Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11. Powrót ze szpitala


Clark mnie poinformował, że Camillą wychodzi w poniedziałek rano, więc całą niedzielę, spędziłem sam, ponieważ Adrien wyszedł, ze znajomymi. Chyba musiałem przyznać, że jestem pracoholikiem, ponieważ ta bezczynność mnie wykańczała.


Na szczęście w poniedziałek rano Nathalie wróciła wraz z kluczem do mojego gabinetu.
-Żeby mi się to więcej nie powtórzyło – Powiedziałem stanowczo
-Proszę Cię, wolny weekend to coś normalnego.
-Nie dla mnie, cholera mnie brała. A teraz bierzmy się do pracy. – westchnąłem


To było to, czego było mi trzeba. Rzuciłem się w wir pracy. Około godziny 10 przyjechali Clark i Camilla.
-Zaraz wracam – powiedziałem do kobiety i poszedłem przywitać Sheppardów


Na całe szczęście Luki z nimi nie było.
-Dzień dobry Panie Agreste – przywitała się dziewczyna i uśmiechnęła się do mnie
-Mów mi Gabriel – odwzajemniłem uśmiech – Wejdźcie do środka


Za prowadziłem ich do pokoi, najpierw Clarka, później Camille. Gdy zostałem sam z dziewczyną serce waliło mi jak szalone.
-Czuj się jak u siebie – powiedziałem otwierając jej drzwi do pokoju
-Dziękuję – powiedziała wchodząc do środka
-Jakbyś czegoś potrzebowała, daj znać.
-Taa, najlepiej by było jakby mi pamięć całkiem wróciła – westchnęła – Mam wrażenie, jakbym zapomniała o czymś bardzo ważnym. – usiadła zrezygnowana na łóżku
-Spokojnie, wszystko wróci do normy – uśmiechnąłem się
-Wiesz co, zawsze myślałam, że jesteś oschłym i zimnym człowiekiem, przynajmniej tak wyglądałeś. – spojrzała na mnie – A tymczasem jesteś miły.
-Nie dla każdego – zaśmiałem się – Teraz spróbuj odpocząć – powiedziałem i wyszedłem


Zająłem się pracą i ignorowałem pytających wzrok Nathalie.
-Jesteś wolna – powiedziałem do kobiety po godzinie 15
-Ciągle jesteś zły? – zapytała
-Nie, nie jestem po prostu...
-Znowu jesteś sobą, zimnym i oschłym pracodawcą, rozumiem – wtrąciła i spojrzała mi w oczy – Zdecydowanie bardziej wolałam Cię w poprzedniej wersji – powiedziała i wyszła


Westchnąłem zrezygnowany i wróciłem do pracy. Stwierdziłem, że jeżeli rzucę się w wir pracy to przestane o wszystkim myśleć.


Tak wiem, to u mnie norma, co zrobić, taki charakter.


Pracowałem nad kolejnym projektem, nawet nie zauważyłem, jak ktoś wszedł.
-Hej, mogę? – usłyszałem słaby głos Camilli
-Tak, jasne – powiedziałem chłodno
-Piękna suknia – spojrzała na projekt
-Dziękuję, to miał być projekt dla Ciebie. – nie odzywałem wzroku od pulpitu na którym pracowałem.
-Myślisz, że by mi pasowała? – zapytała z tym swoim figlarnym uśmiechem
-Oczywiście – powiedziałem pewnym siebie tonem
-Zawsze jesteś taki... – zawahała się – oschły?
-Zazwyczaj.
-Jest ktoś kto by mógł stopić lód w Twoim sercu? – spojrzała mi w oczy


Tak, Ty – pomyślałem ale oczywiście tego nie powiedziałem
-Jeszcze się taka nie znalazła. – wzruszyłem ramionami
-A Twoja żona?


Mimowolnie się zaśmiałem
-Długa historia i szkoda na nią czasu.
-Kochanie – Luka wszedł do gabinetu i podszedł do dziewczyny
-Kultury Cię nie nauczono? Puka się. – warknąłem na chłopaka
-Przepraszam za niego – wtrąciła się dziewczyna
-Nie przesadzaj – Luka wywrócił oczami
-Już Ci kiedyś wspominałem smarkaczu, że nie jesteśmy na Ty. A teraz wyjdź z mojego gabinetu. – spojrzałem chłopakowi i oczy


Uśmiechnął się bezczelnie
-Oczywiście Panie Agreste – powiedział nie przestając się uśmiechać


Wziął dziewczynę za rękę i bez słowa wyszli. Wkurwiał mnie też mały gnój coraz bardziej. Jeszcze jedna taka akcja a zabronie mu tu przychodzić. Co on sobie myślał do cholery?!


Wyszedłem zapalić do ogrodu, jednak nawet nikotyna nie była w stanie ukoić moich nerwów.
-Coś się stało? – zapytał Clark podchodząc do mnie
-Nie, wszystko jest w porządku dlaczego pytasz? – starałem sie zabrzmieć naturalnie
-Ahaa, jasne, a ja słyszę jak Ci te tłoki w głowie pracują – zaśmiał się i podał mi szklankę whisky
-Dzięki ale ja jeszcze wracam do pracy.
-Nie, nie wracasz – spojrzał na mnie z powagą – Muszę poznać przyszłego zięcia.


Teraz to ja na niego spojrzałem i oboje wybuchnęliśmy śmiechem
-Daj spokój, teraz jest z Luką – westchnąłem i wziąłem od niego szklankę
-Wcześniej też była i jakoś Ci to nie przeszkadzało – zaśmiał się – Poza tym ona nie jest z nim szczęśliwa. Boje sie, że znowu depresja wróci i sobie coś zrobi – westchnął
Nie wiedziałem co powiedzieć. Byłem pewien, że przy mnie byłaby bezpieczna, jednak teraz mnie nie pamiętała, a ja bałem się, że gdybym jej teraz wyznał prawdę, to bym ją wystraszył. Wypiłem całą szklankę duszkiem i zaciągnąłem się papierosem.


-To jak to było z Tobą i Emily? Znudziła Ci się? – zapytał wprost
-Szczerze nigdy jej nie kochałem. Wziałem z nią ślub bo tak wypadało. Niedawno się dowiedziałem, że od osiemnastu lat przyprawia mi rogi z moim ojcem – wzruszyłem ramionami
-Żartujesz?! – zapytał zaskoczony
-Niestety nie. Generalnie, to by mnie obeszło, tak jak mowiłam nic do niej nie czułem, ale gdy się okazało, że Adrien mógł nie być moim synem... Byłem wściekły.
-Wcale Ci się nie dziwię, sam bym chyba oszalał na Twoim miejscu.
-Na szczęście zrobiłem badania dna i wyszło, że to mój syn. Koniec historii – westchnąłem
-Niezły dramat by można było napisać. – zaśmiał się mężczyzna
-Komedio-dramat – dodałem również z uśmiechem – A Ty ciągle jesteś sam? Od śmieci matki Camili minęło sporo czasu.
-Tak, dokładnie 10 lat, jednak jakoś żadna kobieta nie wydaje mi się godna by ją zastąpić – wzruszył ramionami i dolał nam trunku do szklanek
-Musiałeś ją bardzo kochać.
-Taaa, cholernie mi jej brakuje, ale co zrobię. Zostało mi jedynie pilnować żeby nie stracić Camilli. – spojrzał na mnie – Mam nadzieję, że mi w tym pomożesz.
-Możesz na mnie liczyć – powiedziałem z uśmiechem 


Siedzieliśmy tak jeszcze kilka godzin pijąc i rozmawiając. Nie spodziewałem się tego, że tak dobrze się dogadamy.
Później chwiejnym krokiem ruszyłem w kierunku kuchni.
Ile wypiłem? Która była godzina? Nie byłem pewien. Nalałem sobie kawy, żeby się chociaż trochę otrzeźwić.  Wypiłem parę łyków i stwierdziłem, że pójdę się położyć. W drodze do sypialni usłyszałem podniesione głosy.
-Nie rozumiem o co Ci chodzi – powiedziała Camilla
-O to, że się ślinisz do tego starucha – krzyknął Luka – Na prawdę musisz lecieć na każdego?!
-Słucham?! Za kogo Ty mnie masz?!
-Ja tylko mówię co myślę.
-Jesteś beznadziejny! Wyjdź stąd!
-Ej no weź..nie przesadzaj – powiedział Luka spokojnie
-Wyjdź w tej chwili albo nie ręczę za siebie!


Odsunąłem się na tyle, żeby chłopak mnie nie zauważył gdy wychodził z sypialni dziewczyny.

Kochani, kolejny rozdział wjeżdża, mam nadzieję, że się spodoba ❤

Dalej będzie tylko ciekawiej 😍😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro