Rozdział II Co tu robisz?
Po dłuższym przygnębiającym spacerze po dachach blondyn zauważył niezbyt wysoką, dziewczęcą sylwetkę na jednym z nich. Czuł, że tak naprawdę jest aktualnie najbliższa jego sercu, liczył więc na jakąkolwiek radę ze strony swojej najlepszej przyjaciółki. Im bliżej był balkonu, na którym stała, tym lepiej mógł się przyjrzeć jej twarzy, która była cała we łzach i rozmazanych resztkach makijażu.
Zawahał się, ale mimo to wskoczył zgrabnie na barierkę zamachując swoim ogonem.
- Marinette? Wszystko w porządku? - zapytał lekko zmieszany.
- Czarny Kot? - Odskoczyła w sporym szoku, że go tu widzi, ocierając łzy i nakładając od razu na twarz maskę w postaci szerokiego banana na ustach.
- Co ty tu robisz o tej porze? I-i w ogóle co robisz właśnie tutaj?
- Ah, nocny patrol i... Takie tam- Wywrócił swoimi oczami. W sumie mogło to ciut dziwnie wyglądać, że tak skoczył na jej balkon bez żadnej zapowiedzi. Wlepił wzrok w twarz dziewczyny, chcąc z niej jak najwięcej wyczytać.
- Rozumiem, rozumiem...- Oparła się o balustradę i zaparzyła się na całkowicie pustą, ledwo oświetloną ulicę.
- Płakałaś - zauważył zmartwiony i dotknął swojego policzka, by pokazać jej jakoś, że dalej ma na swoim łzę. Nie ruszył się jednak z miejsca, ani drgnął.
- Hm? - Zmarszczyła brwi, widząc go kątem oka i przetarła mokry fragment twarzy.
- A, to... Gorszy dzień, męczący, to... - powiedziała jeszcze ciszej - ...wszystko. - Odwróciła się twarzą do niego, a w jej ślepiach błysnął księżyc.
- Dlaczego? - zadał kolejne pytanie i zeskoczył na ziemię.
- Już mówiłam - ciężki dzień - odpowiedziała krótko, mrużąc powieki.
- Dlaczego ciężki? - Dalej podpytywał, robiąc kroczek w jej stronę.
- Nie zadawaj głupich pytań, dobra? - burknęła, bardziej smutno, niżeli w złości.
- Marinette... - stanął za nią i mocno ją przytulił do siebie, dając się jej wypłakać. Nie wiedział jeszcze, że sam był przyczyną tego właśnie jej stanu.
Oboje stali tak dobre kilka minut, ona szlochając w jego męskie ramię, on chcąc ściągnąć z niej wszystkie smutki. Nie miał zamiaru zaczynać tematu jego i jego miłosnych problemików. To był zły czas, nieodpowiedni na takie małe coś.
-
- Spokojnie, dziękuję Kocie - powiedziała to we łzach, ale z uśmiechem.
- Trzymaj się, postaram się jutro wpaść, dobrze?
- Dobrze - ponownie się uśmiechnęła.
Granatowowłosa przez chwilę jeszcze stała i obserwowała odchodzącego blondyna. Miała sobie to tak za złe, że nigdy w inny sposób na niego nie spojrzała, na cudownego przyjaciela, a nie tylko na zwykłego prostego flirciarza, który może mieć każdą.
Zalana łzami poszła do łazienki. Po drodze zauważyła obiad, którego nie zjadła. Dalej nie mogła nic przełknąć. Włączyła wodę i weszła pod prysznic. Usiadła w brodziku i znów zaczęła płakać. Minęła godzina. Marinette stała teraz przed lustrem. Nie mogła na siebie patrzeć. Miała ochotę zniknąć i ulżyć wszystkim. Czuła się niepotrzebna. Uważała, że wszystkich rani.
Fiołkowooka ubrała się w piżamę i wyszła z łazienki. Szybko przeszła do pokoju i rzuciła się na łóżko. Następnego dnia miała być sobota więc odpuściła sobie robienie zadania domowego, po prostu nie miała siły. Ostatni raz włączyła telefon, żeby napisać do Czarnego Kota na Messengerze* "Dziękuję". Zanim zdążył odpisać, dziewczyna zasnęła.
Na zegarze wybiła już dziesiąta. Rodzice postanowili nie budzić córki. Uznali, że pewnie miała ciężki, pełen nauki tydzień i potrzebuje się wyspać. Marinette przebudziła się i dalej była niewyspana. Poszła do łazienki, żeby się ogarnąć i zejść na śniadanie. Spojrzała w lustro. Oczy miała czerwone od płaczu, a pod oczami miała sińce. Bała się zejść za dół, ponieważ nie chciała martwić rodziców. Postanowiła zakryć to korektorem, a na pytanie o oczy odpowiedzieć ponownie "alergia". Zeszła a dół i rozmawiała z mamą, w tle leciał telewizor. Nagle podano informację:
"Nowy Superzłoczyńca zaatakował Paryż! Jak podaje policja, jest bardzo niebezpieczny. Prosimy o pozostanie w domach. Czekamy na Biedronkę i Czarnego Kota."
- O nie! Kochanie!
- Spokojnie Sabine, Biedronka i Czarny Kot na pewno się tym zajmą - ze spokojem odpowiedział Tom. Marinette wiedziała, że w tym momencie musi udać się do swojego pokoju.
- Mamo, tato, idę na górę
- Dobrze, ale czuwaj. My z mamą będziemy na dole.
- Musimy ratować Paryż! Tikki! Kropkuj!
Kiedy dziewczyna w postaci Biedronki przybyła na miejsce, czarny kot już walczył z kolejną ofiarą Akumy. Na początku nie miała odwagi do niego podejść, a co dopiero się odezwać, jednak wiedziała, że to nie czas na to i teraz to się nie liczy. Musiała zająć się swoimi obowiązkami.
Walka o dziwo nie trwała aż tak długo,jednak była trudna. Mari ledwo uniknęła przemiany na polu bitwy. Przeciwnik zabrał jej kolczyki, ale udało jej się z tego wybrnąć i odzyskać co jej.
- Kotku? - zaczęła Biedronka. Blondyn nie odpowiedział - przepraszam
- Hm - Czarny Kot bardzo nie chciał się do niej odzywać, ale nie umiał - no dobra przyjmuję przeprosiny, ale spadam. Na razie!
- Poczekaj! Masz ochotę pogadać? Wiem, że ostatnio mnie nie lubisz...
- Eh...To nie tak, że cię nie lubię, ale cholernie mnie boli to, że nic do mnie nie czujesz. Ja wiem, masz prawo i ci tego nie zabraniam. Po prostu to boli...
- Rozumiem, wybacz - do jej oczu napływało co raz więcej łez i nie chciała, żeby tego widział - ja też będę już iść. Pa pa! - już miała zarzucić swoim jojem gdy Czarny Kot...
------------------------------------
*
Adrien miał dwa konta, jedno swoje, a drugie jako Czarny Kot :)
Ja wiem! Pojechałam Polsatem, wybaczcie! 😘
Możecie pisać, jak myślicie co wymyślił nasz Kotek? 😏
Kolejny rozdział już po nowym roku❤️
Do następnego!❤️😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro