Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

- Dziękuję ci za wieczór. Był wspaniały. - powiedziałam, kiedy stanęliśmy przed drzwiami mojego pokoju.

- Nie masz za co. To była przyjemność. - odparł i oparł się nonszalancko ramieniem o framugę drzwi.

- Ale i tak dziękuję. - przewrócił oczami.

- Definitywnie za często mi dziękujesz. - powiedział.

- No cóż... - musnęłam wargami jego usta, po czym odsunęłam się - I tak dziękuję. - powiedziałam znikając za drzwiami i przygryzając wargę. Zdążyłam jeszcze usłyszeć jego perlisty śmiech.

- Cześć. I jak było? - zapytała Kathy, kiedy rzuciłam się na łóżko z uśmiechem - No, opowiadaj. - poczułam jak obok mnie ugina się materac.

Podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam opowiadać przyjaciółce o wieczorze, a kiedy skończyłam, obie zaczęłyśmy piszczeć.

- Nie wierzę! Faceci jednak nas słuchają! - powiedziała nawiązując do elfów i tego, że mu o nich opowiadałam, na co dostała poduszką w ramię i zaśmiała się - Żartuję. To było wspaniale. Nigdy bym nie powiedziała, że Zack może być romantykiem. Nie z tego, co opowiadał o nim Luca. - przewróciłam oczami.

- Tak, Fisher sprawia wrażenie swojego brata, podczas gdy jest taki jakim zdaje się być Nathan. Zamienili się. - wyjaśniłam, na co Kat tylko pokiwała głową.

- Dobra, jest już grubo po północy, a ja jestem strasznie zmęczona. Powinnyśmy chyba iść spać, bo jutro, a właściwie dzisiaj, mamy egzaminy. - skrzywiłam się.

- To dopiero drugi miesiąc nauki. - jęknęłam i wywołałam tym samym śmiech blondynki.

- Tak, a w czerwcu powiesz, że dopiero dziesiąty i nadal za wcześnie na egzaminy, prawda? - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.

- Dokładnie. Okey, masz rację jestem padnięta. - powiedziałam i poszłam wziąć szybki prysznic. Kiedy wróciłam, Kathy spała jak zabita, więc zgasiłam lampkę nocną przy jej stoliku i sama położyłam się - Dobranoc. - szepnęłam, choć wiedziałam, że mnie nie usłyszy.

Następnego dnia wstałyśmy godzinę przed zajęciami, żeby nie musieć siedzieć w ścisku na śniadaniu. Usiadłam z dwoma talerzami tostów przy oknie i zaczekałam na Kathy, która poszła nam zrobić kawy i po chwili dosiadła się do mnie.

- Kto to? - spytała Gennaro, więc odwróciłam się podążając za jej wzrokiem.

Kilka stolików za nami siedziała jakaś Łowczyni, której w ogóle nie kojarzyłam. Miała bladą cerę, krucze włosy, które podwijały się do góry przy końcach; duże jasnoniebieskie oczy z długimi rzęsami i niepełne malinowe usta. Siedziała sama, dziobiąc w talerzu z jajecznicą. Wzruszyłam ramionami, odwracając się do blondynki.

- Nie wiem. Pewnie jakaś nowa. - odpowiedziałam zabierając się do jedzenie.

- Już myślałam, że jej nie znam. - przewróciłam oczami. Cała Kat, musi znać wszystkich i wszystko, inaczej nie byłaby sobą - Pamiętasz, że dzisiaj mamy egzaminy zaliczeniowe na pierwszy semestr? Będą sprawdzali jak dobrze walczymy. - wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na nią.

- Na Niebieski Ogień! Zapomniałam! - pisnęłam i uderzyłam czołem o blat, mając szczerą nadzieję, że nic nie wylałam - Mam nadzieję, że nie trafię na jakiegoś terminatora. - dziewczyna parsknęła śmiechem na moje słowa.

- Spoko, może ten terminator nie zdążył naładować baterii i rano będzie w złej formie? - jęknęłam podnosząc głowę i przelotnie sprawdzając stan mojego talerza i szklanki. Tosty na miejscu, tak jak i kawa.

- Chcesz mi powiedzieć, że mamy je na pierwszej lekcji? - skinęła z uśmiechem głową - Super, kto na to wpadł? - zapytałam wstając od stołu, kiedy pierwsi uczniowie weszli do stołówki - Idziemy? Za piętnaście minut mamy egzamin, muszę się przebrać. - to powiedziawszy wróciłyśmy do naszego pokoju.

Związałam brązowe włosy w wysokiego kucyka, po czym podeszłam do szafy i wyjęłam z nich uniform, czyli skórzane spodnie, które o dziwo były bardzo wygodne i nie krępowały ruchów, oraz czarną bokserkę z szarymi paskami po bokach. Na nogi założyłam krucze buty sportowe i sięgnęłam po dzisiejszą broń, czyli: pas ze sztyletami i zestawem małym sztylecików na udo. Można było ich używać, pod warunkiem, że "będą służyły do zadraśnięcia, ewentualnie wbicia w jakąś część ciała, które nie byłoby śmiertelne, ani nie pozbawiłoby przeciwnika zbyt dużej ilości krwi", cytując pana Christophera, nauczyciela od walk.

- Gotowa? - zapytałam przyjaciółkę, która właśnie wiązała obuwie i skinęła głową, więc wyszliśmy na pole do treningów. Pocieszała mnie myśl, że to ostatni rok nauki i swoimi 21 urodzinami nie będę zaczynała następnego roku szkolnego.

- Na pierwszy ogień: Collins i Nisei. - miałam stanąć do walki z nową, którą widziałyśmy dzisiaj na stołówce. Wyjęłam dwa sztylety i zakręciłam nimi w dłoniach, w wyniku czego usłyszałam chichot Kathy. Popatrzyłam na nią i powiedziała mi bezgłośnie, żebym się nie popisywała.

- Jak bardzo jesteś zaawansowana? - zapytałam w myślach.

- Bardziej niż ci się zdaje. - odpowiedziała w ten sam sposób i mogłam przysiąc, że jej oczy na ułamek sekundy stały się czerwone. Wciągnęłam gwałtownie powietrze. To wampir. Demon. My ich zabijamy. Z całej siły powstrzymałam się przed chęcią wbicia jej sztyletu prosto w serce, zamiast tego mocniej ścisnęłam rączki sztyletów.

- Spoko, nikomu nie powiem, że jesteś wa...

- Może zaczniecie, zamiast się mierzyć spojrzeniami? - zapytał zniecierpliwiony pan Chris, więc oprzytomniałam.

Brunetka pierwsza przeszła do ataku. Jako broń wybrała sobie miecz, więc skrzyżowałam sztylety, tym samym parując jej broń i odepchnęłam ją do tyłu, przez co zatoczyła się lekko i znowu zaatakowała mój bok z okrzykiem bojowym. Zrobiłam obrót i drasnęłam ją w jej prawy bok, co spotkało się z jej niezadowolonym warknięciem i wykonała nienaturalnie szybki ruch, powalając mnie na ziemię.

- Uważaj, bo jeszcze się zdradzisz. - syknęłam wstając i uchylając się pod jej ostrzem. Zauważyłam, że z jej boku wypływa czarna ciecz. Na jej szczęście, niektórzy Łowcy mieli taką samą krew, choć w jej przypadku, była to wina demonicznej natury. Postanowiłam nie walczyć z demonem i zakończyć tę walkę, puki jestem jeszcze w stanie nie wbić jej kołka, który leżał w skrzyni z broniami.

Pchnęłam ją na ścianę budynku i skrzyżowałam ostrza przed jej szyją w taki sposób, że jeden mój ruch, a jej głowa leżała by u moich stóp. Nisei wyciągnęła szyję i przełknęła ślinę, a ja posłałam jej wrogie spojrzenie. Pan Chris zaklaskał krótko.

- Panna Collins jak zawsze nienaganny styl walki, choć mógłbym się do jednej czy tam dwóch rzeczy przyczepić, ale cóż: zdajesz celująco. A co do pani, panno Nisei, ktoś będzie musiał z tobą trenować. Och, na Anioły, Ino! Odsuń te sztylety od szyi Yesubai! - schowałam zwinnym ruchem broń do pochew i odsunęła się od wampirzycy, idąc w stronę uczniów czując, jak krew we mnie buzuje. Nie zabiłam wampira. Może niedługo to się zmieni, pomyślałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro