Rozdział 25
Następnego dnia obudziłam się w tej samej pozycji, w której zasnęłam. Potarłam obolały kark i poszłam do łazienki, omal nie mdlejąc przez widok, który zastałam w lustrze. Wyglądałam przerażająco. Na policzkach miałam ślady rozmazanego tuszu, a włosy sterczały na wszystkie możliwe strony.
Przemyłam twarz wodą, wcześniej zmywając resztki makijażu i wróciłam do pokoju. Była godzina dziesiąta rano, ale ja nie miałam najmniejszej ochoty ruszać się dzisiaj z łóżka, więc przebrałam się w moją piżamę i ulokowałam pod kołdrą, zawijając się w tak zwanego "naleśnika" i włączając jakiś durny program w telewizji.
Cały czas przypominałam sobie, że wczoraj naprawdę wygarnęłam Zack'owi, to, że wiem o nim i Yesubai. Kiedy powiedziałam to na głos, miałam ochotę pluć sobie w twarz przez to, że naprawdę myślałam, że może mnie kochać, po tylu latach! Ale cóż... Serce nie sługa. Ślepo mu uwierzyłam. Głupie serce! Przez moją aktualną sytuację, przypomniałam sobie jeden z sonetów Shakespeare'a, które kiedyś maniakalnie czytałam z ojcem. Nie wiedziałam, że jeszcze je pamiętam.
Z gorączką miłość mą porównać można,
Tego wciąż pragnie, co jej tylko szkodzi.
Szuka niedoli, ślepą, nieostrożna
I chore serce ułudami zwodzi.
Lekarz, rozsądek, rzucił mnie samotnie,
Bom wzgardził jego radą, jeżyną, usłużną.
Miłość ta szałem, powtarzam stokrotnie.
I w skrusze padam, niestety, za późno!
O, straszną jestem dotknięty chorobą!
W sercu i w mózgu tak posępnie ciemno!
Nie wiem, co mówię, i nie własne sobą!
I prawdy szukam - ucieka przede mną!
Ty, którą zwałem piękną i promienną,
Jak noc i piekło, jesteś czarną, ciemną.*
Opadłam na łóżko i zakryłam się kołdrą, zostawiając niewielki otwór na oczy, a jedyne co mogłam dojrzeć, to kawałek błękitnej ściany. Zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać, przetwarzać wszystkie słowa i zachowania Yesubai, oraz Zack'a. Coś mi nie pasowało w tej historii, ale jeszcze nie wiedziałam co.
Nigdy nie widziałam, żeby Zack z kimkolwiek rozmawiał czy pisał przez telefon, kto mógłby nie być jego znajomymi lub rodziną. Zmarszczyłam brwi i podniosłam się do pozycji siedzącej.
A co jeśli Bai sobie to wszystko zmyśliła? Chciała nas rozdzielić?, pomyślałam i opadłam na poduszki, rozumiejąc, że to nie prawda, bo:
1. Dlaczego miała by to robić? Przecież nie miała w tym żadnego interesu.
2. Mina Zack'a, kiedy mu o tym powiedziałam, wyrażała zdziwienie, więc nie można było tu mówić o pomyłce.
3. Moje głupie i zakochane serce próbuje dostrzec, że Fisher jednak nie jest świnią, ale nic nie poradzę. Nie mam mocy, która zmienia rzeczywistość, nie ważne jak bardzo bym tego pragnęła. Nie umiem tego.
Zamknęłam oczy, nie chcąc dłużej o tym myśleć i zasnęłam.
Kiedy się obudziłam, za oknem panowała noc. Narzuciłam nas siebie kołdrę i przeszłam do kuchni, w której przygotowałam sobie kakao, a wraz z nim udałam się do sypialni. Usiadłam na łóżku, po czym włączyłam telewizor. Akurat leciał w nim "Powrót do przeszłości 3", który uwielbiałam oglądać. Uśmiechnęłam się półgębkiem i pociągnęłam łyk gorącego napoju.
Zaczęłam obracać kubek w dłoniach, patrząc na znajdujące się w nim kakao. Przez chwilę panowała we mnie pustka, była to chwila totalnego wyłączenia się, kiedy nagle mignął mi na nim obraz, przez który stłumiłam uśmiech cisnący mi się na usta, a w następnej chwili chciało mi się płakać.
Zobaczyłam obraz z balu, na którym tańczyłam z Zackiem, a dookoła nas były płomienie Ognia.
Westchnęłam i zacisnęłam oczy. Nie mogłam pozwolić sobie na uczucia do niego. Nie mogłam, wiedząc, że on ma narzeczoną! To była przerażająca świadomość, że Zack, którego kochałam, już niedługo wyjdzie za Yesubai, a ja nic nie będę mogła z tym zrobić. On ją kochał, a ja musiałam pogodzić się z tą smutną rzeczywistością.
Spojrzałam na ekran i uśmiechnęłam się. Pamiętałam, jak zawsze z tatą oglądaliśmy serię tych filmów. Pozwoliłam sobie wypuścić jedną, jedyną łzę. To nie był płacz, to była oznaka straty i bólu, po śmierci ojca.
*Sonet 147, W. Shakespeare
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro