Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

X.7.

Léon szybko zrozumiał, jak czułaby się Nadine, spędzając noc w domu. On nie mógł sobie znaleźć miejsca. Cały czas myślał o swojej córce, która musiała wyzdrowieć. Innej opcji nie brał po uwagę. Myślał też o jej mamie, najdzielniejszej kobiecie, jaką w życiu spotkał. Nie mówiąc już o fakcie, że jej uroda działała na niego jeszcze mocniej niż kiedyś. Ja się naprawdę zakochałem – zorientował się. Nie była to najszczęśliwsza myśl, zważywszy na to, że jego szanse były raczej zerowe. Nadine ledwo go tolerowała i to tylko ze względu na Léę. Ale nie umiał już zaprzeczać swoim uczuciom. W końcu pokochał kogoś bardziej niż siebie. I to były aż dwie osoby.

Wreszcie zasnął, ale nie był to spokojny sen. Męczyły go koszmary.

Obudził się skoro świt, nie było jeszcze szóstej, bardziej zmęczony niż się kładł. Uznał, że nie może zrobić nic lepszego niż pojechać do szpitala. Po drodze zatrzymał się tylko na stacji, bo kawiarnie były jeszcze zamknięte, i kupił dwie kawy na wynos i dwa croissanty z czekoladą.

Strażnik nie bardzo chciał go wpuścić do szpitala o tak wczesnej porze, ale kiedy wyjaśnił, że matka jego córki koczowała tak całą noc i pewnie umiera z głodu i pragnienia, zlitował się.

– Tylko żeby się pan nigdzie nie chwalił, że można ot tak wejść do szpitala. – Pogroził mu palcem starszym pan.

– Ani myślę. Dziękuję – odparł Léon i pognał na trzecie piętro.

Nadine rzeczywiście spała na krześle z głową na łóżku Léi. Przebudziła się, kiedy tylko wszedł.

– Och, to ty – westchnęła i znowu zamknęła oczy.

– Hej, przyniosłem ci kawę i śniadanie. – Wskazała na kubki z kawą i papierową torebkę z croissantami.

Nadine znowu podniosła głowę i spojrzała na niego zaskoczona.

– Naprawdę?

– Odwdzięczam się za kolację. – Uśmiechnął się czarująco.

– Dziękuję. – Wyciągnęła rękę po kawę.

– Co z młodą?

– Przebudziła się w nocy na chwilę, ale jest bardzo słaba, zaraz znowu zasnęła.

– Dawali jej jeszcze jakieś kroplówki? Krew?

– Tak. I robili badania. I teraz rano będą robić kolejne.

– I co?

– Lekarz twierdzi, że jej stan się poprawia.

– Chcesz pójść do domu i odpocząć?

– Nie, zostanę jeszcze trochę. Poczekam na kolejne wyniki badań.

– No to poczekamy razem. – Léon wziął sobie drugie krzesło, a potem wyjął croissanta i podał drugiego Nadine. – Smacznego.

– Dziękuję. Wzajemnie. – Uśmiechnęła się w końcu.

Nadine jadła croissanta i piła kawę, i nie mogła się nadziwić, że ten facet potrafi być taki domyślny i empatyczny. Dotąd miała go za wybitny okaz egoisty. A jednak coś się zmieniło. Okazało się, że naprawdę zależy mu na córce i, tak jak ona, zrobiłby dla niej wszystko.

– Dziękuję też za wszystko, co robisz dla Léi. Tym razem... sama nie dałabym rady.

– To normalne. Mówiłem poważnie, że oddałbym nerkę, gdyby to miało ją uratować. To moja córka i ją kocham. Ale to dzięki tobie jest taka wspaniała.

Nadine uśmiechnęła się nieśmiało, próbując odgonić niechciane łzy wzruszenia.

– Starałam się tylko zrobić wszystko, żeby była szczęśliwa.

Léon patrzył na nią z coraz większym podziwem.

– Nadine... – zawahał się przez chwilę, bo to, co chciał powiedzieć, wydało mu się nie na miejscu. Ale przecież nie ma dobrego momentu na mówienie o uczuciach.

– Tak?

– Ja mówiłem poważnie, wtedy u ciebie...

– O czym teraz mówisz?

– O tym, że jesteś dla mnie ważna.

Nadine próbowała uspokoić galopujące serce, kiedy poczuła dotyk ciepłej męskiej dłoni na swojej. Nie, ja nie mogę znowu czegoś do niego poczuć. Nie chcę, nie mogę!

– Ale... po co ci to? Czemu znowu próbujesz zamieszać w moim sercu? Ja... nie zniosę już więcej zawodów. – Obróciła się tyłem do niego, próbując ukryć nieszczęśliwą minę.

– Nadine! – Léon wstał z krzesła i obszedł to, na którym siedziała ona, żeby przykucnąć na wprost. Złapał przy tym za jej ramiona, żeby znowu się nie obróciła. – Nie odwracaj się ode mnie. Chcę, żebyś to usłyszała i zrozumiała.

– Co?

– Że cię kocham. I że więcej cię nie skrzywdzę.

– Gadanie! – Nadine wstała wkurzona. Léon też wstał, ale tym razem przyciągnął ją do siebie i przytulił. Nie oponowała, bo jego dotyk działała na nią kojąco, mimo że tego nie chciała. Bardzo potrzebowała wsparcia.

– Wiem, że spieprzyłem – szepnął jej do ucha. – Tego nie cofnę. Ale przynajmniej nie traktuj mnie jak wroga. Daj mi szansę cię przekonać, że ty też możesz na mnie liczyć. Nie tylko Léa.

*

Léa otworzyła oczy, kiedy jej tata tulił mamę i szeptał jej coś do ucha. Była w takim szoku, że nawet się nie odezwała. Dopiero po chwili wychrypiała:

– Pić mi się chce.

Oboje rzucili się w kierunku łóżka.

– Léa! Kochanie! Jak się czujesz? – spytała mama.

– Zawołać lekarza? – spytał tata.

– Tak – potwierdziła mama. I tata pobiegł do dyżurki.

Co tu się dzieje?

– Nie mam tu żadnej wody, skarbie – odpowiedziała córce Nadine. – Zaraz poprosimy pielęgniarkę albo pójdę do sklepu.

Léa tylko skinęła głową.

Lekarz uspokoił całą trójkę, oznajmiając, że najwyższy czas, żeby młoda się obudziła i nie ma w tym nic zaskakującego. Pielęgniarka pobrała nastolatce krew do badania i przyniosła wodę w kubku ze słomką.

– Ja jej podam – stwierdziła Nadine.

– Tylko proszę uważać, żeby piła powoli i się nie zakrztusiła.

– Jasne.

Léa napiła się tylko trochę.

– Czy ktoś mi powie, o co tu chodzi? – spytała po chwili.

– Kochanie, zemdlałaś wczoraj w domu, trafiłaś do szpitala, przespałaś prawie całe wczorajsze popołudnie i noc. A jak się teraz czujesz?

– Zmęczona. – Nastolatka miała ochotę się roześmiać, ale to wymagało zbyt dużego wysiłku. Uśmiechnęła się tylko słabo.

– Jesteś jeszcze bardzo osłabiona. Myślę, że zostaniesz tu przez kilka dni.

– Kilka dni? O mamo! A co z Damienem? Pewnie się zamartwia!

– Temu chłopakowi należy się opiernicz za to, że pozwolił ci się doprowadzić do takiego stanu – zauważył Léon.

– To nie jego wina – zaprotestowała żywo.

– Léonie, spokojnie. – Nadine położyła dłoń na ramieniu mężczyzny. – Nie denerwuj Léi. Oczywiście, że dam znać Damienowi, że jesteś w szpitalu – zwróciła się do córki. – Będzie musiał jednak obiecać, że zacznie się zachowywać odpowiedzialniej. I ty też musisz na siebie uważać.

– Jasne, mamo. – Léa przymknęła na chwilę oczy i ziewnęła. – Chyba się jeszcze zdrzemnę. A wy idźcie się przespać. Wyglądacie oboje jak zombie.

Po chwili dziewczyna znowu spała. Lekarz powiedział jej rodzicom, że to zupełnie normalne i że powinna spać jak najdłużej, dopóki nie nabierze sił. A godzinę później miał też najnowsze wyniki badań.

– Państwa córka dobrze zareagowała na transfuzję – oznajmił lekarz z dumą. – Myślę, że zostawimy ją jeszcze na obserwacji przez trzy dni. Proszę jednak wracać do domu i przyjść w ustalonych godzinach odwiedzin.

– Wygania nas pan? – zdziwiła się Nadine.

– Tak. Proszę nam zaufać.

– W porządku – westchnęła.

Léon objął ją ramieniem w geście wsparcia.

– Chodź, odwiozę cię do domu.

– Przyjechałam tu wczoraj swoim autem – zaprotestowała Nadine.

– Wiem, ale nie wyglądasz, jakbyś nadawała się na kierowcę.

– Skoro tak twierdzisz, to w porządku. – Poddała się Nadine.

Léon odwiózł ją do domu i wszedł za nią do środka.

– Nadine.

– Słucham? – ziewnęła.

– Mogę zostać u ciebie?

– Ale po co?

– Chcę porozmawiać.

Nadine westchnęła ciężko.

– O czym?

– Muszę wiedzieć, czy dasz mi szansę przekonać cię o moich uczuciach.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Musi być aż tak uparty?

– Zawsze byłeś niecierpliwy, Léonie. Jeśli czegoś chciałeś, musiałeś mieć to już, natychmiast – wygarnęła mu. I miała rację. Tak było.

– To prawda, przyznaję.

– Przynajmniej tyle.

– Ale z wiekiem nauczyłem się, że na niektóre rzeczy warto poczekać.

– Chwała ci za to! Chcesz medal? – zakpiła.

– Nie! – odpowiedział w tym samym tonie. – Chcę ciebie!

– To masz pecha! Bo ja ciebie nie! – odparła, choć bardziej nie mogła minąć się z prawdą. Od wczoraj jej ciało reagowało na obecność Léona jeszcze intensywniej niż wcześniej. I, niestety, on chyba to wyczuł.

– Czyżby? – spytał, po czym przyciągnął ją do siebie, więżąc w ramionach.

– Puszczaj!

– To spójrz na mnie.

Nadine podniosła głowę i popatrzyła na jego przystojną, choć zmęczoną twarz ze śladem dwudniowego zarostu, ciemne oczy, w których się kiedyś kochała, usta, które... właśnie niebezpiecznie zbliżały się do jej twarzy. Kiedy Léon pocałował ją w czoło, prawie poczuła zawód. Ale nie trwało to długo. Po chwili uniósł jej brodę kciukiem i pocałował w usta. Najpierw cmoknął, a potem zaczął drażnić językiem jej wargi. Jęknęła i wpuściła go dalej, nie panując już nad odruchami ani wydawanymi dźwiękami. Całowali się namiętnie, prawie tracąc oddech, kiedy przerwał im dzwonek telefonu Léi z góry.

– Zapomniałam o Damienie! – Nadine odsunęła się od Léona i pobiegł na górę. Ale on pobiegł tam za nią.

Rzeczywiście, dzwonił chłopak Léi, zresztą któryś już raz od wczoraj. Telefon się prawie wyładował.

– Z tej strony Nadine Baudry, mama Léi. – Odebrała.

– Pani Baudry, gdzie jest Léa? – jęknął chłopak do słuchawki.

– Spokojnie, Damienie. Léa jest w szpitalu, ale już z nią lepiej.

– To twoja wina! – krzyknął zza jej pleców Léon.

– To nieprawda – zaprotestowała Nadine. – Léa zemdlała wczoraj po południu, niedługo po twoim wyjściu.

– O mój Boże! Jak to zemdlała?

– Uspokój się, chłopcze, bo paniką nikomu nie pomożesz. Myślę, że jutro będziesz mógł ją odwiedzić po południu w szpitalu Focha. Sama się z tobą umówi. Później zaniosę jej telefon, na razie odpoczywa.

– Dobrze. Dziękuję, pani Baudry. I... przepraszam.

– Proszę. Do widzenia.

– Do widzenia.

Nadine podłączyła telefon córki do ładowarki i odwróciła się do Léona.

– Nie możesz na niego krzyczeć. Jemu naprawdę zależy na naszej córce, a jej na nim. Zaufaj im.

– Spróbuję. A co będzie... z nami? – spytał, łapiąc jej spojrzenie.

Nadine nie miała już siły walczyć z tym, co czuła w jego obecności. Nie potrafiła ukryć, że nie był jej obojętny, a fizycznie działał na nią tak, jak żaden inny mężczyzna. Aż topiła się pod jego spojrzeniem, dotykiem, a pocałunki wynosiły ją do nieba. Tylko że to mogło być złudzenie. Nie miała odwagi znów zaryzykować złamanego serca.

– Nie wiem już sama, co o tym myśleć – przyznała. – Boję się, że to tylko złudzenie.

– Co?

– Że tu jesteś i mnie chcesz. Mamisz mnie, a potem znowu znikniesz i już się nie pozbieram.

Léon w jednej chwili był przy Nadine i ją tulił.

– Nigdzie się nie wybieram. Zostanę dziś z tobą. Potem pójdziemy razem do Léi, okej?

– Jak to „ze mną" i „razem"? – zdziwiła się Nadine.

– Normalnie. Pokażesz mi swoją sypialnię? Zaniosę cię tam. Musisz odpocząć.

– Ale ja...

– Nadine, chcę się tylko przytulić. Zaufaj mi.

– Dobrze... – Tylko przytulić. Jej westchnienie mogłoby wywołać huragan. Jednocześnie czuła ulgę i zawód z powodu jego słów. Absurdalne!

Leon rzeczywiście wziął ją na ręce i zaniósł we wskazane miejsce. Położył ją na łóżku, a po chwili sam umiejscowił się obok niej. Objął ją ramieniem i pocałował w czoło.

– Musisz się wyspać, skarbie – powiedział.

Skarbie?



$$$

Jak myślicie, które będzie bardzie uparte? :-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro