Prolog
Petunia Dursley razem z jej mężem Vernonem, siedziała na kanapie popijając herbatę. Na twarzy kobiety widniały ślady łez, a jej twarz wyrażała cierpienie i smutek. Vernon próbował jakoś pocieszyć żonę i zapewnić ją w przekonaniu, że wszystko się ułoży. Tylko jak miał zapewnić kogoś skoro sam w to nie wierzył?
-Jak mogłam... Jestem okropną matką-mówiła, spoglądając w kominek.
-Petunio to nie twoja wina!-Vernon chwycił kobietę za dłoń-Harry on... jeszcze wszystko się naprawi. Błędem jest to, że się obwiniasz. Nasz synek potrzebuje teraz opieki, a nie użalania się-rzekł spokojnie.
-Masz rację, ale chyba już nigdy w życiu nie ujmyje schodów-wspomnienie o tym jak Harry spadł z mokrych schodów, uderzyło w kobietę z wielką siłą. Przez to na nowo się rozpłakała.
-Petunio, Harry stracił tylko rozum nie życie-pani Dursley pokiwała głową i lekko się uśmiechnęła.
-Masz rację wszystko będzie dobrze.
~~~~~
No, więc kochani witam w prologu. Mam nadzieję, że się spodoba :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro