Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

- Okej, zaraz i... Gotowe. - powiedziała Kathy odsuwając od mojej twarzy pędzelek. Odwróciłam się w stronę lustra, patrząc na jej dzieło. Cienie do powiek były utrzymane w czarnych i brązowych barwach, co podkreślało jasność moich tęczówek, a rzęsy zostały zaznaczone kruczą maskarą. Kości policzkowe, jak zawsze, pociągnięte bronzerem, a usta delikatnym błyszczykiem. Włosy miałam spięte w kok z warkoczem, z dwoma luźnymi kosmykami opadającymi po bokach mojej twarzy.

Z uszu zwisały mi delikatne, złote, podwójne trójkąty, które symbolizowały Łowców. Jeżeli chodzi o ubranie, to kupiłyśmy złotą, jedwabną sukienkę sięgającą trochę poniżej kolan. Sukienka była prosta, bez żadnych ozdobników, z długim rękawem, ale miała spore wycięcie na plecach, które zakryłam szalem. Na stopy założyłam białe szpilki i byłam gotowa do wyjścia, wcześniej chwytając małą torebkę z niezbędnymi rzeczami, takimi jak dokumenty.

- Wyglądasz ekstra! - powiedziała blondynka, na co uśmiechnęłam się lekko.

- Szkoda, że nie możesz iść, ale rozumiem. - uścisnęła mnie.

- Złóż życzenia swojej mamie i ode mnie. Powiedz, że złożę je osobiście przy najbliższej okazji. - dokończyła odsuwając się.

- Widzimy się jutro? - skinęła głową.

- Miłej zabawy. - powiedziała, gdy wychodziłam.

- Wzajemnie! - odparłam zamykając za sobą drzwi.

Zack miał czekać na mnie przy fontannie, a potem mieliśmy pojechać prosto do posiadłości Johna, gdzie mieliśmy pomóc w przygotowaniach.

- Wyglądasz pięknie. - powiedział Fisher, odwracając się w moją stronę i lustrując mnie wzrokiem.

Włosy bruneta były ułożone w artystycznym nieładzie, nad którym zapewne spędził dużo czasu. Na sobie miał niebieską koszulę z czarnym krawatem i pasującymi do niej spodniami i butami w kolorze krawatu. Marynarkę miał przerzuconą niedbale przez ramię.

- A ty nie najgorzej. - odparłam żartobliwie, na co ten tylko przewrócił oczami, a ja cmoknęłam go w policzek - Jedziemy? - wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Jeszcze momencik. - powiedział i wyjął zza pleców małe puzderko. Podniosłam pytająco brew, po czym uchyliłam wieczko prezentu i uśmiechnęłam się. W środku znalazłam delikatną bransoletkę, łańcuszek, ze złotym okręgiem. Zapięłam ją na nadgarstku i złożyłam krótki pocałunek na jego ustach, na co uśmiechnął się. - Jest piękna. Dziękuję.

- Teraz możemy już jechać. - zaśmiałam się poprawiając chustę, która zakrywała wycięcie na plecach i wsiadłam do Bugattiego.

- Możesz go prowadzić tylko dlatego, że nie chcę go prowadzić w tych butach. - przypomniałam mu, na co ten tylko wydął wargę.

- Czyli bardziej kochasz Veyrona? - skinęłam ze śmiechem głową i usłyszałam jego prychnięcie - Dzięki. - mimo to wciąż się uśmiechał i splótł nasze dłonie. Przewaga automatu, pomyślałam, nie trzeba zmieniać biegów. Oparłam czoło o szybę i zapatrzyłam się na migające za oknem krajobrazy.

*

- Mamo! Już jesteśmy! - krzyknęłam  kiedy przekroczyliśmy próg domu, ale odpowiedziała mi cisza. Zero odgłosów czyjejkolwiek obecności. Zaniepokojona spojrzałam na Zack'a.

- Pójdę pierwszy, nigdzie nie odchodź. - skinęłam głową i posłusznie za nim ruszyłam.

Sprawdziliśmy kuchnię, salon oraz łazienkę, ale nadal nikogo nie było. Poczułam jak moje serce bije niespokojnie, gdy stanęliśmy przed drzwiami sypiali i ścisnęłam jego dłoń, dając mu do zrozumienia, żebyśmy tam weszli. Kiedy tylko brunet otworzył drzwi, zatrzymał się gwałtownie. Próbowałam coś zobaczyć, ale był za wysoki. W końcu przecisnęłam się do środka, a on nie zdążył mnie zatrzymać.

- Ina! - krzyknął, ale go nie posłuchałam.

Pod ścianą leżało nieżywe ciało mojej matki. Była ubrana w swoją suknię ślubną, która w niektórych miejscach była zabarwiona na czarno i czerwono, co oznaczało, że zabiły ją Cuntery. Miała głęboką, śmiertelną ranę na ciele. Jej głowa bezwiednie opadła na ramię, a twarz była wykrzywiona w przerażeniu.

- Mamo! - krzyknęłam i przycisnęłam jej ciało do siebie, tuląc jej głowę - Mamo, mamo... - mój głos się załamał i poczułam, że Zack ściska moje ramię. Miał szklanki w oczach - Nie! To nie może być prawda! - zaczęłam szlochać, a chłopak próbował mnie od niej odciągnąć, ale bezskutecznie.

- Ona nie zasługiwała na tak okrutną śmierć z rąk Cunterów i to jeszcze w dniu ślubu! - wyszlochałam i pozwoliłam Fisherowi, żeby mnie przytulił, a mną zawładnęły bolesne wstrząsy.

Zacieśniłam uścisk na jego karku i wtuliłam twarz w jego ramię. Jakiś czas później, Zack podniósł mnie z ziemi i zaczął iść w kierunku wyjścia, a ja nie protestowałam. Po chwili posadził mnie na miejscu pasażera i sam zajął miejsce kierowcy.

- Jutro ich pochowamy. To będzie pogrzeb godny samej królowej. - obiecał i starł moje łzy. Skuliłam się na siedzeniu i objęłam kolana ramionami.

- Giną wszyscy, na których mi zależy. - szepnęłam - Tato, mama... Nawet John! - łzy znowu popłynęły, a Zack cierpliwie słuchał - Tracę wszystkich. - szepnęłam, a on złapał moją dłoń.

- Masz mnie. - powiedział to z takim przekonaniem, że nie mogłam mu nie uwierzyć.

- Ale i ciebie mogę stracić. - odszepnęłam i jeszcze nie wiedziałam, ile w tych słowach jest prawdy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro