ROZDZIAŁ 6 - CZY TO PRZYPADEK?
Nici łączące poszlaki na tablicy magnetycznej zaczęły zlewać się w jeden wielki kołtun. Nie miał pojęcia, jak długo wpatrywał się w te nic nie wnoszące połączenia. Nie był pewny, co chciał przez to osiągnąć, co zrozumieć.
Od zaginięcia Kasi minęło ponad czterdzieści osiem godzin, a on od tego czasu zmrużył oczy na maksymalnie dwie.
Żył napędzany redbullami, zimnym prysznicem i przygniatającymi wyrzutami sumienia- choć skąd się wzięły te ostatnie, też nie do końca potrafił określić.
Zrobił wszystko co mógł, jak na tak krótki okres czasu. Wysłał patrole do sprawdzenia potencjalnych miejsc, w których mogłaby się znajdować - oczywiście z pomocą Artura Skrzyneckiego, bo sam nie znał jej na tyle dobrze, by wymienić chociażby trzy z tych lokalizacji. Dobrze, że Skrzynecki wiedział też, gdzie znaleźć ojca Kasi, dzięki czemu wysłał swoich ludzi również tam. Sam nawet wrócił do domu z nadzieją, że Kaśka pojawi się u niego z obiecanym obiadem, co oczywiście nie nastąpiło.
Przesłuchał niemal wszystkich ludzi, z którymi potencjalnie mogła mieć kontakt o tak wczesnej godzinie.
Czekali jeszcze tylko na Denisa Roguckiego - drugiego współlokatora, który jechał w delegację, akurat w dzień zaginięcia Kaśki. Marcinowi na szczęście udało się go ściągnąć i miał pojawić się na komendzie do godziny piętnastej.
Detektyw spojrzał na zegarek, ale jedyne co widział, to czerwone linie, które zdawały się wypalić na siatkówkach jego oczu.
Przymknął powieki i zaczął masować skronie. Wiedział, że w ten sposób daleko nie zajdzie i z pewnością nie pomoże w śledztwie... jednak za każdym razem, gdy zamykał oczy jego umysł zalewały myśli, żądlące jak osy i utrudniające zasypianie. Był ostatnią osobą, z którą Katarzyna Skrzynecka widziała się przed porwaniem. Przynajmniej ostatnią, o której wiedzieli.
Miał świadomość, że powinien przyznać się do tej krótkotrwałej relacji, która ich łączyła, jednak bał się. Bał się, że nic nie wniesie do śledztwa, a dodatkowo zostanie odsunięty od sprawy przez prywatne powiązania z zaginioną.
Otworzył oczy, by raz jeszcze zerknąć na zegarek i zobaczył, że do przyjścia Denisa zostały jeszcze dwie godziny.
Przetarł twarz otwartą dłonią i usiadł za biurkiem. Złapał za długopis, który automatycznie zaczął obracać w palcach. Utkwił nieświadome spojrzenie z powrotem w tablicy magnetycznej, a dokładnie w zdjęciu Katarzyny Skrzyneckiej, które przyniósł jej współlokator, Artur.
Jej zaginięcie, po początkowym sprawdzeniu potencjalnych miejsc pobytu i po czasie na ewentualny kontakt z jej strony, zostało automatycznie podpięte pod sprawę innych kobiet, teoretycznie uprowadzonych przez wspomnianą przez Gazetę Wrocławską, rosyjską mafię.
Coś mu jednak w tym wszystkim nie pasowało. Coś brzęczało na tyłach jego świadomości, na wzór żądlących myśli, które nie dawały mu spać.
Teoretycznie pasowała do profilu. Młoda, piękna, z ambicjami, znika z dnia na dzień... a jednak, wewnętrzna intuicja, która doprowadziła go na stanowisko detektywa, kazała mu kwestionować powiązanie tych spraw. Czuł, że coś mu umyka, gdyby tylko wiedział co...
Przymknął oczy, a już po chwili ręka trzymająca długopis opadła, wypuszczając go na podłogę z przytłumionym stuknięciem.
*
Głośny trzask wdarł się do jego umysłu, momentalnie stawiając go w stanie gotowości. Odruchowo sięgnął do kabury, żeby złapać za broń, ale na szczęście była odłożona na biurku.
- Co jej zrobiłeś?! - piskliwy wrzask podrażnił jego wciąż zamroczone snem zmysły. Zmarszczył czoło w wyrazie pełnego niezrozumienia, a gdy zobaczył kto się na niego wydziera, uniósł brwi do góry. Po chwili do pomieszczenia wszedł również Marcin.
- Wybacz stary - powiedział, patrząc na Dorucha przepraszająco. - Próbowałem ją powstrzymać...
Posłał niskiej blondynce na poły prześmiewcze, na poły przerażone spojrzenie i wzruszył ramionami.
Tomasz pokręcił głową, chcąc odgonić pozostałości snu i skupił się na kobiecie. Nie widział jej od... cóż, ostatni raz się spotkali parę dni przed tym, jak dowiedział się o zdradach Karoliny. Westchnął przeciągle i opadł z powrotem za biurko. Mierzenie się z tym teraz, było ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz - powiedział spokojnym tonem, udając, że szuka czegoś w dokumentach. Kątem oka widział, że Marcin obserwuje całą sytuację z uśmieszkiem na twarzy. Podejrzewał, że specjalnie przepuścił tę małą, krzykliwą jędzę. Czuł, skubaniec, że będzie z tego jakaś afera. Aż tak mu się nudziło?
Kobieta przeszła przez pomieszczenie, stukając obcasami i oparła się o jego biurko, uwydatniając spore piersi, ukryte pod sukienką na ramiączkach.
- Nie ściemniaj mi tu, Doruch - powiedziała, mrużąc oczy. - Wiem, że poszła do ciebie. Poszła i już nie wróciła!
Gdy zrozumiał co do niego mówi, gwałtownie uniósł głowę.
- Karolina zniknęła?
Kobieta prychnęła i odchyliła się, żeby założyć ręce na piersi.
- A o kim niby mówię? Przyznaj się, co jej zrobiłeś?!
- Przede wszystkim - powiedział groźnym, niskim tonem. Nieświadomie zaczął podnosić się z miejsca. - Uważaj na ton. Po drugie, nie widziałem Karoliny. Nawet jeśli do mnie poszła, to nigdy nie dotarła. Po trzecie - w pełni stał, górując nad blondynką, co najmniej o dwie głowy. - Nawet, gdyby przyszła, to z pewnością bym jej nie wpuścił.
Kobieta zwęziła powieki, posyłając mu złe spojrzenie. Wiedział, że to dziecinne, ale nie potrafił powstrzymać się od zrobienia tego samego. Działali na siebie z Patrycją Wiśniewską jak płachta na byka i było tak właściwie od zawsze.
- Od kiedy nie ma z nią kontaktu? - wtrącił się Marcin, poprzedzając pytanie głośnym kaszlnięciem.
Kobieta niechętnie obróciła się w jego stronę, mierząc z góry na dół.
- Ostatni raz rozmawiałam z nią w poniedziałek, przed siódmą- powiedziała, już spokojniej. - Wspomniała, że wpadnie do Tomka przed pracą. Od tamtego momentu już się nie odezwała.
Wymienił spojrzenia z Marcinem.
- Mówisz, że od poniedziałku nie miałaś z nią kontaktu? - powtórzył Tomasz, patrząc na nią przenikliwie. Przewróciła oczami.
- Właśnie to przed chwilą powiedziałam.
- Czemu w takim razie zgłaszasz to dopiero dzisiaj?
Zmieszała się na moment. Na jej twarz wypłynął rumieniec, widoczny nawet pod toną pudru, który nosiła.
- Wiesz jaka ona jest... - och, aż za dobrze. Nie do końca jednak wiedział, do czego zmierza tym razem. - Sądziłam, że zatrzymała się u kogoś i wróci na następny dzień. Czasem tak robiła.
Gdy zrozumiał o czym mówi, skrzywił się szpetnie. Nie miał ochoty dłużej tego słuchać. Usiadł z powrotem na krzesło, nie zaszczycając jej następnym spojrzeniem.
Marcin najwyraźniej wyczuł, że czas na rozmowę został wyczerpany, bo wyszedł z powrotem na środek pomieszczenia.
- Przejdźmy do pokoju przesłuchań, powiesz mi wszystko co wiesz.
Gdy ponownie został sam, ukrył twarz w dłoniach. Poczuł, że mimo snu, zmęczenie zaczyna zalewać jego ciało.
W ten sam dzień zaginęły dwie kobiety, w jakiś sposób związane bezpośrednio z nim samym. Coś mu mówiło, że to nie mógł być przypadek.
*~*~*
Przesłuchanie Denisa Roguckiego szło gładko, bez żadnych niespodzianek. Przesłuchiwany zeznał, że był w domu, przygotowywał się do wyjazdu na wspomnianą wcześniej konferencję. Kasia nie wróciła na noc, a od Artura (wspólnego współlokatora) dowiedział się, że poszła na randkę, ale niedługo powinna wrócić (było to między godziną siódmą, a ósmą rano). Spakowany ubrał się, zabrał torbę i zszedł na dół, nie kontaktując się w żaden sposób zaginioną. Sądził, że spotkają się dopiero po jego powrocie, a wtedy miał zamiar wyciągnąć z niej szczegóły randki.
Przy ostatnich słowach uśmiechnął się nieco zbyt lubieżnie, przez co Tomasz z ledwością powstrzymał warknięcie. Czuł gigantyczny dyskomfort słuchając o "randce", w której sam brał udział. Wciąż miał w głowie, że powinien wspomnieć o tym szczególe partnerowi. Jego sytuacja zaczynała wyglądać coraz gorzej.
- Do rzeczy - warknął, wyrażając w głosie swoją frustrację. Marcin zerknął na niego kątem oka, a przesłuchiwany wyglądał na lekko wystraszonego. Miał to w dupie.
Założył ręce na szerokiej piersi i obserwował, jak nieco drżąca dłoń Rogucki przeczesuje jasne, przydługie włosy. Potrafił przerazić, wiedział o tym bardzo dobrze.
- Jak wyszedłem z klatki, zobaczyłem Kaśkę, ubraną w krótką, czarną kieckę - "musiał to, kurwa, podkreślić", pomyślał Tomasz, przewracając oczami. - Kłóciła się z jakimś gościem... chciałem podejść, ale jak mnie zauważyła powiedziała, że sobie poradzi.
Detektywi wymienili czujne, zdziwione spojrzenia, by po chwili na nowo skupić się na nim.
- I oczywiście posłuchałeś? - zapytał prześmiewczo Tomasz. Czuł pulsującą żyłę na szyi. Był wściekły i pełny oczekiwania. Czyżby facet, o którym wspomniał Denis, był odpowiedzią?
Zanim zdążył odpowiedzieć na pytanie, wtrącił się Marcin.
- Słyszałeś o co się kłócili?
Rogucki zastanowił się chwilę, nieświadomie sięgając po szklankę z wodą, którą wcześniej przyniósł mu Marcin. W końcu pokręcił głową.
- Nie bardzo - powiedział. Tomasz odwrócił się na moment, biorąc krótki wdech, żeby mieć pewność, że nie rzuci tym palantem o ścianę. - Słyszałem coś o braku szacunku do niego i do samej siebie, ale nie potrafiłem z tego nic wywnioskować - wzruszył ramionami. - Gościu był trochę obleśny, nie mam pojęcia co Kaśka mogłaby mieć z nim wspólnego.
Intuicja Tomasza dała o sobie znać, wpuszczając w żyły sporą dawkę adrenaliny. Nawet jeśli był jeszcze w jakimś stopniu senny, w tym momencie wszystko zniknęło bez śladu. Tym razem był pewny - wspomniany facet rzeczywiście mógł być kluczem.
Podszedł do stołu który rozdzielał przesłuchiwanego i detektywa Wienckiego, oparł się dłońmi i zniżył do poziomu oczu Roguckiego.
- Jak wyglądał ten facet?
Miał wrażenie, że minęły godziny, zanim uzyskał odpowiedź.
- Starszy, gruby, łysy i z wąsem.
Tomasz poczuł, że na moment opuszczają go siły. Niedowierzanie zalało całe jego ciało, by po chwili zmienić się w pewność i determinację. Doskonale wiedział kogo dotyczy powyższy opis. Co prawda, Kasia mogła mieć w swoim życiu więcej niż jednego dziada, którego można by było przedstawić w ten sposób, jednak jego zwykle niezawodna intuicja mówiła mu, że chodzi o tego jednego, konkretnego. Kto inny wyrzucałby jej brak szacunku do siebie?
Po paru sekundach, które dla niego wydawały się wiecznością, oderwał się od stołu i ruszył w stronę wyjścia.
- Hej! Gdzie idziesz? - zapytał Marcin, w połowie podnosząc się z miejsca.
Tomasz obrócił się w drzwiach, będąc prawie w całości po ich drugiej stronie.
- Wystawić nakaz aresztowania Arnolda Góreckiego.
*~*~*
Cześć!
Jeśli ktoś czekał - przepraszam za zwłokę. Przychodzę z nieco przełomowym rozdziałem, jak również złą informacją.
Mój powrót do pracy okazuje się pożerać jeszcze więcej czasu niż zakładałam, a z tego powodu jestem zmuszona zawiesić tymczasowo to opowiadanie. Pisanie jednocześnie trzech różnych historii nie jest proste, z w tym przypadku niemal niewykonalne.
Nie rezygnuję z tej historii. Planuję wrócić i ją skończyć zwłaszcza, że według założeń przebrnęliśmy połowę.
Jeśli ktoś czyta- proszę o jakiś znak.
Całuję i do napisania!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro