Rozdział 11
-Nie...
-Max... nic się nie stało... dobrze się czuję, nic mi nie jest...-powiedziałam.
-Wiesz doskonale co zrobiłem... ty tego nie chciałaś...
-Powiesz chłopakom...-powiedziałam siadając na łóżku i patrząc na Maxa który załamany chodził tam i z powrotem.
-I co powiem... że cie przeleciałem i zostawiłem?!-to zabolało.
Pobiegłam do łazienki. A Max oczywiście za mną.
-Stars nie chciałem tak powiedzieć...-powiedział a ja głośniej zapłakałam.-Kocham cie i wiesz że nie skrzywdziłbym cię... Stars...
Otworzyłam drzwi a Max wtedy wziął mnie na ręce i przytulił mocno do siebie, zapłakał i jeszcze mocniej przytulił.
-Mogę sie ubrać?-spytałam a wtedy mnie puścił.
-A tak jasne...-wzięłam czarne spodnie i bluzę.
-Zaraz wyjdę...-weszłam do łazienki.
Przejrzałam całą szafke swoich kosmetyków i się wkurzyłam przy czym krzyknęłam kilkoma przekleństwami.
-Otwórz mi drzwi...-otworzyłam mu drzwi a wtem wręczył mi opakowanie podpasek.
-Skąd ty...-położyłam je na widoku a nawet ich nie wzięłam... kretykna ze mnie...-Dziekuje misiaczku-zamknęłam z powrotem drzwi od łazienki.
Ogarnęłam się i wyszłam.
Na sobie miała czarne spodnie, czarne skarpetki i bluze z wilkiem, szarym wilkiem z czerwonymi oczami i czerwonymi sznurkami od kaptura.
-Mrr...-zamruczał Max kiedy mnie zobaczył-To w końcu co?-Spytał a ja zdębiałam.
-Jak to co? Jesteś moim Alfą a ja twoją....
-...Luną...-pocałował mnie namietnie i wziął na ręcę.
-Nie licz na to wiecej...-mruknęłam a chłopak sie odtrząsnął.
-Ale na co? Na kolejnego buziaka?-spytał i mnie znów pocałował ale mnie namiętniej.
~Stars...-Blake wszedł do pokoju spogladając na mnie-Chciałem cie przeprosić...-powiedział.
Jego wyraz twarzy był taki smutny. Od ostatnich wydarzeń minęło kilka tygodni, więc miałam prawo zapomnieć o tymi i owym.
-Wiem że to nie zmieni nic w twoim życiu ale w moim zmieni... kocham cię...-jego słowa były wręcz głupie.
Kilka razy było takich przypadków że mnie pocałował, ale to stare dzieje.
-Blake... wyjdz stad... wyjdz...-wkurzyłam się ale on dalej stal-WYJDZ!-warknelam na niego a wtedy dopiero sie ruszyl.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro