X.5.
Nadine czekała przy łóżku córki i próbowała modlić się o cud. Przecież takie rzeczy się zdarzały. Ludzie zdrowieli z gorszych chorób. Tym bardziej, że lekarz nawet nie potrafił od razu jej powiedzieć, co się stało Léi poza tym, że miała anemię, była odwodniona, osłabiona i podtruta, ale nerki nie pracowały prawidłowo, co równie dobrze można było zgonić na imprezę.
Léon wpadł do szpitala kwadrans po jej telefonie, co oznaczało, że musiał bardzo się śpieszyć.
– Co tu się stało? – spytał, patrząc na nieprzytomną Léę i zmartwioną Nadine.
– Zemdlała dziś w południe. Nie mogłam jej ocucić, więc wezwałam pogotowie. Jeszcze robią badania, ale lekarz prosił, żeby spytać w rodzinie o krew, bo tej podgrupy nie można tak po prostu dostać – wyjaśniła w skrócie.
– Gdzie jest ten lekarz?
– Chodź, zaprowadzę cię do niego.
Nadine wstała, wyminęła Léona i wyszła z sali, więc on poszedł za nią.
– Panie doktorze, to jest ojciec Léi, Léon Navarro.
– Dzień dobry, panie Navarro – przywitał się lekarz. – Czy zna pan swoją grupę krwi?
– Dzień dobry. Tak, to AB minus.
– A kiedy była ostatni raz oznaczana?
– Jakieś dwadzieścia pięć lat temu. Miałem wtedy operację usunięcia wyrostka.
– Dawno. Proszę się przygotować do pobrania krwi. – Lekarz wyjął czystą strzykawkę, fiolkę i igłę. – Sam panu pobiorę, każda minuta się liczy – dodał.
– T...tak. Jasne. – Léon zbladł, co nie umknęło uwadze Nadine.
– Boisz się igieł? – zrozumiała.
– Trochę – odpowiedział cicho.
– Potrzymać cię za rękę? – zakpiła, ale on mimo wszystko wziął jej słowa za dobrą monetę.
– Jeśli możesz, to poproszę.
Nadine nie wierzyła własnym uszom, ale nie było rzeczy, której by nie zrobiła dla Léi. Kiedy Léon usiadł i wyciągnął przed siebie lewe przedramię, stanęła z prawej strony i wzięła jego drugą dłoń w swoją.
– Patrz na mnie – powiedziała poważnie. – Léi to zawsze pomagało, jak była mała i bała się lekarza.
Léon posłuchał.
Chwilę potem było po wszystkim. Lekarz nakleił mu plaster, pokazał jak przytrzymać miejsce wkłucia, kazał im zaczekać i pobiegł z fiolką do laboratorium. Musiało mu naprawdę zależeć.
– I co teraz? – spytał mężczyzna, ciągle oszołomiony po niespodziewanym pobraniu krwi. I zawiedziony, że zaraz potem Nadine się od niego odsunęła i puściła jego dłoń.
– Pewnie sprawdzą, czy nadajesz się na dawcę krwi dla naszej córki. A potem powiedzą nam, co dalej. Ja... – Nadine załamał się głos – nie wiem, co będzie, jak ją stracę. Podobno jej nerki nie pracują prawidłowo.
– Nadine... – zawahał się. – Przepraszam cię za ten wybuch. Matka mnie zaskoczyła tym nieoficjalnym badaniem. Nie prosiłem o to – zaczął się tłumaczyć.
– I nic nie powiedziało ci, że może się mylić? – spytała urażona. – Nie poczułeś żadnej więzi z Léą, nie zauważyłeś żadnego podobieństwa?
– Właśnie zauważyłem i poczułem. Tym bardziej mi głupio, że zareagowałem tak irracjonalnie.
– Cóż, było-minęło. Teraz najważniejsza jest Léa. Ja naprawdę nie oczekuję od ciebie niczego poza tym, żebyś pomógł jej wyzdrowieć, jeśli to możliwe. Całe życie radziłyśmy sobie bez ciebie, ale tym razem tylko ty możesz pomóc. Przykro mi. – Nadine się rozpłakała.
– Mam nadzieję, że mogę pomóc – westchnął. On też się martwił.
Nie minęło piętnaście minut, jak lekarz wrócił z wynikami badań.
– Panie Navarro, jesteśmy uratowani! – krzyknął z emfazą.
– Tak? – Nadine ożywiła się natychmiast.
– Tak. Córka odziedziczyła po panu nie tylko grupę krwi w układzie AB0, ale także brak RH i brak haplotypu vel. Do tego macie idealną zgodność tkankową. Możemy pobrać panu krew dla niej.
– Ale... ile tej krwi? – spytał zmieszany.
– Na początek czterysta pięćdziesiąt mililitrów. Dostanie pan kroplówkę wzmacniającą. Czy w rodzinie jest ktoś, kto ma identyczną grupę jak pan?
– Tylko mój ojciec. Niestety, jest starszy i po wylewie.
– No to odpada. Jest pan gotów?
Léon tym razem zrobił się naprawdę blady, co Nadine zauważyła od razu. Odpowiedział jednak dzielnie:
– Jestem gotów.
– W takim razie zapraszam do gabinetu zabiegowego.
– Dobrze.
Léon wyszedł z lekarzem, a Nadine wróciła do córki, która nadal spała.
*
– Panie Navarro, proszę położyć się na leżance, głową wyżej. Pielęgniarka umyje panu rękę, odkazi i wyjaśni dalszą procedurę. To trochę potrwa. Zobaczymy się później.
Lekarz wyszedł, a pielęgniarka przystąpiła do działania. Léon prawie dostał palpitacji na widok grubości igły, która nie miała nic wspólnego z tą od strzykawki.
– Proszę się uspokoić – odezwała się pielęgniarka. – Słyszałam, że oddaje pan krew dla córki. Proszę sobie pomyśleć, że ona dzięki temu szybciej wyzdrowieje.
To faktycznie nieco go uspokoiło. Wkłucie bolało, ale przecież nie umarł od tego. Dziwnie poczuł się dopiero, kiedy zobaczył, że ciemnoczerwona krew spływa wężykiem do podpiętego woreczka, który jest poruszany przez jakąś maszynkę.
Pielęgniarka zauważyła jego minę.
– Gdyby poczuł się pan źle, proszę informować personel. Zostawiam panu dzwonek.
– Wrócę za kwadrans, żeby zobaczyć, jak nam idzie – dodała i wyszła.
Został sam, co nie poprawiło mu humoru. Jak do tego doszło, Léonie, że oddajesz krew w szpitalu? – spytał sam siebie z czarnym humorem.
Przymknął oczy tylko na chwilę. Kiedy je otworzył, zaskoczył go widok Nadine zamiast pielęgniarki.
– Jak się czujesz? – spytała z troską. Raczej nie udawaną. Chyba by to wyczuł.
– Jeszcze żyję – próbował zażartować. – Ale czuję się, jakby dopadły mnie wampiry.
– A co, wolałbyś wróżki czy wilkołaki? – zakpiła.
– No cóż, ukąszenie w szyję mogłoby być przyjemniejsze niż ukłucie w żyłę – zażartował znowu.
Tym razem Nadine się uśmiechnęła.
– Nie wiedziałam, że lubisz być kąsany. – Zaraz spłonęła rumieńcem, kiedy zorientowała się, jak idiotycznie to zabrzmiało.
– Co u Léi? – Léon zmienił temat, bo zauważył, że była zakłopotana. Postanowił nie dokładać jej powodów.
– Dalej śpi. Bardzo się martwię. Przyszły nowe wyniki badań i wychodzi, że niczym się nie zatruła, po prostu jej organizm był bardzo osłabiony i źle zareagował na nadmiar alkoholu. No i nie wiadomo, co spowodowało zakłócenia funkcjonowania nerek. Tylko odwodnienie, infekcja wirusowa czy coś poważniejszego.
– Mam nadzieję, że nic poważnego.
– Ja też. Léa jest dla mnie wszystkim. Co bym zrobiła bez niej?
Léon zapragnął przytulić Nadine, ale był unieruchomiony. Przytaknął jej więc tylko i odpowiedział:
– Będzie dobrze. W razie czego mam dwie zdrowe nerki, oddam jej jedną.
To miał być żart, ale ani jedno z nich się nie roześmiało.
Niedługo przyszła pielęgniarka.
– Proszę, żeby pani wyszła z zabiegowego. Muszę odpiąć pacjenta od aparatury.
Nadine wyszła i Léon się najpierw zmartwił, a potem ucieszył, bo nie potrafił opanować grymasu bólu przy wyciąganiu igły. Nie chciał okazać się przy niej mięczakiem.
– Panie Navarro, proszę się nie wiercić – zganiła go pielęgniarka. Musi pan powoli usiąść, a potem ostrożnie wstać, żeby nie zakręciło się panu w głowie. Ale najpierw założę panu opatrunek.
W tym czasie ktoś zabierał już woreczek z jego krwią.
– Kiedy moja córka ją dostanie? – spytał, siadając.
– Już niedługo.
Léon wstał z leżanki. Rzeczywiście był trochę zmęczony i kręciło mu się w głowie, ale nie tak, żeby nie mógł stanąć na nogi. Nie przewidywał omdlenia. Poza tym chciał jak najszybciej zobaczyć, jak Léa dostaje jego krew.
Kiedy jednak wszedł do sali, w której leżała Léa, zaskoczył go widok ojca Nadine i jakiejś kobiety.
$$$
Chciałabym Wam wyjaśnić, skąd wzięłam pomysł na wykorzystanie tej ultrarzadkiej podgrupy krwi. Nie wymyśliłam go sama. Trafiłam na nią w książce jednego z moich ulubionych autorów (oczywiście francuskich). Ciekawe, czy ktoś z was ją czytał? Lubicie Musso? Spodobał mi się on tak, że zaczęłam medyczny research i jest. Brak antygenu vel cechuje 99,99% ludzi na świecie, niezależnie od układu grupowego AB0. Jego obecność jest rzadką mutacją. Idealna sytuacja książkowa :-D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro