Rozdział 17
Jego ostatni rok, bez Toma. Mimo iż chłopak pisał do niego co jakiś czas nadal nie mógł przestać martwić się o niego. Obiecał byłemu ślizgonowi, że nie będzie się zamartwiał, ale nadal to robił. Nie chciał, aby Riddle zrobił coś nieprzemyślanego. Westchnął i położył się na łóżko ignorując inne osoby w pokoju. Ale teraz, chociaż mógł szukać bez podejrzeń, nie... Miał zamiar znaleźć rozwiązanie do tej ironicznej sytuacji, którą tylko on się przejmował. Nie ważne jak trudne to będzie. Uda mu się, zdobędzie informacje, nawet jeśli miałoby to zniszczyć mu cały pogląd na świat. Nie ważne jak nielogiczne to będzie... Zresztą magia istnieje, dlaczego inne typy mocy nie mogłyby istnieć?
Z tą myślą, Harry położył się spać.
*****
Był w bibliotece i przeglądał spis zwierząt, które mógłby znaleźć w zakazanym lesie. Wiedział z lekcji, że są tam centaury. Ale może jeszcze jakieś stworzenia, które mogły mu pomóc? Niestety nieważne ile szukał, nie mógł nic znaleźć. Więc postanowił wybrać się tam sam, wiedział, że naraża się na niebezpieczeństwo, jednak... Musiał.
Wybrał się tam wieczorem, z soboty na niedzielę. Ubrał się w pelerynę, ponieważ wieczory bywały chłodne, różdżkę oraz torbę ze smoczej skóry, w której znajdowała się książka o różnych stworzeniach świata, którą studiował przed wyjściem. Którą zakupił mu Tom. Zawsze przy okazji mógł znaleźć jakieś składniki do eliksirów.
Wymknął się z zamku i wyszedł na błonia. W pewnym momencie jego uwagę zwróciło światło, które dochodziło z wieży astronomicznej. Harry wiedział, że ktoś tam jest i wiedział, że ten ktoś go widział. Prawdopodobnie teraz go obserwował, ale intuicja podpowiadała mu, że ma się tym nie przejmować, więc tak zrobił.
Gdy wszedł między drzewa od razu ogarnęła go magia miejsca. Mimo iż był wieczór i wszystko teoretycznie powinno być uciszone w śnie, nadal jakieś ptaki ćwierkały, a dźwięk odbijał się echem docierając do uszu chłopaka.
Wyciągnął różdżkę z torby i rzucił Lumos, aby oświetlić sobie drogę. Kątem oka widział jakiś ruch między drzewami, ale go zignorował.
Ruszył do przodu, chcąc dowiedzieć się, czy może znaleźć tu odpowiedzi na pytania, które dręczą go od jakiegoś czasu.
Wędrował przez las, nie skręcając, szedł przed siebie. Unikał gałązek, które były na jego drodze, nie chciał się przypadkowo zranić. Miał nadzieję, że osoba, którą spotkał zignorowała go i zajęła się swoimi sprawami.
Nagle do jego uszu dotarły niskie drżące dźwięki, dochodzące z krzewu, który znajdował się blisko niego.
Gdy podszedł jego oczom ukazało się gniazdo w kształcie łzy i ptak o zielonkawym upierzeniu, przypominał sępa. Był mały i wyglądał na niedożywionego. Harry wiedział co to za stworzenie, tak zwany Lelek Wróżebnik. Ptak, który był zwierzęciem domowy po to, aby przewidzieć pogodę.
Wyciągnął dłoń w stronę ptaka, powoli nie chcąc go wystraszyć. I pomógł mu się wyplątać z chaszczy, które przyczepiły mu się do skrzydła. Na początku chciał go dziobnąć i nie podobał mu się fakt, że Potter chciał go dotknąć, jednak po kilku minutach poddał się i wrócił do próbowania wydostania się z chaszczy.
Harry lekko zachichotał na to, jak uparty był ptak i kilkoma ruchami wydostał go z zieleni. Ptak wydawał się wdzięczny, o dziwo przypominał mu zachowaniem Nagini, która już urosła. Z tą myślą odezwał się do niego.
- Wiesz może gdzie jest jakaś polana?
Ptak popatrzył na niego i przetestował swoje skrzydła. Potter odsunął się, aby ptak mógł wzlecieć, a gdy to zrobił zaczął za nim podążać.
Ptak zaprowadził go na małą plankę, z różnymi krzewami i kwiatami. Harry uśmiechnął się do siebie, zawsze uwielbiał zwierzęta, a teraz miał jeszcze więcej powodów, aby je lubić.
- Dziękuje - Powiedział, zwracając spojrzenie na Lenka, który siedział na drzewie. Nagle potrząsnął on skrzydłami, a na trawę zleciało kilka piór.
Chłopak podszedł i wziął jedno, podniósł głowę, uśmiechnął się i powiedział.
- Nie ma za co.
Włożył pióro do torby i ruszył przez polankę. Zatrzymał się przy kwiatach, aby je podziwiać. Kolory były naprawdę ładne, jeszcze takich nigdy nie widział.
Gdy ponownie znalazł się między drzewami, postanowił przyśpieszyć i znaleźć centaury. Nie wiedział, czy mu się to uda, ale warto było spróbować.
Znowu to samo, kątem oka zauważył jak coś między drzewami się porusza, więc tym razem przystanął i został minutę w tym samym miejscu. Nic się nie zadziało.
Wędrował przez kilka godzin, czasami napotykał jakieś stworzenia, ale były one wystraszone i wolał ich nie zmuszać do zaatakowania go. Czasami robił sobie przerwy, a po trzech godzinach zaczął żałować, że nie wziął żadnego pożywienia ani wody ze sobą. Kilka razy użył zaklęcia Aguamenti, aby opanować pragnienie jednak nie wiedział ile jeszcze mógł to robić.
Gdy robiło się już jasno, a słońce właśnie wschodziło Harry usłyszał ryk, który sprawił, że krew zamarzła mu w żyłach.
Przez chwilę rozglądał się na boki w poszukiwaniu stwora, który wydał z siebie tak przerażający ryk, ale niczego nie zobaczył. Puścił się więc biegiem do przodu chcąc uciec od stworzenia, które mogło zając się czymś innym.
Biegł ile sił w nogach, a gdy dotarł na kolejną większą polanę zaczął żałować swojej decyzji. Przed nim stała prawdziwa i ranna Chimera. Co ona tutaj robiła? Nie miał pojęcia, z tego, co wyczytał to te stworzenia pochodziły z Grecji. Stworzenie miało głowę lwa, tułów kozy i ogon smoka. Ciarki przeszły go po plecach, gdy stworzenie na niego spotkało. Krew ciekła zwierzęciu po karku, prawdopodobnie tam znajdowała się rana.
Gdy Harry zaczął się powoli wycofywać coś oplotło się wokół jego kostek. Przerażony spojrzał w dół, zobaczył tam długie i wielkie ciało węża. Jego łeb był zwrócony w stronę Chimery, a na ziemię z jego paszczy ciekła krew, prawdopodobnie to ten wąż zaatakował stworzenie. Potter był w potrzasku między wielkim wężem a Chimerą. Na szczęście wąż był bardziej zainteresowany stworzeniem niż nim więc popełzło do Chimery w celu ataku.
Harry szybko wycofał się pod drzewo i właśnie wtedy zaczęła się walka. Chłopak przełknął ślinę, gdy zobaczył jak wąż rozrywa mięso na karku wielkiego zwierzęcia. Nie wiele myśląc postanowił pomóc Chimerze i zaczął rzucać różne zaklęcia w stronę gada.
Razem udało im się zabić wielkiego węża, ślizgon skrzywił się, gdy Chimera rozerwała gada na pół.
Wielkie stworzenie tylko na niego spojrzało, a potem padło na ziemię. Harry wiedział, że było w agonii, jednak czy mógł jej pomóc? On sam nie chciał zginąć. Powoli podszedł do stworzenia, które chciało uciekać, gdy zobaczyło jego ruchy. Harry podniósł dłonie w geście pokojowym, tak aby uspokoić zwierzę. Uklęknął przed brzuchem stworzenia, jego dłonie zaczęły drżeć, nie chciał, aby ono umarło. Zaczął więc rzucać wszystkie zaklęcia uzdrawiające, które znał. Na szczęście zadziałało, udało mu się zasklepić wszystkie rany Chimery. Harry był wyczerpany, rany były zasklepione jednak nadal były i zwierzę potrzebowało czasu, aby się całkowicie wyleczyć.
Potter opadł na ziemię, a gdy zwierzę się podniosło zamknął oczy. Bał się, nie wiedział co zamierza teraz zrobić, a nie miał tyle siły, aby walczyć. Spodziewał się, że zwierzę go zaatakuję lub po prostu ucieknie, jednak gdy ono zaczęło go pchać pyskiem w łagodny sposób, otworzył oczy i zaczął się śmiać na głos.
- Wiktor miał rację, mam głupie szczęście - Mruknął do siebie.
Wyciągnął dłoń i dotknął pyska stworzenia, te pokornie przyjęło dotyk. Z pomocą zwierzęcia wstał z ziemi, miał zamiar odejść jednak chimera mu nie pozwoliła, zaczęła go pchać w kompletnie inną stronę. Więc Harry podążył za nią.
Gdy minął kilka polan, jego oczom ukazało się gniazdo a w nim jedno jajko. Chimera weszła do niego i wzięła jajo w pysk. Podeszło z powrotem do niego i zaczęło pchać go pyskiem.
- Chcesz... Chcesz, abym zabrał jajo, ale dlaczego - Powiedział zaszokowany chłopak.
Stworzenie w odpowiedzi zaczęło lizać rany, otarło się o niego łbem.
- Rozumiem, boisz się, że go nie obronisz... Dobrze, wezmę je i zaopiekuję się nim. Obiecuje - Powiedział cicho, uśmiechnął się smutno i pogłaskał zwierzę po łbie - Wiesz może gdzie mogę znaleźć centaury?
Chimera wskazała łbem w prawą stronę od niego.
- Dziękuje i powodzenia, uważaj na siebie - Odparł i znowu się uśmiechnął. Ostrożnie włożył jajo do torby i poszedł w stronę wskazaną przez stworzenie.
Kilka razy oglądnął się za siebie nie mogąc się powstrzymać, nie wierzył. Chimera dała mu swojej jajo, aby mógł je ochronić. Dotknął dłonią torby, w której spoczywała mała Chimera i westchnął cicho. Będzie musiał zaaranżować podróż tego małego albo trzymać go w ukryciu, aż się wykluje.
Zadowolony i zmęczony podróżował jeszcze przez godzinę.
Gdy odpoczywał i siedział na dużym kamieniu i myślał nad tym, co zrobi z małą Chimerą, którą dostał, jego spokój przerwał dźwięk kopyt naprzeciwko niego.
Potter wyprostował się od razu, a gdy to zrobił jego oczom ukazał się centaur o jasnej sierści, jak i włosach. Stworzenie przyglądało mu się ciekawie, a po chwili przemówiło.
- Witaj, nie spodziewałem się tutaj ciebie - Powiedział aksamitnym głosem - Co cię tu sprowadza i kim jesteś?
- Harry Potter, jestem uczniem Hogwartu - Wyjaśnił szybko - Miałem nadzieję, że możecie mi pomóc.
- Witam cię Harry, gwiazdy zataiły twoją podróż. Moje imię to Nessos - Centaur podszedł do niego bliżej - Pomóc w czym?
- Coś jest nie tak. Mam wrażenie, że tu nie należę - Odparł po chwili namysłu - Chcę, abyście mi pomogli znaleźć rozwiązanie dlaczego!
Nessos chwilę patrzył na niego, a potem spojrzał w niebo. Mimo iż było jasno, nadal widać było gwiazdy.
- Och... Twoja odpowiedź jest w księdze, którą dostałeś. Spójrz, głębiej, jaśniej - Wyjaśnił - Myślę, że powinieneś już wrócić. Podejdź.
Potter zrobił tak jak mu kazano, podszedł lekko chwiejnym krokiem i wsiadł na centaura z jego pomocą. Nessos podwiózł go pod same drzwi. Gdy z niego zsiadł, spojrzał na pół-mężczyznę i uśmiechnął się w podzięce.
- Dziękuje.
- Nie ma za co - Powiedział łagodnie i dotknął jego policzka - Mam coś do ciebie, coś, co cię obroni - Centaur wziął jego dłoń i złapał go drugą ręką w okolicy nadgarstka. Poczuł mrowienie i pieczenie, ale pozwolił Nessos'owi dokończyć to, co robił.
- Mam nadzieję, że cię zobaczę Harry - Powiedział Nessos i oddalił się w stronę lasu.
Potter patrzył na jego plecy przez chwilę, a potem spojrzał na swój nadgarstek. Miał na nim wypalony jakiś dziwny znak przypominający złamane drzewo, ale dwie gałęzie były skierowane w górę.
Harry potrząsnął głową i postanowił wrócić do zamku, musiał jeszcze znaleźć miejsce w kufrze, aby spokojnie schować jajo.
*******
Na drugi dzień wziął księgę, którą dostał od Dumbledore'a. Udało mu się poprosić skrzata o świece, którą zapalił. Miał pomysł co słowa Nessos'a mogły znaczyć.
Miał rację, gdy podświetlił kartki, kilka dziwnych znaków zaczęły pojawiać się na jednej ze stron.
Chłopak sapnął z zaskoczenia.
Wziął pergamin i zaczął spisywać znaki.
W sumie zajęło mu dwa dni przetłumaczenie tych jak się okazało run.
Wieczorem usiadł na łóżku i po raz kolejny zaczął czytać tę małą historyjkę.
„Był kiedyś mały chłopiec, który został wrzucony na głęboką wodę.
Los mu się sprzeciwił, a ludzie wokół chłopca zaczęli dominować nim i jego decyzjami.
Los jednak sprawił mu niespodziankę i złączył jego ścieżkę z człowiekiem, za którym ścigała śmierć.
Jednak ten człowiek zwiódł go i stanieli oni przeciwko sobie.
Chłopiec więc nie miał wyboru, tylko walczyć.
Gdy chłopiec dorastał po kolei udało mu się odnaleźć: pelerynę, kamień i różdżkę.
Chłopiec nie wiedział co z nimi zrobić więc schował je i zapomniał, gdy nadal żył własnym życiem.
Gdy dzień nadszedł. a walka rozegrała się.
Chłopiec został zniszczony razem z jego wrogiem.
Umarł.
Umarł?
Nie.
Wtedy właśnie śmierć wzięła duszę chłopca i poprowadziła go do innej, lepszej i spokojniejszej rzeczywistości.
Taki był śmierci obowiązek. „
Harry westchnął do siebie. Postanowił oddać księgę w ręce Dumbledore'a. Pamiętał, że miał oddać ją do dyrektora, jednak chciał się upewnić czegoś.
*****
- Profesorze, przyszedłem oddać księgę - Powiedział Harry i podszedł do biurka Dumbledore'a. - Nie mogłem znaleźć nigdzie dyrektora.
- Ah... Rozumiem. Znalazłeś więc swoje rozwiązanie - Zapytał łagodnie.
- Znalazłem coś, ale nie wiem jak to zinterpretować - Wytłumaczył.
- Och! Czyli twoja wycieczka do zakazanego lasu się udała - Spytał wesoło - Chyba coś ze sobą przyniosłeś prawda?
- Tak... Jajo Chimery, dała mi je, abym je chronił, ale nie wiem dlaczego.
- To, mój chłopcze jest twój kompanion inaczej zwany stworzeniem, które odzwierciedla twoją duszę - Wytłumaczył z lekkim uśmiechem na ustach.
- Och, dziękuje i proszę czy może pan zanieść to do dyrektora?
- Oczywiście. I pamiętaj Harry twoja odpowiedź zawsze mieści się w słowie śmierć.
- Do widzenia - Pożegnał się Potter.
- Powodzenia - Wyszeptał profesor, zanim chłopak wyszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro