Rozdział 1
JEŻELI NIE CZYTAŁ*Ś PIERWSZEJ CZĘŚCI, ZRÓB TO ZANIM PRZECZYTASZ TĘ! CZĘŚĆ PIERWSZA: WYŁANNICZKA ANIOŁÓW
- Wszystkiego najlepszego z okazji 20 urodzin! - krzyknąłem wchodząc do pokoju Iny. Collins posłała mi piorunujące spojrzenie i wróciła do robienia makijażu. Rzuciłem się na jej łóżko i podłożyłem ręce pod głowę, wcześniej zrzucając plecak z ramion- Jakieś plany na dziś?
- Zero. - odwróciła się do mnie z uśmiechem - Co wymyśliłeś? - uśmiechnąłem się szeroko.
- Pakuj rzeczy do torby. Zabieram cię na cały weekend. - powiedziałem, mając nadzieję, że ucieszy się z niespodzianki.
- Mam się bać? - spytała poważnie i po chwili parsknęła śmiechem - Za pięć minut będę przed szkołą. Byłabym gotowa szybciej, ale muszę się jeszcze ogarnąć. - skinąłem głową i wyszedłem z pokoju, chwytając plecak.
Podszedłem do mojego Dodge'a i wrzuciłem plecak na tylny fotel, po czym oparłem się o karoserię, czekając na Inę.
Cała niespodzianka polegała na spędzeniu nocy pod gołym niebem, na plaży, ze starymi przyjaciółmi: Iną, Jane, Rico, Mikem i mną. Mieliśmy spotkać się wszyscy wieczorem i następny dzień spędzić wszyscy razem, a dzisiaj ja mogłem ją zabrać na urodzinową niespodziankę, na coś, o czym mówiła od bardzo dawna: parku rozrywki. Miałem wykupione bilety "vip", dzięki którym nie trzeba czekać w kolejkach. Były droższe, ale raczej będzie to tego warte, pomyślałam.
Zacząłem się zastanawiać nad naszą dziwną relacją. Żadne z nas nie powiedziało temu drugiemu kocham, a za każdym razem kiedy próbuję poruszyć ten temat, Ina się płoszy, ale postanowiłem, że odbędziemy na ten temat rozmowę, co prawda w jej urodziny, ale mam nadzieję, że będzie dobrze.
- To gdzie jedziemy? - zapytała szatynka, wyrywając mnie z zamyślenia. Uśmiechnąłem się do niej lekko, zabrałem torbę i wrzuciłem na tylne siedzenia, po czym otworzyłem drzwi od strony kierowcy w zapraszającym geście. Jej oczy błyszczały - Serio mogę?! - roześmiałem się i pokiwałem głową. Szarooka pisnęła i przytuliła mnie - Dziękuję! - powiedziała i wsiadła do środka, zamykając drzwi tak szybko, jakby myślała, że się rozmyślę. Pokręciłem rozbawiony głową i usiadłem na miejscu pilota.
- GPS jest ustawiony na cel naszej wycieczki. - powiedziałem i w tej samej chwili Charger obudził się z rykiem do życia.
- Nie wierzę. Mogę prowadzić Dodge'a. - szepnęła Ina i wyjechała z parkingu - Ścisz to radio. To cudeńko go nie potrzebuje. - powiedziała Collins, uśmiechając się, gdy dodawała gazu. Parsknąłem śmiechem.
- Wyglądałem tak samo, gdy pierwszy raz wsiadłem za kółko Chargera. - przyznałem.
- Okey, jak długo się tam jedzie, cokolwiek to jest? - zapytała.
- Droga powinna zająć jakieś pół godziny. - odpowiedziałem.
- Okey. - zmieniła pas - Piętnaście. - zaśmialiśmy się.
Trzydzieści minut później, byliśmy na miejscu.
- To przez ten korek. - powiedziała patrząc szeroko otwartymi oczami na park rozrywki - Nie wierzę. Dziękuję ci, to chyba będą najlepsze urodziny w życiu. - szepnęła, przytulając się do mojego boku.
- Idziemy? - zapytałem i ruszyliśmy do wesołego miasteczka.
Skorzystaliśmy ze wszystkich możliwych atrakcji i wyszliśmy stamtąd w znakomitych humorach.
- Okey, więc gdzie teraz? - zapytała, gdy usiadła na miejscu pilota.
- Niespodzianka. - odpowiedziałem jej z uśmiechem, na co przewróciła oczami.
- Dzięki, a spodoba mi się tak jak ta?
- Jak nie bardziej. - spojrzała na mnie zdziwiona.
- Nieźle. Widzę, że to coś super. - zaśmiałem się.
- Żebyś wiedziała.
Niedługo później Ina zginęła mi z wzroku, przykryta trzema osobami, które ją dusiły, jak to powiedziała.
- Jak dobrze was widzieć. - powiedziała, gdy ją puścili - Dziękuję wam. - powiedziała patrząc na każdego z osobna - Tylko... Nie wzięłam żadnego koca. - Jane pokiwała głową.
- Wiem, dlatego wzięłam dwa. Nie chcieliśmy ci mówić, żebyś miała niespodziankę. - odpowiedziała ruda.
- Dziękuję.
Zauważyłem, że Mike trzyma się za rękę z Jane. Miło, że znalazł sobie dziewczynę, pomyślałem.
- Dobra. - Rico klasnął w dłonie - Ja jestem padnięty, a jutro musimy nadrobić stracony czas, więc radzę iść spać.
Rozpaliliśmy ognisko i położyliśmy koce dookoła niego. Przez jakiś czas jeszcze rozmawialiśmy, a około północy, położyliśmy się do snu. Taak, rudy położył się bardzo wcześnie, pomyślałem z przekąsem.
- O czym tak myślisz? - zapytałem pół godziny później, gdy zauważyłem, że Ina leży zapatrzona w gwiazdy. Westchnęła i odwróciła się w moją stronę, podkładając rękę pod policzek.
- Zastanawiam się dlaczego w ciągu ubiegłego roku nikt w akademii nigdy nic nie powiedział mi jeszcze o aniołach, poza tym, że czasami łowcy je widzą. - westchnęła - Czy kiedykolwiek dowiem się historii łowców? - wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem, ale ja sam także szukałem informacji. Nie widziałem żadnej książki, która by tego dotyczyła.
- Nie ważne. Chyba pójdę spać. Nie mogę tak myśleć w nieskończoność. - szepnęła i szczelniej otuliła się kocem, zamykając oczy. Po chwili sam poszedłem w jej ślady.
Niedługo później, kiedy byłem na granicy snu, usłyszałem jak ktoś się wierci. Westchnąłem i wyciągnąłem rękę w kierunku Iny.
- Skąd wiedziałeś? Mógł to być ktoś inny. - szepnęła.
- Przeczucie. - mruknąłem sennie i poczułem, że łapie mnie za rękę, więc przyciągnąłem ją do siebie i przykryłem kocem.
- Zack, mogę cię o coś zapytać? - szepnęła.
- O co chodzi? - spytałem już trochę bardziej rozbudzony.
- Zastanawiałam się czy anioły istnieją... Widziałeś kiedyś jakiegoś? - spytała, odwracając się w moją stronę. Zastanowiłem się chwilę.
- Tylko jednego. - powiedziałem dotykając jej nosa, na co ta go zmarszczyła.
- Serio? Kiedy? Jaki był? - dopytywała.
- Właśnie na niego patrzę. - odpowiedziałem i zauważyłem rumieniec na jej policzku, który pogładziłem dłonią.
- Um, Zack? - powiedziała nieco zdenerwowana - Nie wiem czy powinieneś mi mówić takie rzeczy. - szepnęła, a ja zmarszczyłem brwi - Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz? - zapytała.
- Ino, wiesz, że czuję do ciebie coś więcej. I wiem także, że ty czujesz coś do mnie. Dlaczego wzbraniasz się przed tym uczuciem? - zapytałem, a ona odwróciła wzrok - Może spróbujemy? Ino, zostaniesz moją dziewczyną? - zapytałem, na co Collins chciała odejść, a ja westchnąłem i przyciągnąłem ją do siebie - Rozumiem, zapomnij. - szepnąłem i objąłem ją w pasie - Przepraszam, ale nie odchodź. - szepnąłem, a ona pokręciła głową.
- To nie twoja wina. - odparła niemrawo udając, że nie dosłyszała mojej dalszej części wypowiedzi i tymi słowami zakończyliśmy naszą konwersację. Zastanawiałem się, czy nic nie zniszczyłem tym jednym pytaniem.
Informacja!
Rozdziały nie będą się pojawiały w miesiącu październik, ponieważ jeżdżę na różne obozy naukowe, podczas których nie mam czasu na pisanie na wttp, mam nadzieję, że rozumiecie!
Marta
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro