12
Resztę dnia spędziłam na podawaniu drinków. Z początku faceci niechętnie na mnie patrzący skusili się coś zamówić. Cały czas stałam za barem, nie mając dłuższej chwili na odpoczynek. Nie mogłam się poskarżyć na czas pracy, czując na sobie czujne spojrzenie Damiana. Z drugiej strony nie miałam czasu dłużej o nim myśleć, widząc kolejkę, która z każdą chwilą się wydłużała. Megan i Alexie, moim pierwszym klientkom odpowiedziałam, że na razie nie mam czasu na spotkania, ale może kiedyś się to zmieni.
Po trzech godzinach tłum przy ladzie znacząco zelżał, a ja mogłam wreszcie trochę odsapnąć. Wyjęłam z kieszeni napiwki i zaczęłam je przeliczać. Trzymając w ręce dzięsiociodolarowy banknot, usłyszałam za sobą kroki. Szybko schowałam pieniądze z powrotem do kieszni, obracając się z niewinnym uśmiechem uśmiechem na ustach. Przede mną stał Dorian, swobodnie oparty o szklaną półkę z drogimi alkoholami.
— Cześć Dorian.
— Cześć Danielo, widzę, że ściągłaś niezłe tłumy. Jeszcze nigdy nie widziałem tutaj tylu ludzi przy barze — ostatnie zdanie dodał konspiracyjnym szeptem. Z cienia wyłonił się Damian, posyłając mi groźnie spojrzenie. Nie rozumiałam, o co mu chodzi, od początku czuł do mnie nienawiść. Przystanął przy swoim chłopaku i wziął go za rękę, nie spuszczając ze mnie oczu. Czyżby myślał, że odbiorę mu Doriana, przeszło mi przez głowę, ale od razu odrzuciłam tę myśl. To niemożliwe każdy, kto ich razem widział, że tej dwójki nie da się rozdzielić.
— Damian, prawda, że Daniela się dziś spisała— Dorian ścisnął go mocniej za rękę. Czułam się skrępowana, patrząc na ich czułości i przez jedną chwilę pragnęłam by, Lucas mnie dotknął.
— Tak — odparł niechętnie, całując chłopaka w policzek. — speszona spuściłam wzrok i obróciłam się do baru, wycierając nieistniejący kurz. Wzięłam z szafki tacę i poszłam na salę pozbierać puste szklanki. Idąc wzdłuż ściany, sprzątam stoliki zbierając numery telefonów i adresy klientów. Wracając z powrotem za bar, miałam sześć numerów i trzy adresy skierowane do seksownej barmanki. Nagle czyjąś ręka wyciąga mi z kieszeni karteczkę od klientów. Automatycznie przywołałam mrok i przepuściłam prąd przez nieznajomego. Czułam drgawki tej osoby, obróciłam głowę, zauważając, że to pracownik baru. Szybko wróciłam do rzeczywistości, klękając przy mężczyźnie ściskający w ręce kawałek papieru. Po chwili zjawił się cały personel, ktoś zadzwonił po karetkę, ktoś jeszcze inny pytał, się co się stało. Odpowiadałam, że facet pojawił się za mną i nagle upadł w konwulsjach. Po dziesięciu minutach było po wszystkim, Karola, bo nim jest ten nieszczęśnik , odwieziono do najbliższego szpitala. Dorian z Damianem uspokajali zebranych ludzi, ja skryłam się w kącie, czując złość na swój dar, który przynosi jedynie cierpienie. Dobrze wiedziałam, że gdy przywołuje mrok, nie czuję zahamowań, jestem wcielonym złem, które myśli tylko o chaosie i zniszczeniu. Może Dorian nie powinien mi był pomagać, może lepiej było, gdyby stado Lucasa mnie znalazło i zamknęło w najciemniejszych lochach. Moje przemyślenia przerwał nowo przybyły, który jako jedyny nie był w szoku po zdarzeniu z prądem. Spokojnie przemierzał lokal, przypatrując się ludziom, jakby czegoś szukał. Gdy na mnie spojrzał, jego usta wygięły się szyderczym uśmiechu.
Co sądzicie o tej historii. Podoba się wam?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro