Rozdział 24
- Cześć, ciocia Nath. - powiedziałam odbierając telefon i rzucając się na łóżko. Dopiero co wróciłam ze spotkania Rady.
- Witaj, kochanie! Jak się trzymasz? Jak traktują cię w Radzie? - uśmiechnęłam się słysząc głos bliskiej osoby w słuchawce i zamknęłam oczy.
- Jest dobrze. Na razie trudno mi to określić, bo jestem tu dopiero pierwszy dzień, ale zdążyłam zauważyć, że wszyscy traktują się tutaj jak jedną, wielką rodzinę. Dołączyłam do ich grona i przyjęli mnie z otwartymi ramionami, więc jestem z tego bardzo zadowolona.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. - czułam, że się uśmiecha.
- Tęsknię za wami. - powiedziałam cicho.
- Ja też. - powiedziała i pisnęła do słuchawki - Za tydzień zabierzemy cię stamtąd na rodzinny wypad co ty na to? Ty, ja, wymujek Hayden i kuzyn Joshua, co? - uśmiechnęłam się lekko. Spędzenie czasu z rodzina byłoby miłą odskocznią.
- Pewnie, a gdzie? - zapytałam, z każą chwilą coraz bardziej przekonując się do tego pomysłu.
- Zastanawialiśmy się nad jakimś ciepłym krajem, pasuje ci?
- Pewnie. - usłyszałam pukanie po drugiej stronie słuchawki - Nie będę ci przeszkadzać. Cześć, mamo.
- Pa, skarbie. - rozłączyła się.
Westchnęłam i potarłam ramiona. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc postanowiłam wyjść na balkon. Spotkanie trwało bardzo długo, ponieważ na zewnątrz było już ciemno. Zmarszczyłam brwi, dziwiąc się, że tak szybko zleciał nam czas. Jak widać zaczęłam się przyzwyczajać do mojej nowej "rodziny" i wcale na nią nie narzekałam. Odnalazłam w niej swoje miejsce, które mi pasowało, więc nie mogłam narzekać. Nawet nie miałam na co. Oparłam się ramionami o barierkę i spojrzałam na krajobraz rozprzestrzeniający się przede mną. Westchnęłam na ten piękny widok. Czarny las i pole wyraźnie odznaczały się na tle granatowego nieba, a wszystko było skąpane w srebrnym blasku księżyca. Magii dodawały tysiące gwiazd na niebie, co było rzadkim widokiem, żeby zobaczyć ich aż tyle w jednym miejscu.
- Cześć, Ina. - podskoczyłam ze strachu i wychyliłam się przez barierkę; na dole stał Zack. Usiadłam między szczeblami barierki i podkuliłam pod siebie nogi.
- Co ty tu robisz? - spytałam cicho. Nie wiedziałam, czy on może tu być. Raczej mieszkanie Rady nie powinno być odwiedzanie przez nieproszonych gości.
- Możesz zejść na dół? Nie jest to zbyt wygodne. - spojrzałam na drzwi od mojego pokoju, ale wiedziałam, że Katherina może jeszcze nie spać, a nie wiedziałam jak wytłumaczyć jej powód mojego wyjścia.
- Jak? - zapytałam ponownie patrząc na czarnowłosego.
- Możesz albo spróbować ześlizgnąć się po tej rynnie, albo skoczyć, a ja cię złapię. - spojrzałam na rynnę, na której było dużo robali i pajęczyn, przez co wzdrygnęłam się i spojrzałam podejrzliwie na Zack'a, mrużąc oczy.
- Dasz radę mnie złapać? - westchnął i przewrócił oczami.
- Serio, Ina? Myślisz, że bym cię upuścił? - wzruszyłam ramionami. Musiałam się powstrzymać przed komentarzem na temat tego, że niezbyt mogę mu wierzyć, ale się powstrzymałam - Zaufaj mi. - czy on mówił poważnie?
- Uf, uf. - westchnął i spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Ale ty tak serio? - machnęłam ręką i usiadłam na barierce.
- Zamknij się i lepiej mnie nie upuść. - powiedziałam i skoczyłam. Zdusiłam krzyk, kiedy spadałam, aż nagle poczułam, że Fisher mnie złapał.
- Mówiłem, że cię nie upuszczę. - chciałam wyskoczyć z jego ramion, bo czułam się niekomfortowo tak blisko jego osoby, ale oczywiście mi się to nie udało i zamiast stanąć jak człowiek, upadłam na ziemię i obiłam sobie kość ogonową - Brawo, niezdaro. - przewróciłam oczami i wstałam ignorując jego rękę.
- Po co przyszedłeś? Bo, jak widzisz, bardzo się natrudziłam, żeby tu zejść i, o cholera, jak ja tam wejdę z powrotem? - zapytałam łapiąc się za głowę, a on uśmiechnął się przebiegle - Co? - zapytałam odwracając się do niego plecami i zauważyłam, że przy końcu balkonu była drabina. Odwróciłam się do niego - Wiesz co? Nienawidzę cię. - syknęłam, a po chwili znalazłam się w jego uścisku.
- No wiesz? Przyjaciela?! - prychnęłam i odepchnęłam go od siebie. Zack spojrzał na medalik na mojej szyi, wziął go w swoją dłoń i potarł go palcem, a na jego ustach błąkał się cień uśmiechu. Patrzyłam na niego jak zaczarowana, ale natychmiast się otrząsnęłam - Pamiętam, kiedy ci go dałem. Po odejściu ze szkoły Magii. Bałaś się, że cię nie polubią. - spuściłam głowę, wspominając tamte czasy - Dlaczego nie chcesz znowu spróbować? - zapytał dotykając dłonią mojego policzka, a ja zamknęłam oczy i zacisnęłam usta, po chwili odsuwając się od niego - Ino, dlaczego nie chcesz dać mi szansy? - spytał, a w jego oczach widziałam prośbę, ale potrząsnęłam hardo głową.
- Nie mogę, Zack. Ja już wszystko wiem. - spojrzał na mnie zmieszany, a ja z każdym słowem się od niego odsuwałam - Yesubai wszystko mi powiedziała. Ja... - przełknęłam ślinę - Nie mogę być twoją przyjaciółką, nie mogę być blisko ciebie, to za trudne.
- Dlaczego? - zapytał idąc za mną, ale zatrzymałam go ruchem dłoni.
- Yesubai powiedziała mi o wszystkim, nie rozumiesz? - uśmiechnęłam się i poczułam jak łzy spływają po moich policzkach - Mam nadzieję, że będziecie wspaniałym małżeństwem, życzę wam szczęścia. - szybo wbiegłam po drabince i zanim zdążył przetworzyć moje słowa, zamknęłam się w pokoju. Osunęłam się po ścianie na ziemię i pozwoliłam spływać moim łzom po policzkach. Nie miałam siły ich powstrzymywać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro