Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

Kiedy przyjechałam do Akademii, przeraziłam się nie na żarty i poczułam jak moje serce na chwilę przestaje bić, a przez ciało przebiega lodowaty prąd. 

Akademia była zrujnowana. Jej dach w niektórych miejscach był wybrakowany lub zwęglony, a tylko niektóre jego miejsca były nienaruszone. Okna były powybijane, a drzwi powyrywane z nawiasów. Na skałach było dużo trupów zarówno demonów co i Łowców, a głazy ociekały krwią.  Zatrzaskując za sobą drzwi pobiegłam do środka.

Zasłony były pozrywane i porozrzucane, lampy potłuczone, a wszelkie dekoracje i książki walały się wszędzie. Wiele miejsc i rzeczy było spalonych, połamanych, rozerwanych lub pokrytych popiołem.  Zbierało mi się na wymioty, gdy mijałam trupy demonów, uczniów i nauczycieli. Za każdym razem bałam się, że zobaczę tam kogoś z moich przyjaciół, ale nikogo z nich nie widziałam.

Nagle gdzieś nade mną, na piętrze, rozległ się huk i specyficzny odgłos Cuntera. Poruszyłam ręką, na której znajdowały się ciernie i pobiegłam na górę, uważając na trupy.

Kiedy znalazłam się na piętrze, z sali biologicznej wypadł Cunter, który z głuchym hukiem uderzył o ścianę. Ścisnęłam w ręce broń i posłałam w głąb metalu Niebieski Ogień. Cunter obrócił się w moją stronę, zaskrzeczał i ruszył w moją stronę, ale wtedy na jego plecy wskoczył Luca, a zaraz za nim wyskoczyła Kathy, która wbiła mu sztylet w bark, który żarzył się Niebiańskim Ogniem, a demon obrócił się w popiół.

Odetchnęłam z ulgą i zwinęłam broń z powrotem. Spojrzałam na blondynkę i podbiegłam do niej, mocno ją przytulając.

- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło, że nic się wam nie stało. - powiedziałam i po chwili do przytulania dołączył także Luca, na co zaśmiałam się - Przyjechałam najszybciej jak mogłam. Musiałam dokończyć spotkanie u Rady Łowców, ale... Nie spodziewałam się tego. - przyznałam wskazując pobojowisko - Widziałam bardzo duże straty. Co będzie z akademią? Dlaczego zaatakowali? - zapytałam, kiedy zaczęliśmy zbierać poległych i rannych.

- Cóż... Zaatakowali nas znienacka, okazało się, że mieliśmy szpiega. - wytłumaczył, a ja zmarszczyłam brwi. Zauważyłam, że nie jest przekonany co do tego, żeby to on mi to wytłumaczył.

- Och, no dawaj, Luca! Powiedz mi i po sprawie. - zachęciłam i położyłam kolejnego ciężko rannego na materacu.

- No, dobrze. Yesubai była wampirem-szpiegiem. - wytrzeszczyłam oczy i rozejrzałam się dokoła.

- Powiedz, że Zack nie był szpiegiem. Poza tym... to nie ważne, skoro tak się sprawy mają, to był zdrajcą. - potrząsnął głową.

- Nie, właśnie nie. - zmarszczyłam brwi - Wampirzyca miała zebrać informacje o Łowcach i zlikwidować zagrożenie, czyli najsilniejszą parę Łowców. Wiesz, jeszcze żadna para nie miała takich zdolności. - przewróciłam oczami i dałam mu znak, żeby kontynuował - Bai uznała, że najlepszym sposobem likwidacji zagrożenia, jest rozdzielenie was. Rzeczywiście, podszyła się pod ciebie przybierając twoją postać i wymyśliła całą tę historię o ślubie. - wytrzeszczyłam oczy.

- Mówisz poważnie? - skinął głową, a ja zamyśliłam się. Muszę porozmawiać z Zackiem, pomyślałam. Czyli moje przeczucia były trafne!, pomyślałam i uśmiechnęłam się mimo woli - Gdzie jest Fisher? - Luca wyraźnie się spiął, jakby nie chciał usłyszeć tego pytania. Zaniepokoiłam się - Luca?

- Nie widziałem go od godziny. Rozdzieliliśmy się i mieliśmy się tu spotkać, nie ważne czy była by tu reszta, ktoś miał tu czekać, a my sami spóźniliśmy się około pół godziny.

- Idę go poszukać. Zaraz z nim wrócę. - powiedziałam i wybiegłam z sali.

Wchodziłam do każdego pomieszczenia, ale nigdzie go nie było. Kiedy przechodziłam obok stołówki, usłyszałam, że coś, lub ktoś, zrzuciło kilka metalowych tac. Przygotowałam broń i wpadłam do pokoju, ale nikogo tam nie było, a przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie zauważyłam leżącej postaci obok rozrzuconych tac. Najwidoczniej ten Łowca próbował wstać, ale nie udało mu się.

Kiedy podeszłam bliżej, zorientowałam się kto to. Zack. Natychmiast ulękłam obok niego. Zauważyłam, że ma całą zakrwawioną twarz, lewą rękę złamaną, która zwisała bezwiednie, a z jego brzucha wystawało demoniczne ostrze. Poczułam łzy w oczach, ale nie dałam się pozbawić zdrowych zmysłów.

- Daj spokój. - wyrzęził, a ja zakryłam mu usta.

- Nic nie mów. - poprosiłam.

Oderwałam kawałek materiału z mojego płaszcza i zaraz po wyciągnięciu ostrza, przycisnęła do niego materiał. Pomogłam mu wstać, przerzucając jego zdrową rękę przez mój bark, a ja objęłam go w pasie, równocześnie przyciskając kawałek materiału do rany. Podczas drogi, Zack próbował odezwać się kilka razy, ale za każdym razem go uciszałam.

- Mówiłam, że z nim wrócę. - powiedziałam, kiedy Luca wziął go ode mnie i zaczął opatrywać jego rany. Niedługo później usiadłam obok bruneta - Co było takie ważne, że nie mogłeś poczekać, aż opatrzą ci rany? - zapytałam, a on uniósł niepewnie dłoń i dotknął mojego policzka, gładząc go.

- Co ty tu robisz? - zapytał cicho, a ja wskazałam ruchem kłowy Kathy.

- Powiedziała mi o szpiegu. Przybyłam najszybciej jak mogłam, ale nie zdążyłam na wojnę. Kiedy tu przyjechałam, było już po wszystkim.

- Ja... Chodzi o Yesubai, ona... - przerwałam mu.

- Wiem, Luca wszystko mi wyjaśnił. - westchnęłam i dokończyłam ze skruchą - Przepraszam, że nigdy nie dałam ci nic wytłumaczyć.

- Rozumiem. Ko...Kocham cię. - spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami, bo zabrzmiało to jak pożegnanie. Ręka opadła mu bezwiednie na łóżko, a powieki zamykały się.

- Zack? Zack?! Nie, nie, nie! To nie może być koniec! - poczułam jak łzy spływają po moich policzkach - Nie możesz mnie zostawić... - zaczęłam szlochać, patrząc na jego twarz i mając nadzieję, że zaraz wybuchnie śmiechem, a wszystko okażę się żartem, ale nic takiego nie nastąpiło. - Obiecałeś mnie nie zostawiać... - wyszeptałam nieprzytomnie, kiedy dookoła mnie pojawiały się różne postacie, próbujące uratować Zack'a, ale ja nie potrafiłam nic przyswoić do informacji.

Nagle usłyszałam huk dobiegający z oddali. Wstałam i ruszyłam do źródła dźwięku, nie zważając na krzyki Kathy. Czułam się tak, jakbym była poza swoim ciałem, poza świadomością i nic nie mogła nic zrobić, zero kontroli nad własnym ciałem. 

Kiedy wyszłam na korytarz, przed moimi oczami wyrosło wielkie monstrum, ta sama chimera, którą spotkałam podczas walki o szkołę czarodziejów. Niestety, nie miałam przy sobie broni, nie miałam na sobie nawet zbroi. Potwór wydał z siebie złowrogi ryk i poczułam jak rzuca mną o oddaloną o sporą odległość ścianę. Poczułam promieniujący ból, który przyćmił mój umysł i sprawił, że wydałam z siebie taki ryk, jakiego nigdy nie spodziewałam się, że jestem w stanie wydać...

Potem była już tylko ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro