Rozdział 5
- Nieźle, co? Walka, która odbyła się na terenie szkoły czarodziejów, wcale nie była taka ważna, jak się wydawało. - powiedziałem siadając obok Iny na stołówce. Jeszcze nigdzie nie widziałem Luci ani Kathy.
- Tak, masz rację. - skrzywiła się - Twoja aura ma dość dziwny kolor. - powiedziała, patrząc na mnie - O co chodzi? - zapytała z troską i dotknęła mojego ramienia, na co tylko potrząsnąłem głową i pocałowałem ją w policzek.
- Nawet nie wiesz jakie to uczucie móc cię pocałować i nie bać się, że znowu uciekniesz, oraz, że jednak czujesz to, co ja. - szepnąłem, a ona zarumieniła się lekko.
- Nie zmieniaj tematu. - powiedziała patrząc mi w oczy, a ja westchnąłem.
- Małe kłopoty z rodzicami, ale to nic wielkiego.
- Mam nadzieję, że mówisz prawdę. - mruknęła i zabrała się do jedzenia.
- Właśnie. Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? - spytałem po chwili.
- Nie, a co wymyśliłeś? - na jej twarzy zagościła szczera ciekawość, którą potwierdzała jej aura.
- Bądź gotowa na 19. - powiedziałem i wyszedłem ze stołówki. Miałem trzy godziny na przygotowanie wszystkiego, więc postanowiłam się za to zabrać już teraz.
Ina POV
Kiedy wybiła godzina 19, do drzwi naszego pokoju ktoś zapukał.
- Powodzenia. - powiedziała bezgłośnie i z uśmiechem Kathy, a ja odwzajemniłam jej gest.
- Gotowa? - zapytał Zack, na co skinęłam głową i pożegnałam się z przyjaciółką krótkim "Do zobaczenia", po czym poszłam za chłopakiem.
- Więc... Gdzie mnie zabierasz? - zapytałam ciekawa, na co ten tylko uśmiechnął się.
- To niespodzianka i mam nadzieję, że ci się spodoba. - przewróciłam oczami wiedząc, że nic od niego nie wyciągnę.
Po piętnastu minutach drogi, zatrzymaliśmy się przed niespodzianką Zack'a, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
Pomiędzy drzewami były powieszone kolorowe lampy, które otaczały obszar, na którym leżał koc, a na nim: dwie gitary. Poczułam, że ktoś obejmuje mnie od tyłu i opiera brodę na moim ramieniu.
- I jak się podoba? - zapytał, a ja nadal patrzyłam na to miejsce.
- Jest pięknie. Dziękuję. - szepnęłam.
- To jeszcze nie koniec, ale dalsza część będzie dopiero o 22. Pamiętasz, jak mówiłaś, że twój tata opowiadał ci o magicznych istotkach, które pojawiają się nad wodospadem? No cóż... Może nie ma tu wodospadu, ale o 22 właśnie takie elfy przemierzają ten teren. - odwróciłam się do niego i spojrzałam w niedowierzaniu.
- Na prawdę? - zapytałam cicho, a ten tylko skinął głową, na co przytuliłam się do niego - Dziękuję ci, to... Coś wspaniałego. - powiedziałam i mocniej się w niego wtuliłam.
- Cieszę się, że ci się podoba. - powiedział i poprowadził mnie w stronę koca - Kiedyś mówiłem o duecie. Zagramy? - zaśmiałam się.
- Pewnie. - odparłam chwytając gitarę i siadając obok bruneta - Od czego zaczynamy? - uśmiechnął się.
- R U mine? - skinęłam głową i złapałam odpowiedni chwyt - Zaczynamy?
- Hahaha, to nam nie wyszło. - powiedziałam tarzając się po kocu ze śmiechu. Akurat skończyliśmy śpiewać Radioactive, co nam kompletnie nie wyszło. Zack sam się śmiał i odłożył gitarę, po czym położył się obok mnie i spojrzał w gwiazdy.
- To strasznie dziwne uczucie, kiedy zdałem sobie sprawę, że w tej chwili w odległym miejscu, Anioły i Demony walczą, a my nic nie możemy zrobić. Musimy żyć tak jak przed tą wiedzą, normalnie. - powiedział, a ja odwróciłam się w jego stronę.
- Tak, możemy jedynie chronić innych przed masą tutejszych Demonów, a to już coś, prawda? Ale... - zacisnęłam wargi, a Zack odwrócił się w moją stronę, patrząc na mnie w oczekiwaniu, żebym dokończyła zaczętą myśl - Ale boję się ostatecznej walki, to będzie gorsze niż to, co widzieliśmy. Będzie gorsze od tej chimery, którą widzieliśmy w czasie tamtej walki. Rozpęta się prawdziwe piekło, prawda? - Zack dotknął mojego policzka, a ja wtuliłam twarz w jego dłoń.
- Nie mam pojęcia, Ino. Nie mamy również pewności, że wydarzy się to za naszego życia. Ale jeżeli tak się stanie, mogę obiecać ci jedno: przeżyjesz, choćbym ja miał zginąć. - obiecał, a ja pokręciłam głową.
- Już raz to przerabialiśmy: nie możesz zginąć. - powiedziałam łapiąc jego dłoń, która nadal była na moim policzku - Razem to przeżyjemy - szepnęłam pragnąc, żeby zabrzmiało to przekonująco.
Fisher skinął głową, a ja niepewnie go pocałowałam. Brunet oddał pocałunek i po chwili zawisnął nade mną, odrywając swoje usta od moich i patrząc mi w oczy. Widziałam w nich tyle emocji, ale głównie miłość, na co uśmiechnęłam się niekontrolowanie. Położyłam mu rękę na ramieniu i złączyłam nasze usta w pocałunku, który natychmiast stał się bardziej namiętny. Wsunęłam mu jedną rękę we włosy, drugą kładąc na ramieniu i podniosłam się lekko, pogłębiając pocałunek. Zack usiadł, nie przerywając pocałunku i posadził mnie sobie na kolanach, tak, żeby obojgu nam było wygodniej. Chłopak objął mnie ręką w pasie, mocniej do siebie przyciskając. Nagle oderwałam się od szarookiego, kiedy usłyszałam jakiś cichy szmer.
Dookoła naszego koca zaczęła przelatywać setka małych i kolorowych światełek, które były elfami. Istotki miały kolorowe włosy i ubranka w tych samych kolorach, a każde z nich miało parę srebrnych, delikatnych skrzydełek oraz barwną poświatę. Patrzyłam jak zaczarowana na ten widok, a gdy wszystkie elfy zniknęły, znowu spojrzałam na Zack'a, który patrzył na mnie uważnie z delikatnym uśmiechem.
- Kocham cię. - szepnął, a ja zauważyłam w jego oczach niepewność wywołaną tym, że on już mi o tym powiedział, ale ja nie powiedziałam mu tego samego. Uśmiechnęłam się delikatnie i pocałowałam go lekko.
- Kocham cię, Zack. - jego twarz rozświetlił piękny uśmiech i po chwili wylądowałam w jego uścisku, który odwzajemniłam i schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro