Rozdział 17
Następnego dnia nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Miałam kilka dni do opuszczenia Akademii, a dyrektor już zwolnił mnie z obowiązków uczniowskich, więc aktualnie leżałam na łóżku z telefonem nad swoją twarzą, na którego ekranie leciały idiotyczne filmiki z internetu, kiedy ktoś nagle zapukał do moich drzwi.
Odrzuciłam telefon na bok i ruszyłam do drzwi, a gdy je otworzyłam, nie mogłam uwierzyć, że osoby stojące po drugiej stronie naprawdę tu są. Pisnęłam i z całych sił przytuliłam Jane, która zaśmiała się z mojej reakcji i omal się nie przewróciła, gdyby nie Mike, który ją przytrzymał.
- Co wy tu robicie? - zapytałam i następnie przytuliłam Mike'a, po czym zamknęłam za nimi drzwi.
- Doszły nas słuchy, że nasza przyjaciółka będzie członkiem Rady Łowców! Co z tego, że jesteśmy z innej magicznej rasy? I tak się o tym mówi, bo zwykle do niej dołączają osoby, które ukończyły minimum 25 lat, a tu proszę. - powiedział blondyn, kiedy wszyscy usiedliśmy na moim łóżku.
- Tak, to było naprawdę zaskakujące. - zgodziłam się i spojrzałam na przyjaciół. Zmienili się w ciągu ostatnich lat.
Twarz Mike'a nabrała wyrazistszych rysów i już nie przypominał tego małego chłopca, którym był kiedy go poznałam. Od naszego ostatniego spotkania urósł kilka centymetrów. Jego włosy były nieco dłuższe niż zwykle, a w oczach czaiła się iskra czegoś, co sprawiało, że wydawał się dojrzalszy.
Jane natomiast chyba w ogóle nie urosła, a przy wysokim Mike'u wyglądała na jeszcze niższą, niż jest w rzeczywistości. Jej oczy zdawały się bardziej różowe niż fioletowe i przez cały czas błyszczały radośnie.
Bond siedziała obok blondyna, który trzymał ją za rękę, jakby było to najnormalniejsze w świecie. Uśmiechnęłam się pod nosem, ciesząc się z ich szczęścia.
- Jak to się stało, że wezwali cię do Rady? - zapytała rudowłosa, a ja spuściłam głowę.
- No cóż... Zauważyli, że wokół mojej osoby dzieją się dziwne rzeczy, które mają związek z Niebieskim Ogniem, który jest rzeczą świętą wśród Łowców. - odpowiedziałam wymijająco, nie chcąc wspominać o Zack'u - Przyszliście po to, żeby się tego dowiedzieć? - Jane prychnęła, Mike przewrócił oczami, a oboje byli wyraźnie niezadowoleni moim rozumowaniem, ale powinni się do tego przyzwyczaić.
- Już nie można się stęsknić za przyjaciółką? Wystarczyło wcisnąć nauczycielom kit, że jesteśmy chorzy i po sprawie, możemy się u ciebie pojawić. - wyjaśnił, a Jane cały czas uważnie na mnie patrzyła.
- Mike, wyjdź na chwilę. Poczekaj na mnie na korytarzu. - zwróciła się do swojego chłopaka, ale nie odrywała ode mnie czujnego spojrzenia, pod którym miałam ochotę się skulić.
- Ale dl...
- Powiedziałam, wyjdź. - Mike prychnął, ale posłusznie opuścił pomieszczenie, zostawiając w nim naszą dwójkę. Spojrzenie Bond złagodniało, a elfka przytuliła mnie krótko, przesyłając mojej osobie pocieszające fale, które przyjęłam z wdzięcznością - O co chodzi? - zapytała odsuwając się - To chodzi o Zack'a, prawda? Widziałam jak przygasłaś w pewnym momencie rozmowy i mam nadzieję, że to nie przez niego. - niepewnie pokiwałam głową.
- Niestety, masz rację. To co on zrobił... - potrząsnęłam głową, ponownie czując łzy w oczach, ale natychmiast je odgoniłam. Nie chciałam płakać, nie teraz. Elfka przytuliła mnie lekko i zachęciła do kontynuowania wyjaśnień - On od dawna miał dziewczynę, Yesubai. Ja byłam tylko rozrywką, a Bai mówiła mu, żeby tego nie robił, ale jej nie słuchał. Przepraszała mnie za niego, a wiesz, co on wczoraj zrobił? - zapytałam przez łzy - Powiedział, że mnie kocha. Ale najgorsze jest to, że to dzięki niemu dostałam się do Rady. To przy Fisherze mój Niebieski Ogień stawał się potężniejszy. - przyznałam.
- Może ona żartowała? Wkręcała cię? - pokręciłam głową.
- Oni w przyszłym roku biorą ślub. - niemal wyplułam te słowa, a przyjaciółka spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Chyba nie mówisz poważnie. - powiedziała cicho, a jej oczy przybrały głęboką barwę fioletu. Czyżby jej tęczówki zmieniały swoją barwę w zależności od nastroju?, przemknęło mi przez myśl.
- Chciałabym, żeby to był żart, ale to prawda. - potrząsnęłam głową i zaśmiałam się smutno - Ale wiesz, co jest jeszcze gorsze? Ja nie potrafię go wyrzucić ze swojego serca. - zauważyłam, że chce coś powiedzieć, więc kontynuowałam - Ale nie pozwolę mu wrócić, spokojnie. Po prostu tak jest, ale nie popełnię tego błędu. Nie chcę więcej cierpieć. - trochę uspokoiłam ją tymi słowami, ale nie do końca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro