Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Przepraszam

– Moja kolej na ewakuowanie się stąd. – Kiwam głową i ruszam z miejsca, mając zamiar iść ponownie w nieznane.


– Nie bądź tchórzem. – Momentalnie zatrzymuję się na te słowa. Tchórz – powtarzam w myślach.


– Nie przekraczaj granicy, Luca – mówię w zamiarze, aby mój ton był ostry, jednak niezupełnie mi to wyszło.


– Jakiej granicy? – pyta, bo oczywiście nie może zignorować moich słów
– Nie jestem tchórzem – mówię żałośnie, kiedy chłopak uśmiecha się delikatnie.


– Udowodnij. – Prycham śmiechem.


– Dobra próba, ale jest jeden problem. – Luca unosi jedną brew. – Nie potrafię.


– W takim razie się skup i spróbuj zrobić to samo, co na treningu, tyle, że na mnie. – Gwałtownie wdycham powietrze.


– Na tobie? – pytam, nie skupiając się na tym, co wychodzi z moich ust. Mężczyzna przewraca oczami i podchodzi do mnie wolnym krokiem, przez co cofam się o krok. Oczywiście musi to zauważyć – diametralnie na jego twarz wpływa wielki uśmiech.


– Z jakiego powodu się cofnęłaś? – pyta i zatrzymuje się około metr przede mną.


– A jakiej odpowiedzi oczekujesz? – odbijam piłeczkę.


– W co ty grasz? – Uśmiecham się lekko na jego słowa.


– Czy przypadkiem nie gramy w to oboje? – pytam, na co on śmieje się krótko i już wiem, że ominęłam odpowiedzi. Po chwili oboje poważniejemy.


– Skupić się. Muszę się skupić. – Zamykam oczy i próbuję z całych sił, ale nie daję rady. Trudno myśleć o czymś konkretnym, kiedy on patrzy się na mnie, a jeszcze przed chwilą rozmawialiśmy w ten dobry dziwny sposób. – Nie potrafię. – Wzdycham. Luca przez chwilę patrzy się na mnie w tak, jak zawsze, kiedy myśli o czymś.


– Podaj mi rękę – mówi nagle i wystawia dłoń w moją stronę. Patrzę się to na nią, to na niego, ale w końcu podaję mu ją.


– Co dalej? – pytam, kiedy unosi nasze dłonie, a ja ignoruję to specyficzne, jakby elektryzujące uczucie. Po chwili się nasila i wcale nie jest tak przyjemne. Natychmiast się odsuwam i masuję dłoń, patrząc się na Lucę, który wydaje się być zirytowany.


– Co to miało być? – pytam chłopaka, który przesuwa na mnie swój wzrok.


– Nie odsuwaj się, nic ci nie będzie – mówi, na co ze zwątpieniem na niego patrzę. – Obiecuję, że nic ci się nie stanie – mówi stanowczo, przez co prawie od razu przykładam swoją dłoń do jego. Uczucie, jakby prąd chodził po mojej ręce, nie przechodzi, a nasila się. Powstrzymuję swój odruch do odsunięcia się i próbuję skupić się na dłoni. Zauważam szybko, że to wcale nie przystwarza mi wielkiego bólu. W żadnym wypadku nie jest przyjemne, bo czuję, jakbym uderzyła się o łokieć i przeszedł mnie ten charakterystyczny prąd, ale da się wytrzymać. Luca odsuwa najdelikatniej, jak potrafi, swoją dłoń. Przez przerwę, jaką dzieli nasze ręce, przechodzą małe niebieskie błyskawice. Przyglądam się im w zaciekawieniu.


– Zastąp moją dłoń, twoją – mówi cicho Luca.


Powoli, bojąc się o to, że coś zepsuję, unoszę swoją drugą dłoń i zastępuję tą Luki. W tym momencie miedzy swoimi dłońmi mam malutkie błyskawice, które są tak jasne, że muszę mrużyć oczy.


– Włóż to więcej swojej energii, siły. – Wzdycham lekko, kiedy zamykam oczy i skupiam się na tym mocno. Wkładam w to całą swoją determinację. – April – szepce Luca, dlatego otwieram oczy.


Między dłońmi stworzyłam małą kulę, która nie jest idealna w kształcie, ponieważ są to te same "błyskawice", tyle, że jest ich o wiele więcej.


– Co teraz? – panikuję.


– Skieruj ją w ziemię, odpychając ją od siebie. – Robię to gwałtownie, nie panując do końca nad skoordynowaniem moich ruchów. Kula rozpływa się w powietrzu. – Następnym razem trochę więcej siły w to włóż, bo inaczej zamiast zabić wroga, rozśmieszysz go. – Posyłam mu ostre spojrzenie i topię się w zażenowaniu i podekscytowaniu. Chwilę nic nie mówimy, a ja próbuję zapanować nad oddechem.


– To straszne – stwierdzam, na co chłopak marszczy brwi. – Może nie straszne, ale... dziwne. – Poprawiam w zdenerwowaniu włosy.


– Zdecydowanie – mówi cicho i wolno. Mam wrażenie, jakbyśmy określali inne sytuacje. Już chcę się o to dopytać, ale chłopak odzywa się. – To jak, ćwiczymy dalej? – Uśmiecha się szeroko, a ja wskazuję na miejsce, gdzie rozpłynęła się kula.


– Nie. Ma. Mowy. – Akcentuję każde słowo. Po chwili kręcę głową. – To surrealistyczne. – Krzywię się, a chłopak wzdycha lekko.


– No to chodź. – W ciszy kierujemy się do "wyjścia" z tej wielkiej polany. Przypominam sobie o tym, co się działo. Dean przesadził, a ja dałam się sprowokować.


– Musisz przestać uciekać – mówi nagle Luca, na co spinam się. – Na polu bitwy nie będziesz mogła uciec, będziesz musiała walczyć i stawić czoła wszystkiemu. – Mężczyzna zatrzymuje się nagle. – Mówię poważnie, April. – Patrzę na niego, próbując zobaczyć, czy kieruje go szczera rada, czy moment na poczucie się lepszym. Szybko uciszam drugą myśl. Muszę się nauczyć, że nie zawsze coś musi mieć tą drugą, złą stronę.


– Wiesz, to trudne, jak od zawsze radziłam sobie sama. Wydaje mi się, że inaczej już nie potrafię. 

– Zabieram wzrok z jego oczu, bo mówienie szczerze i patrzenie komuś przy tym w oczy jest za trudne.

– Spójrz na mnie – szepcze. Zamykam na kilka sekund oczy, a następnie robię tak, jak polecił. – Jesteś silniejsza, niż myślisz. – Uśmiecham się lekko, patrząc, jak dziwnie mienią się jego oczy. Jakby był to obraz rozszalałego morza, tylko w jego tęczówkach. Szybko zdaję sobie sprawę z tego, jak ta chwila jest intymna i odwracam wzrok. Zaczynamy znowu iść, a ja wzdycham z pewną ulgą. Przez chwilę byłam jak otwarta księga, z której mógł wszystko wyczytać. Choć w gruncie rzeczy przez ostatnie dni wcale nietrudno było odczytać ze mnie emocje.


– Luca, a co jeśli mój brat naprawdę robi coś za naszymi plecami? – pytam nagle, próbując nie myśleć za dużo.


– Nie sądzę. – Kręci głową. – Twój brat jest naprawdę dobrym dowódcą, a za kilka lat może stanie się najlepszym. Dean po prostu przesadził. Przez tą sytuację jest trochę wyprowadzony z równowagi, jak my wszyscy tak naprawdę. – Kiwam głową. – Ale wszystko jest możliwe – dodaje po chwili, a ja wbijam w niego ostre spojrzenie.


– Wcale mnie nie uspokoiłeś. 


– Może wcale nie zamierzałem. – Uśmiecha się przy tym lekko. Chcę już coś powiedzieć, ale się powstrzymuję.


Docieramy wkrótce pod bazę, a mnie zalewa zażenowanie. Uciekłam jak ośmiolatka, której mama powiedziała, że powinna posprzątać bałagan. Tyle, że mnie oskarżono o zdradę. Luca bez zawahania idzie dalej, natomiast ja patrzę na budynek, myśląc nad tym, co stanie się, jak tam wejdę. Czy będą na mnie patrzeć z odrazą? Powiedzą, że nie zasługuję na takie życie i wygonią mnie stąd? Czy przejmowałabym się tym w ogóle? Na ostatnie pytanie znam odpowiedź, która jest oczywiście twierdząca. Przejmowałabym się jak cholera. Zostałabym sama ze swoją dziwną naturą. Wzdrygam się i idę przed siebie. Jesteś silniejsza, niż myślisz – powtarzam w głowie.


Przekraczam próg drzwi wejściowych, a faceci, którzy przy nim stoją, posyłają mi groźne spojrzenie, próbując mnie chyba przestraszyć, przez co się uśmiecham, mimo, że wcale nie jest mi do śmiechu. Luca już wchodzi po schodach, więc go doganiam.


– Gdzie idziemy? – pytam, kiedy zauważam, że idziemy w przeciwną stronę do pokoi. Chłopak zerka na mnie.


– Na badania, musimy w końcu dowiedzieć się, czemu jesteś tak wyjątkowa. – Uśmiecham się, chociaż wiem, że miał na myśli ten cały czynnik, który na mnie wpływa.


– Wiesz, jak to będzie wyglądać? – pytam Lukę, próbując dotrzymać mu kroku.


– Pobiorą ci krew i będą porównywać do krwi normalnego nowatora. Później będziesz musiała użyć energii, żeby im ją zademonstrować, jakby miało to w czymś pomóc. – Przewraca oczami.


– Stresuję się – przyznaję, wycierając o spodnie dłonie. Wchodzimy na piętro i skręcamy w prawo.


– Bo masz do tego powód. Trey będzie przy tobie, więc da ci wsparcie. – Kiwam głową. Zatrzymujemy się przed drzwiami, więc odwracam się do niego. On robi to samo. – To nic strasznego, za godzinę będziesz już wolna. – Biorę głęboki oddech, kiedy chłopak kieruje się do klatki schodowej.


– Jutro trening, ta sama godzina, ta sama sala. – Szczerzy się do mnie i schodzi po schodach. Kręcę głową i otwieram drzwi. – Jak to nie potrafisz? – pyta brunetka, której zapomniałam już imienia. Gabriella? Grace? Jakoś tak. Właśnie dowiedziała się, że nie do końca potrafię za pstryknięciem palców wywołać moją energię.


– Robiłam to już, ale był zawsze przy mnie Luca i poma...


– Jaki Luca? – pyta kobieta, podpierając ręce o biodra. Jąkam się w odpowiedzi, bo nie znam jego nazwiska.


– Richardson – odpowiada Trey. Kobieta mruży oczy, patrząc na mnie.


– I co z nim? – pyta.


– Pomagał mi z tym – odpowiadam krótko, żałując, że o nim wspomniałam.


– Z tego, co wiem, Luca ma tylko doszkalać cię, abyś była silniejsza, a nie w tym celu – mówi, kręcąc głową.


Z tego, co wiem, nie twoja sprawa, co robię z Lucą – myślę. Biorę głęboki oddech.


– Gdyby nie on, nic nie potrafiłabym.


– W takim razie, co potrafisz? – Chcę już coś powiedzieć, ale zamykam buzię. – No właśnie. – Odchodzi do jakiegoś komputerka i pisze coś na klawiaturze. Patrzę z przerażeniem na Treya, który patrzy z wrogością na Gabriellę.


Zazwyczaj nie jest taką suką. To pewnie przez te głupie plotki – tłumaczy Trey, mówiąc do mnie w myślach.


Dobrze wiedzieć, że tylko dla mnie jest taką jędzą – odpowiadam mu i nie słyszę nic więcej. Trey tylko uśmiecha się do mnie smutno. Wzdycham i patrzę na swoje ręce.


Zdesperowana zamykam oczy i skupiam się na dłoniach. To nie może być tak trudne bez niego. Całą frustrację przelewam w dłonie, jakkolwiek to brzmi. Kiedy czuję specyficzną energię w końcach palców, otwieram z nadzieją oczy. Nic z tego.


Zerkam na Treya, który wszystko widział.


Cholera – przeklina chłopak.


– W porządku, Rada przyśle kogoś, kto będzie cię uczył, jak używać energii. Jeszcze dzisiaj dowiesz się, kto i kiedy będzie cię trenował. – Uśmiecham się do niej sztucznie.


– Dziękuję za pomoc – mówię, na co dostaję jej uśmiech w odpowiedzi.


– Nie ma za co. A teraz przejdźmy do badań.


Jak się okazało, nie Gabriella, a Gianna, pobrała mi oraz Treyowi krew. Z minuty na minutę stawała się mniejszą jędzą albo to ja się przyzwyczajałam. Wyniki będą dopiero jutro, więc po długim wywiadzie, w końcu mogłam wyjść.


– Boże, to było okropne. – Kręcę głową, schodząc po schodach.


– Pobieranie krwi czy Gianna? – pyta, śmiejąc się lekko.


– I to i to, nienawidzę pobierania krwi. – Chłopak patrzy na mnie ze zdziwieniem. – No co? – pytam Treya.


– Nic takiego, pomyślałem tylko, że spotka nas wiele bardziej nieprzyjemnych rzeczy niż pobieranie krwi. – Wzrusza ramionami.


– Pewnie tak, ale nie zmieni to faktu, że nadal nie będę znosić pobierania krwi. – Trey śmieje się znowu.


– Fakt – odpowiada swobodnie. Przechodzimy koło drzwi wejściowych i zawracamy do pokoi.


– Powinniście zainwestować w windę – mówię, kiedy wchodzę na kolejne piętro, dysząc 

strasznie. Trey jak gdyby nigdy nic dalej wchodzi i posyła mi ponownie zdziwione spojrzenie.

– To tylko kilka schodów, nie przesadzaj. – Prycham śmiechem.


– Kilka? – pytam, a chłopak przytakuje.


– Ciekawe, co powiedziałabyś na nasze zwiady.


– Jakie zwiady? – pytam, zaciekawiona.


– Przeczesujemy teren i sprawdzamy, czy na pewno nie ma żadnych wrogów w okolicy – tłumaczy. – Możesz iść z nami, jeśli będziesz chciała. Tyle, że przechodzimy przynajmniej kilka kilometrów. – Śmieję się na tą informację.


– W takim razie na pewno mnie tam nie zobaczysz – oznajmiam, a chłopak wzrusza ramionami. Rozpoznaję swoje piętro i już mam zacząć narzekać, że mój pokój mógłby być niżej, ale nagle przede mną stoi Dean, który patrzy się to na Treya, to na mnie. Trey wkłada mi do dłoni klucze od prawdopodobnie nowego pokoju. Kiwam do niego głową na znak, że może iść. Cóż, nie mam wyboru.


– April... – zaczyna, a ja cofam się krok, żeby nie stać tak blisko niego. Odwracam od niego wzrok i zdaję sobie z czegoś sprawę. Zranił mnie.


– Tak? – pytam obojętnie. Mam prawo być zła. Mam prawo być nawet cholernie wściekła.


– Przesadziłem – mówi, patrząc na mnie ze szczerością w oczach.


– To prawda, przesadziłeś. – Kiwam głową, a chłopak wzdycha.


– Przepraszam, wcale tak o tobie nie myślę i nie myślałem. Byłem zły i nie myślałem nawet, co mówię. – Kręcę głową.


– Dean, powiedziałeś mi dzisiaj w twarz dużo przykrych rzeczy. Nie potrafię po prostu spojrzeć ci w oczy i powiedzieć, że wszystko w porządku, bo nawet, jeśli chciałabym, nadal byłoby to kłamstwo. – Chłopak kiwa głową.


– Dobrze, chciałem tylko powiedzieć, że naprawdę cię przepraszam. Jesteś dla mnie jak siostra i nigdy nie chciałbym cię zranić. Nieraz po prostu powiem coś, zanim o tym pomyślę. Przepraszam. – Patrzy mi w oczy. – Jeśli będziesz chciała porozmawiać, to daj znać, ciągle jestem dla ciebie. – Uśmiecham się lekko i kiwam głową. Chłopak dotyka z czułością mojego ramienia i omija mnie.


Sprawdzając numerek na kluczach, kieruję się do mojego nowego pokoju z nadzieją, że tym razem nie zdemoluję wszystkiego naokoło. Wnętrze pomieszczenia jest bardzo podobne do poprzedniego, tyle, że ten jest nieco jaśniejszy.


Podchodzę do stolika, na którym jest jakaś koperta. Otwieram ją ze zmarszczonymi brwiami.


Dzień dobry, Pan Jeremy zadeklarował, iż z przyjemnością będzie Pani pomagał w ćwiczeniu swoich umiejętności nadnaturalnych. Pierwszy trening odbędzie się jutro o godzinie dwunastej w głównej sali do treningów. Z poważaniem, Arlette.


Świetnie – mówię, kiedy zalewa mnie fala stresu. Chwytam telefon ze stolika z zamiarem opisania wszystkiego Kate, której nie widziałam przez cały dzień. Gdy tylko włączam urządzenie, dostaję powiadomienia o nowej wiadomości od przyjaciółki.


Kate: Pamiętasz, że umówiłyśmy się z Treyem do Seattle? Jak myślisz, oferta dalej aktualna? Trochę mi się tutaj nudzi.


Przecieram dłonią twarz. Ona jest niemożliwa. Z uśmiechem kładę się na łóżku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro