Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdzisł 26. Aktualizacja

Blondynka ja dodała zły rozdział🤣 i tak, dopiero teraz o 0.30 w nocy zdałam sobie z tego sprawe 🤣🤣🤣

Cóż będą dwa rozdziały w jednym, bo następny już znacie 🤣🤣🤣 ale kiedy kolejny to nie wiem🤭

Clark stał i patrzył na mnie niepewnie.
-Coś jeszcze? – zapytałem nawet nie racząc go spojrzeniem
-Uważam... – zaczął
-Mało mnie obchodzi co Ty uważasz na temat mojego życia. Sam poproszę ochroniarza żeby do niego wyszedł skoro dla Ciebie to taki problem – powiedziałem z ironią
-Gabriel, daj sobie coś powiedzieć.
-Nie, nie potrzebuje Twoich rad.
-Do cholery Gabriel ogarnij się! – powiedział uderzając pięścią w biurko

Nie wytrzymałem i przyparłem go do ściany.
-Mógłbyś łaskawie nie wpierdalać się w moje życie?! Mam na prawdę serdecznie dość tych wszystkich pierdolonych rad! Właśnie pochowałem matkę i nie jestem pewien czy czasem jej morderca nie stoi przed wejściem do mojego domu! On jest nieobliczalny i nie mam zamiaru narażać ani Adriena ani Camilli, zrozumiałeś w końcu?!

-Tak... Przepraszam – wydusił

Dopiero teraz się zorientowałem, że zbyt mocno go przyparłem. Od razu zwolniłem uścisk.

-Wszystko okey? – zapytała Sabine stojąc w drzwiach

-Tak – odpowiedział Clark kaszląc

-Na pewno? – zapytała ponownie

Bez słowa wyszedłem z gabinetu za dom. Kobieta wyszła za mną.

-Gabriel... – zaczęła niepewnie

-Proszę Cię, chociaż Ty sobie daruj.

-Nie panujesz nad sobą – powiedziała patrząc mi w oczy

-Jakbym nad sobą nie panował, to bym mu porządnie przyjebał, że by się nie pozbierał. – wzruszyłem ramionami

-Nie radzisz sobie z emocjami, to normalne. Straciłeś właśnie bliską osobę...

-Jeżeli zaczniesz gadkę o psychologu, wychodzę.

-Ale Gabriel... Daj sobie powiedzieć..

-Co Wy się do cholery uparliście żeby mi wmówić coś czego nie ma! Nie mam depresji, jestem całkiem zdrowy i z wszystkim sobie radzę, rozumiesz?!

Kobieta przez chwilę milczała.

-Rozmawiałam z nim... – powiedziała w końcu

-Co masz na myśli? – zapytałem odpalając papierosa.

-Rozmawiałam z Twoim ojcem..

-Słucham? Po cholerę?!

-Powinieneś go wysłuchać.

-Ani mi się śni.

Sabine złapała mnie za rękę i spojrzała w oczy.

-zaufaj mi Gabriel, nie naraziłabym Ciebie na niebezpieczeństwo. To tylko rozmowa a wiele z niej zrozumiesz. – mówiła patrząc mi w oczy – Proszę. ..

Milczałem, nie miałem pojęcia co zrobić. Z jednej strony, byłem ciekaw, co ma mi do powiedzenia, ale z drugiej bałem się, że to kolejny Jego plan.

-Chociaż go wysłuchaj , co Ci szkodzi. – wyrwała mnie z przemyśleń kobieta

-Zacznij układać swoje życie, potem się zajmij moim – powiedziałem szorstko do niej i wróciłem do domu.

Wiem, zachowałem się jak kawał chuja, ale na prawdę miałem dość tego, że wszyscy chcieli układać mi życie. Chciałem iść do sypialni, jednak w holu wpadłem na mojego ojca.

-Kto Cię tu do cholery wpuścił?!

-Gabriel daj mi się wytłumaczyć.. – zaczął

Wyglądał inaczej niż jakiś czas temu. Wtedy był pewny siebie, perfekcyjnie ubrany, żadnej skazy. Teraz miał wory pod oczami, skórę w odcieniu szaro-bladym, koszula wymięta i do tego krzywo zapięta, włosy rozczochrane.

-Po co? Znowu będziesz strzelał? Dawaj, teraz mnie nikt nie osłoni, masz 100% szans. – stałem z rozłożonymi rękami – No na co czekasz?

-Synu... – zaczął a ja się skrzywiłem

-Daruj sobie. Lepiej się przyznaj, że zabiłeś matkę.

-Słucham? W życiu... Ja... Ja jestem chory Gabriel.

-No normalny na pewno nie jesteś, ale to już nie moja sprawa. – powiedziałem i już miałem odejść gdy ojciec mnie zatrzymał

-Mam schizofrenie. – powiedział patrząc mi w oczy -Mogę Ci pokazać papiery od lekarzy, z psychiatryków co tylko będziesz chciał.

-Nie masz żadnej schizofrenii, wiedziałbym .

-Matka to ukrywała, zresztą dopóki brałem leki było okey tylko, w pewnym momencie stwierdziłem, że po co mi one i przestałem je zażywać. Zacząłem zdradzać Twoją matkę z Emily...

-Dobra oszczędź mi szczegółów bo się porzygam.

-Daj mi dokończyć. Później miałem wyrzuty sumienia, więc znowu zacząłem je brać, znowu było lepiej więc je odstawiłem i tak w kółko. Gdy masz romans wyszedł na jaw, stwierdziłem, że po cholerę mi leki, może ja właśnie taki byłem...

-Czyli zapatrzonym w siebie dupkiem – przerwałem mu

Ojciec puścił tą uwagę mimo uszu.

-Nie brałem leków i zaczęło być coraz gorzej ale ja to wypierałem, jednak po tym postrzale... Ja zrozumiałem, że mogłem Cię zabić, byłem przerażony. A gdy Eliza zmarła... Ja nie mogę się pozbierać.

-Ty się nie możesz pozbierać?  Myślisz, że tylko Ty sie liczysz? Wiesz co ja czuje? Czy kiedykolwiek Cię do cholery obchodziły moje uczucia!?

-Ale oczywiście, ja...

-Tak? W którym momencie? Gdy wmawiałeś mi, że ślub z Emily to dobry pomysł? Czy w tym gdzie się z nią puszczałeś? Albo wiem, pewnie wtedy gdy odstawiałeś leki i próbowałeś mnie zabić, tak to na pewno wtedy.

-Przepraszam..

Zaśmiałem się

-Serio? Myślisz, że jakieś głupie przepraszam wystarczy? Nie bądź śmieszny. Najlepiej się zamknij zdała od ludzi, żebyś już nigdy nikogo nie skrzywdził i daj mi święty spokój. Albo jeszcze lepiej, zabij się i wszystkim ulży.

-Gabriel, nie mów tak – odezwała się Camilla która widocznie przysłuchiwała się tej rozmowie. – Później będziesz żałował tych słów.

-Ja?! Nigdy! Wolałbym żeby to on nie żył zamiast mamy!

-Rozumiem Cię Gabriel i wcale Cię o to nie winie..

-Co za łaskawca, dziękuję Ci bardzo – powiedziałem z sarkazmem.

Dziewczyna podeszła do mnie i złapała mnie za rękę. Dopiero teraz zauważyłem jak trzęsą mi się ręce.

-Uspokój się proszę, bo to się źle dla Ciebie skończy – powiedziała

-On by się z tego cieszył, co? W końcu by wszystkich wykończył.

-Gabriel to nie tak... – zaczął niepewnie podchodząc do mnie

Jednak jedna rzecz jeszcze nie dawała mi spokoju, skoro on ma schizofrenie, a ta choroba jest dziedziczna...

-Ja też mogę mieć to gówno? Albo Adrien? – zapytałem patrząc mu w oczy

O dziwo mężczyzna się uśmiechnął.

-Nie, nie ma takiej opcji. – powiedział spokojnie.

-Ale skoro ja jestem Twoim synem, a tą chorobę można odziedziczyć...

-Nie jesteś moim synem.

-Teraz to na pewno Ci odjebało – warknąłem

Tom podszedł jeszcze bliżej.

-Twoja mama jako jedyna wiedziała o mojej chorobie, nie chciała ryzykować, że nasze dziecko będzie obciążone genetycznie więc znaleźliśmy dawce nasienia który był bardzo zbliżony wyglądem do mnie.

-Co? – poczułem zawroty głowy

-Nie chcieliśmy Ci mówić, bo nie było takiej potrzeby. Dla mnie zawsze będziesz moim synem...

Musiałem usiąść ponieważ nogi miałem jak z waty. Mój ojciec był chory psychicznie, do tego okazuje się, że nawet nie był moim ojcem.

-A dziecko Emily? – spojrzałem na niego

-Niestety ono może być narażone, jednak to nie jest powiedziane, że musi...

Niby to wszystko do siebie pasowało, jednak dalej nie mogłem w to wszystko uwierzyć.

-Czego ode mnie oczekujesz? – zapytałem nawet nie patrząc na niego

-Będę się leczył, obiecuję – powiedział dotykając mojego ramienia

Natychmiast wstałem

-Tak? Aż znowu będziesz się dobrze czuł i odstawisz leki? Później znowu Ci odjebie i będziesz chciał zabić mnie albo Adriana? – serce waliło mi jak szalone i czułem ścisk w klatce jednak nie zwracałem na to uwagi

-Nie, obiecuje, teraz już będę się leczył, obiecałem to Elizie.

-Kochanie proszę Cię – Camilla starała się mnie uspokoić.

-Będę spokojny jak on stąd wyjdzie. – wycedziłem przez zęby

-Dobrze, już wychodzę, chce Ci tylko powiedzieć, że teraz dobrowolnie się dam zamknąć w szpitalu psychiatrycznym...

-Najlepiej już tam zostań do końca życia – przerwałem mu

-Rozumiem Cię... – zaczął niepewnie ojciec.

-Gówno rozumiesz! – krzyknąłem

Chciałem mu jeszcze wykrzyczeć, że go nienawidzę, że ma się nigdy więcej nie pokazywać w moim domu i trzymać się zdala od mojej rodziny.

Niestety straciłem przytomność.

 
I tu się miał kończyć rozdział którego nie dodałam🤣🤣🤣

Chciałem otworzyć oczy, jednak powieki były takie ciężkie, w klatce ciągle czułem uścisk i suchość w ustach. Poruszyłem palcami u ręki i wtedy ktoś lekko ścisnął moją dłoń.
-Gabriel? – usłyszałem szept Camilli

W tle słyszałem kłótnie mojego ojca z Panem Sancoeur.
-Widzisz co narobiłeś? – mówił Casper
-Co ja narobiłem? Miał prawo poznać prawdę! – powiedział mój ojciec
-I do czego to doprowadziło? Dostał zawału i prawie umarł! Może właśnie o to Ci chodziło?
-Co Ty za bzdury opowiadasz, to mój syn! – krzyknął Tom
-Już raz go chciałeś zabić, pewnie jakby nie Nathalie to on by już nie żył!
-A co Cię to tak obchodzi, co? – zapytał Tom

Casper przez chwilę milczał.
-Ponieważ dla mnie jest jak syn, kocham go jak swoje dziecko. – odpowiedział w końcu.
-Cam – wychrypiałem 
-Gabriel, kochanie obudziłeś się – usłyszałem głos ukochanej

Otworzyłem oczy, obraz był jeszcze zamazany, jednak spojrzałem na dziewczynę.
-Co się stało? – zapytałem
-Miałeś zawał – powiedziała z troską.

Próbowałem usiąść jednak znowu poczułem kłucie w sercu i syknąłem.
-Nie wstawaj – Powiedział Casper – Jeszcze znowu Ci się coś stanie – usiadł na przeciwko Camili i złapał mnie za drugą rękę.
-Proszę Cię – uśmiechnąłem się słabo – Złego diabli nie biorą.
-Nie wygaduj takich głupot, dobry z Ciebie chłopak. – powiedział
-Casper, ja mam ponad trzydzieści lat, jaki chłopak.
-Oj tam, dla mnie zawsze będziesz dzieckiem. – powiedział z uśmiechem – Jak się czujesz?
-Jakby mnie pociąg przejechał – przyznałem szczerze.
-Wszystko przez niego – zaczął Casper
-Proszę Cię nie zaczynajcie znowu – westchnąłem

Sancoeur spojrzał na mnie zszokowany.
-Chyba mu tego teraz nie wybaczysz? – zapytał ze złością patrząc na Toma
-Tego nie powiedziałem, ale na chwilę obecną nie chce o tym myśleć.
-Oczywiście, masz rację. – przyznał mężczyzna – My i tak już wychodzimy – powiedział łapiąc mojego ojca
-Słucham?! – zapytał ze złością
-Zostawmy ich samych kretynie – wyprowadził go za drzwi
-Mów za siebie – usłyszałem jeszcze przytłumiony głos ojca
Camilla odetchnęła z ulgą.
-Oni tak cały czas? – zapytałem
-Nawet nie mów, ciągle się kłócili. Ale to już nie ważne – delikatnie dotknęła mojego policzka – Nigdy więcej mnie tak nie strasz, rozumiesz?
-Obiecuje , a teraz połóż się obok mnie – uśmiechnąłem się

Dziewczyna delikatnie położyła się obok mnie i się wtuliła.
-Tak bardzo Cię kocham – szepnęła
-Ja Ciebie też. – odpowiedziałem z uśmiechem

Momentalnie zasnąłem. Obudziłem się i poczułem, że ktoś mnie trzyma za rękę, jednak od razu wiedziałem, że to nie Camilla. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Emily
-Gabriel... Jak się czujesz? – zapytała zmartwiona
-Dobrze – skłamałem

Tak naprawdę wszystko mnie bolało i ciągle czułem ścisk w klatce
-Nie kłam – uśmiechnęła się
-Lepiej powiedz jak Ty się czujesz? – spojrzałem na jej rosnący brzuch
-Cóż raz lepiej, raz gorzej ale nie ma tragedii – uśmiechnęła się – Już się nawet coraz bardziej cieszę.

Nie miałem serca jej mówić, że może jej dziecko może odziedziczyć chorobę psychiczną po Tomie.
-Nastraszyłeś nas.
-Bez przesady, złego diabli nie biorą. – uśmiechnąłem się
-Głupoty wygadujesz – wywróciła oczami.
Do Sali wszedł Adrien
-Tato! – podbiegł i mocno mnie przytulił – Tak się martwiłem.
-Adrien, udusisz tatę – skarciła go Emily
-Przepraszam – wymamrotał
-Nic się nie stało – przytuliłem go
-Tak bardzo się bałem tato, że Cię stracę. – powiedział i zobaczyłem łzy spływające mu z oczu.
-Już dobrze, nic mi już nie grozi – starałem się zabrzmieć szczerze
-Ja już się będę zbierać – powiedziała Emily – Do zobaczenia Gabriel.
-Trzymaj się Em – uśmiechnąłem się i kobieta wyszła.
-Długo tu zostaniesz? – zapytał chłopak
-Najchętniej już bym wyszedł – westchnąłem
-Nie no aż tak się spieszyć nie musisz, Pani Dupain się mną dobrze opiekuje. – uśmiechnął się
-Mimo to wolałbym być już w domu.
- Witam Panie Agreste – do Sali weszła młoda kobieta -Nazywam się Olivia Winston i będę się Panem opiekować. – mówiła z uśmiechem.

Kobieta podeszła do mojego łóżka.
-Jak się Pan czuje? – zapytała patrząc na kartę
-Bywało gorzej. Kiedy będę mógł wyjść?
-Dopiero Pan przyjechał i już chce nas Pan opuścić? – dr. Winston nie przestawała się uśmiechać
-Jeżeli byłaby taka możliwość... – zacząłem
-Nie ma takiej opcji, miał Pan rozległy zawał. U starszych ludzi jest to niebezpieczne a co dopiero u tak młodego mężczyzny jak Pan.
-Bez przesady, pierwszej młodości już nie jestem. To ile się muszę tu przemęczyć żeby wyjść?
-Na chwilę obecną nie jestem w stanie Panu odpowiedzieć. Mam teraz do Pana kilka pytań.
-To ja pójdę po coś do picia – powiedział Adrien i wyszedł.
Usiadłem na łóżku.
-Nie powinien Pan siadać – skarciła mnie kobieta
-Nie powinienem też przechodzić zawału w wieku 35 lat. – powiedziałem wzruszając ramionami

Kobieta się uśmiechnęła i wywróciła oczami.
-Niech Panu będzie. Przejdźmy do pytań. Choruje Pan ma coś?
-Nie.
-Czy w Pana rodzinie ktoś chorował na serce.
-Dziadkowie ze strony matki, moja mama również umarła na zawał.
-Rozumiem – zapisała coś – Czy leczy się Pan na nerwice lub depresję?
-Nie – powiedziałem – I nie mam zamiaru – dodałem pod nosem
-Co ma Pan na myśli? – zapytała
-Nieważne. Mam prośbę, może mi Pani mówić na Ty, staro się czuje .

Kobieta się zaśmiała.
-Niech będzie. Następne pytanie, czy ktoś w Twojej rodzinie leczył się psychiatrycznie?
-Nie – odpowiedziałem szczerze. W końcu Tom to nie mój biologiczny ojciec.
-Kiedy robiłeś jakieś kontrolne badania? – spojrzała na mnie
-Ja wiem, chyba jeszcze na studiach – wzruszyłem ramiomami
Dr Winston spojrzała  na mnie zaskoczona
-Żartujesz, prawda?
-Nie, dlaczego bym miał żartować? Raz byłem u kardiologa, dostałem jakieś tabletki ale badań specjalnie nie robił.
-Obłęd – westchnęła – Dobrze, na razie to wszystko. Zobaczę jakie będą wyniki Twoich badań i wtedy będę mogła powiedzieć kiedy wyjdziesz do domu.
-Dziękuję – uśmiechnąłem się a kobieta się zarumieniła i wyszla.

Bardzo chciałem zostać przytomny aż Adrien wróci, jednak moje powieki były tak ciężkie, że znowu zasnąłem.
Nie wiem ile czasu spałem, ale obudziły mnie podniesione głosy.
-Jakbyś się trzymał od niego z daleka, to by nic nie było – mówił Casper
-To jest mój syn! Miał prawo poznać prawdę. – powiedział mój ojciec
-Teraz Ci się o tym przypomniało? – wtrącił się Casper
-Nie kłóćcie się dziadku – powiedział Adrien
-Robicie się monotonni z tymi kłótniami. – powiedziałem słabo
-Gabriel – powiedzieli jednocześnie Casper oraz Tom
-O jednak jesteście zgodni – powiedziałem z iironią
-Weź się uspokój – powiedział Casper
-Sam się uspokój- nie pozostał mu dłużny ojciec
-Do cholery, oboje się uspokójcie! – krzyknąłem a maszyna pod którą byłem podłączony zaczęła pikać.

Do sali weszła Dr. Winston.
-Co się tu dzieje? – zapytała ze złością patrząc na kłócących się mężczyzn – Oboje macie wyjść, w tej chwili!
Obaj bez słowa wyszli. Ja czułem jak moje serce waliło jak szalone, pojawiły się zawroty głowy.
-Adrien, Ty też na chwilę wyjdź – powiedziała łagodnie do chłopaka
-Dobrze, ale tacie nic nie będzie? – zapytał przestraszony
-Spokojnie, zajmę się nim, ale wyjdź już.

Adrien wyszedł, a lekarka podała coś do wenflonu i po paru sekundach rytm serca zaczął się uspokajać i mój oddech wrócił do normy. Czułem się jakbym był naćpany i miałem jakieś dziwne wrażenie, że coś jest nie tak.
-Coś..jest... Nie tak – wydusiłem
Kobieta spojrzała na kardiomonitor , następnie rzuciła mi przerażone spojrzenie. Poczułem jakbym spadał w dół, mój oddech był płytki i zacząłem tracić przytomność.


 
I to tyle 🤣🤣🤣
Następny rozdział w przyszłym tygodniu pewnie więc życzę Wam szczęśliwego Nowego roku moje małe akumy❤ Wszystkiego Miraculusowego ❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro