Rozdział 17. Co jeszcze?
Patrzyłem na lekarza ale w pierwszej chwili jakby nie słyszałem ani słowa.
-Przepraszam, mogłby Pan powtórzyć? – zapytałem drżącym głosem
Lekarz uśmiechnął się lekko
-Niech się Pan uspokoi, z Panią Sancoeur jest już dobrze, jej stan jest stabilny, teraz śpi. Będzie można ją odwiedzić najwcześniej jutro – spojrzał na moje ubranie – A Pan powinien pojechać się przebrać.
-Dziękujemy – powiedział ojciec Nathalie
Nagle poczułem jakbym tracił grunt pod nogami, usiadłem na krześle, słyszałem jakieś stłumione głosy, jednak przez chwilę nie mogłem w żaden sposób zareagować. Czułem sie, jakbym nie miał władzy nad swoim ciałem.
-Gabriel, Gabriel, słyszysz mnie? – usłyszałem głos Camili
-Tak – odpowiedziałem słabym głosem
-Co się dzieje? – zapytał lekarz
-Nic, słabo mi się zrobiło. To z nerwów – powiedziałem wstając – Przepraszam, muszę zapalić.
-Nie powinien Pan- odezwał się lekarz.
-Jestem dorosły, wiem co mi wolno – powiedziałem do lekarza
-Może Pan mu przegada – usłyszałem jak lekarz mówi do Pana Sancoeur
-Porozmawiam z nim – odpowiedział mu mężczyzna a ja wywróciłem oczami odchodząc.
Wyszedłem na tył szpitala i zapaliłem. Gdy nikotyna zaczęła wypełniać moje płuca czułem, że się odrobinę uspokajam, jednak zaczęło mnie kłuć w sercu.
-Gabriel, uparciuchu – usłyszałem głos Caspra za sobą
-Bardzo Pana proszę... – zacząłem jednak mężczyzna mi przerwał
-Dziecko moje drogie, ja rozumiem nerwy, ale nie możesz się wykańczać.
-Po pierwsze, nie wykańczam się, po drugie do dziecka mi daleko.
-Dla mnie zawsze będziesz dzieckiem, pamiętam Cię jako takiego rezolutnego blondynka – uśmiechnął się – Wtedy jeszcze nie ukrywałeś wszystkiego w sobie – westchnął .
-Oj tam – wywróciłem oczami i ponownie się zaciągnął emocji ppapierosem
.
Mężczyzna stanął na przeciwko mnie i spojrzał mi w oczy.
-Rozumiem Cię, stres w pracy, rozwód, nie możesz wykrzyczeć światu, że w koncu jesteś zakochany choćbyś chciał, a to tego Tom. – zawahał się – Od zawsze uważałem, że źle Cię wychowywali. – zmieszał się – To znaczy, nie mówię, że jesteś złym człowiekiem, broń Boże, tylko moim zdaniem nie powinieneś wszystkiego dusić w sobie. To Cię zabija.
-Mówisz jak Camilla – westchnąłem
-W takim razie trzymaj się jej, bo to bardzo mądra kobieta. Swoją drogą widać, że Cię kocha – spojrzał mi w oczy – A Ty kochasz ją – uśmiechnął się
-Dlaczego nie mogę mieć tak normalnego ojca jak Ty? – zapytałem że smutkiem
-Pamiętaj, że dla mnie zawsze będziesz jak syn – uśmiechnął się – A teraz chodź do domu, musisz się umyć i przebrać.
-Ale Nath...
-Do Nathalie przyjedziemy jutro razem, teraz śpi.
-Pod warunkiem, że się u nas zatrzymasz – uśmiechnąłem się do mężczyzny.
Tak więc wszyscy, przyjechaliśmy do domu. Wziąłem długi prysznic, żeby zmyć z siebie resztki krwi. Żałowałem, że nie mogłem z głowy wymazać tego wspomnienia Nathalie wykrwawiającej się na moich rękach. Ten obraz będzie mnie dręczył do końca życia. Wyszedłem spod prysznica i owinąłem się ręcznikiem.
-To jest zbędne – usłyszałem głos Camilli
Odwróciłem się do niej z uśmiechem
-Tak myślisz? – zapytałem obejmując ją
-Jestem tego pewna – powiedziała i pocałowała mnie namiętnie
Przyciągnąłem ją do siebie nie przerywając pocałunku. Przylgnęła do mojego, jeszcze mokrego ciała. Na parę sekund na prawdę zapomniałem o tym co się działo ostatnimi dniami. Niestety Clark potrafił wyczuć moment i wszystko spieprzyć.
-Cam! -zawołał wchodząc do pokoju.
-Jestem w łazience, już wychodzę – odpowiedziała niechętnie – Dokończymy później – powiedziała i pocałowała mnie
Dziewczyna wyszła, a ja ubrałem się w czyste ubrania. Wyszedłem z łazienki, Clark patrzył na mnie takim wzrokiem, jakby chciał mnie zabić.
Bez słowa wyszedłem z sypialni za dom, żeby zapalić. Paliłem już trzeciego papierosa gdy Adrien do mnie przyszedł.
-Tato, co z Nathalie?
-Podobno wszystko okey, tak mówił lekarz.
-To dobrze, ale... – zawahał się – To prawda, że dziadek chciał... Chciał Cię zabić?
Jęknąłem w duchu ponieważ wolałem, żeby chłopak nie znał całej prawdy o postrzeleniu.
-Tak, to prawda – przyznałem niechętnie
Adrien spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i natychmiast mnie przytulił.
-Tato, nie chcę Cię stracić. – łkał wtulony we mnie
-Nie stracisz...
- A możesz mi to obiecać? – spojrzał mi w oczy – Nie możesz przecież, nie wiesz co będzie.
-Nie martw się, wszystko będzie dobrze, a ja się nigdzie nie wybieram.
-Ale....
-Nie ma żadnego ale, złego diabli nie biorą a ja się do piekła nie wybieram – powiedziałem z uśmiechem
-Proszę Cię, Tobie tato do piekła daleko – chłopak wywrócił oczami - A co że szkołą?
-Na razie zostaniesz w domu, dobrze? Załatwię jakiegoś nauczyciela
-Dobrze tato – powiedział kolejny raz mnie obejmując – A Marinette?
-Jeżeli chce i jej rodzice się zgodzą, może zostać.
-Na prawdę? Dziękuję tato. Porozmawiasz z jej rodzicami?
-Tak, zaraz to załatwię. – odpowiedziałem z uśmiechem
Chłopak wszedł do domu a ja znalazłem numer do Sabine Dupain-Chang.
-Słucham – kobieta odebrała praktycznie od razu.
-Dzień dobry, Gabriel Agreste z tej strony, ojciec Adriena.
-Dzień dobry, czy coś się stało? – zapytała zmartwiona
-Nie, absolutnie – skłamałem – Po prostu chwilowo Adrien będzie miał nauczanie indywidualne i poprosił mnie czy Marinette będzie mogła zostać u nas i uczyć się razem z nim.
-Z kim do cholery rozmawiasz? – usłyszałem w tle głos Toma, jej męża
-Tak, oczywiście, jeżeli to dla Pana żaden problem – kontynuowała uprzejmym tonem
-Absolutnie żaden, myślę, że im obojgu dobrze zrobi taka przerwa.
-Pewnie ma Pan rację. Muszę już kończyć, dziękuję jeszcze raz i do usłyszenia. – powiedziała niespokojnie i się rozłączyła.
Niepokoiło mnie jej zachowanie, ponieważ ewidentnie jej mąż ją musiał krzywdzić. Nawet nie zdążyłem się zastanowić co z tym zrobić, gdy dostałem sms’a.
Mógłby się Pan ze mną spotkać?
Wiadomość była od matki Marinette.
Oczywiście, kiedy Pani ma czas?
Odpisałem natychmiast. Na prawdę chciałem im jakoś pomóc.
Dzisiaj o 21? Wtedy będę mogła się wyrwać.
Zgodziłem się.
Poszedłem do kuchni i nalałem sobie szklankę whisky. Wypiłem duszkiem i od razu zaczęło mi się kręcić w głowie. Cholera, zmęczenie dawało się we znaki. Siedziałem tak w pustej kuchni, popijając whisky gdy ktoś nagle wszedł.
-Dzień dobry – powiedziała nieśmiało Sabine
-Witam – przywitałem się lekko zaskoczony – Już jest 21?
-Tak... Przeszkadzam? – zapytała patrząc na butelkę stojącą na stole
-Nie, nie, absolutnie – natychmiast schowałem trunek – Napije się Pani czegoś?
-Wody, dziękuję – powiedziała siadając.
Podałem kobiecie szklankę wody, sam zrobiłem sobie kawy.
-Kawa o tej porze? Chyba Pan później nie zaśnie.
-Kofeina na mnie nie działa już od dawna – zaśmiałem się – piję ją bo lubię ten smak. – wzruszyłem ramionami.
-Przepraszam, że pytam ale wszystko w porządku? Wygląda Pan na....
-Wykończonego? To by się zgadzało – dokończyłem za nią – Może przejdziemy na „Ty”? Gabriel – podałem dłoń kobiecie
-Sabine – odpowiedziała również podając mi rękę
Ująłem i pocałowałem jej dłoń.
-Dżentelmen – zaśmiała się rumieniąc
-To o czym chciałaś porozmawiać? – zapytałem po chwili ciszy. – Domyślam się, że chodzi o Twojego męża?
-Tak ja... To znaczy Tom on lubi...
-Wypić – dokończyłem za nią
-Skąd wiesz? – zapytała zaskoczona
-Marinette mi ostatnio trochę powiedziała gdy tutaj nocowała. – odpowiedziałem – Czy on Was bije? – spojrzałem kobiecie w oczy
-Nieee, skąd, w życiu nie tknął Marinette – odpowiedziała uśmiechając się nerwowo
-A Ciebie?
-Ja... Ja... Wiesz, zdenerwowałam go parę razy, ale to była moja wina... On mnie później przepraszał...
-Przepraszał a później znowu to robił? – zapytałem zdenerwowany
Nie mogłem sobie wyobrazić jakim trzeba być skurwielem, żeby podnieść rękę na kobietę.
-Druga sprawa, Sabine nie możesz go tłumaczyć, dla mnie nie istnieje powód dla którego mężczyzna może podnieść rękę na kobietę.
-Ale ja...
-Co Ty? Co takiego mogłaś zrobić, że Cię skrzywdził? – spojrzałem jej w oczy lecz kobieta milczała – Co, zabrakło mu alkoholu? Obiad był podany za późno? Zupa była za słona? – Sabine spuściła wzrok
-Wy z Emily pewnie jesteście idealnym małżeństwem – powiedziała a ja mimowolnie się zaśmiałem
Kobieta spojrzała na mnie zaskoczona
-Przepraszam, ale mnie rozbawiłaś. Rozwodzę się z Emily, ponieważ nigdy jej nie kochałem a ostatnio się dowiedziałem, że przez całe małżeństwo mnie zdradzała – wzruszyłem ramionami – Ale nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym ją uderzyć, nawet wtedy, gdy przyznała, że Adrien może nie być moim synem.
-Ja... Nie wiedziałam, przykro mi.
-A mi nie, pierwszy raz od lat, czuje sie w końcu wolny. Uważam, że Ty powinnaś zrobić to samo.
-Mam zostawić Toma? Nieee, ja go kocham nie mogłabym.
-W takim razie, on musi się zmienić. Nie możesz pozwolić żeby Cię krzywdził.. – złapałem ją za rękę – Marinette na to wszystko patrzy i cierpi razem z Tobą.
-Ale ja nie wiem co mam zrobić – kobieta się rozpłakała
-Ja Wam pomogę, tylko muszę wiedzieć, że chcesz zmienić Wasze życie.
Sabine skinęła głową na zgodę.
-Jak ja Ci się odwdzięczę? – zapytała smutno
-Wystarczy, że będziecie szczęśliwi – uśmiechnąłem się do niej
Kolejny rozdział 😍
Mam nadzieję, że się Wam spodoba❤
Czy z Nathalie będzie już wszystko dobrze?
I co z Marinette i Sabine?
Jak obstawiacie? 🤔❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro