Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12. Co zrobic, żeby sobie przypomniała?

Gdy Couffaine wyszedł, zapukałem delikatnie do drzwi.
-Powiedziałam Ci, że nie chce Cię widzieć! – krzyknęła otwierając drzwi

Spojrzała na mnie zmieszana.
-Ojejku, przepraszam... – powiedziała patrząc na mnie -Myślałam, że to...
-Luka, tak minąłem się z nim. Wszystko okey? – zapytałem
-Tak, jasne, przepraszam za kłopot. – powiedziała zmieszana
-To nie Ty powinnaś przepraszać, tylko on Ciebie – wyrwało mi się -To znaczy wybacz, nie powinienem się wtrącać.
-Nic się nie stało – powiedziała z lekkim uśmiechem – Jak to jest, że chwilami jest Pan taki zimny i oschły a później... później jest Pan taki jak teraz?
-Ja.. Lepiej już pójdę. Jakbyś czegoś potrzebowała to wiesz gdzie mnie szukać. – powiedziałem i poszedłem do siebie


Miałem dobrą okazję, żeby wyznać jej prawdę, jednak miałem obawy jak dziewczyna na to zareaguje. Wszystko w swoim czasie.


Następnego ranka obudziłem się z bólem głowy i kręgosłupa. No tak, zasnąłem w ubraniach i to na fotelu. Westchnąłem i poszedłem wziąć prysznic i się ogarnąć.


Zszedłem do kuchni w której już siedział Clark, siedział przy kawie. Siedział to złe słowo, bardziej drzemał z głową na blacie.
-Żyjesz? – zapytałem na co mężczyzna gwałtownie podniósł głowę i rozejrzał się zdezorientowany
-Ja pierdole, moja głowa – westchnął i spojrzał na mnie – Jak ty to kurwa robisz? Jesteś jakimś jebanym robotem?
-Nie rozumiem – powiedziałem zaskoczony i nalałem sobie kawę
-Wyglądasz jakbyś był wyspany i wypoczęty – mówił patrząc na mnie – Na pewno nie jesteś robotem?
-Tak, na pewno – zaśmiałem się – To tylko pozory.
-Naucz mnie – jęknął – Bo ja będę dzisiaj zdychał
-Nie martw się, ja też. – powiedziałem


Wtedy do kuchni weszła Camilla.
-Dzień dobry – powiedziała z lekkim uśmiechem
-Dzień dobry, - odpowiedziałem jej
Dziewczyna spojrzała na Clarka i wywróciła oczami
-Widzę ktoś wczoraj poszalał – zwróciła sie do Shepparda
-Nie byłem sam. To wszystko Jego wina – wskazał palcem na mnie
-Moja? To nie ja przyszedłem do Ciebie z whisky – wzruszyłem ramionami
-No niby nie, ale chyba mam za słabą głowę na picie z Tobą – westchnął i zwrócił się do Camilli – A Ty uważaj na niego, to jakiś pieprzony robot tylko dobrze się ukrywa. – mówił z powagą


Zaśmiałem się
-Ty się lepiej idź połóż bo dzisiaj żadnego pożytku z Ciebie nie będzie. – powiedziałem z uśmiechem i poklepała go po plecach – Ja idę popracować.
-Miłego dnia – powiedziała Camilla z uśmiechem a mi zrobiło się cieplej na sercu.
-Dziękuję, Tobie również – odpowiedziałem z uśmiechem i poszedłem do gabinetu.


Pracowaliśmy z Nathalie w milczeniu. Popołudniu przyszła Marinette. Przyznam szczerze, że całkiem mi z głowy wypadły jej praktyki.
-Gabriel, mogłabym dzisiaj wyjść wcześniej? – zapytała Nathalie gdy pojawiła się Marinette
-Oczywiście – odpowiedziałem nawet nie racząc jej spojrzeniem
-Dziękuję, jutro zostanę dłużej...
-Nie ma takiej potrzeby.


Kobieta przez chwilę się za wahała jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, jednak zrezygnowała i wyszła bez słowa.
-Panie Agreste... – zaczęła nieśmiało dziewczyna
-Słucham – powiedziałem chłodno
-Przykro mi z powodu Camilli...
-Wyjaśnijmy coś sobie, jesteśmy teraz w pracy i zajmujemy się pracą a nie pierdołami.
-Rozumiem, oczywiście. – powiedziała i spojrzała mi w oczy – Jednak nie uważam, że Pana smutek to, jak to Pan ujął, pierdoła. Wie Pan, że to się również odbija na Adrienie?


Patrzyłem na dziewczynę zaskoczony.
-On Panu tego nie powie, ale bardzo to wszystko przeżywa, bo chce żeby Pan był szczęśliwy. Wiem, że nie powinnam się wtrącać, jednak... – zawahała się – Jednak może w przyszłości będziemy rodziną, a rodzinę się wspiera – dokończyła nieśmiało
-Ja...dziekuje, porozmawiam z Adrienem.. – byłem na prawdę zmieszany szczerością dziewczyny. – A teraz wracaj do pracy.
-Oczywiście Panie Agreste – powiedziała i wróciła do swoich zajęć


Około godziny 16 Adrien zapukał do gabinetu.
-Hej tato, długo Wam jeszcze zejdzie? Chciałbym porwać Mari- zapytał z nieśmiałym uśmiechem
-Właściwie to Marinette już skończyła, więc możecie lecieć – powiedziałem starając się uśmiechnąć
-Ale... – zaczęła dziewczyna jednak chłopak zdał się tego nie słyszeć
-Dzięki tato – chłopak mnie objął i wziął dziewczynę za rękę.


Gdy wyszli ja wróciłem do pracy. Nie wiem ile czasu upłynęło gdy ponownie usłyszałem pukanie do drzwi.
-Proszę! – powiedziałem nie odrywając wzroku od laptopa
-Mogę? – zapytał nieśmiało Clark
-Tak, jasne, wejdź.
-Stary, ja Cię serio podziwiam, ja cały dzień przespałem a Ty ciągle pracujesz. – powiedział siadając naprzeciwko mnie
-Ty wolisz się przespać , ja rzucam się w wir pracy – powiedziałem ze smutnym uśmiechem – Stało sie coś?
-Właściwie to tak  chodzi o Camille – zaczął


Zamknąłem laptopa i spojrzałem na mężczyznę.
-To znaczy? – zapytałem
-Jest taka... Przygnębiona, ciągle zamyślona – westchnął – Boje sie, że ten koszmar znowu się zaczyna. Dręczy ją to, że nie potrafi sobie wszystkiego przypomnieć, uważa że, jest coś ważnego czego nie pamięta – spojrzał mi w oczy – Uważam,  że chodzi o Ciebie.
-Dobrze, ale powiedz mi co ja mam z tym zrobić? Nie potrafię przywrócić jej pamięci choćbym nie wiem jak bardzo tego chciał.
-Ale próbowałeś? Pod pytać ją? Albo...
-Albo co?
-Jezu nie wiem, może jakbyś ją pocałował to by sobie przypomniała? – wzruszył ramionami
-A nie pomyślałeś, że nie dość, że by sobie nic nie przypomniała, to jeszcze by się całkiem zraziła do mnie? Ona myśli, że jest z Luką, mnie praktycznie wcale nie zna i nagle obcy dla niej człowiek ją całuje? – mówiłem podniesionym tonem jednak nie mogłem już zapanować nad moimi emocjami.
-Dobra.. Wybacz... Tak tylko myślałem... – speszył się mężczyzna
-Wiem... Wiem.. Niepotrzebnie się uniosłem – powiedziałem
-Nie, to moja wina, zwalam wszystko na Ciebie... Ale jestem bezsilny i nie wiem co robić.


Wstałem od biurka i przyniosłem dwie szklanki oraz butelkę whisky. Clark spojrzał na mnie
-Chyba żartujesz, ja po wczoraj nie doszedłem do siebie.
-Nie wiesz, że klina się leczy klinem? Po drugie, dzisiaj tak na spokojnie – powiedziałem a mężczyzna uśmiechnął się
-No dobra, niech Ci będzie – powiedział


Pare kolejek później Clark poszedł się położyć a ja znowu zostałem sam. Około godziny 23 usłyszałem podniesione głosy ma korytarzu.
-Wiesz co?! Jesteś beznadziejna, wszystko potrafisz spierdolić! – krzyknął Luka
-Ja?! Co ja Ci takiego zrobiłam?! Nienawidzisz mnie odkąd wyszłam ze szpitala! – odpowiedziała mu Camilla


Wyszedłem na korytarz
-Co tu się do cholery dzieje? – zapytałem ostro
-To Twoja wina- powiedział Luka podchodząc do mnie – Po co się wtedy wtrącałeś, co? Żona Ci nie wystarczała?! – krzyknął do mnie
-Posłuchaj mnie smarkaczu – zacząłem spokojnym ale chłodnym tonem jednak chłopak mi przerwał
-Nie będę Cię słuchać bo to wszystko Twoja wina!
-O czym Ty mówisz? – zapytała zdezorientowana Camilla – Czego on jest winien, przecież ja go prawie nie znam!
-Dobrze Ci radzę, żebyś się uspokoił, w innym wypadku... – zacząłem
-W innym wypadku co? – zaśmiał mi się w twarz


Nie wytrzymałem i przywaliłem mu w twarz. Chłopak upadł na ziemię trzymając się za nos, między palcami zaczęła śpiewać mu krew. Podniosłem go i przyparłem do ściany.
-Jeszcze raz się tutaj pokażesz a przysięgam, nie ręczę za siebie! – wycedziłem przez zęby
-Wiesz co, weź sobie tą szmatę – powiedział patrząc mi w oczy
Mały skurwiel podniósł mi ciśnienie i przyłożyłem mu drugi raz.

I kolejny

I kolejny

Tak oto się kończy kolejny rozdział ❤
Staram się, żeby czytanie się Wam nie nudziło i mam nadzieję, że mi się do udaje🙈

Niedługo będzie mała bomba🤫🙈

Do kolejnego moje małe akumy 🤣❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro