Rozdział 1
Vernon spojrzał na komórkę pod schodami i od razu zrobił się smutny. Wciąż nie mógł uwierzyć, że jego ukochany syn Harry woli się tam zamykać, niż mieszkać w jego pokoju obok Dudleya. Mężczyzna wypuścił z ust powietrze i zapukał do komórki.
-Harry? Jak się czujesz?-zapytał troskliwie.
-Te listy, one są do mnie!-usłyszał w odpowiedzi krzyk syna-Oddajcie je!
-Jakie listy?-zdziwił się.
-Te listy, który cały czas tu przylatują!-Vernon pokiwał głową i stwierdził, że musi odejść. W końcu Harry chyba go nie poznaje. To było najbardziej smutne dla państwa Dursleyów, ich syn zachowywał się jakby oni go katowali. Prawda jest taka, że Harry jest dla nich jak oczko w głowie.
-Co u Harrego?-zapytała Petunia, która nakładała na talerz obiad.
-Wciąż mówi o listach
-Oh... Proszę Vernonie zanieś mu obiad, zrobiłam jego ulubione danie-mężczyzna chwycił talerz z jedzeniem i spowrotem podreptał pod drzwi komórki, które tym razem otworzył. W ciasnym pomieszczeniu było tak ciemno, że mężczyzna nic nie widział
-Musisz być głodny Harry...-zaczął przełykając ślinę. Vernon nigdy nie przyznał by się przed żoną, ale odkąd Harry ma problemy z głową, mężczyzna się go boi. Gdy po minucie nie uzyskał odpowiedzi położył talerz na ziemi. Z mroku wyłoniły się chude, wręcz kościste dłonie, które powoli suneły do talerza. Gdy w końcu Harry chwycił talerz szybko pociągnął go do komórki, sycząc przy tym jak wąż.
-Harry już pojutrze wracasz do szkoły, cieszysz się?-Vernon straszenie tęsknił za rozmowami z synem. Oczywiście wciąż ma Dudleya, ale to z Harrym miał silniejszą więź.
-Ja nic nie zrobiłem! Przysięgam! Nie wiem jak ten wąż się wydostał!-krzyczał. Vernon nie wiedział co ma robić.
-Nic się nie stało-pomyślał, że to uspokoi jego syna. Harry szybko zatrzasnął drzwi.
-Tylko nie to! Dlaczego mnie tu zamykacie?
-Harry nikt Cię nie zamyka!-Vernon zmęczony tym wszystkim poszedł do swojego pokoju i położył się na łóżku. Myślał jak to będzie, gdy za dwa dni Harry wróci do szkoły z internatem. Czy może wszystko wróci do normalności, a może nie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro