Rozdział 9
- Okej, zaraz i... Gotowe. - powiedziała Kathy odsuwając od mojej twarzy pędzelek. Odwróciłam się w stronę lustra, patrząc na jej dzieło. Cienie do powiek były utrzymane w czarnych i brązowych barwach, co podkreślało jasność moich tęczówek, a rzęsy zostały zaznaczone kruczą maskarą. Kości policzkowe, jak zawsze, pociągnięte bronzerem, a usta delikatnym błyszczykiem. Włosy miałam spięte w kok z warkoczem, z dwoma luźnymi kosmykami opadającymi po bokach mojej twarzy.
Z uszu zwisały mi delikatne, złote, podwójne trójkąty, które symbolizowały Łowców. Jeżeli chodzi o ubranie, to kupiłyśmy złotą, jedwabną sukienkę sięgającą trochę poniżej kolan. Sukienka była prosta, bez żadnych ozdobników, z długim rękawem, ale miała spore wycięcie na plecach, które zakryłam szalem. Na stopy założyłam białe szpilki i byłam gotowa do wyjścia, wcześniej chwytając małą torebkę z niezbędnymi rzeczami, takimi jak dokumenty.
- Wyglądasz ekstra! - powiedziała blondynka, na co uśmiechnęłam się lekko.
- Szkoda, że nie możesz iść, ale rozumiem. - uścisnęła mnie.
- Złóż życzenia swojej mamie i ode mnie. Powiedz, że złożę je osobiście przy najbliższej okazji. - dokończyła odsuwając się.
- Widzimy się jutro? - skinęła głową.
- Miłej zabawy. - powiedziała, gdy wychodziłam.
- Wzajemnie! - odparłam zamykając za sobą drzwi.
Zack miał czekać na mnie przy fontannie, a potem mieliśmy pojechać prosto do posiadłości Johna, gdzie mieliśmy pomóc w przygotowaniach.
- Wyglądasz pięknie. - powiedział Fisher, odwracając się w moją stronę i lustrując mnie wzrokiem.
Włosy bruneta były ułożone w artystycznym nieładzie, nad którym zapewne spędził dużo czasu. Na sobie miał niebieską koszulę z czarnym krawatem i pasującymi do niej spodniami i butami w kolorze krawatu. Marynarkę miał przerzuconą niedbale przez ramię.
- A ty nie najgorzej. - odparłam żartobliwie, na co ten tylko przewrócił oczami, a ja cmoknęłam go w policzek - Jedziemy? - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Jeszcze momencik. - powiedział i wyjął zza pleców małe puzderko. Podniosłam pytająco brew, po czym uchyliłam wieczko prezentu i uśmiechnęłam się. W środku znalazłam delikatną bransoletkę, łańcuszek, ze złotym okręgiem. Zapięłam ją na nadgarstku i złożyłam krótki pocałunek na jego ustach, na co uśmiechnął się. - Jest piękna. Dziękuję.
- Teraz możemy już jechać. - zaśmiałam się poprawiając chustę, która zakrywała wycięcie na plecach i wsiadłam do Bugattiego.
- Możesz go prowadzić tylko dlatego, że nie chcę go prowadzić w tych butach. - przypomniałam mu, na co ten tylko wydął wargę.
- Czyli bardziej kochasz Veyrona? - skinęłam ze śmiechem głową i usłyszałam jego prychnięcie - Dzięki. - mimo to wciąż się uśmiechał i splótł nasze dłonie. Przewaga automatu, pomyślałam, nie trzeba zmieniać biegów. Oparłam czoło o szybę i zapatrzyłam się na migające za oknem krajobrazy.
*
- Mamo! Już jesteśmy! - krzyknęłam kiedy przekroczyliśmy próg domu, ale odpowiedziała mi cisza. Zero odgłosów czyjejkolwiek obecności. Zaniepokojona spojrzałam na Zack'a.
- Pójdę pierwszy, nigdzie nie odchodź. - skinęłam głową i posłusznie za nim ruszyłam.
Sprawdziliśmy kuchnię, salon oraz łazienkę, ale nadal nikogo nie było. Poczułam jak moje serce bije niespokojnie, gdy stanęliśmy przed drzwiami sypiali i ścisnęłam jego dłoń, dając mu do zrozumienia, żebyśmy tam weszli. Kiedy tylko brunet otworzył drzwi, zatrzymał się gwałtownie. Próbowałam coś zobaczyć, ale był za wysoki. W końcu przecisnęłam się do środka, a on nie zdążył mnie zatrzymać.
- Ina! - krzyknął, ale go nie posłuchałam.
Pod ścianą leżało nieżywe ciało mojej matki. Była ubrana w swoją suknię ślubną, która w niektórych miejscach była zabarwiona na czarno i czerwono, co oznaczało, że zabiły ją Cuntery. Miała głęboką, śmiertelną ranę na ciele. Jej głowa bezwiednie opadła na ramię, a twarz była wykrzywiona w przerażeniu.
- Mamo! - krzyknęłam i przycisnęłam jej ciało do siebie, tuląc jej głowę - Mamo, mamo... - mój głos się załamał i poczułam, że Zack ściska moje ramię. Miał szklanki w oczach - Nie! To nie może być prawda! - zaczęłam szlochać, a chłopak próbował mnie od niej odciągnąć, ale bezskutecznie.
- Ona nie zasługiwała na tak okrutną śmierć z rąk Cunterów i to jeszcze w dniu ślubu! - wyszlochałam i pozwoliłam Fisherowi, żeby mnie przytulił, a mną zawładnęły bolesne wstrząsy.
Zacieśniłam uścisk na jego karku i wtuliłam twarz w jego ramię. Jakiś czas później, Zack podniósł mnie z ziemi i zaczął iść w kierunku wyjścia, a ja nie protestowałam. Po chwili posadził mnie na miejscu pasażera i sam zajął miejsce kierowcy.
- Jutro ich pochowamy. To będzie pogrzeb godny samej królowej. - obiecał i starł moje łzy. Skuliłam się na siedzeniu i objęłam kolana ramionami.
- Giną wszyscy, na których mi zależy. - szepnęłam - Tato, mama... Nawet John! - łzy znowu popłynęły, a Zack cierpliwie słuchał - Tracę wszystkich. - szepnęłam, a on złapał moją dłoń.
- Masz mnie. - powiedział to z takim przekonaniem, że nie mogłam mu nie uwierzyć.
- Ale i ciebie mogę stracić. - odszepnęłam i jeszcze nie wiedziałam, ile w tych słowach jest prawdy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro