Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28. Czyja wina?

Ocknąłem się i powoli otworzyłem oczy. Na twarzy miałem maskę tlenową. Bolała mnie klatka piersiowa oraz głowa. Rozejrzałem się, na jednym krześle spała Camilla trzymając mnie za rękę, z drugiej strony na fotelu drzemał Adrien. Do mojego łóżka podeszła doktor Winston.

-Jak się czujesz? – zapytała szeptem

Chciałem odpowiedzieć, jednak gardło paliło mnie żywym ogniem.

-Nie mów, po prostu pokaz mi, jeżeli ujdzie to kciuk do góry, jeżeli źle w dół.

Skinąłem głową i pokazałem kciuk do góry. Kobieta się uśmiechnęła.

-Kłamiesz? – zapytała na co skinąłem głową – Czyli jest źle? Boli Cię klatka piersiowa? – zapytała patrząc na mnie.

Kiwnąłem twierdząco głową.

-Pali Cię gardło? – zapytała a ja pokazałem kciuk do góry.

Zapisała coś na karcie. Ściągnąłem maskę z twarzy

-Co mi było? – zapytałem cicho.

-Nie powinieneś ściągać maski. – skarciła mnie – Miałeś zapaść. – powiedziała nie patrząc na mnie.

-Zapaść? – szepnąłem

-Tak, ale nie mów już nic więcej, musisz się oszczędzać – uśmiechnęła sie do mnie

-Bez przesady – powiedziałem przez maskę – Już mi lepiej.

Faktycznie tak było, ścisk w klatce oraz palące gardło jakby odpuszczały. Mogłem odetchnąć głęboko.

-Na prawdę? – widocznie się ucieszyła

-Taaak – powiedziałem

Do sali wszedł starszy mężczyzna

-Dzień dobry Panie Agreste, jestem James Wilson i jestem ordynatorem kardiologii.

-Dzień dobry – odpowiedziałem – Czy coś jest nie tak, że sam ordynator mnie odwiedził?

-Muszę porozmawiać z Panią Winston.

-Ale o co chodzi? – zapytała kobieta

-Podejrzewam, że popełniła Pani błąd lekarski. W organizmie Pana Agresta znaleźliśmy inne leki niż Pani twierdziła, że mu podała.

-Ale to nie możliwe, dwa razy sprawdzałam czy podaje dobry lek. – powiedziała przestraszona

Szczerze? Moją pierwszą myślą było, że to ojciec, był tutaj, mógł podmienić leki i nikt by go nie podejrzewał.

-Wyniki badań mówią co innego – powiedział ostro ordynator

- Co się dzieje? – zapytała zdezorientowana Camilla

-Jest mi bardzo przykro z powodu tego błędu, doktor Winston poniesie konsekwencje.

Camilla spojrzała na mnie.

-Niekoniecznie to mogła być wina doktor Winston – wtrąciłem

-Co ma Pan na myśli? – zapytał zdziwiony mężczyzna

-Był tutaj mój ojciec, choruje na schizofrenie i miał możliwość podmiany leków.

-Doprawdy? Będę musiał to wszystko przemyśleć. Mimo wszystko bardzo mi przykro za tą pomyłkę. – mówił

-Nie mam żalu, tak jak mówię, pewnie to nie wina Pani Doktor.

Kobieta rzuciła mi pełne wdzięczności spojrzenie.

-Doktor Winston proszę ze mną – powiedział ordynator i oboje wyszli

-Co tu się stało? – zapytała Camilla

-Podobno został mi podany zły lek, podejrzewam, że to ojciec je podmienił. Był tutaj wtedy.

-Na prawdę myślisz, że byłby w stanie?

-Z nim nigdy nic nie wiadomo. – westchnąłem


Dziewczyna delikatnie dotknęła mojego policzka.

-Jak się czujesz? – zapytała troskliwie

-Lepiej, na prawdę dużo lepiej. – przyznałem szczerze

-Cieszę się, bardzo się martwiłam.

-Wiem kochanie. Mam prośbę. – powiedziałem patrząc na nią

-Słucham.

-Jedzcie z Andrienem do domu.

-Ale ja się nigdzie stąd nie ruszam – wtracił się chłopak

-Nic mi już nie grozi, na prawdę. Czuje się już dobrze.

-Ale... – zaczął blondyn

-Proszę Was – spojrzałem to na Camille , to na Adriena

-No dobrze, chodź Adrien. Przyjedziemy jutro. – powiedziała, pocałowała mnie i wyszli.



Jakoś godzinę później ponownie przyszła doktor Winston.

-Mogę? – zapytała niepewnie

-Tak, oczywiście.

-Nie powinien Pan ściągać maski – skarciła mnie

-Spokojnie, już lepiej mi się oddycha, czuje sie o niebo lepiej.

-Cieszy mnie to, jeszcze raz przepraszam ja nie wiem jak to się stało...

-Tłumaczyłem już, że to pewnie wina mojego ojca – westchnąłem – Mam nadzieję, że na prawdę się zamknął w tym psychiatryku.

-Mimo wszystko przepraszam i dziękuję za wyrozumiałość. – uśmiechnęła się miło i usiadła na krześle obok mojego łóżka

-To kiedy będę mógł wyjść? – zapytałem z uśmiechem

-Oj nie tak szybko jak myślisz. – powiedziała z powagą

-Ale ja się dobrze czuje, na prawdę. Nie cierpię szpitali. – westchnąłem

-Zobaczę co da się zrobić, jednak musi Pan być pod kontrolą lekarską.

-To może Pani przyjeżdżać mnie doglądać, wtedy będzie i wilk syty i owca cała. – powiedziałem

-Też racja, to jest jakaś myśl. Porozmawiam o tym z ordynatorem.

-Dziękuję.

-Chciałam tylko sprawdzić, czy wszystko z Tobą okey, wrócę później. Do zobaczenia. – powiedziała i wyszła


Następnego ranka obudziłem się, gdy przyszedł ordynator.

-Obudziłem Pana? – zapytał

-Wie Pan kiedy wyjdę?

-Ja właśnie w tej sprawie. Rozmawiałem z doktor Winston i doszliśmy do wniosku, że Pana wypuścimy, ale Pani doktor będzie Pana kontrolować.

-Wszystko mi jedno, byle stąd wyjdę. – wzruszyłem ramionami

-Skoro się Pan zgadza to idę wszystko załatwić. – powiedział i wyszedł


Dostałem całą rozpiskę leków oraz wykaz co mi wolno a czego nie. Wróciłem do domu taksówką.

-Kochanie co Ty tu robisz? – zapytała zdziwiona Camilla

-Wypisali mnie, ale ta lekarka będzie mnie kontrolować codziennie.

-Ja już o Ciebie zadbam – powiedziała obejmując mnie – Nie mogę Cię stracić.

-Nie martw się, nic mi nie jest – powiedziałem

-Tata! – Adrien zbiegł po schodach i mocno mnie przytulił


Staliśmy tak chwilę w milczeniu.

-Chodź się położysz – powiedział chłopak po chwili

-Leżałem w szpitalu... – westchnąłem

-To usiądź, chcesz wody? Może coś zjeść? – spojrzał na mnie – Jesteś okropnie blady.

-Adrien, bez przesady dobrze się czuje.

-Zrobię Ci herbaty – powiedział kompletnie mnie ignorując i poszedł do kuchni.


Camila spojrzała na mnie z uśmiechem

-Nie dziw mu się, bardzo się martwił – powiedziała obejmując mnie.

-Nic nie mówię – uśmiechnąłem się do niej

-Wszyscy się martwiliśmy – powiedziała dotykając delikatnie mojego policzka

Pocałowałem ją.
Teraz miałem nadzieję, że w końcu zaznam trochę spokoju i takiej zwyczajnej nudy i stabilizacji.

 - Proszę tato, usiądź – powiedział Adrien przynosząc mi herbatę.

-Dziękuję – powiedziałem i usiadłem na kanapie – Dobrze jest być w końcu w domu.

-Dobrze jest, Cię tutaj mieć – powiedziała Cam patrząc mi w oczy

-Tato a co z dziadkiem? Bo on w końcu jest moim dziadkiem? Czy nie – zapytał chłopak.

-Biologicznie nie jest – wzruszyłem ramionami

-A będziesz szukał swojego prawdziwego ojca? – spojrzał na mnie

-Sam nie wiem czy jest sens. Ja chce po prostu zakończyć ten etap w życiu.

-Ja bym na Twoim miejscu chociaż chciał wiedzieć kim jest, czy żyje albo ma rodzinę.

-Nie wiem, pomyślę o tym później.

-A co z Tomem ? – wtrąciła Camilla

-Dostałem sms’a, że jest zamknięty w szpitalu i poddał się dobrowolnie leczeniu.

-To teraz będzie spokojnie – uśmiechnęła się

-Bardzo na to liczę – powiedziałem i ją pocałowałem

 

Tak jak obiecałam, wjeżdża nowy rozdział ❤ nie wiem dlaczego ale mega ciężko mi się go pisało, mam nadzieję, że tego nie widać 🤣🙈

Kolejny pewnie około środy / czwartku ponieważ musi się napisać 🤣🙈

Czekam na Wasze opinie i miłego dnia moje małe Akumy ❤❤😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro