Rozdział 29
Zack POV
Wcześniej
- O czym chciałeś pogadać? - zapytałem siadając w salonie, a Luca chodził przede mną niespokojnie.
- Nie chcę się wtrącać w nie swoje sprawy, ale to sprawa wyższa.
- Kathy? - podpowiedziałem, a on skinął głową. To było zabawne, że ta mała osóbka miała na niego tak wielki wpływ, chociaż doskonale to rozumiałem - No dobra, o co chodzi?
- Więc co się stało między tobą a Iną? Gennaro nie daje mi spokoju w tej sprawie. - wyjaśnił, a ja pokiwałem głową w zamyśleniu.
- Yesubai wysłała mi wiadomość z telefonu Iny, w której napisała, że chce się ze mną spotkać. Poszedłem więc nad wodospad, a ona przybrała formę Collins i pocałowała mnie. Zrozumiałem co się dzieje, kiedy usłyszałem jej krzyk, a Bai przyjęła swoją prawdziwą formę. - wyjaśniłem.
- Co do niej czujesz?
Co do niej czuję?, pomyślałem, Ina jest kimś, kogo kocham, a cały czas tracę. Nasz związek chwiał się prawie przez cały czas, a nasz koniec był nieuchronny.
Ale co do niej czuję, to już inna bajka. Jestem w nią zapatrzony jak w obrazek i nie raz zrobiłem z tego powodu głupie rzeczy, które wywoływały u niej śmiech. To co przy niej czułem; nie było tego przy żadnej innej, to uczucie jest jedyne w swoim rodzaju i zdawałem sobie z tego sprawę. Collins była dla mnie zagadką od zawsze, a nie rozumiem jej nadal, chociaż znam ją już od kilkunastu lat. Poza tym od dziecka byłem w niej zakochany i bałem się, że będę dla niej jak brat i choć kiedyś mnie tak traktowała, teraz mnie kochała.
Przypomniałem sobie to wspaniałe uczucie, kiedy trzymałem ją w ramionach, a ona chowała się w nich, jakby chcąc uciec od świata. Tą radość, kiedy wywoływałem na jej twarzy uśmiech i uczucie nie dopisania, kiedy całowałem ją z zaskoczenia. Wszystko to było magiczne, jak każda rzecz, kiedy Ina była przy mnie. Prawda jest taka, że jestem w niej zakochany bez opamiętania. Ina jest moim całym światem, jedynym światełkiem nadziei, który został mi odebrany tak gwałtownie i znienacka, że trudem było się nie rozsypać na drobne kawałeczki, które już nigdy miałyby nie być poskładane w całość, bo jakiejś części by brakowało.
- Nazwać rzecz po imieniu? - skinął głową - Kocham ją całym sercem, to najprostsza odpowiedź.
- Więc czemu o nią nie walczysz? - zapytał szczerze zdziwiony i usiadł obok mnie, a ja przetarłem twarz dłońmi.
- Za każdym razem kiedy chcę z nią porozmawiać, ona ode mnie ucieka. Nie miałem jak jej tego wytłumaczyć, a teraz... - westchnąłem gorzko - Teraz ona jest w budynku Rady. Nie wpuszczą mnie tam, a ona nie odbierze ode mnie telefonu, skasuje wiadomości, a listy spali. - zagwizdał.
- No to mamy problem. - spiorunowałem go wzrokiem.
- Jakbym nie wiedział. - przyznałem ironicznie, a przyjaciel poklepał mnie po plecach.
- Walcz o nią, stary. Jest tego warta.- skinąłem głową.
- Nie pozwolę jej odejść na zawsze, nie martw się. - nie miałem takiego zamiaru, to akurat była prawda, ale nie wiedziałem jak chcę tego dokonać.
Chciał coś powiedzieć, ale okno od salonu rozprysło się na tysiące kawałków, a my schowaliśmy się za sofą. Do środka Akademii zaczęło wlatywać setki Cunterów i innych latających demonów.
- Yesubai była szpiegiem?! - krzyknąłem pierwsze co mi przyszło do głowy. No tak, to wampirzyca.
- Za godzinę w salonie! - krzyknął Luca i zniknął w drzwiach, a ja poszedłem w jego ślady. Zaopatrzyłem się w broń i lekką zbroję, po czym wyszedłem na korytarz.
- No cześć, stęskniłeś się? - odwróciłem się na dźwięk głosu Bai. Stała przede mną w wampirzej postaci.
Jej skóra była nienaturalnie biała i popadała w szary odcień. Kły były dużo dłuższe, a jej palce zakończone szponami. Na skrzydłach miała metalowe ochronki, a jej oczy żarzyły się ognistą czerwienią i błyszczała w nich żądza krwi.
- Nie bardzo. - odparłem i natarłem na nią bronią, ale ta zwinnie zblokowała mój cios.
- Głupi! Zapomniałeś, że szkoliłam się z wami? - syknęła i drasnęła moje ramię.
Wykonałem obrót, chroniąc się przed jej szponami i zamachnąłem się mieczem, raniąc jej skrzydła. Wampirzyca wydała z siebie przerażający skrzek i rzuciła się na mnie, ale ja wbiłem jej miecz w podbrzusze. Jej oczy zaszły krwią, a ja przekręciłem klingę z okrutnym uśmiechem. Z ust Yesubai zaczęła się sączyć krew, a jej ciało zawisło na mojej klindze, którą wyjąłem jednym ruchem. Ciało wampirzycy opadło na ziemię, a ona sama dławiła się krwią.
- Wyrządziłem ci przysługę, posyłając cię do piekła. Do twojego domu. - powiedziałem lekko, wycierając ostrze o pobliską zasłonę, po czym pobiegłem dalej. Jedyne o czym teraz marzyłem, to ocalenie Akademii przed tymi demonami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro