Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

Czekałam w napięciu na jego ruch. Jego oddech robił się coraz szybszy, materac ugiął się, gdy schodził obok, pośpiesznie całując mnie w szyję. Położył obok i przytulił mnie w pasie, zakrywając nas kołdrą. Nie wiedziałam co powiedzieć, skąd ta zmiana? Sam chciał mnie przelecieć w aucie i nawet nie pisnął słowa, by zapytać co o tym sądzę.

— Lucas, czemu to zrobiłeś?—powiedziałam opanowana i zmęczona 

—Pytasz się, dlaczego cię nie zgwałciłem? — Wymruczał w moje plecy.

— Tak

—Jeszcze przyjdzie na to czas, a poza tym musisz się jeszcze trochę... — urwał, a ja spięłam się na te słowa. Co miał na myśli? Co chciał mi zrobić? Czułam, jak znowu ogarnia mnie strach. W tamtym momencie zrozumiałam, że musiałam jak najszybciej stamtąd uciec. Na nowo odezwał się mój wystarczający upór — Śpij już.—zasnęłam , tamtego wieczora już i tak nie mogłam nic zrobić. 

Rano obudził mnie powiew świeżego powietrza wpadający przez okno. Podparłam się o wezgłowie łóżka wpatrzona w ubierającego się Lucasa. Miał na sobie spodnie od garnituru i białą rozpiętą koszulę. Właśnie zapinał czarny zegarek, gdy zauważył, że na mnie go patrzę.

— Dzień Dobry, jest dopiero dziewiąta, mogłaś jeszcze pospać — posłałam mu groźne spojrzenie. 

—Gdzie idziesz? 

— Zarabiać, może trudno ci uwierzyć, ale jestem przykładnym obywatelem i chodzę do pracy.  

— A co takiego może robić najpotężniejszy alfa? Sprzątać kible? Wynosić śmieci? A może jesteś...robotnikiem drogowym i kopiesz, by znaleźć kości na drugie śniadanie? — parsknął śmiechem.

— Cieszę się, że humor cię nie opuszcza. Mylisz się, mam firmę produkującą broń i jestem szefem...firmy ochroniarskiej — ostatnie słowa powiedział z wahaniem. — spokojnie, nie powinno ci się nudzić. W szafie masz ubranie, a w szufladach bieliznę. Jeśli chcesz pooglądać telewizor, to masz tu pilot - rzucił mi czarny przedmiot — Wrócę późnym popołudniem, pocałuje na pożegnanie ukochanego — podszedł do mnie i brutalnie skradł mi pocałunek. Ugryzłam go w wargę, aż poczułam na języku smak krwi, odsunął się i przetarłam usta ręką. Zapiął koszulę, założył krawat i biorąc marynarkę pod rękę, wyszedł zamykając drzwi na klucz. Ten gnojek wie, że świetnie wygląda i wykorzystuje każdą okazję, by coś na tym ugrać. 

Usiadłam i powolnym krokiem biorąc po drodze ubrania, weszłam do łazienki. Zamykając kabinę prysznicową, zastanawiałam się skąd znał moje rozmiary, jakoś nie przypominałam sobie, bym je mu podawała. Z trudem udało mi się umyć włosy owocowym szamponem, a co dopiero ubrać się. Gdy wyszłam czas, który tam spędziłam, wydawał się wiecznością tak naprawdę był godziną. Te kajdanki naprawdę były utrapieniem, mało tego, że nie mogłam użyć mocy, bo okropnie krępowały mi ruchy. Zajrzałam za okno. Wokół budynku gdzie byłam stali potężni mężczyźni, widać Lucas w końcu mnie docenił. Patrząc na dziewczynkę niosącą gofra, zaburczało mi w brzuchu. Jedną ręką uchyliłam okno, bo bardziej się nie dało. Wszyscy na mnie spojrzeli.

— Czy dostanę coś do jedzenia? Pan Santi chyba nie chciałby przyjść i znaleźć nieprzytomną dziewczynę! — krzyknęłam i zamknęłam okno, by odciąć się złośliwych uwag i prychnięć.

Po pół godzinie do pokoju wszedł jeden ze strażników, niosąc talerz parującego rosołu. Na sam jego widok ślinka ciekła mi z ust. Gdy wzrok bruneta spoczął na mnie, cały się spiął, przybrałam najbardziej bezbroną i niewinną pozę, jaką potrafiłam. Dzięki naukom w konwencie wiedziałam, że wilkołaki uwielbiają poczucie władzy, a niektórzy nawet dają się jej ponieść. Położył talerz na stoliku nocnym po drugiej stronie łóżka, nie spuszczając ze mnie oczu. Udawałam, że się go boję. Gdy nachylił się, zauważyłam kaburę z lśniącym pistoletem. W mojej głowie już rodził się pewien pomysł. Na kolanach po materacu zbliżyłam się do niego, stał tam, chociaż widać było jak na dłoni, że chciał stąd uciec jak najdalej.

—   Czego chcesz, dziwko diabła?! — warknął. Zdusiłam w sobie wzdrygnięcie obrzydzenia. Przynajmniej wiem, jaki mam tutaj pseudonim, chociaż mogli się bardziej postarać.

Zbliżyłam twarz do niego, nie odpowiadając. Mierzyliśmy się wzrokiem, podczas gdy moje ręce niepostrzeżenie zniknęły pod jego skórzaną kurtką, szukając broni. Chłodny metal zaatakował moje skołatane nerwy, szybkim ruchem wyciągnęłam pożądaną rzecz i ukryłam ją pod sobą.

— Pomóż mi — wychrypiałam. Wybuchnął rechotem i mamrocząc pod nosem wyzwiska, zamknął drzwi z hukiem. Wyjęłam pistolet i czułam strach pomieszany z paniką. Była tylko jedna szansa. Drżącymi rękami skierowałam lufę na zamek kajdanek, odchylając się bezpiecznie do tyłu. Zamknęłam oczy, gdy w pokoju rozległ się strzał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro