Rozdzisł 26. Aktualizacja
Blondynka ja dodała zły rozdział🤣 i tak, dopiero teraz o 0.30 w nocy zdałam sobie z tego sprawe 🤣🤣🤣
Cóż będą dwa rozdziały w jednym, bo następny już znacie 🤣🤣🤣 ale kiedy kolejny to nie wiem🤭
Clark stał i patrzył na mnie niepewnie.
-Coś jeszcze? – zapytałem nawet nie racząc go spojrzeniem
-Uważam... – zaczął
-Mało mnie obchodzi co Ty uważasz na temat mojego życia. Sam poproszę ochroniarza żeby do niego wyszedł skoro dla Ciebie to taki problem – powiedziałem z ironią
-Gabriel, daj sobie coś powiedzieć.
-Nie, nie potrzebuje Twoich rad.
-Do cholery Gabriel ogarnij się! – powiedział uderzając pięścią w biurko
Nie wytrzymałem i przyparłem go do ściany.
-Mógłbyś łaskawie nie wpierdalać się w moje życie?! Mam na prawdę serdecznie dość tych wszystkich pierdolonych rad! Właśnie pochowałem matkę i nie jestem pewien czy czasem jej morderca nie stoi przed wejściem do mojego domu! On jest nieobliczalny i nie mam zamiaru narażać ani Adriena ani Camilli, zrozumiałeś w końcu?!
-Tak... Przepraszam – wydusił
Dopiero teraz się zorientowałem, że zbyt mocno go przyparłem. Od razu zwolniłem uścisk.
-Wszystko okey? – zapytała Sabine stojąc w drzwiach
-Tak – odpowiedział Clark kaszląc
-Na pewno? – zapytała ponownie
Bez słowa wyszedłem z gabinetu za dom. Kobieta wyszła za mną.
-Gabriel... – zaczęła niepewnie
-Proszę Cię, chociaż Ty sobie daruj.
-Nie panujesz nad sobą – powiedziała patrząc mi w oczy
-Jakbym nad sobą nie panował, to bym mu porządnie przyjebał, że by się nie pozbierał. – wzruszyłem ramionami
-Nie radzisz sobie z emocjami, to normalne. Straciłeś właśnie bliską osobę...
-Jeżeli zaczniesz gadkę o psychologu, wychodzę.
-Ale Gabriel... Daj sobie powiedzieć..
-Co Wy się do cholery uparliście żeby mi wmówić coś czego nie ma! Nie mam depresji, jestem całkiem zdrowy i z wszystkim sobie radzę, rozumiesz?!
Kobieta przez chwilę milczała.
-Rozmawiałam z nim... – powiedziała w końcu
-Co masz na myśli? – zapytałem odpalając papierosa.
-Rozmawiałam z Twoim ojcem..
-Słucham? Po cholerę?!
-Powinieneś go wysłuchać.
-Ani mi się śni.
Sabine złapała mnie za rękę i spojrzała w oczy.
-zaufaj mi Gabriel, nie naraziłabym Ciebie na niebezpieczeństwo. To tylko rozmowa a wiele z niej zrozumiesz. – mówiła patrząc mi w oczy – Proszę. ..
Milczałem, nie miałem pojęcia co zrobić. Z jednej strony, byłem ciekaw, co ma mi do powiedzenia, ale z drugiej bałem się, że to kolejny Jego plan.
-Chociaż go wysłuchaj , co Ci szkodzi. – wyrwała mnie z przemyśleń kobieta
-Zacznij układać swoje życie, potem się zajmij moim – powiedziałem szorstko do niej i wróciłem do domu.
Wiem, zachowałem się jak kawał chuja, ale na prawdę miałem dość tego, że wszyscy chcieli układać mi życie. Chciałem iść do sypialni, jednak w holu wpadłem na mojego ojca.
-Kto Cię tu do cholery wpuścił?!
-Gabriel daj mi się wytłumaczyć.. – zaczął
Wyglądał inaczej niż jakiś czas temu. Wtedy był pewny siebie, perfekcyjnie ubrany, żadnej skazy. Teraz miał wory pod oczami, skórę w odcieniu szaro-bladym, koszula wymięta i do tego krzywo zapięta, włosy rozczochrane.
-Po co? Znowu będziesz strzelał? Dawaj, teraz mnie nikt nie osłoni, masz 100% szans. – stałem z rozłożonymi rękami – No na co czekasz?
-Synu... – zaczął a ja się skrzywiłem
-Daruj sobie. Lepiej się przyznaj, że zabiłeś matkę.
-Słucham? W życiu... Ja... Ja jestem chory Gabriel.
-No normalny na pewno nie jesteś, ale to już nie moja sprawa. – powiedziałem i już miałem odejść gdy ojciec mnie zatrzymał
-Mam schizofrenie. – powiedział patrząc mi w oczy -Mogę Ci pokazać papiery od lekarzy, z psychiatryków co tylko będziesz chciał.
-Nie masz żadnej schizofrenii, wiedziałbym .
-Matka to ukrywała, zresztą dopóki brałem leki było okey tylko, w pewnym momencie stwierdziłem, że po co mi one i przestałem je zażywać. Zacząłem zdradzać Twoją matkę z Emily...
-Dobra oszczędź mi szczegółów bo się porzygam.
-Daj mi dokończyć. Później miałem wyrzuty sumienia, więc znowu zacząłem je brać, znowu było lepiej więc je odstawiłem i tak w kółko. Gdy masz romans wyszedł na jaw, stwierdziłem, że po cholerę mi leki, może ja właśnie taki byłem...
-Czyli zapatrzonym w siebie dupkiem – przerwałem mu
Ojciec puścił tą uwagę mimo uszu.
-Nie brałem leków i zaczęło być coraz gorzej ale ja to wypierałem, jednak po tym postrzale... Ja zrozumiałem, że mogłem Cię zabić, byłem przerażony. A gdy Eliza zmarła... Ja nie mogę się pozbierać.
-Ty się nie możesz pozbierać? Myślisz, że tylko Ty sie liczysz? Wiesz co ja czuje? Czy kiedykolwiek Cię do cholery obchodziły moje uczucia!?
-Ale oczywiście, ja...
-Tak? W którym momencie? Gdy wmawiałeś mi, że ślub z Emily to dobry pomysł? Czy w tym gdzie się z nią puszczałeś? Albo wiem, pewnie wtedy gdy odstawiałeś leki i próbowałeś mnie zabić, tak to na pewno wtedy.
-Przepraszam..
Zaśmiałem się
-Serio? Myślisz, że jakieś głupie przepraszam wystarczy? Nie bądź śmieszny. Najlepiej się zamknij zdała od ludzi, żebyś już nigdy nikogo nie skrzywdził i daj mi święty spokój. Albo jeszcze lepiej, zabij się i wszystkim ulży.
-Gabriel, nie mów tak – odezwała się Camilla która widocznie przysłuchiwała się tej rozmowie. – Później będziesz żałował tych słów.
-Ja?! Nigdy! Wolałbym żeby to on nie żył zamiast mamy!
-Rozumiem Cię Gabriel i wcale Cię o to nie winie..
-Co za łaskawca, dziękuję Ci bardzo – powiedziałem z sarkazmem.
Dziewczyna podeszła do mnie i złapała mnie za rękę. Dopiero teraz zauważyłem jak trzęsą mi się ręce.
-Uspokój się proszę, bo to się źle dla Ciebie skończy – powiedziała
-On by się z tego cieszył, co? W końcu by wszystkich wykończył.
-Gabriel to nie tak... – zaczął niepewnie podchodząc do mnie
Jednak jedna rzecz jeszcze nie dawała mi spokoju, skoro on ma schizofrenie, a ta choroba jest dziedziczna...
-Ja też mogę mieć to gówno? Albo Adrien? – zapytałem patrząc mu w oczy
O dziwo mężczyzna się uśmiechnął.
-Nie, nie ma takiej opcji. – powiedział spokojnie.
-Ale skoro ja jestem Twoim synem, a tą chorobę można odziedziczyć...
-Nie jesteś moim synem.
-Teraz to na pewno Ci odjebało – warknąłem
Tom podszedł jeszcze bliżej.
-Twoja mama jako jedyna wiedziała o mojej chorobie, nie chciała ryzykować, że nasze dziecko będzie obciążone genetycznie więc znaleźliśmy dawce nasienia który był bardzo zbliżony wyglądem do mnie.
-Co? – poczułem zawroty głowy
-Nie chcieliśmy Ci mówić, bo nie było takiej potrzeby. Dla mnie zawsze będziesz moim synem...
Musiałem usiąść ponieważ nogi miałem jak z waty. Mój ojciec był chory psychicznie, do tego okazuje się, że nawet nie był moim ojcem.
-A dziecko Emily? – spojrzałem na niego
-Niestety ono może być narażone, jednak to nie jest powiedziane, że musi...
Niby to wszystko do siebie pasowało, jednak dalej nie mogłem w to wszystko uwierzyć.
-Czego ode mnie oczekujesz? – zapytałem nawet nie patrząc na niego
-Będę się leczył, obiecuję – powiedział dotykając mojego ramienia
Natychmiast wstałem
-Tak? Aż znowu będziesz się dobrze czuł i odstawisz leki? Później znowu Ci odjebie i będziesz chciał zabić mnie albo Adriana? – serce waliło mi jak szalone i czułem ścisk w klatce jednak nie zwracałem na to uwagi
-Nie, obiecuje, teraz już będę się leczył, obiecałem to Elizie.
-Kochanie proszę Cię – Camilla starała się mnie uspokoić.
-Będę spokojny jak on stąd wyjdzie. – wycedziłem przez zęby
-Dobrze, już wychodzę, chce Ci tylko powiedzieć, że teraz dobrowolnie się dam zamknąć w szpitalu psychiatrycznym...
-Najlepiej już tam zostań do końca życia – przerwałem mu
-Rozumiem Cię... – zaczął niepewnie ojciec.
-Gówno rozumiesz! – krzyknąłem
Chciałem mu jeszcze wykrzyczeć, że go nienawidzę, że ma się nigdy więcej nie pokazywać w moim domu i trzymać się zdala od mojej rodziny.
Niestety straciłem przytomność.
I tu się miał kończyć rozdział którego nie dodałam🤣🤣🤣
Chciałem otworzyć oczy, jednak powieki były takie ciężkie, w klatce ciągle czułem uścisk i suchość w ustach. Poruszyłem palcami u ręki i wtedy ktoś lekko ścisnął moją dłoń.
-Gabriel? – usłyszałem szept Camilli
W tle słyszałem kłótnie mojego ojca z Panem Sancoeur.
-Widzisz co narobiłeś? – mówił Casper
-Co ja narobiłem? Miał prawo poznać prawdę! – powiedział mój ojciec
-I do czego to doprowadziło? Dostał zawału i prawie umarł! Może właśnie o to Ci chodziło?
-Co Ty za bzdury opowiadasz, to mój syn! – krzyknął Tom
-Już raz go chciałeś zabić, pewnie jakby nie Nathalie to on by już nie żył!
-A co Cię to tak obchodzi, co? – zapytał Tom
Casper przez chwilę milczał.
-Ponieważ dla mnie jest jak syn, kocham go jak swoje dziecko. – odpowiedział w końcu.
-Cam – wychrypiałem
-Gabriel, kochanie obudziłeś się – usłyszałem głos ukochanej
Otworzyłem oczy, obraz był jeszcze zamazany, jednak spojrzałem na dziewczynę.
-Co się stało? – zapytałem
-Miałeś zawał – powiedziała z troską.
Próbowałem usiąść jednak znowu poczułem kłucie w sercu i syknąłem.
-Nie wstawaj – Powiedział Casper – Jeszcze znowu Ci się coś stanie – usiadł na przeciwko Camili i złapał mnie za drugą rękę.
-Proszę Cię – uśmiechnąłem się słabo – Złego diabli nie biorą.
-Nie wygaduj takich głupot, dobry z Ciebie chłopak. – powiedział
-Casper, ja mam ponad trzydzieści lat, jaki chłopak.
-Oj tam, dla mnie zawsze będziesz dzieckiem. – powiedział z uśmiechem – Jak się czujesz?
-Jakby mnie pociąg przejechał – przyznałem szczerze.
-Wszystko przez niego – zaczął Casper
-Proszę Cię nie zaczynajcie znowu – westchnąłem
Sancoeur spojrzał na mnie zszokowany.
-Chyba mu tego teraz nie wybaczysz? – zapytał ze złością patrząc na Toma
-Tego nie powiedziałem, ale na chwilę obecną nie chce o tym myśleć.
-Oczywiście, masz rację. – przyznał mężczyzna – My i tak już wychodzimy – powiedział łapiąc mojego ojca
-Słucham?! – zapytał ze złością
-Zostawmy ich samych kretynie – wyprowadził go za drzwi
-Mów za siebie – usłyszałem jeszcze przytłumiony głos ojca
Camilla odetchnęła z ulgą.
-Oni tak cały czas? – zapytałem
-Nawet nie mów, ciągle się kłócili. Ale to już nie ważne – delikatnie dotknęła mojego policzka – Nigdy więcej mnie tak nie strasz, rozumiesz?
-Obiecuje , a teraz połóż się obok mnie – uśmiechnąłem się
Dziewczyna delikatnie położyła się obok mnie i się wtuliła.
-Tak bardzo Cię kocham – szepnęła
-Ja Ciebie też. – odpowiedziałem z uśmiechem
Momentalnie zasnąłem. Obudziłem się i poczułem, że ktoś mnie trzyma za rękę, jednak od razu wiedziałem, że to nie Camilla. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Emily
-Gabriel... Jak się czujesz? – zapytała zmartwiona
-Dobrze – skłamałem
Tak naprawdę wszystko mnie bolało i ciągle czułem ścisk w klatce
-Nie kłam – uśmiechnęła się
-Lepiej powiedz jak Ty się czujesz? – spojrzałem na jej rosnący brzuch
-Cóż raz lepiej, raz gorzej ale nie ma tragedii – uśmiechnęła się – Już się nawet coraz bardziej cieszę.
Nie miałem serca jej mówić, że może jej dziecko może odziedziczyć chorobę psychiczną po Tomie.
-Nastraszyłeś nas.
-Bez przesady, złego diabli nie biorą. – uśmiechnąłem się
-Głupoty wygadujesz – wywróciła oczami.
Do Sali wszedł Adrien
-Tato! – podbiegł i mocno mnie przytulił – Tak się martwiłem.
-Adrien, udusisz tatę – skarciła go Emily
-Przepraszam – wymamrotał
-Nic się nie stało – przytuliłem go
-Tak bardzo się bałem tato, że Cię stracę. – powiedział i zobaczyłem łzy spływające mu z oczu.
-Już dobrze, nic mi już nie grozi – starałem się zabrzmieć szczerze
-Ja już się będę zbierać – powiedziała Emily – Do zobaczenia Gabriel.
-Trzymaj się Em – uśmiechnąłem się i kobieta wyszła.
-Długo tu zostaniesz? – zapytał chłopak
-Najchętniej już bym wyszedł – westchnąłem
-Nie no aż tak się spieszyć nie musisz, Pani Dupain się mną dobrze opiekuje. – uśmiechnął się
-Mimo to wolałbym być już w domu.
- Witam Panie Agreste – do Sali weszła młoda kobieta -Nazywam się Olivia Winston i będę się Panem opiekować. – mówiła z uśmiechem.
Kobieta podeszła do mojego łóżka.
-Jak się Pan czuje? – zapytała patrząc na kartę
-Bywało gorzej. Kiedy będę mógł wyjść?
-Dopiero Pan przyjechał i już chce nas Pan opuścić? – dr. Winston nie przestawała się uśmiechać
-Jeżeli byłaby taka możliwość... – zacząłem
-Nie ma takiej opcji, miał Pan rozległy zawał. U starszych ludzi jest to niebezpieczne a co dopiero u tak młodego mężczyzny jak Pan.
-Bez przesady, pierwszej młodości już nie jestem. To ile się muszę tu przemęczyć żeby wyjść?
-Na chwilę obecną nie jestem w stanie Panu odpowiedzieć. Mam teraz do Pana kilka pytań.
-To ja pójdę po coś do picia – powiedział Adrien i wyszedł.
Usiadłem na łóżku.
-Nie powinien Pan siadać – skarciła mnie kobieta
-Nie powinienem też przechodzić zawału w wieku 35 lat. – powiedziałem wzruszając ramionami
Kobieta się uśmiechnęła i wywróciła oczami.
-Niech Panu będzie. Przejdźmy do pytań. Choruje Pan ma coś?
-Nie.
-Czy w Pana rodzinie ktoś chorował na serce.
-Dziadkowie ze strony matki, moja mama również umarła na zawał.
-Rozumiem – zapisała coś – Czy leczy się Pan na nerwice lub depresję?
-Nie – powiedziałem – I nie mam zamiaru – dodałem pod nosem
-Co ma Pan na myśli? – zapytała
-Nieważne. Mam prośbę, może mi Pani mówić na Ty, staro się czuje .
Kobieta się zaśmiała.
-Niech będzie. Następne pytanie, czy ktoś w Twojej rodzinie leczył się psychiatrycznie?
-Nie – odpowiedziałem szczerze. W końcu Tom to nie mój biologiczny ojciec.
-Kiedy robiłeś jakieś kontrolne badania? – spojrzała na mnie
-Ja wiem, chyba jeszcze na studiach – wzruszyłem ramiomami
Dr Winston spojrzała na mnie zaskoczona
-Żartujesz, prawda?
-Nie, dlaczego bym miał żartować? Raz byłem u kardiologa, dostałem jakieś tabletki ale badań specjalnie nie robił.
-Obłęd – westchnęła – Dobrze, na razie to wszystko. Zobaczę jakie będą wyniki Twoich badań i wtedy będę mogła powiedzieć kiedy wyjdziesz do domu.
-Dziękuję – uśmiechnąłem się a kobieta się zarumieniła i wyszla.
Bardzo chciałem zostać przytomny aż Adrien wróci, jednak moje powieki były tak ciężkie, że znowu zasnąłem.
Nie wiem ile czasu spałem, ale obudziły mnie podniesione głosy.
-Jakbyś się trzymał od niego z daleka, to by nic nie było – mówił Casper
-To jest mój syn! Miał prawo poznać prawdę. – powiedział mój ojciec
-Teraz Ci się o tym przypomniało? – wtrącił się Casper
-Nie kłóćcie się dziadku – powiedział Adrien
-Robicie się monotonni z tymi kłótniami. – powiedziałem słabo
-Gabriel – powiedzieli jednocześnie Casper oraz Tom
-O jednak jesteście zgodni – powiedziałem z iironią
-Weź się uspokój – powiedział Casper
-Sam się uspokój- nie pozostał mu dłużny ojciec
-Do cholery, oboje się uspokójcie! – krzyknąłem a maszyna pod którą byłem podłączony zaczęła pikać.
Do sali weszła Dr. Winston.
-Co się tu dzieje? – zapytała ze złością patrząc na kłócących się mężczyzn – Oboje macie wyjść, w tej chwili!
Obaj bez słowa wyszli. Ja czułem jak moje serce waliło jak szalone, pojawiły się zawroty głowy.
-Adrien, Ty też na chwilę wyjdź – powiedziała łagodnie do chłopaka
-Dobrze, ale tacie nic nie będzie? – zapytał przestraszony
-Spokojnie, zajmę się nim, ale wyjdź już.
Adrien wyszedł, a lekarka podała coś do wenflonu i po paru sekundach rytm serca zaczął się uspokajać i mój oddech wrócił do normy. Czułem się jakbym był naćpany i miałem jakieś dziwne wrażenie, że coś jest nie tak.
-Coś..jest... Nie tak – wydusiłem
Kobieta spojrzała na kardiomonitor , następnie rzuciła mi przerażone spojrzenie. Poczułem jakbym spadał w dół, mój oddech był płytki i zacząłem tracić przytomność.
I to tyle 🤣🤣🤣
Następny rozdział w przyszłym tygodniu pewnie więc życzę Wam szczęśliwego Nowego roku moje małe akumy❤ Wszystkiego Miraculusowego ❤❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro