Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20

Lucuś ( tylko ja mam prawo go tak nazywać)

Ze snu wyrwało mnie poczucie pustki w piersi. Z początku było ono niewielkie co tylko wzbudziło mój niepokój. Uchyliłem nieznacznie powieki i wsłuchałem się w otaczające mnie dźwięki. Cisza. Nic nie słyszałem poza tykaniem zegara w korytarzu i rytmicznym kapaniem wody z kranu. Daniela. Jej imię wyryło się na zawsze w moim sercu i na samo jego wspomnienie czuję jak krew uderza mi do głowy. Nigdzie jej nie słyszałem więc zerwałem się nogi i ignorując ból głowy oraz ciała zacząłem przeszukiwać pokój po pokoju. Nigdzie jej nie było, zawyłem z wściekłości. Miałem już szczerze dość gonić za nią jak ten głupek i wystawiać się na pośmiewisko watahy. Co najgorsze, sądząc po zapachu, musiała wyjść dawno temu. Przeczesałem włosy pacami ciągnąc nerwowo za końcówki, idąc po ubrania usłyszelest. Spojrzałem w dół, podniosłem zmiętą kartkę i przeczytałem Żegnaj, twoja Daniela. Co to ma być, do cholery?! Rozerwałem kartkę na strzępy i w mgnieniu oka ubrałem się wybiegając na zewnątrz. Cała polana była skąpana w deszczu, ledwie zrobiłem krok a cały byłem mokry. Nawet pogoda się na mnie uwzięła, przeklinając na cały świat przeobraziłem się w wilka i puściłem się w las.

Łapy co chwilę grzęzły mi w błocie, a ponadto nie potrafiłem uchwycić zapachu wiedźmy. Wszystko zlewało się jedną wielką kakofonię dźwięków. Po raz drugi w życiu jak strach przejmuje kontrolę nad moim życiem. Nie byłem już potężnym alfą lecz przestraszonym chłopcem, który oglądał śmierć swojej rodziny. Po godzinie okazało się, że kręciłem w kółko bez celu, nie mając żadnych oznak życia mojej kobiety. Nie potrafiłem wyobrazić sobie dnia bez niej, co ja mówię, nie wiem co zrobię jeśli jej zaraz nie znajdę. Jaki ja naiwny byłem, że ją zostawiłem samą podczas gdy ja byłem nieprzytomny. Co dziwne nie czułem by uciekła przede mną, raczej jakby ją coś goniło a ona nie potrafiła się z schować. Czemu mi nie powiedziała?! Naprawdę jestem aż taki zły?! Najwidoczniej nie potrafiła na tyle mi zaufać by podzielić się ze mną swpimi obawami. Południu udało mi się dotrzeć do granicy terytorium o dziwo panowała tam zaskakująca cisza. Truchtem podbiegłam do siedziby tutejszego alfy. Drzwi otworzył mi Albert, przywódca tego stada.

— W czym mogę ci pomóc Lucasem Santi.

Spojrzałem na niego znacząco, zrobił mi przejście i podążając za nim podał mi ubrania na zmianę. Ciekaw byłem gdzie jego brat Nuka, od czasu do czasu docierały do mnie wieści o tutejszych problemach.  Nie od dziś wiadomo, że Albert to krętacz i psychopata jakich mało w dzisiejszych czasach.

— Czy nie przechodziła twój teren wiedźma? — spytałem bez większych wstępów. Liczyła się każda sekunda, z każdą chwilą myślałem, że oszaleję. Byłem na granicy wytrzymałości.

— Niestety nie ale jeśli chcesz wiedzieć, to dzwoniła do mnie przełożona nie pamiętam jakiego konwentu z wiadomością bym nie pozwoliły ci znaleźć jednej z nich. - krew zawrzała w moich żyłach. To było przecież oczywiste, że te stare panny maczały w tym palce. Jednak lizustwo czasem okazuje się pożyteczne. — Nie trzymam z nimi wolę służyć tobie Alfo . — prychnąłem na to włażenie mi w tyłek.  Podziekowałem krótkim skinięciem głowy i obietnicą, że nie pożałuje swojej decyzji.

Wypadłem na zewnątrz,  gdzie trochę się przejaśniło. Wciągnąłem w płuca zapach lasu i zamarłem gdy poczułem Danielę. Miałem trop, teraz pozostawało odebrać swoją własność  i pilnować ją non stop. Na granicy lasu zauważyłem moją malutką opartą o drzewo. Słysząc kroki szybko schowałem za krzaki, nawet z tak dużej odległości widziałem jej kredowo białą twarz. Obok niej kręciła się jej matka przełożona ze swoją utrzymanką, to było obrzydliwe. Daniela jakby mnie wyczuwała i spojrzała w moim kierunku.  Jej usta wymawiały nieme słów, których nie rozumiałem. Powiedziała coś do swoich, one zniknęły, a moja przeznaczona skinęla na mnie bym podszedł. Jak urzeczony Kroczyłam do niej nie spuszczając z niej wzroku. Stojąc ledwie krok od niej, nie potrafiłem dłużej się powstrzymać i nie bacząc na konsekwencje pocałowałem ją namiętnie. Od razu odwzajemniła pocałunek ale później jakby się opamiętała i odepchnęła mnie od siebie brutalnie. 

— Co się stało? — warknąłem głodny jej skóry.

— Musisz iść. — odparła cicho nie patrząc mi w oczy.

— Bez ciebie nigdzie nie idę. — powiedziałem stanowczo. — Co się stało? — dodałem spokojniej.

— Zostaw mnie, nie jesteś mi już potrzebny. Konwent znowu mnie przyjmie, będę pod dobrą opieką a o oznaczenie nie musisz się martwić, znalazłam odpowiednie zaklęcie. 

— Co ty mówisz? — powiedziałem oniemiały. To nie była ona, to nie prawda.

- Nie kocham cię.

— Kłamiesz!

— Dobrze wiesz, że nie. Już od początku wiadomo było, że jesteśmy dla siebie co najwyżej wrogami. — po tych słowach przemknęła się obok mnie i weszła do zaparkowanego nieco dalej mercedesa.

To co czułem nie da się opisać słowami. Zdrada, odrzucenie to było coś więcej. W tamtym poczułem jakbym nie żył, straciłem wszytko. Zawyłem zrozpaczony i przemieniłem się w wilka obiecując sobie, że nikt nie zasługuje na miłość. Istnieje tylko ból, odrzucenie i żal. Nie powinien nigdy jej spotkać,  tyle straconego czasu by poczuć jak najważniejsza osoba mojego życia karmi mnie ochłapami by na końcu zniszczyć mnie doszczętnie i bezwzględnie. Już nigdy nie poczuję tego ciepła. Tamtem Lucas umarł. Teraz rządzi Alfa Santi.

No dobra to teraz kilka informacji.

1. Trochę dawno mnie tu nie było więc publikowałam rozdział (dłuższy)

2. Uwaga to jest...















...epilog.






















































































































Żart.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro