Rozdział 23: Świat orudział (4/4)
(Obiecałam, że przestanę odwalać jakieś uczuciowe gówno, bo to miała być przygodówka i tak dalej. Jak obiecałam, tak też zrobię. Jeśli wciąż jest tu za dużo emocji, to powiedzcie mi.
I ten rozdział jest bardzo, bardzo krótki, bo po prostu musiałam skończyć ten wątek z Rudą.)
Zagajnik, hrabstwo Kerry, Irlandia
Łowcy przyjęli pozycje bojowe. Nie wiedzieli w końcu, ile Garniturów jest z Rudą. Ona sama tymczasem dalej siedziała na gałęzi, machała nogami i wywoływała poczucie niepokoju. W końcu na polanę wpadła piątka agentów. Dwóch pobiegło w stronę Dantego, słusznie uznając go za najsilniejszego oponenta, po jednym zaś do Sophie, Loka i Scarlet, ale żaden nie wziął na cel Zhalii. Jakby takie były rozkazy.
Wydawało się to możliwe, bo w tym momencie Rosanne zeskoczyła z drzewa, za nią Szczygieł i Raksha.
-Jak ci się podoba moje zakradanie? Dobrze wyszło, czyż nie?- rzuciła z nutką jadu.
-Śmiałabyś zrobić to źle. Moja szkoła, prawda?- odparowała Moon.
Rozpoczęła się walka. Wilder poszedł w końcu po rozum do głowy, wysyłając przeciwko najlepszej drużynie Fundacji lepsze Garnitury.
Sophie miała zmierzyć się z jakąś blondynką. Kobieta zdawała znać się na rzeczy, bo nie czekała na ruch przeciwniczki, tylko poleciała do przodu, od razu wyprowadzając kilka ciosów. Casterwillówna zasłoniła się zręcznie, stwierdzając, że musi zrobić między nimi większy dystans. Zdecydowanie lepiej czuła się walcząc zaklęciami, a nie na pięści. Jednak przeciwniczka nie odpuszczała, wyprowadzając ciosy i kopnięcia. Dziewczyna szukała uparcie wzrokiem dziury w jej gardzie, żeby mogła zakończyć walkę zaklęciem. Niestety nigdy nie wypracowała dobrej Smoczej Pięści, ani nic w tym rodzaju, więc w grę wchodził tylko miotane uroki. W końcu doszła do wniosku, że ma dosyć zasłaniania się, dlatego zwyczajnie uderzyła blondynkę mocnym Pulsem Światła, po którym kobieta upadła nieprzytomna. Sophie postanowiła pomóc Lokowi.
Miała rację, ponieważ chłopak nie radził sobie najlepiej. Chyba miał jakieś fatum związane z szafami, ponieważ nasłano na niego czarnoskórego mężczyznę szerokiego i wysokiego, jak właśnie szafa. Pewnie poradziłby sobie, na przykład przemykając pod ramionami przeciwnika, ale co z tego, jeśli jakiekolwiek ciosy nie imały się olbrzyma. Sam zaś, mimo braku dużej zwrotności, uderzał jak taran. W dodatku przywołał on Szczygła. Po chwili beznadziejnego uciekania ze strony Loka i silnych ciosów ze strony szafy, wkroczyła Casterwillówna. Rozproszyła mężczyznę, więc chłopak mógł przebiec za jego plecy, przywołać Kipperina i walczyć z powietrza. Zaraz też przeciw Szczygłowi zostali posłani Sabriela i Baselaird. Nastolatkowie zaczęli nacierać z dwóch stron.
Dante miał do pokonania dwóch mężczyzn, niby rosłych, ale z pewnością nieprzypominających szaf. Nie czekał na nie wiadomo co, tylko od razu przywołał Calibana. Następnie zaczął walczyć z Garniturami. Próbował sprawić, żeby się zderzyli. To znacznie ułatwiłoby sprawę. Niestety, uparcie nie dawali się oni oszukać, a jeszcze przywołali po Wenomistrzu. Sytuacja nie wydawała się za wesoła.
Jednak najgorzej radziła sobie Scarlet. Przeciwko niej wysłano prawdopodobnie najgorszą, a na pewno najkruchszą agentkę z całego oddziału, a ona i tak miała problem. Praktycznie nie umiała parować ciosów przeciwniczki, ze strachu zapomniała o tym, że ma ze sobą Tytany. Cóż, łatwo powiedzieć, że ogarnie się swoje życie, ale z pewnością nie da się tego zrobić z dnia na dzień.
Tymczasem Zhalia próbowała walczyć z Rudą. Nie było to wcale takie proste, zważając, że pierwsza nie chciała drugiej zbytnio uszkodzić, w czasie, gdy druga planowała zabić pierwszą. Dodatkowo, obie znały swoje style walki na pamięć. Z resztą, bardzo wielu rzeczy nauczyły się od siebie nawzajem. Król Bazyliszek i Kilthane zajęli się Szczygłem i Rakshą, oni przynajmniej nie musieli się przejmować uważaniem. Sanne, chyba pierwszy raz od paru lat, nie miała wysokich butów, co eliminowało jej najsłabszy punkt.
-Czyżbyś pogodziła się ze swoim wzrostem?- zapytała Zhalia zaczepnie.
Ruda tylko prychnęła z wyższością, po czym zadała kolejny cios, używając Jadowej Pięści. Moon zasłoniła się Stalową Sferą i cofnęła parę kroków. Zastanawiała się, o której z jej sztuczek Rosanne mogła zapomnieć. Jednak nie wydawało jej się, żeby takowe istniały. Jedyna szansa jawiła się w pokonaniu Rakshy i Szczygła przez Kilthane'a i Bazyliszka, ale ci zrobili się jacyś zacieklejsi niż zwykle. Jakby wszystkie słabe punkty rudzielca postanowiły wziąć wolne na ten jeden konkretny dzień.
Sophie i Lok, po paru minutach intensywnej bieganiny, wreszcie pokonali szafę. Rozejrzeli się po polu walki.
-Komu powinniśmy pomóc?- rzuciła dziewczyna.
-Może ja pomogę Scarlet, a ty Dantemu?- zaproponował chłopak.
-Zgoda, ale z jedną drobną różnicą. Ja pomogę Scarlet, a ty Dantemu.
Młody Lambert pokiwał głową i rozbiegli się w odpowiednich kierunkach.
Byrne już myślała, że rozszarpie ją Jokul, ale został przecięty wpół szablą Sabrieli. Sama Tytanka, a zaraz za nią jej Łowczyni, pojawiły się w polu widzenia i ruszyły na agentkę Organizacji. Łatwy cel, zważając na drobną budowę ciała i zaskoczenie. Przeciwniczka zaczęła się bronić, ale było o wiele za późno, bo w przeciągu sekundy leżała na ziemi, ogłuszona.
Dante raczej nie oczekiwał niczyjej pomocy, ale z wdzięcznością powitał blondyna, który zajął jednego z dwóch Garniturów. Jeden przeciwnik mniej to, jakby nie patrzeć, jeden problem z głowy. Tak jak myślał, z pomocą nastolatka, pokonanie mężczyzn było kwestią paru ciosów. Ich Tytani walczyli jeszcze przez chwilę, ale zwycięstwo bardzo szybko przechyliło się na stronę Calibana i Baselairda.
W ten sposób, Ruda znowu została sama. W takich momentach nie rozumiała, co musiało się wydarzyć, skoro była w najniższych szeregach, a ci rzekomi najlepsi agenci, ledwo dawali sobie radę. Chociaż mogło się to łączyć z tym, że bez mocy Profesora połowa Garniturów już zwyczajnie się z nią nie identyfikowało.
-Co za idioci...- mruknęła.
Następnie szybko odwołała swoje Tytany i zanim Zhalia zdążyła się zorientować i zareagować, użyła Kamuflażu. Przez sekundę zastanawiała się, czy zadanie jakiegoś śmiertelnego ciosu teraz nie byłoby dobrem rozwiązaniem. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że żadnego nie znała, więc zwyczajnie uciekła. Szykował się spory wykład ze strony Wildera... Ale z drugiej strony, nie powinien jej zabić. Prawda?
***
Jakiś czas później, dom Lambertów, hrabstwo Kerry, Irlandia
-Strażnik, zaklęcie służące do zasłaniania się przed czyimś zaklęciem... Nie, przepraszam, zasłaniania kogoś- przetłumaczyła Scarlet.
Agenci Fundacji nie mieli pojęcia, że Rudej nikt nie przyśle posiłków, więc woleli spisać zaklęcie z kamienia i zmyć się. Następnie Byrne wzięła się za tłumaczenie. Cały czas bała się, że coś pokręciła i niedokładnie zapisała, więc siłą rzeczy, efekt będzie zły. Jednak na koniec, jej obawy okazały się bezpodstawne.
-Brzmi idealnie dla kogoś z kompleksem bohatera...-mruknęła Zhalia.
Dante podniósł na nią pytający wzrok, ale ona odwróciła głowę, udając, że go nie widzi.
-Chyba powinniśmy to przesłać do bazy danych Fundacji, nie sądzicie?- zapytała Sophie.
***
Boże, mój zmysł tłumacza świruje kwzjhvcb ewjkawlmK,QL
Nie no, serio. Dlaczego, cholera, no dlaczego, Wenomistrz? Kto to tłumaczył?
Venomaster
venom ----> jad
master ----> mistrz
Na pewno dałoby się zrobić z tego coś sensownego (Chociaż Jadomistrz brzmi jak Jadwiga... Wyobrażacie sobie? ,,Zatruj ich, Jadwigo!"). Ewentualnie, nie tłumaczyć (jak w większości wersji językowych, poza niemiecką, która generalnie jest jakaś upośledzona). Czy to takie trudne? Ale jak mam być szczera, to nie jest najgorsze tłumaczenie w Huntiku.
Wiecie, mnie boli fakt, że polski dubbing (o dziwo!) to życie i głosy są świetnie dobrane. Ale tłumaczenie woła o pomstę do nieba. Ja dałam radę to wyłapać, a mój angielski to poziom coś koło B1, więc cholera, kto to tłumaczył?
Ale kończę wylewać swoje żale, bo to zakrawa nieco na hipokryzję. W końcu, tłumacząc swoje opowiadanie, sama robię mnóstwo błędów.
Znajdźcie mi proszę, jakiś ładny zamiennik słowa ,,Tytanka". Nie jestem pewna, czy jest ono poprawne, nie wspomnę już o tym, jak brzmi.
A tak poza tym, znacie ten uczuć, kiedy macie do zrobienia dziewięć rozszerzeń, zaczęliście dwa, nie skończyliście żadnego, a po majówce czekają was poprawki kartkówki i dwóch testów? Bo ja tak! Dlatego moja majóweczka minie mi na pracy. Szczerze nie polecam.
Ropucha Szara
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro