Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 41: Dżin (1/3)

Parę tygodni później, dom Dantego, Wenecja, Włochy

Den siedział sobie leniwie na balkonie i wystawiał twarz do słońca. Nie była to oczywiście jeszcze pełnia lata, ale klimat Włoch to klimat Włoch, i tak było ciepło. Chłopak rozkoszował się przerwą wiosenną i tym, że mogli sobie z drużyną odpocząć od szkoły. Sophie i Lok nie mogli, bo we włoskim roku szkolnym nie przewidziano przerwy wiosennej. Ale za to mieli trzy miesiące wakacji.

— Frajerzy... — mruknął ze złośliwą satysfakcją.

Tymczasem jego brat przycupnął w kuchni i skubał jakieś owoce. Przez to, że spędził tyle czasu z Zhalią w Spirali, przejął niektóre jej nawyki i bardzo lubił wiedzieć o wszystkim, co się dzieje na około, nie koniecznie sam biorąc udział.

Więc ze swojego bezpiecznego miejsca przy kuchennym stole obserwował salon. Lok na zmianę z Winnie grali w coś na gameboyu, starając się przebić jedno drugie. Sophie zatopiła się w jakiejś książce, nic nowego. Bardziej interesowali Harrisona Zhalia, Dante i Lena. Ci pierwsi dlatego, że nachylili się do siebie i bardzo cicho rozmawiali. Kolejny nawyk przejęty po siostrze, jeśli nie mógł podsłuchać rozmowy, stawała się znacznie bardziej interesująca. A Lena po prostu bardzo ładnie wyglądała w tym świetle. Przynajmniej według niego.

Rozległ się natarczywy dźwięk przychodzącego połączenia. Na ekranie pojawiła się twarz Metza.

Dante oderwał się od rozmowy i odebrał.

— Cześć, Metz, masz coś dla nas? — zapytał lekko.

Od czasu, gdy misja ratunkowa się powiodła, miał jakiś dobry humor. Z obserwacji Harrisona wynikało też, że częściej rozmawia z Zhalią przyciszonym głosem. Nie wiedział o co chodzi, ale się domyślał. Kaliakra była żywa w jego pamięci i tylko czekał, aż mentorzy powiedzą im o tym, co prawdopodobnie tam zaszło.

— Witajcie, Łowcy! — przywitał się lider Fundacji wesoło, jak to on. — Mam coś, rzekłbym, bardzo interesującego. Znacie z pewnością niejedną historię o dżinie, prawda? Otóż w pewnym terenie w Pakistanie jest od bardzo dawna przekazywana jedna, która zdawała się po prostu kolejną bajką, ale ostatnio nasz zespół badawczy odkrył, że może mieć w sobie więcej prawdy, niż przypuszczaliśmy. Niestety, zaczęli się też tym interesować Wspaniali. Chcę, żebyście udali się tam i pomogli pakistańskiej jednostce w dojściu do sedna. Szczegóły już przesyłam na wasz Holotom.

Nim zdążyli podziękować, rozłączył się. Dante wyciągnął urządzenie i zaczął przeglądać kartę misji. Mruczał coś do siebie o lokalizacji, czytał wyniki badań pakistańskiego zespołu, w końcu zamyślił się na chwilę. Potem powiedział:

— To rzeczywiście bardzo ciekawe. Byli nawet tak mili, że dołączyli nam samą tę historię. Zaczynam załatwiać transport, wstępnie macie dwie godziny na ogarnięcie się.

Młodzież wyraziła aprobatę i rozbiegła się po domu, żeby zacząć się szykować.

— Ej, chwila, a gdzie jest ten ciołek? — zauważyła Winnie.

Dante spojrzał na nią pytająco.

— Ostatnio, Winston, mój brat plątał się gdzieś po balkonach — odparł Harrison.

— Haha, mącioł, teraz nie wie, co się dzieje. Powiem mu — uznała dziewczynka.

— Boże, jak ja uwielbiam te dzieciaki... — mruknęła Zhalia ledwo słyszalnie.

Vale usłyszał to jednak. Nic dziwnego, wszak miała twarz praktycznie przy jego uchu. Uśmiechnął się.

— Nie da się ukryć, życie z nimi to jedna z najciekawszych rzeczy, jakie spotkały mnie w życiu. Licząc nawet z dwoma razami, kiedy ratowaliśmy świat.

Moon spojrzała w Holotom. Jej narzeczony był na etapie kupowania biletów lotniczych.

— Ej, czekaj chwilę, chyba sobie nie wyobrażasz, że ja tu zostaję. — Oskarżycielsko wskazała liczbę biletów.

Popatrzył na nią z dziwnym wyrazem twarzy. Martwił się.

— O nie, nie, nie, nie wymyślaj. Przecież dobrze wiesz, że już jest ok — kontynuowała.

— Jakby było, to bym się nie przejmował... — powiedział bardzo cicho.

Zamilkła. Miał rację. Jedna z jej ran nie chciała się do końca zagoić. Paprała się, jątrzyła, przez pewien czas nie chciała się nawet zrosnąć. Ale nie była wcale taka duża!

— Dante, przecież nie jedziemy tam się z nikim napieprzać, tak? To misja bardziej badawcza. Jaka jest szansa, że nagle znikąd wyskoczy Ruda albo Christianna? Przecież oni nawet nie muszą wiedzieć, że się tam wybieramy. — Stanęła przed nim.

Odwrócił głowę. Nie patrzył na nią. Zhalia nachyliła się i złapała jego twarz w dłonie, przekręcając w swoją stronę.

— Dante, przecież nic mi się nie stanie — powiedziała cicho.

Odwrócił nieco twarz i pocałował wnętrze dłoni kobiety.

— Misje badawcze też mogą być niebezpieczne. Nie wiemy, co tam czyha.

— Dante, proszę cię. Przecież wiesz, że i tak nie zmusisz mnie do zostania tutaj.

Odstawił Holotom na kanapę i przyciągnął Zhalię do siebie, najdelikatniej, jak potrafił, żeby nie podrażnić nie zagojonego miejsca.

— Wiem.

***

Winnie wbiegła po schodach na piętro i zaczęła się rozglądać za Denem. Po chwili zauważyła buta wystającego zza framugi otwartych drzwi balkonowych. To nie mógł być nikt inny.

— Deeen! — wydarła się.

Wyłonił się z balkonu i spojrzał na nią z lekką złością.

— Czego chcesz, małpo? — zapytał.

— Frajer jesteś. — Wydęła usta, złączyła dłonie za plecami i zakołysała się na piętach.

— Bo?

— Bo nic nie wiesz.

— Winona, cholera jasna, Koning, do czego zamierzasz? — zirytował się.

— Misja jest, ciołku. Pakistan. Badawcza. Wstępnie dwie godzinki na spakowanie. Baw się. — Po tych słowach uciekła schodami w dół.

— Diabli by wzięli tę dziewuchę — mruknął sam do siebie.

***
Kilka godzin później, okolice Lahaur, Pakistan

Ich przewodnik, młody Pakistańczyk imieniem Bilal, podjechał pod lotnisko skrzyżowaniem terenówki z ciężarówką. Dwie osoby zaprosił do siebie do szoferki, reszta miała wspiąć się na pakę.

— Jak robimy? — zapytała Zhalia.

— Ufasz, że się nie pozabijamy tu z tyłu? — odpowiedział pytaniem Harrison.

— Taką miałam nadzieję, ale jak coś, to mogę jechać z wami i kogoś innego się oddeleguje do środka. — Wzruszyła ramionami.

— Nie martw się, Zhalio, z Cheritem ich przypilnujemy — zaproponowała Sophie. — Przecież ja się nie powinnam wdać w żadną bójkę.

— Dobra, trzymam cię za słowo. Ładujcie się.

Sama wsunęła się na miejsce przy drzwiach. Dante siedział między nią, a przewodnikiem, ale szybko okazało się, że lepiej będzie, jeśli się zamienią. Bilal nie mówił jakoś perfekcyjnie po angielsku, Zhalia mimo wszystko radziła sobie lepiej w takich sytuacjach.

Porozmawiali chwilę, ustalili parę rzeczy, a potem droga zaczęła się robić coraz bardziej piaszczysta i chłopak musiał skupić się na drodze. Zhalia wyciągnęła więc Holotom i wyświetliła sobie baśń, nad którą mieli pracować. Teoretycznie czytali to już wszyscy w samolocie, ale w pośpiechu, wolała więc to zrobić jeszcze raz, na spokojnie.

Dante spojrzał jej przez ramię. Też czytał.

O rybaku, pięknej dziewczynie i dżinie

Lata temu żył pewien biedny rybak. Był to człowiek prosty i uczciwy, który pracował uczciwie, codziennie pokornie wyruszając na połów. Pracował ciężko i wytrwale i choć nie był najbardziej urodziwym młodzieńcem w wiosce, wszystkie dziewczęta poważały go, a ich rodzice mówili im "To będzie dobry mąż. Oddany i pracowity.". 

W tej samej wiosce żyła też piękna i dobra dziewczyna, córka bogatego hodowcy wielbłądów. Wszyscy mężczyźni uwielbiali ją i chcieli pojąć ją za żonę. Miała ona już jednak swojego ukochanego, biednego pasterza, którego szczerze nienawidził jej ojciec.

Rodzice dziewczyny uważali pasterza za lekkoducha, który nie okaże się dobrym mężem dla ich córki i szybko roztrwoni jej posag. Pewnej nocy więc, gdy nieświadoma niczego dziewczyna już spała, postanowili oni raz na zawsze oddzielić ją od ukochanego. Aż do świtu zastanawiali się, jak to zrobić.

Nad ranem na ojca spłynęło olśnienie.

— Wiem, co należy zrobić — rzekł. — Pójdźmy w te pędy do uczciwego rybaka, nim wypłynie na połów i zapytajmy go, czy nie zechciałby wziąć naszej córki za żonę. W ten sposób, na zawsze oddzielimy ją od nierozważnego pastucha. Rybak nie jest może bogaty, ale za to porządny i oszczędny. Z nim nasza córka będzie bezpieczna.

Gdy więc tylko wzeszło słońce pobiegli oni do chaty rybaka. Zastali go na progu, jak szykował swoje sieci, by wypłynąć.

— Rybaku! Rybaku! — zawołał go ojciec pięknej dziewczyny. —  Rybaku, czy nie zechciałbyś pojąć naszej córki za żonę?

Rybak nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Jak wiele mężczyzn w wiosce, był oczarowany urokiem córki hodowcy wielbłądów. Jednak on kochał ją szczerze i chciał dla niej wszelkiego dobrego, wiedział zaś, że niczym jest jego chata w porównaniu do pięknego domu hodowcy wielbłądów. Udręką jest znojne życie żony rybaka, w porównaniu do słodkiego żywota córki bogacza.

— Czyż na pewno to za mnie chcesz wydać swoją córkę, panie? — zapytał.

— Tak, mój rybaku. Jesteś uczciwym i dobrym człowiekiem, z tobą moja córka będzie bezpieczna.

— A czy ona by tego chciała, panie?

Tu hodowca zląkł się nieco, skłamał jednak.

— Tak, rybaku, ona też by tego chciała.

— W takim razie, mój panie, chętnie poślubię pana córkę, choćby i dziś wieczorem.

Hodowca wielbłądów i jego żona ucieszyli się ogromnie, a następnie udali się z powrotem do domu, by powiedzieć córce, że tego dnia po zachodzie słońca odbędzie się jej ślub z rybakiem. 

Gdy dziewczyna usłyszała nowinę upadła w rozpaczy na podłogę. Nie podnosiła się, cały czas płakała, dostała okropnej gorączki. Rodzice jednak uparli się i postanowili dopełnić swojego planu.

Wieczorem rybak udał się do domu swojej narzeczonej i dowiedział się o jej chorobie. Nikt jednak nie powiedział mu, że dziewczyna choruje z rozpaczy. Młodzieniec uląkł się, że straci swoją ukochaną. Postanowił zrobić  wszystko, by ją uratować.

Starzy ludzie w okolicy powiadali, że w grocie na pustyni mieszka dżin, który spełnia trzy życzenia. Młodzieniec wziął ukochaną i pobiegł tam co tchu.

Odnalazł grotę i bardzo, bardzo długo szedł w ciemnościach wgłąb, nie stracił jednak wiary. Po długim czasie doszedł do szerokiej, jasno oświetlonej sali. 

— Dżinie, dżinie, jeśli mnie słyszysz, przemów do mnie! Nie mam nic do zaoferowania, ale błagam, ulituj się nade mną! Dziewczyna, którą kocham, zachorowała. Jestem tylko biednym rybakiem, ale oddam ci wszystko, czego zapragniesz, jeśli mi pomożesz! — zawołał rozpaczliwie.

Wtedy ze ścian groty ozwał się głos:

— Słucham cię, młodzieńcze! Twoja miłość godna jest podziwu, mów więc, czego sobie życzysz? Spełnię twoje trzy życzenia!

— Dżinie, proszę cię, życzę sobie, uratuj ją, uratuj moją narzeczoną! — rzekł bez namysłu rybak.

— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem! — odparł dżin.

I oto dziewczyna zaczęła się budzić, a jej gorączka ustępować.

— Dziękuję ci, dżinie! — zawołał rybak.

Wiedział, że zostały mu jeszcze dwa życzenia. Zastanowił się chwilę, o co chciałby prosić i pomyślał, że jeśli dżin przypieczętuje jego małżeństwo, będzie ono nierozerwalne.

Bo drugie, życzę sobie, żebyś uczynił tę piękną dziewczynę moją żoną — rzekł. — Jeśli taka jest jej prawdziwa wola — dodał szybko, gdyż bardzo kochał dziewczynę.

— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem — odrzekł dżin.

Nie wydarzyło się nic, ale rybak uznał, że przecież nie musi nic widzieć. Wszak małżeństwo było stanem, nie przedmiotem.

Zastanowił się nad trzecim życzeniem. Na nic nie mógł wpaść, zdecydował więc, że nie potrzebuje trzeciego życzenia.

— Dziękuję ci, dżinie, zrobiłeś dziś dla mnie wiele dobrego! — Powiedział i udał się do wyjścia.

Korytarz był jednak zamknięty.

— Ah, co ja mam teraz zrobić? — zakrzyknął.

Zamyślił się. Po chwili postanowił sprawdzić, czy spełniło się jego drugie życzenie.

Przez małżeństwo ludzie stają się jedną osobą w dwóch ciałach, myślał sobie, więc jeśli poproszę dżina, żeby uwolnił moją żonę, będzie musiał uwolnić też mnie. Jeśli jednak okaże się, że mnie ona nie kochała i nie została moją żoną, wolę już zostać w tej jaskini sam z dżinem, niż zniewolić ją przy sobie.

Kochał bowiem dziewczynę i nie chciał jej skrzywdzić.

— Dżinie! — zawołał. — Moje ostatnie życzenie brzmi: uwolnij tę dziewczynę! Uwolnij ją, tego sobie życzę.

Piękność zniknęła. Rybak jednak nie mógł przekroczyć bariery. Zrozumiał wtedy, że biedna dziewczyna wcale go nie kochała i do małżeństwa zmusili ją rodzice, którzy następnie go okłamali. Zasmucił się i usiadł na ziemi.

— Dżinie, co mogę teraz ze sobą począć? — zapytał smutno.

— Jeśli chcesz, mogę spełnić jeszcze jedno twoje życzenie, ponieważ pokazałeś, że jesteś uczciwym człowiekiem i szczęście innych droższe jest ci od własnego.

Rybak zastanowił się nad tą odpowiedzią. Mógł wrócić do chaty, dalej łowić ryby i wieść swoje dotychczasowe życie. Ale rodzice jego ukochanej mogliby wtedy zmusić ją znów do poślubienia go, a przecież nie mógł odwołać danego jej ojcu słowa. Zresztą, czym byłoby jego życie teraz, kiedy wiedział, że najdroższa mu osoba nie kocha go wcale?

— Dżinie — rzekł. — Życzę sobie, żebyś mógł zostać uwolniony z tej jaskini, a ja zająć twoje miejsce.

Dżin zadziwił się wielce, ale musiał spełnić życzenie.

— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem — odrzekł.

Od tego czasu to duch biednego rybaka spełnia życzenia w grocie. Powiadają, że chciałby już ulecieć do Raju, jednak zrobi to dopiero, gdy ktoś zażyczy sobie tego samego, czego on przed laty, jednak z dobrym skutkiem. A kto spróbuje i też nie uda mu się, zajmie miejsce biednego młodzieńca.

— Ciekawa — zauważyła Zhalia. — Inna niż większość takich historii. Rodzice nie polecili na hajs, a rybakowi zależało na szczęściu dziewczyny. Odświeżające.

Dante mruknął twierdząco w zamyśleniu.

***

@TinaEresos patrz, chciało mi się. Also poglądy na małżeństwo prezentowane w tej oto napisanej na chybcika baśni odbiegają od moich, ale wiecie, baśń to baśń, musi być konserwatywnie i jak tradycja nakazuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro