Rozdział 7
- Dzień dobry, moi drodzy. - powiedziała pani O'Harra, kiedy zaczęliśmy następną lekcję - Poznaliśmy już wilkołaki i Cuntery. Co chcielibyście dzisiaj? - zapytała.
- Może wampiry? To takie interesujące demony, o których mówi się tak dużo. - podpowiedziała z uśmiechem Yesubai, a ja zacisnęłam ręce na długopisie.
- O co chodzi? - zapytał szeptem Zack, widząc moje dziwne zachowanie. Odetchnęłam głęboko i posłałam mu blady uśmiech.
- Wszystko w porządku. - zapewniłam.
- Od rana dziwnie się zachowujesz - przykrył moją dłoń swoją, przez co przeszyła mnie fala ciepła - Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim, prawda? - skinęłam mu głową.
- Naprawdę wszystko dobrze, Zack. - ponownie zapewniłam i obróciłam się w stronę pani Summer, która napisała na tablicy wielki, kaligraficzny napis WAMPIRY.
- Jak wiecie, jest to następny gatunek pochodzący od demonów. - zaczęła - Jest on wynikiem mieszanki demona i elfa: piękno elfów połączone z diabelską naturą demona. Niebezpieczne a zarazem zmysłowe wcielenie. Wielu ludzi, a nawet Łowców, uległo wdziękom wampirów, nie wiedząc, że to one. Wampiry najpierw uwodzą swoje ofiary, a następnie w zacisznym miejscu wysysają z nich krew. W najlepszym wypadku ich ofiary umierają, a w najgorszym zamieniają się w jednego z nich. Nie jest łatwo rozpoznać wampira, ponieważ ten gatunek może przybrać dowolną postać jakiegoś stworzenia, człowieka czy zwierzęcia. Da się je rozpoznać po tym, że raz na jakiś czas ich oczy przybierają czerwony lub złoty odcień, wręcz nienaturalny. Innymi mocami tego podgatunku są czytanie w myślach, telekineza, wymazywanie pamięci, nadnaturalna prędkość, wrodzony talent do władania bronią białą i do walki wręcz. Wampiry można zabić wbijając im kołek w serce. Wbrew wszystkim przesądom słońce i czosnek ich nie zabijają, a woda święcona jedynie je irytuje, bo cały czas ktoś ich nią oblewa. Słońce działa na nie jedynie w taki sposób, że na ich skórze pojawiają się czerwone plamki, ale nie są one śmiertelne, a zapach czosnku jedynie przyprawia ich o mdłości, tak jak niektórych ludzi. Wampiry zwykle nie pojawiają się w stadach, wolą samotne życie, albo raczej samotną egzystencję po śmierci, którą spędzają na Ziemi. Czasami zdarzają się im przelotne romanse ze śmiertelnymi, ale trwają one bardzo krótko. Jeżeli kiedykolwiek spotkacie jakiegoś wampira, jedynym słusznym wyjściem jest zabicie go, nie ważne kim by dla was był. Nie można pozwolić, aby ta zaraza się rozprzestrzeniała. Wampiry wybiły już tysiące naszych, a to już wystarczający powód, żeby nie pozwolić tym poczwarom chodzić po tej Ziemi i zamieniać niewinne istoty w demony. - z tymi słowami rozbrzmiał dzwonek obwieszczający koniec lekcji.
- Właśnie! Prawie zapomniałam! Mama kazała ci przekazać, że zaprasza cię na jej ślub z Johnem. Odbędzie się on w przyszłym tygodniu i powiedziała, żebyś i ty przyszedł. Zaproponowała, żebym wzięła cię za osobę towarzyszącą. To jak, zgadzasz się? - zakończyłam, na co Zack uśmiechnął się i objął mnie ramieniem.
- Hm, nie wiedziałem, że już planują ślub. W ogóle, to ile twoja mama ma lat? - zapytał.
- Ma 43. - odpowiedziałam. Urodziła mnie kiedy miała 23 lata.
- A John?
- On ma coś koło 47, może rok mniej, nie jestem pewna. - odpowiedziałam, wahając się.
-Nadal ci nie leży, prawda? - zapytał, a ja tylko westchnęłam i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Nie o to chodzi. Po prostu nigdy nie zastąpi mi taty, rozumiesz. Nie ważne jak wspaniałym by był człowiekiem, co nie znaczy, że jest zły. Przeciwnie. Mama jest przy nim szczęśliwa, więc i ja się cieszę. - przyznałam zgodnie z prawdą.
- Już nie mogę się doczekać. Z przyjemnością przyjdę. - odparł i pocałował mnie w skroń.
Nie ważne, że jesteśmy ze sobą od kilku miesięcy, ja nadal nie potrafię w to uwierzyć. To jest zbyt idealne, żeby mogło być prawdziwe.
- O czym tak myślisz? - zapytał po chwili, gdy usiedliśmy na parapecie, czekając na następne zajęcia, a w odpowiedzi jedynie delikatnie się uśmiechnęłam.
- Kocham cię. - na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech, a ja poczułam, że moje serce wywija fikołka. On nawet nie musiał mnie dotykać, żeby wprawiać moje serce w szybszy rytm i żeby moje nogi stały się jak z waty.
- Ja ciebie też, Ino. - odpowiedział i splótł nasze palce. Uśmiechnęłam się, patrząc na nasze dłonie.
Jeżeli to był sen, to nie chciałam się z niego budzić. Niestety nie wiedziałam, że może się to skończyć bardzo źle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro