Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Brak odpowiedzi

  Pierwszy raz w życiu nie wiem, co powiedzieć. On utrzymuje ze mną kontakt wzrokowy, czym po dłuższej chwili mnie peszy. Po krótkim czasie zdaję sobie sprawę z tego, że w końcu to on znajduje się, nieproszony, w moim pokoju i to on powinien być speszony. Podnoszę głowę, patrząc na niego. Składam ramiona na klatce piersiowej i opieram się o framugę drzwi. Ta poza ma pokazać, że nie robi na mnie większego wrażenia jego osoba. Cóż, to zdecydowanie kłamstwo. Naprawdę mam ochotę przerwać nasz kontakt wzrokowy, jednak zbieram w sobie całą siłę.


– Możesz wyjaśnić mi, co tu robisz? – Chłopak rozgląda się po pokoju, przez co mogę oglądać zarys jego szczęki. Poprawiam swoją pozę.


– Nic ciekawego. A ty? – pyta rozkojarzony. Przez chwilę milczę, żeby upewnić się, że nie przesłyszałam się. Nawet badam jego twarz, próbując udawać Treya. Naprawdę nie mam pojęcia, jak on czyta z mojej twarzy. Tak samo, jak nie mam pojęcia o tym, co próbuje uzyskać chłopak, zadając głupie pytania.


– Cóż. – Rozglądam się po pomieszczeniu. – Wydaje mi się, że to mój pokój. – Luca uśmiecha się lekko, przez co dołeczki w jego polikach są trochę widoczne.


– Tak, ładne ściany. – Patrzy na nie i kiwa głową z uznaniem.


– Zdecydowanie – mówię pierwsze, co przychodzi mi na myśl. Kiedy tego nie widzi, bo ciągle gapi się na ściany, patrzę na jego profil, który jest po prostu zbyt perfekcyjny. Równa, zarysowana szczęka, prosty nos i te niebieskie oczy, które w tym świetle mają piękny, morski odcień. Odwraca głowę w moją stronę i mruży oczy z uśmiechem na twarzy.


– Ładnie to tak bezczelnie się patrzeć? – Prycham śmiechem.


– Możemy jeszcze porozmawiać o tym, kto tu jest bezczelny. – Uśmiech mu nieco maleje, przez co jego dołeczki prawie w ogóle nie są widoczne. Kiedy orientuję się, gdzie się patrzę, szybko kieruję swój wzrok do jego oczu.


Nagle zerka zza moje ramię, więc automatycznie też się tam patrzę. Stoi tam Dean, który nawet nie zwraca na mnie uwagi i z powagą wypisaną na twarzy wlepia swój wzrok w Lukę.


– Coś się stało? – pytam, na co Dean uśmiecha się w moją stronę, a chłopak przede mną omija mnie i wychodzi z pokoju. – Dzięki za miłą rozmowę. Chodź. – Klepie chłopaka po plecach i ciągnie w stronę schodów.


– Nic takiego, April – mówi Dean, machając ręką. Kiwam głową z widocznym nieprzekonaniem. Podczas gdy oni schodzą po schodach, ja zamykam drzwi do pokoju, upewniając się kilka razy, czy na pewno są dobrze zamknięte.


Gdy stwierdzam, że jestem przekonana, wzdycham i ustanawiam sobie nowy cel: Dowiedzieć się, o co chodzi w tajemniczym zachowaniu chłopaków.


Schodzę prędko po schodach. Szukam ich wzrokiem po pomieszczeniu i zauważam ich idących w stronę wyjścia. Marszczę brwi, jednak nie przestaję iść w ich stronę. Właśnie wychodzą, podczas gdy ja uderzam w kogoś. Odsuwam się natychmiast.


– Szukałem cię, gdzie byłaś? – pyta Isaac.


– Też cię szukałam, ale poddałam się. Byłam u mnie w pokoju. – Zerka na mnie dziwnym wzrokiem, jednak szybko łagodnieje i kiwa głową.


– Widziałaś może Deana? – Zmienia temat.


– Tak, wyszedł z Luką. Wiesz może, gdzie poszli? – Brat patrzy na mnie przez dłuższą chwilę w ciszy.


– Nie wiem. – Odwraca wzrok, wzruszając ramionami. – Kate i Trey siedzą na kanapie. – W pośpiechu odchodzi, nie dając mi nawet szansy odpowiedzieć. Naprawdę chcę iść za nimi, jednak gdy wychodzę na zewnątrz, jest tam kilkanaście ludzi i zero śladów kogokolwiek, kogo znam. Dziwię się i rozglądam kilka razy.


– Szukasz mnie? – pyta głos, który już zapamiętałam. Odwracam się w jego stronę z uśmiechem.


– Kogoś innego – częściowo kłamię, a on unosi brwi.


– Doprawdy? – Stawia krok, przez co znajduje się bliżej mnie. W odpowiedzi mu przytakuję, bo nie stać mnie na nic więcej. – I nie martwiłaś się ani trochę? – pyta.


– Rozmawialiśmy dwa razy – wytykam, oddalając się od tematu, o który chciałam zapytać.


– Trzy – poprawia mnie, na co kiwam głową, przyznając mu rację. – Idziesz do środka? – pyta, kiedy widzi, że trzymam się za ramiona. Kiwam głową i wchodzę do środka domu.


– Idę do Treya i Kate. – Wskazuję za siebie kciukiem. – Idziesz? – pytam, na co Luca uśmiecha się.


– Jasne – mówi z tym błyskiem w oku, do którego już się przyzwyczaiłam, wmawiając sobie, że to normalne.


Kiedy podchodzimy do kanap, od razu roznosi się mocny zapach wódki. Krzywię się trochę, na co Luca śmieje się. Gromię go wzrokiem.


– Proszę, kogo my tu mamy, naszą jubilatkę! – mówi wstawiony Trey. – Zróbcie miejsca, a nie stoicie jak te słupy. – Zaczyna machać rękami, odganiając ludzi, jednak wygląda to bardziej jakby próbował odgonić od siebie osę.


– Gracie z nami? – pyta Kate, siedząca koło niego.


– Ja nie...


– Gramy – przerywa mi Luca, a Kate specjalnie ignoruje to, czego nie zdążyłam odpowiedzieć. Przesyła mi szczery uśmiech i poklepuje wolne miejsce między nią, a Treyem. Przechodzę między ludźmi, żeby dotrzeć do przyjaciółki. Wreszcie siadam.


– To jest ten Luca? – pyta szeptem przyjaciółka. Kiwam głową w odpowiedzi.


– Osoba po twojej lewej zadaje ci pytanie i jak z jakiegoś powodu nie odpowiesz, to za karę pijesz – tłumaczy głośniej Kate.


– Od nowa kolejka, bo April dołączyła. Czyli zaczynam ja – mówi Trey, wskazując na siebie, na co ludzie dookoła wydają niezadowolony mruk.


– Słaby jesteś w tą grę – mówi Luca za nami. – Jesteś zalany w trzy dupy. – Chłopak obok mnie momentalnie się odwraca.


– I kto to mówi! To ty jesteś słaby – odpowiada Trey, na co Luca przewraca oczami. Widocznie między nimi coś zgrzyta. – Zaczynamy! Kate, zadaj pytanie. Pokaż April jak się gra. – Kate przez chwilę milczy w zamyśleniu.


– Ile wypiłeś? – pyta z uśmiechem i triumfem na twarzy. Chłopak przesyła jej wściekłe spojrzenie i bierze kieliszek ze stołu, którego zawartość jednym ruchem wlewa do gardła.


– Podoba ci się ktoś z naszej grupy? – pyta Trey z grymasem na twarzy od alkoholu. Patrzę na niego, nic nie mówiąc. Czuję na sobie wzrok wielu osób, w tym Luki. Mogę skłamać, ale to nie o to chodzi, prawda? Biorę głęboki oddech. To tylko alkohol – myślę.


Chwytam jeden kieliszek, na co ludzie wokół cieszą się, mrucząc coś pod nosem. Przez chwilę waham się, jednak zaraz przechylam naczynie i od razu krzywię się. Nieprzyjemne pieczenie rozlewa się po moim gardle.


– Pas – mówię, nadal skrzywiona.


– Wiedziałem. – Zerkam w stronę głosu. Trey patrzy na mnie nieodgadnionym wzrokiem. – To będzie długi rok. – Wzdycha i zabiera ze mnie swój wzrok. Od razu czuję się lżej.


Ignoruję ostatnie zdanie, które wypowiedział pijany przyaciel, i przyłapuję się na tym, jak gapię się na Lukę. Odwraca się momentalnie i tak samo szybko jak nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, tak samo szybko go przerywam.


Próbuję wkręcić się od nowa w grę, ale jestem rozkojarzona, dlatego wstaję z zamiarem odetchnięcia na świeżym powietrzu.


– Gdzie idziesz? Zaraz twoja kolej – mówi blondynka z o rok młodszej klasy. Uśmiecham się do niej serdecznie.


– Muszę się przewietrzyć, zaraz wrócę. – Dziewczyna wzrusza ramionami i odwraca głowę w stronę małego tłumu wokół kanap.


– April, chodź na ostatnią rundę! – krzyczy ta sama dziewczyna, kiedy odchodzę na kilka kroków. Zerkam na nią przez ramię i widzę, jak ludzie w oczekiwaniu na mnie patrzą. Wszyscy wraz z Luką, Treyem i Kate, która pokazuje jeden palec. Przewracam oczami i wolnym krokiem podchodzę do nich.


– Powinienem być teraz chyba ja, ale już spasuję, więc Luka odpowiada – mówi Trey. – Kiedy się przyznasz? – pyta chłopaka. Luca z rozbawieniem kręci głową.


– Nie mam do czego. – Składa ręce na klatce piersiowej, kiedy ludzie na niego ciągle patrzą. – Odpowiedziałem. Nie żartujcie sobie nawet ze mnie. – Kate bierze kieliszek ze stołu i mu podaje, a on prycha śmiechem pod nosem i zabiera od dziewczyny alkohol. Wypija jednym ruchem całą zawartość bez skrzywienia i w tej samej chwili podchodzi do mnie brat.


– Musimy stąd iść – mówi, ciągnąc mnie za ramię. – Weź szybko najpotrzebniejsze rzeczy, a ja...


– Co ty wyprawiasz? – Przerywam mu. Odchodzimy kilka kroków od ludzi. – I o czym ty w ogóle gadasz? Piłeś coś? – pytam, patrząc na jego twarz, wypatrując czegoś, co dałoby mi odpowiedź.


– Możesz po prostu to zrobić? Pospiesz się. – Marszczę brwi i kręcę głową z niedowierzania.


– Ale masz poczucie humoru, boki zrywać, nie ma co. Idź się lepiej... – Isaac łapie mnie za ramiona.


– Idź. Na. Górę. Po. Potrzebne. Rzeczy. – Akcentuje każde słowo, robiąc pomiędzy nimi przerwy.


– Ale o co...


– Idź! – krzyczy, na co podskakuję i szybko kieruję się w stronę schodów. Brat wyprasza ludzi, mówiąc, że impreza dobiegła końca, a Dean rozmawia z pijanym Treyem i Luką. Ostatnim, co słyszę, zanim wchodzę do pokoju są kroki i jakieś zamieszanie.


Biorę tą samą torbę, z której wypakowałam ciuchy i pakuję tam parę ciuchów z szafy, bieliznę i koc, bo nie mam pojęcia, gdzie idziemy. Gdy podchodzę do biurka, biorę teczkę, w której mam dokumenty.


– Hej, pomóc w czymś? – Odwracam się w stronę głosu. W progu stoi Dean.


– Co się dzieje? – pytam tonem, którego dawno nie pamiętam. Gdy chłopak go słyszy, od razu do mnie podchodzi i przytula.


– Wytłumaczą ci wszystko. Teraz mamy pięć minut, zanim zrobi się naprawdę źle, okej? – Kiwam głową, a on ociera łzę z mojego policzka. – Wszystko będzie dobrze, musimy się tylko pospieszyć. – Biorę się w garść i po chwili schodzimy z torbą na dół. Nie ma tam już nikogo oprócz Isaaca i bałaganu.


– Luca już czeka w samochodzie z Kate. Pojadę z nimi. Trey jest w aucie, zabierzecie go – mówi brat, kiedy bez zatrzymania kierujemy się do drzwi. Nie chcę zadawać pytań, bo boję się. Wiem, że nie wytłumaczą mi nic na ten moment, więc w ciszy i pośpiechu idę za Deanem.


– Uważajcie na siebie – mówi chłopak obok mnie do Isaaca. Brat kiwa głową.


– Wy też.


Wychodzimy. Na dworze wydaje mi się, jakby panowała minusowa temperatura, a droga jakby przedłużała się specjalnie. Stres, który czuję przez dziwne uczucie w brzuchu wydaje się naprawdę wielki. Ledwo wchodzę do samochodu, a ruszamy.


Podczas jazdy nieraz mam wrażenie, jakbyśmy pędzili ponad dwieście na godzinę. Dean przez większość czasu chyba mówi coś do mnie albo do Treya, który siedzi z tyłu, ale nie zwracam na nich uwagi, a na obraz za oknem, który jest mi już nieznajomy. Co chwilę patrzę na czas i coraz bardziej strach mnie przysłania.


– Gdzie jedziemy? – Piętnaście minut. Tyle wytrzymałam w milczeniu.


Brak odpowiedzi.


– Co się tam stało? – W zaparte zadaję pytania.


Westchnięcie.


– Nie mogę ci powiedzieć, bo to nie ja powinienem o tym mówić – ucinaDean, zezłoszczony.


– Mówić o czym? – Nie mam zamiaru przestać pytać tylko dlatego, bo jest zły. Nic nie zrobiłam i chcę tylko dowiedzieć się co tu się dzieje.


– April, przestań. – Marszczę brwi i opieram się o siedzenie.


– Świnie umieją latać? Istnieje magiczny ołówek? A może ziemia zaraz złamie się na pół? – Wyrzucam ręce w powietrze. – Może zaraz wyrośnie mi druga noga, albo...


– Trzecia – mówi niewyraźnie chłopak z tyłu. Odwracam się do niego.

– Co? – pytam, na co chłopak przewraca oczami. 

– Trzecia noga, nie druga. – Robi jakiś dziwny gest dłonią. 

– Cicho – ucisza Dean. – Słyszycie to? – Nic nie mówię, przysłuchując się. – Warkot auta z tyłu, słyszycie czy oszalałem? – pyta podniesionym głosem.

– Oszalałeś – mamrocze Trey.


– Nic nie słyszę – oznajmiam. Chłopak zerka na moją dłoń. – Oczywiście, że nie słyszysz. – Oglądam moją rękę, po czym opuszczam ją i zsuwam się nieco z siedzenia. Mój wzrok przyciąga bluza, wciśnięta pomiędzy siedzenia. Od razu zakładam ją.


– Przytrzymaj się lepiej czegoś, musimy ich zgubić – mówi nagle Dean. Przyspiesza tak, że wbijam się w siedzenie. Po chwili jakieś auto jedzie dosłownie kilka centymetrów przy nas. Jeszcze trochę i uderzy w nasz samochód. Dean gwałtownie hamuje, a pojazd, który przed chwilą w nas prawie uderzył, jedzie dalej. Chłopak zawraca i jedziemy w drugą stronę, skręcając w jakąś wąską ulicę. Ten sam wóz już za chwilę jest za nami, na co słyszę ciche przeklnięcie.


– Jak daleko jest za nami? – pyta Dean. Odwracam się, aby sprawdzić.


– Kilka metrów, nie może nas dogonić – mówię, a chłopak się uśmiecha.


– To dobrze. – Przyciska gaz i ledwo udaje mu się zakręcić.


Ciągle wpadam na okno lub na siedzenie od silnych zakrętów. Wysłuchuję przekleństw Treya, który ciągle uderza głową o szybę i próbuję zapanować nad swoim strachem. Strachem, zdezorientowaniem i stresem.


Zaciskam palce na pasie, zamykając mocno oczy. Czuję ból przy samych palcach od mocnego zaciskania, ale nie potrafię przestać. Jestem jak w transie w swoim świecie strachu i gniewu. Ponownie zamknięta. Ponownie odizolowana. Ponownie słaba.


– Kate? – Otwieram nagle oczy. Przez otwarte drzwiczki widzę, jak Dean schyla się, trzymając mnie za ramię. – Już po wszystkim, zgubiliśmy ich. – Mój oddech jest zdecydowanie zbyt szybki.


– Tak? Jesteśmy bezpieczni? – pytam z nadzieją, że odpowiedź będzie twierdząca.


– Mhm – przytakuje, a mnie zalewa ulga, jak wiadro zimnej wody. Opuszczam ręce i rozluźniam mięśnie. – Załóż go. – Podaje mi pierścionek, a ja nawet nie pytam, czemu akurat teraz mam go zakładać.


– Chcę odpowiedzi – mruczę pod nosem. Chłopak puszcza moje ramię i uśmiecha się lekko.


– Przepraszam cię, April. Ja ci ich nie mogę dać. – Zamyka lekko drzwi, gdy widzi, że nie mam zamiaru odpowiadać. Ponownie wsiada do pojazdu i już za chwilę znowu jedziemy, a ja nie odzywam się. Zaczynam zastanawiać się nad tym, czemu Dean nie chce mi powiedzieć, z jakiego powodu musiałam tak nagle wyjść z domu i kim byli i czego chcieli ci ludzie, którzy nas przed chwilą gonili. Wzdycham i patrzę za okno. Nawet nie mam pojęcia, gdzie jadę.


Patrzę na pierścionek, który kazał mi założyć. Nie jest w moim stylu, ale pewnie przyzwyczaję się. Jest srebrny, jego obramówka przypomina mi gałęzie. Na środku jest czarny kamień albo kryształ.


– Podoba ci się? – pyta Dean, który patrzy na mnie przez lusterko. Kładę rękę na kolanie.


– Całkiem ładny. – Śmieje się i kiwa głową. – Za pół godziny będziemy na miejscu. – I ponownie nie odzywam się, wiedząc, że nie dostanę upragnionej odpowiedzi.


Reszta drogi mija spokojnie. Parkujemy pod dużym budynkiem na odludziu.


– Gdzie jesteśmy? – pytam, kiedy Dean wychodzi z pojazdu.


– W bazie. – Uśmiecha się szeroko i zamyka drzwi za sobą. Wysiadam za nim.


– Czy ktoś mi w końcu powie, co tu, do cholery się dzieje? – pytam, kiedy widzę, że przyjeżdża następny samochód, z którego wysiada Luca wraz z Kate.


– Nic wam nie jest? – pyta Luca, patrząc raz na mnie, raz na Deana. Kręcę głową.


– Cali i zdrowi, pomijając fakt, że ścigaliśmy się prawie jak w Szybkich i wściekłych. Mogę dostać wyjaśnienie?! – Zakładam ręce na klatce piersiowej. Luca marszczy brwi i patrzy na chłopaka obok mnie.


– Ktoś was gonił? – Nie ściąga wzroku z Deana.


– Tak, ale daliśmy sobie radę. – Patrzy na samochód i uśmiecha się. – Ona dała sobie radę – mówi, wskazując na auto.


– Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś – mówię z wyrzutem, ale ignoruje mnie. – Gdzie Isaac?


– Zmiana planów, pojechał innym samochodem – tłumaczy Luca. – Mogłeś zadzwonić, poprowadziłbym was. Zdecydowanie za dużo ryzykowałeś. – Zarzuca Deanowi.


– Ale nic nam nie jest. Nie było czasu, żeby dzwonić. Poza tym to były świeżaki, nawet broni nie mieli. – Macha ręką na Lucę.


Gdy oni wymieniają się zarzutami, patrzę na Kate, która spuściła wzrok na ziemię i podchodzę do niej.


– Jak się czujesz? – pytam. Dopiero po chwili unosi głowę.


– Dobrze, a ty? – Uśmiecha się smutno.


– Bywało lepiej. – Wzdycha. – Wiesz, co tu się dzieje? – Kate unika kontaktu wzrokowego.


– Poczekaj na Isaaca – mówi cicho.


– Ty wiesz – mówię oskarżycielsko. – Dlaczego wszyscy ukrywają coś przede mną? Co wy tak ukrywacie? – Odwracam się do chłopaków, którzy nagle ucichli.


– No tak. – Idę przed siebie. Słyszę za sobą kroki. – Wrócę, muszę pomyśleć. – Kroki są coraz głośniejsze i cięższe.


– Luca, daj jej spokój! – krzyczy Dean za moimi plecami. Nikt już za mną nie idzie. Zaciągam kaptur na głowę i przyspieszam nieco, ścierając łzę z polika. Skądś już to pamiętam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro