Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Czarna suknia

        Zamykam z impetem drzwi. Tak mocno, że aż podskakuję. Odwracam się w ich stronę i unoszę brwi do góry. Wygląda na to, że zdobyłam nową umiejętność. Zamykanie drzwi bez użycia rąk może być pomocne. Szkoda jednak, że jest to tak przerażające. Kręcę głową i patrzę na łóżko z utęsknieniem. Tak bardzo pragnę znowu zasnąć. Ten tryb życia mnie męczy. Co prawda dopiero od dwóch dni budzę się aż tak wcześnie, ale od dobrych miesięcy nie miałam dobrego, ciągłego snu. Wzdycham i odwracam wzrok od materaca, bo wiem, że jeśli się położę, to zasnę, a kolejne spóźnienie jest ostatnie na liście "pragnę tego".


Zaciskam szczękę na myśl o moim spóźnieniu i rozmowie z jakże sympatycznym Jeremim. Rozumiem, że mógłby być zły na to, że się spóźniłam tak dużo czasu – to moja wina, ale niektóre komentarze były zbędne. Zachowywał się przecież jak gbur, któremu życie niemiłe. Poza tym jest trenerem, więc powinien być profesjonalny, a tymczasem on po pięciu minutach rozmowy sobie poszedł. Wiem, że dużo zrobić nie mogliśmy, ale przynajmniej zacząć? Nie to, żeby specjalnie mi na tym zależało. To wszystko nadal mnie przeraża. Próbuję się odnaleźć w tym wszystkim, próbując zachować maskę dorosłej kobiety, ale w głębi duszy wiem, że najchętniej 

zapomniałabym o tym wszystkim i zwiała, gdzie pieprz rośnie. Tu nawet nie chodzi już o chęć ucieczki, jako moje "rozwiązanie" problemów, a o sam fakt, że chcę odpocząć. Jestem najzwyczajniej zmęczona.

Przecieram dłonią twarz i chwytam telefon. Zero e-maili, zero wiadomości, zero telefonów od tej jednej osoby. Nie to, że oczekuję jakiejś informacji od ojca, ale nie mam z nim kontaktu już trochę czasu. Jako rodzic chciałabym chociaż sprawdzić, jak moje dziecko się czuje. Natomiast ciężko nazwać mojego tatę, kochającym rodzicem. Ale nie oszukuję siebie przynajmniej w tej kwestii – nadal go kocham. Mimo, że popełnił mnóstwo karygodnych błędów, nadal darzę go jakimś uczuciem, bo w końcu to mój tata, który nie od zawsze był taki, jaki jest w tym momencie. Ocieram łzę, która mimowolnie spływa po moim poliku. To chyba dowód na to, że nie do końca jestem gotowa na jakąkolwiek wiadomość od niego.


Kręcę głową i rzucam telefon na łóżko. Zatrzymuję się przed drzwiami i próbuję je otworzyć bez dotykania, ale kiedy tylko zdaję sobie sprawę z tego, że wyglądam jak ostatni idiota, gapiąc się na drzwi, marszcząc czoło, parskam śmiechem i otwieram je klasycznie. Kieruję się od razu do jednego pokoju. Wchodzę bez pukania i uśmiecham się, gdy widzę Kate, która przysypia, oglądając coś na telefonie. Zauważa mnie i siada, ziewając.


Marszczę brwi, kiedy widzę jej spakowane walizki i jej minę. Od razu do niej podchodzę i łapię za rękę. Byłam taką egoistką, że zapomniałam o tym, jak jej musi być ciężko. Przytulam ją z tą myślą.


– Co się stało? – pytam, gładząc dłonią jej plecy. Kiedy odsuwa się ode mnie i uśmiecha smutno, wiem, że nie jest dobrze.


– Zapomnę o tym. – Dezorientuję się.


– Nie rozumiem. – Kręcę głową.


– Chcą wymazać mi to, co widziałam tutaj, bo jestem tylko człowiekiem. – Wzrusza ramionami. – Ale nieważne, może tak będzie lepiej. Jak u ciebie? – pyta, próbując zmienić temat. Chiałabym jej pozwolić na to, ale niestety muszę o tym porozmawiać.


– Nie mogą tego zrobić – mówię pewnie. Kate wzdycha.


– Mogą, pomyśl logicznie. Człowiek wie coś, czego nie powinien, więc muszą sprawić, żeby zapomniał. – Nie odzywa się przez chwilę. – Żeby każdy był na swoim miejscu – mówi ciszej, a ja od razu kręcę głową. Wiem, co chce tym przekazać.


– Przestań.


– Ale to prawda! Twoje miejsce jest tutaj, a moje przy ludziach.


– Nie mam ochoty się z tobą kłócić na ten temat, kiedy mamy coś ważniejszego na głowie.


– April. – Ściska moją rękę. – Nie mówię tego ironicznie. Chyba się z tym pogodziłam. To tylko tydzień z mojego życia, a tak będzie sprawiedliwie.


– Właśnie, że nie będzie. To nie twoja wina, że tutaj jesteś. Trey popełnił błąd i nie powinnaś za niego płacić. – Biorę głęboki oddech, kiedy dziewczyna kiwa głową.


– Wiem. – Kładzie głowę na moim ramieniu. – Obiecasz mi coś? – pyta.


– Jasne.


– Obiecaj, że kiedy już mnie tu nie będzie, a ty nadal będziesz tu siedzieć... – krzywię się – to nie zapomnisz o mnie – mówi niepewnie. Odwracam się do niej i uśmiecham się.


– Obiecuję, że nigdy tak się nie stanie i obiecuję, że będziesz pamiętać to wszystko. – Marszczy brwi.


– April, nie obiecuj tego, czego nie jesteś w stanie spełnić.


– Nie robię tego. Będziesz to wszystko pamiętać choćby miałabym pomóc ci uciec. – Kate chce coś powiedzieć, ale zamiast tego uśmiecha się.


– Dziękuję. – Wzdycham i kładę się na łóżku, chociaż to nie jest dobry pomysł. – To jak? Coś się działo, czego mi jeszcze nie opowiedziałaś? – Kładzie się koło mnie, opierając głowę o dłoń.


– Właściwie tak. – Już chcę zacząć opowiadać, ale nagle przychodzi mi jedna myśl do głowy. – Co powiedziałaś swojej mamie? – pytam. Jej rodzice muszą być strasznie zmartwieni. Przecież w ich oczach znika na tydzień po imprezie.


– Powiedziałam, że chcę dotrzymać ci towarzystwa, bo... – Kiwam głową, dając jej znać, że nie muszę dokańczać. – Przepraszam, że powiedziałam to jako wymówkę, ale było to pierwsze, co...


– Nie ma sprawy. – Przyjaciółka kiwa głową.


– Tęsknię za pracą w bibliotece. – Uśmiecha się z nostalgią i kładzie się na plecach.


– Za biblioteką czy za tym facetem, Coltonem? – żartuję. Dziewczyna rzuca we mnie poduszką.


– Za biblioteką! – Dostaję drugi raz tą samą poduszką, więć jej ją wyrywam, śmiejąc się. – Swoją drogą miał na imię Carson.


– On też musi za tobą tęsknić. Pewnie codziennie pyta twoją mamę o to, kiedy przyjdziesz, bo skończył już swoją drugą powieść, w której opisuje, jak bardzo mu się podobasz – mówię, a Kate kręci głową z uśmiechem.


– Tak się składa, że zapytał o mnie – mówi po kilku sekundach, na co uśmiecham się szeroko. – Miałaś powiedzieć, co się działo. – Kiwam głową.


– Tak, ale wrócimy do Coltona. – Opowiadam jej o tym, że Luca będzie mnie trenował, co skomentowała uśmiechem. Później o niebieskich błyskawicach, spotkaniu z radą i ich "sympatią" do mnie, a na samym końcu o Jeremim i całym spotkaniu, które zaczyna się za trzy godziny.


– Żartujesz! Będziecie pić, a ja nic o tym nie wiem? – Udaje urażoną, na co ja przewracam oczami.


– Sama dowiedziałam się niedawno – informuję. – Chyba wymyślę jakąś wymówkę.
– Nie. Pójdziemy tam. – Marszczę brwi.


– Ty chyba...


– Kogo to obchodzi? Mam mieć wymazaną pamięć. – Wzrusza ramionami, jak gdbyby nigdy nic, tyle, że mnie nie oszuka. Za każdym razem, gdy rozmawiamy o zapomnieniu tego wszystkiego, widzę połysk strachu w jej oczach. Nie dziwię jej się, ale nie dopuszczę do tego, żeby coś takiego miało miejsce. – No to do dzieła. Trzeba się w końcu jakoś ubrać. – Wskazuje na mój uniform, a ja kręcę głową z uśmiechem.


– Jest problem.


– Ty też nie masz w co się ubrać – dopowiada, a ja kiwam głową. – No to tyle, jeśli chodzi o imprezę – mówi, na co odpowiadam śmiechem. – Spanie nie wydaje się złą opcją – mówię, przez co 

dostaję w udo. – Auć! – Podnoszę się i gładzę bolące miejsce.


– Pójdziemy tam, ale jeszcze nie wiem w czym. – Podchodzi do swojej torby. Mówiła, że Trey pojechał po parę jej rzeczy kilka dni temu.


– Zadzwonię do Treya – informuję ją, chwytając za telefon.


– Uważaj, bo wyczaruje ci piekną suknię balową. – Parska pod nosem.





– Miło mi was poznać, jestem Rachel. – Kobieta uśmiecha się do nas serdecznie.

– Kate. – Przyjaciółka z uśmiechem przedstawia się.


– Mi również, April – mówię, kiedy wszyscy wyczekująco na mnie patrzą.


– Bardzo się cieszę, że mam taką okazję. Ostatnio dużo się tu o tobie mówi – informuje. Pytająco spoglądam na Treya, który posyła gniewne spojrzenie dziewczynie. Rachel marszczy brwi. – No co? To prawda. – Wymija Treya. – Chodźcie, znajdziemy coś dla was. Idę za kobietą.


– Nie wiem, co zrobiłybyśmy bez ciebie. Nie mam pojęcia, jak ci dziękować – stwierdzam, na co macha ręką.


– Jeszcze zdarzy się okazja. – Odwraca się do mnie i puszcza mi oko.


Zatrzymujemy się przed szafą. Łatwo zauważam, że jej pokój, zakładając, że jest jej, jest zdecydowanie większy od mojego. Może ona tutaj mieszka? Dziwne. Niektórzy tu mieszkają, a niektórzy nie?


– Nie mam wielkiego wyboru jeśli chodzi o sukienki, bo nie chodzę w nich, ale – urywa, bo otwiera drzwiczki. – Ale coś sie znajdzie – dopowiada.


Kiedy Rachel szuka czegoś, ja zerkam na Treya. On patrzy się w skupieniu na asortyment szafy.


– A ta? – pyta, wskazując na jedną sukienkę. Rachel odwraca się z grymasem w jego stronę.


– Ale, że ta? – Wytyka palec w stronę szafy. Trey kiwa głową, a Rachel nic się nie odzywając, kręci głową i przegląda inne ciuchy. – O! – wyrywa jej się. – Co powiecie na to? – Przekrzywiam głowę, kiedy patrzę na sukienkę. Jest naprawdę ładna – w odcieniu bordowym, na cienkich 

ramiączkach i całkiem dużym dekoltem. Czy mogę wybrzydzać? Nie byłoby kulturalnie, ale jeśli mam być szczera, to wiem, że ta sukienka i ja to nie będzie dobre połączenie.

– Biorę ją – mówi Kate z determinacją, na co Rachel się szeroko uśmiecha i podaje ją mojej przyjaciółce. – Dziękuję, obiecuję, że odwdzięczę ci się kiedyś – mówi.


– Bierz i nic nie mów, możesz się przebrać tam o. – Wskazuje na drzwi w korytarzu.


Kate tylko szepce na odchodne "dziękuję" i wchodzi do pokoju, a ja wzdycham.


– No to teraz ty. – Rachel marszczy brwi i w zamyśleniu patrzy na ciuchy. – Ta? – Wyciąga czarną sukienkę, a ja uśmiecham się i kiwam głową. Cóż, może ta sukienka nie należy do tych, na którą bym spojrzała w sklepie. Nie chcę wybrzydzać, bo gdyby nie Rachel prawdopodobnie poszłabym na to spotkanie w jeansach i podkoszulce, ale stwierdzam fakty.


Spinam włosy w luźny kok, który o dziwo, nie wygląda źle i zastanawiam się, jak bardzo jestem wdzięczna Treyowi. Kiedy do niego zadzwoniłam, powiedział, że coś wykombinuje i cóż, niewątpliwie to zrobił.


Wygładzam sukienkę i marszczę brwi. Jest trochę za duża, ale przez to, że jest wykonana z lejącego się materiału, nie widać tego aż tak. Sprawę ułatwia też fakt, że ramiączka są regulowane na szyji, jednak minusem jest to, że prawie całe plecy są odkryte. To właśnie ten minus, przez który nie spojrzałabym na tą sukienkę. Zdecydowanie wolę ubrać bluzę z kapturem i luźne spodnie niż sukienkę, która ma podkreślać moją talię. To nie tak, że mam problem z moim ciałem, bo tak nie jest, ale nie czuję się dobrze w takich ciuchach.


Patrzę ostatni raz na swoje odbicie i wychodzę ze swojej łazienki. Wyszłam od Rachel, kiedy tylko Kate się przebrała, mówiąc, że wolę wyszykować się już sama. Poniekąd to prawda, ale w tym wypadku wolę uniknąć uwagi.


– I nie jest źle, nie? – pytam przyjaciółkę, która kiwa głową z uznaniem.


– No ładnie, w ogóle dawno nie widziałam cię w sukience.


– Ja ciebie też. – Wzdycham i siadam na fotelu. – Chcę spać – stwierdzam.


– Ominąłby cię Luca – mówi, na co ja parskam pod nosem, chociaż to fakt. – Nie mów, że nie szykujesz się chociaż w minimalnej części dla niego. – Mruży oczy, a ja kręcę głową.


– Oczywiście, że nie dla niego. – Marszczę brwi.


– Kłamiesz. Dlaczego ci tak zależy? – pyta.


– Bo Rada i tak już ma mnie za kogoś niewastarczająco dobrego. Gdybym pokazała się jakbym szła na siłownię, to nie chcę wiedzieć, co by sobie o mnie pomyśleli – mówię, sama nie wiedząc, czy to prawda.


– Oczywiście, dlatego się stresujesz i dlatego co pięć minut pytasz, czy zmienić to, czy zmienić tamto. Podoba ci się – stwierdza.


– Jasne, że mi się podoba. Jest w porządku, potrafi...


– Dobrze wiesz, że nie chodzi mi o to. Podoba ci się w sensie fizycznym i psychicznym. – Kręcę głową.


– Nie sądzę.


– Nie jesteś pewna?


– Nie.


– Czyli ci się podoba?


– Tego nie powiedziałam.


– W pewnym sensie tak. – Śmieje się, a ja przewracam oczami.


– Nie łap mnie za słowa i rusz ten tyłek, bo od pół godziny wszyscy już się tam zbierają. – Dziewczyna wstaje.


– Zmieniasz temat. – Kierujemy się do wyjścia. – Ale wiesz co? Przyznaj się w końcu. – Uśmiecham się i kręcę głową.


– Idź. – Kate otwiera drzwi i kierujemy się... No właśnie. – Poczekaj, wiesz gdzie iść? – pytam, a Kate zakrywa dłonią usta. Przewracam oczami i pukam do tych drzwi.


– Przecież mówiłem, że za pięć minut będę, nie musiałeś specjalnie... – Dean otwiera drzwi i patrzy się to na mnie, to na Kate. – Hej. Czemu tu jeszcze jesteście? – pyta.


– Bo nie mamy pojęcia, gdzie iść – informuje przyjaciółka, a ja parskam śmiechem. Cóż, nie należymy do osób, które potrafią się dobrze zorganizować na spontanie.


– A, dobra, to dajcie mi chwilę. – Bierze marynarkę z wieszaka i zamyka drzwi, więc mogę akurat poobserwować, jak się postarał.


– Nic nie mów – odzywa się, kiedy widzi, że patrzę na jego strój. – Zmusili mnie. – Poprawia krawat i wzdycha, kierując się do schodów.


– Co wy do tego macie? April też narzeka, że jej coś nie odpowiada. Przecież to okazja, żeby w końcu się jakoś wyszykować – mówi, przez co zaczyna dyskusję z nieustępliwym Deanem. Co chwilę uśmiecham się przez ich wymianę zdań i tak spędzam całe kilka minut, kiedy przechodzimy z prawego szkrzydła na lewe.


– Tylko idiota tak myśli – stwierdza Kate.


– No ale przyznaj, że mam rację. – Patrzy wyczekująco na przyjaciółkę, ale ona kręci głową.


– Nie – odpowiada, a Dean unosi brwi i nic już nie mówi.


Dochodzimy do wielkiej sali, w której na początku są porozstawiane stoły z krzesłami, a dalszą część zajmują ludzie, którzy tańczą do jakiejś słabej, wolnej muzyki. Biorę głęboki oddech i wchodzę do pomieszczenia, doganiając Kate i Deana.


– Poczekajcie. Pisali mi, gdzie siedzą – informuje Dean. Wyjmuje telefon z kieszeni i sprawdza wiadomości. – Okej. tłumaczenie Luki jest do dupy, ale chyba pójdziemy na prawo i ich zobaczymy. – Kiwam głową i ruszamy. – Mówi, że są przy obrazie, który wygląda jak... O! są – mówi w momencie, w którym ich zauważam. Na szczęście są na widoku, więc łatwo jest ich znaleźć.


Przy ich stole siedzi Luca, Trey oraz nieznajoma mi ruda kobieta i jakiś, tak samo nieznajomy facet. Luca odwraca się do nas, wyczuwając nasze spojrzenia.


– Trafiliście, cześć – wita się i zaraz patrzy na mnie, a później na moją sukienkę, przez co od razu się peszę. Mam nadzieję, że tego nie widać. – Widzę, że wymyśliliście coś. – Uśmiecha się, a ja kiwam głową.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro