Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17. Co jeszcze?


Patrzyłem na lekarza ale w pierwszej chwili jakby nie słyszałem ani słowa.

-Przepraszam, mogłby Pan powtórzyć? – zapytałem drżącym głosem

Lekarz uśmiechnął się lekko

-Niech się Pan uspokoi, z Panią Sancoeur jest już dobrze, jej stan jest stabilny, teraz śpi. Będzie można ją odwiedzić najwcześniej jutro – spojrzał na moje ubranie – A Pan powinien pojechać się przebrać.

-Dziękujemy – powiedział ojciec Nathalie


Nagle poczułem jakbym tracił grunt pod nogami, usiadłem na krześle, słyszałem jakieś stłumione głosy, jednak przez chwilę nie mogłem w żaden sposób zareagować. Czułem sie, jakbym nie miał władzy nad swoim ciałem.

-Gabriel, Gabriel, słyszysz mnie? – usłyszałem głos Camili

-Tak – odpowiedziałem słabym głosem

-Co się dzieje? – zapytał lekarz

-Nic, słabo mi się zrobiło. To z nerwów – powiedziałem wstając – Przepraszam, muszę zapalić.

-Nie powinien Pan- odezwał się lekarz.

-Jestem dorosły, wiem co mi wolno – powiedziałem do lekarza

-Może Pan mu przegada – usłyszałem jak lekarz mówi do Pana Sancoeur

-Porozmawiam z nim – odpowiedział mu mężczyzna a ja wywróciłem oczami odchodząc.


Wyszedłem na tył szpitala i zapaliłem. Gdy nikotyna zaczęła wypełniać moje płuca czułem, że się odrobinę uspokajam, jednak zaczęło mnie kłuć w sercu.

-Gabriel, uparciuchu – usłyszałem głos Caspra za sobą

-Bardzo Pana proszę... – zacząłem jednak mężczyzna mi przerwał

-Dziecko moje drogie, ja rozumiem nerwy, ale nie możesz się wykańczać.

-Po pierwsze, nie wykańczam się, po drugie do dziecka mi daleko.

-Dla mnie zawsze będziesz dzieckiem, pamiętam Cię jako takiego rezolutnego blondynka – uśmiechnął się – Wtedy jeszcze nie ukrywałeś wszystkiego  w sobie – westchnął .

-Oj tam – wywróciłem oczami i ponownie się zaciągnął emocji ppapierosem

.
Mężczyzna stanął na przeciwko mnie i spojrzał mi w oczy.

-Rozumiem Cię, stres w pracy, rozwód, nie możesz wykrzyczeć światu, że w koncu jesteś zakochany choćbyś chciał, a to tego Tom. – zawahał się – Od zawsze uważałem, że źle Cię wychowywali. – zmieszał się – To znaczy, nie mówię, że jesteś złym człowiekiem, broń Boże, tylko moim zdaniem nie powinieneś wszystkiego dusić w sobie. To Cię zabija.

-Mówisz jak Camilla – westchnąłem

-W takim razie trzymaj się jej, bo to bardzo mądra kobieta. Swoją drogą widać, że Cię kocha – spojrzał mi w oczy – A Ty kochasz ją – uśmiechnął się

-Dlaczego nie mogę mieć tak normalnego ojca jak Ty? – zapytałem że smutkiem

-Pamiętaj, że dla mnie zawsze będziesz jak syn – uśmiechnął się – A teraz chodź do domu, musisz się umyć i przebrać.

-Ale Nath...

-Do Nathalie przyjedziemy jutro razem, teraz śpi.

-Pod warunkiem, że się u nas zatrzymasz – uśmiechnąłem się do mężczyzny.




Tak więc wszyscy, przyjechaliśmy do domu. Wziąłem długi prysznic, żeby zmyć z siebie resztki krwi. Żałowałem, że nie mogłem z głowy wymazać tego wspomnienia Nathalie wykrwawiającej się na moich rękach. Ten obraz będzie mnie dręczył do końca życia. Wyszedłem spod prysznica i owinąłem się ręcznikiem.

-To jest zbędne – usłyszałem głos Camilli

Odwróciłem się  do niej z uśmiechem

-Tak myślisz? – zapytałem obejmując ją

-Jestem tego pewna – powiedziała i pocałowała mnie namiętnie


Przyciągnąłem ją do siebie nie przerywając pocałunku. Przylgnęła do mojego, jeszcze mokrego ciała. Na parę sekund na prawdę zapomniałem o tym co się działo ostatnimi dniami. Niestety Clark potrafił wyczuć moment i wszystko spieprzyć.

-Cam! -zawołał wchodząc do pokoju.

-Jestem w łazience, już wychodzę – odpowiedziała niechętnie – Dokończymy później – powiedziała i pocałowała mnie


Dziewczyna wyszła, a ja ubrałem się w czyste ubrania. Wyszedłem z łazienki, Clark patrzył na mnie takim wzrokiem, jakby chciał mnie zabić.

Bez słowa wyszedłem z sypialni za dom, żeby zapalić. Paliłem już trzeciego papierosa gdy Adrien do mnie przyszedł.

-Tato, co z Nathalie?

-Podobno wszystko okey, tak mówił lekarz.

-To dobrze, ale... – zawahał się – To prawda, że dziadek chciał... Chciał Cię zabić?


Jęknąłem w duchu ponieważ wolałem, żeby chłopak nie znał całej prawdy o postrzeleniu.

-Tak, to prawda – przyznałem niechętnie

Adrien spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i natychmiast mnie przytulił.

-Tato, nie chcę Cię stracić. – łkał wtulony we mnie

-Nie stracisz...

- A możesz mi to obiecać? – spojrzał mi w oczy – Nie możesz przecież, nie wiesz co będzie.

-Nie martw się, wszystko będzie dobrze, a ja się nigdzie nie wybieram.

-Ale....

-Nie ma żadnego ale, złego diabli nie biorą a ja się do piekła nie wybieram – powiedziałem z uśmiechem

-Proszę Cię, Tobie tato do piekła daleko – chłopak wywrócił oczami -  A co że szkołą?

-Na razie zostaniesz w domu, dobrze? Załatwię jakiegoś nauczyciela

-Dobrze tato – powiedział kolejny raz mnie obejmując – A Marinette?

-Jeżeli chce i jej rodzice się zgodzą, może zostać.

-Na prawdę? Dziękuję tato. Porozmawiasz z jej rodzicami?

-Tak, zaraz to załatwię. – odpowiedziałem z uśmiechem


Chłopak wszedł do domu a ja znalazłem numer do Sabine Dupain-Chang.

-Słucham – kobieta odebrała praktycznie od razu.

-Dzień dobry, Gabriel Agreste z tej strony, ojciec Adriena.

-Dzień dobry, czy coś się stało? – zapytała zmartwiona

-Nie, absolutnie – skłamałem – Po prostu chwilowo Adrien będzie miał nauczanie indywidualne i poprosił mnie czy Marinette będzie mogła zostać u nas i uczyć się razem z nim.

-Z kim do cholery rozmawiasz? – usłyszałem w tle głos Toma, jej męża

-Tak, oczywiście, jeżeli to dla Pana żaden problem – kontynuowała uprzejmym tonem

-Absolutnie żaden, myślę, że im obojgu dobrze zrobi taka przerwa.

-Pewnie ma Pan rację. Muszę już kończyć, dziękuję jeszcze raz i do usłyszenia. – powiedziała niespokojnie i się rozłączyła.


Niepokoiło mnie jej zachowanie, ponieważ ewidentnie jej mąż ją musiał krzywdzić. Nawet nie zdążyłem się zastanowić co z tym zrobić, gdy dostałem sms’a.

Mógłby się Pan ze mną spotkać?



Wiadomość była od matki Marinette.


Oczywiście, kiedy Pani ma czas?


Odpisałem natychmiast. Na prawdę chciałem im jakoś pomóc.


Dzisiaj o 21? Wtedy będę mogła się wyrwać.


Zgodziłem się.

Poszedłem do kuchni i nalałem sobie szklankę whisky. Wypiłem duszkiem i od razu zaczęło mi się kręcić w głowie. Cholera, zmęczenie dawało się we znaki. Siedziałem tak w pustej kuchni, popijając whisky gdy ktoś nagle wszedł.

-Dzień dobry – powiedziała nieśmiało Sabine

-Witam – przywitałem się lekko zaskoczony – Już jest 21?

-Tak... Przeszkadzam? – zapytała patrząc na butelkę stojącą na stole

-Nie, nie, absolutnie – natychmiast schowałem trunek – Napije się Pani czegoś?

-Wody, dziękuję – powiedziała siadając.

Podałem kobiecie szklankę wody, sam zrobiłem sobie kawy.

-Kawa o tej porze? Chyba Pan później nie zaśnie.

-Kofeina na mnie nie działa już od dawna – zaśmiałem się – piję ją bo lubię ten smak. – wzruszyłem ramionami.

-Przepraszam, że pytam ale wszystko w porządku? Wygląda Pan na....

-Wykończonego? To by się zgadzało – dokończyłem za nią – Może przejdziemy na „Ty”? Gabriel – podałem dłoń kobiecie

-Sabine – odpowiedziała również podając mi rękę

Ująłem i pocałowałem jej dłoń.

-Dżentelmen – zaśmiała się rumieniąc

-To o czym chciałaś porozmawiać? – zapytałem po chwili ciszy. – Domyślam się, że chodzi o Twojego męża?

-Tak ja... To znaczy Tom on lubi...

-Wypić – dokończyłem za nią

-Skąd wiesz? – zapytała zaskoczona

-Marinette mi ostatnio trochę powiedziała gdy tutaj nocowała. – odpowiedziałem – Czy on Was bije? – spojrzałem kobiecie w oczy

-Nieee, skąd, w życiu nie tknął Marinette – odpowiedziała uśmiechając się nerwowo

-A Ciebie?

-Ja... Ja... Wiesz, zdenerwowałam go parę razy, ale to była moja wina... On mnie później przepraszał...

-Przepraszał a później znowu to robił? – zapytałem zdenerwowany


Nie mogłem sobie wyobrazić jakim trzeba być skurwielem, żeby podnieść rękę na kobietę.

-Druga sprawa, Sabine nie możesz go tłumaczyć, dla mnie nie istnieje powód dla którego mężczyzna może podnieść rękę na kobietę.

-Ale ja...

-Co Ty? Co takiego mogłaś zrobić, że Cię skrzywdził? – spojrzałem jej w oczy lecz kobieta milczała – Co,  zabrakło mu alkoholu? Obiad był podany za późno? Zupa była za słona? – Sabine spuściła wzrok

-Wy z Emily pewnie jesteście idealnym małżeństwem – powiedziała a ja mimowolnie się zaśmiałem


Kobieta spojrzała na mnie zaskoczona

-Przepraszam, ale mnie rozbawiłaś. Rozwodzę się z Emily, ponieważ nigdy jej nie kochałem a ostatnio się dowiedziałem, że przez całe małżeństwo mnie zdradzała – wzruszyłem ramionami – Ale nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym ją uderzyć, nawet wtedy, gdy przyznała, że Adrien może nie być moim synem.

-Ja... Nie wiedziałam, przykro mi.

-A mi nie, pierwszy raz od lat, czuje sie w końcu wolny. Uważam, że Ty powinnaś zrobić to samo.

-Mam zostawić Toma? Nieee, ja go kocham nie mogłabym.

-W takim razie, on musi się zmienić. Nie możesz pozwolić żeby Cię krzywdził.. – złapałem ją za rękę – Marinette na to wszystko patrzy i cierpi razem z Tobą.

-Ale ja nie wiem co mam zrobić – kobieta się rozpłakała

-Ja Wam pomogę, tylko muszę wiedzieć, że chcesz zmienić Wasze życie.

Sabine skinęła głową na zgodę.

-Jak ja Ci się odwdzięczę? – zapytała smutno

-Wystarczy, że będziecie szczęśliwi – uśmiechnąłem się do niej

Kolejny rozdział 😍
Mam nadzieję, że się Wam spodoba❤

Czy z Nathalie będzie już wszystko dobrze?

I co z Marinette i Sabine?

Jak obstawiacie? 🤔❤





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro