział XX Stary Nowy Świat
Marinette wyjątkowo źle się spało tej nocy. Okropnie bolały ją plecy, nie obudziła się w swoim pokoju, ani swoim łóżku. Obok niej również nie było Adriena, z którym przecież zasnęła.
Dziewczyna otworzyła i przetarła swoje oczy. Zaczęła się przeciągać i w tedy zdała sobie sprawę, że coś jest ewidentnie nie tak.
Znajdowała się właśnie w zimnym i skalnym pomieszczeniu, siedziała na twardym i niewygodnym łożu. Na lewej ścianie powieszona była jakaś mapa, a pod nią stał stolik, na którym znajdowała się misa z wodą i dzban. Pod prawą ścianą widniał kamienny blat. Na podłodze leżała niewielka skóra zwierzęca.
Zdezorientowana postawiła swoje stopy na zimnym i gołym podłożu. Podeszła do wcześniej wspomnianej misy z wodą i spojrzała na swoje odbicie w niej. Zamarła. Miała o wiele krótsze, lekko za uszy, włosy i rzadką grzywkę opadajacą na czoło. Na sobie miała długą, lnianą, białą suknię bez rękawów. W rogu stały wiązane sandały.
Uchyliła drzwi od tajemniczej chatki, a jej oczom ukazał się kwiecisty ogródek. Tuż za zielonym, szerokim żywopłotem, ścieżką przechadzało się mnóstwo ludzi. Nie wyglądali jak ci z naszych czasów. Kobiety, jak i mężczyzni w większości przypadków byli łysi lub prawie łysi oraz mieli nałożony makijaż. Mimo wszystko różnił się on od teraźniejszego. Ludzie chodzili w przeważnie jasnych ubraniach, uszytych, takich materiałów jak na przykład len. Co niektóra z pań czy młodych dziewczyn miała dłuższe włosy lub perukę i bardziej wymyślne stroje. Każdy miał swoje zajęcie, ktoś rozmawiał, ktoś przenosił siano lub prowadził wielbłądy czy inne bydło.
Po chwili analizowania przypomniała sobie o swoim małym Kwami. Zaczęła nawoływać stworzonko, ale ono ani się nie pojawiało, ani nie odpowiadało. W tedy wpadła w panikę.
"Gdzie ja do jasnej anielci jestem?! Gdzie jest Tikki? Czy ja się teleportowałam do Starożytnego Egiptu? Nie no nie, ja chyba śnię, na pewno zaraz się obudzę i będzie wszystko w porządku. Co tu się odwala?!"
Dziewczyna założyła na swoje stopy sandały i wyszła poza podwórko. Chciała poszukać pomocy, odpowiedzi na pytania. Po prostu chciała wrócić do swojego świata, domu, pokoju. Myśl, że nie ma tutaj nikogo jej bliskiego i nagle się w tym miejscu znalazła, przerażała ją do takiego stopnia, że czuła się coraz słabiej, a oczy zachodziły jej mgłą.
- D-dzień dobry, mam pytanie, co to za miejsce? - zaczepiła pierwszą lepszą osobę.
- Jak to jakie? Jesteśmy tutaj od lat przecież - starsza kobieta zaśmiała się.
- Ale co to za miasto, wioska, cokolwiek?
- Jesteśmy w Gizie, a ciebie panienko widzę tu chyba pierwszy raz?
- Tak, ja... - nie dokończyła, ponieważ jakaś młoda, na oko w jej wieku dziewczyna podbiegła i zaciągnęła ją kilka metrów dalej.
- Przepraszam, porywam ją na chwilę! - przeprosiła kobietę i zaczęła mówić - Co ty robisz? Nikt nie może wiedzieć, skąd się tu wzięłaś, rozumiesz?
- A-ale czemu tutaj jestem?! Kim ty jesteś?
- Nazywam się Felicia, wiem kim jesteś i chce ci pomóc.
- Pomóc? Ale ja chce wrócić do domu!
- Spokojnie, chodź - wystawiła swoją rękę - zaprowadzę cię do osoby, która odpowie na twoje wszystkie pytania.
Felicia to również siedemnastoletnia dziewczyna, odrobinę niższa i szczuplejsza od Marinette. Ma długie, blond włosy i prawie granatowe oczy. Na sobie miała białą sukienkę, a za ucho wsadzony różowy kwiat orchidei. Posiadała nieskazitelną, jasną cerę i przejrzysty wyraz twarzy.
Blondynki nie są spotykane w takich krajach jak Egipt, a takie przypadki można porównać do "raz na milion".
Obie nastolatki powędrowały do niewielkiej chatki, w której mieszkał dziadek Felicii. Otóż dziewczyna jest sierotą, a właśnie on ją od dziecka wychował. Niestety babcia zmarła przed narodzinami wnuczki, a rodzice zostali skatowani, ponieważ chcieli uciec nielegalnie z córką za granicę.
Pierwsza weszła blondynka, następnie fiołkowooka nieśmiało przekroczyła próg.
- Dziadku, przybyła.
- Witaj Biedronko, jak Ci na imię?
- M-Marinette.
- Czy wiesz, dlaczego tutaj jesteś?
- Nie wiem, proszę pana...
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę, powiedz mi tylko, czy w ostatnim czasie doświadczyłaś czegoś dziwnego?
- Miałam sny, w których rozmawiałam z Emilią Agreste, to mama mojego przyjaciela i zarazem Czarnego... - nerwowo zatkała sobie usta, gdyż nie była pewna czy może ujawnić jego tożsamość.
- Wiem o tym, czyli wszystko w porządku.
- Czy może mi ktoś powiedzieć, dlaczego tutaj jestem?
- Zostałaś wybrana, by cofnąć się w czasie i pokonać Króla.
- Króla?
- Króla Żywiołów, mój kochany brat nic ci nie mówił?
- Jaki brat? Ja nic nie wiem o żadnym bracie.
- Mówią na niego Fu, to od niego dostałaś Miraculum, prawda?
- Eh, no tak...nie wiedziałam, że ma brata - granatowowłosa podrapała się po głowie.
- Dostałem informację, że Władca Ciem jest w posiadaniu Miecza, a podczas walki, z twojego Szczęśliwego Trafu wypadł drugi, taki sam.
- Tak było, tylko, że ja zostałam nim dźgnięta, no a potem miałam pierwszy sen. Tylko jest jeden problem, jak mam pokonać tego Króla, skoro moje Miraculum i Kwami zniknęło?
- Spokojnie, mam je tutaj - wskazał swoją laską na stare i poniszczone pudło - Felicio, czy mogłabyś mi je podać?
Dziewczyna uśmiechnęła się i posłusznie podała starcowi skrzynkę. On zaś otworzył je, a oczom siedemnastolatek ukazał się zestaw kilkunastu Cudów Egipskich. Mistrz Fo, gdyż tak miał na imię, wyciąganął parę kolczyków i wisiorek z piórkiem. Niebiesko oka wzięła naszyjnik i zapięła go sobie na szyi. Zdziwiona Marinette bacznie obserwowała to co robi jej rówieśniczka, po czym spoglądała to na nastolatkę, to na mężczyznę. Okazało się, że blondynka jest posiadaczką Miraculum Kolibra, tylko nie nosi go na codzień. W pudełku oprócz tego, znajdowały się również inne Miracula, na przykład papugi, pumy, feniksa, pegaza czy gryfa, O nich fiołkowooka nigdy nie słyszała.
- Co tak patrzysz? Ja też mam i będę ci pomagać w walce - uśmiechnęła się.
- J-ja byłam pewna, że jedynymi Miraculami są te w szkatułce Mistrza Fu.
- Najwyraźniej masz dużą lukę w wiedzy o nich, jest ich mnóstwo, ale są ukryte na całym świecie, dobrze ukryte.
- Wow, tego się nie spodziewałam!
- Dobrze, opowiem Ci o nich więcej, ale pójdziemy się przejść, przy okazji pokaże ci miasto - zaproponowała dziewczyna.
- Okej - kiwnęła głową fiołkowooka.
Obie pożegnały się ze starszym mężczyzną i wyruszyła na spacer. W tym samym czasie, w teraźniejszym świecie, w Paryżu, trwały poszukiwania Marinette. Adrien obudził się dość wcześnie, ale obok niego już nie było bohaterki. Od razu zbiegł na dół i zaczął pytać rodziców dziewczyny, czy gdzieś może wychodziła. Niestety ona nigdzie nie poszła. Zawiadomiono policję i poproszono mieszkańców o pomoc w poszukiwaniach i o baczne obserwowanie na ulicy. Sabine, Tom, Adrien i najbliżsi siedemnastolatki byli przerażeni, sami chodzili po całym mieście i nawoływali jej. Jednak to nic nie dało, ona się po prostu rozpłynęła.
Heeeeeeejka!
Nowy rozdział, a z nim nowe i dziwne rzeczy 😂
Mam nadzieję, że coś takiego wam się spodobało, bo to dopiero początek 😏
Piszcie co myślicie! ^^
CHCIAŁABYM BARDZO PODZIĘKOWAĆ ZA 2K ODCZYTÓW I 170 GŁOSÓW! 😭
NIE WIERZĘ, ŻE TAK SZYBKO SIĘ UDAŁO TO WBIĆ ❤️
Na dziś się żegnam, a nowy rozdział postaram się jak najszybciej wstawić :3
Głosik? 🍟
Do następnego! 😄
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro