VII.8.
Léon pożegnał się z córką niedługo po wyjściu Nadine. Uznał, że wysłał już dość ostrzeżeń wzrokowych chłopakowi Léi, żeby młody wiedział, co mu grozi, jak nawali.
Léa zamknęła drzwi za ojcem i westchnęła ciężko.
– Oni chyba nigdy się nie polubią.
– Mówisz o swoich starych?
– Tak. Mama nie znosi taty, a on czasem zachowuje się, jakby zjadł wszystkie rozumy i nie ułatwia sprawy.
– A czemu zależy ci, żeby się lubili?
– A ty byś chciał patrzeć, jak twoi rodzice toczą nieustanną wojnę?
– Nie, ale u moich akurat jest odwrotnie. Przeżywają teraz drugą młodość, jakby się na nowo w sobie zakochali.
– Jak to?
– Normalnie. Ludzie po czterdziestce mają dwie opcje: albo się rozwodzą, jak już im dzieci dorosły, albo muszą się od nowa w sobie zakochać, żeby dalej żyć razem.
– Kurczę... nie myślałam o tym. Nie wiedziałam, że można zakochać się drugi raz w tej samej osobie.
– Moja babcia twierdzi, że można. To jest dowód prawdziwości twierdzenia o pętli czasu – zażartował sobie Damien.
Léa się zaśmiała.
– Rzeczywiście. Prawie powrót do przeszłości, tylko w przyszłości.
– Uwielbiam twoje poczucie humoru. – Damien pochylił się i pocałował Léę. – Zanim przyjdą pozostali goście, chciałbym ci coś dać – powiedział po chwili.
– Co?
– Prezent ode mnie. – Wyjął z kieszeni płaskie kwadratowe pudełeczko, a dziewczynie prawie zabrakło tchu. Szybko je otworzył i wyjął z niego srebrną przywieszkę przedstawiającą dwa serca, jedno w drugim.
– Ale...
– Na złote mnie jeszcze nie stać, ale kiedyś też ci kupię. Żebyś wiedziała, że tak właśnie jesteś w moim sercu. Joyeux anniversaire, Léa.
– Dziękuję – wydukała Léa, kiedy już mogła mówić.
– To ja dziękuję... – Znowu ją pocałował. Tym razem intensywniej.
Przerwał im dzwonek domofonu.
– Och, goście – zauważyła.
– A więc zabawa start – zaśmiał się Damien. – No już, leć otwierać.
16 czerwca rano
Najtrudniejsze było przebudzenie. Ivo, przerażony myślą, że Jean-Luc się wścieknie za to, że wykorzystał jego poalkoholową niepoczytalność, wymknął się nad ranem z łóżka przyjaciela, ubrał się we wczorajsze rzeczy, i usiadł na kanapie w salonie, czekając na wyrok. Nie ośmieliłby się go obudzić. Rozważał nawet ucieczkę z zamku, ale na to był zbyt dumny. I przecież ta noc była spełnieniem jego marzeń. Takiego czułego kochanka nie miał nigdy w życiu. Jean-Luc potraktował go jak kobietę. Z uczuciem i szacunkiem. Zanim zasnął, podziękował mu jeszcze i pocałował. Nigdy żaden mężczyzna nie był dla niego taki dobry.
Ivo da Costa nie miał w życiu wielu kochanków „na poważnie". Był zakochany dwa razy. To był właśnie ten drugi raz. On nie miał problemu z tożsamością. O tym, że jest gejem, wiedział od wieku nastoletniego. Z Jean-Lukiem był problem. On musiał być biseksualny, w dodatku ubzdurał sobie, że ożeni się z kobietą i zostanie ojcem. Pragnienie posiadania dzieci akurat Ivo rozumiał. Ale nie było takiej rzeczy, której nie można by zrobić za odpowiednie pieniądze w jego kraju. Gorzej z mentalnością. Dlatego tak bardzo podobało mu się w Europie.
W końcu nie wytrzymał i wszedł do sypialni Jean-Luka, żeby sprawdzić, czy ten jeszcze śpi.
*
Jean-Luc, zanim otworzył oczy, odtworzył w pamięci wydarzenia poprzedniego wieczoru do momentu, kiedy Ivo go pocałował. A potem... Nie, to niemożliwe. Znowu to zrobiłem? Był autentycznie przerażony. Od wielu lat był pewien, że wyleczył się z tego szaleństwa. Przecież miał kobietę, chciał się z nią ożenić, mieć dzieci. Naprawdę ją kochał.
Kiedy Ivo stanął w drzwiach, uśmiechając się nieśmiało, zrozumiał, że to nie był sen.
– Ivo – jęknął – powiedz mi, że to był sen, proszę.
– Przykro mi, Jean-Luc, ale nie powiem tego.
Hrabia podniósł się więc na rękach i usiadł na łóżku. Wyraz jego twarzy był pomieszaniem szoku, niedowierzania, ciężkiej nocy i wyrzutów sumienia, ale w oczach Iva wyglądał pięknie.
– Dzień dobry. Pięknie wyglądasz, jak jesteś taki zaspany i skacowany – spróbował zażartować da Costa.
– Co ja narobiłem? – Jean-Luc ukrył twarz w dłoniach. – Jak mogłem to zrobić Nadine?
Wtedy dopiero do Iva dotarło, że wykorzystał przyjaciela po alkoholu.
– Wybacz – westchnął Ivo. – Ja... naprawdę przepraszam. Poniosło mnie. Nie powinienem był. Obaj byliśmy pijani, ale tym razem chyba ty bardziej.
– Bo bardzo chciałem stracić tę wieczną kontrolę nas wszystkim – przyznał w końcu Jean-Luc.
– I udało ci się to? – spytał, przysiadając na brzegu łóżka.
– Aż za bardzo – zaśmiał się w końcu. – I co ja mam teraz z tobą zrobić, Ivo?
– Ja bym nie miał nic przeciwko, żebyś zrobił to, co wczoraj. – Brazylijczyk się zarumienił, kończąc zdanie.
Jean-Luc poczuł, że tego właśnie pragnie. Dałby się ponieść emocjom, nie zważając na konsekwencje. Ale Nadine...
– Ja naprawdę ją kocham – westchnął ciężko. – Nie mam pojęcia, jak to odkręcić.
– Co?
– To, co namotałem.
– Przepraszam.
– Nie ty powinieneś przepraszać. Ty jesteś wolny, Ivo. I w dodatku, jak widać, nie masz problemów z tożsamością. A ja zdradziłem osobę, którą szczerze kocham i która była moją jedyną przyjaciółką przez czternaście lat.
– Kochasz ją naprawdę?
– Tak.
– A co ze mną?
– Też bym chciał wiedzieć. Wczoraj, po alkoholu, byłem przekonany, że się w tobie zakochałem, ale Nadine jest moją narzeczoną. Kupiliśmy dom, w październiku bierzemy ślub.
– A więc wybierzesz ją?
– Nie wiem, Ivo! – krzyknął Jean-Luc i znowu ukrył twarz w dłoniach. – Nic już nie wiem. Gdybym mógł cofnąć czas...
– Rozmawialiśmy już o tym wczoraj. Nie można cofnąć czasu. Można za to podejmować takie decyzje, żeby nie cierpieć więcej w przyszłości.
– Czemu ja? – spytał Jean-Luc, patrząc w ciemne oczy Iva.
– Nie myśl, że to planowałem – westchnął Ivo – ale zakochałem się w tobie od pierwszego spotkania. A za każdym następnym było tylko gorzej. Jestem beznadziejnym romantykiem – westchnął.
– Ivo, ja mam czterdzieści lat. Ostatni dzwonek, żeby założyć rodzinę, mieć dzieci i zdążyć je wychować.
– I okłamiesz Nadine? Czy będziesz ją zdradzał?
– Nie miałem takiego zamiaru. Powiem jej prawdę i będę błagał o wybaczenie.
Ivo popatrzył zszokowany na Jean-Luka, ale wyglądało na to, że ten mówił poważnie. Poczuł wtedy, że nie może go już kochać bardziej. Ten facet rozwalił cały system...
– Jeśli tak, to pozwól mi dziś zostać. – Spojrzał na niego błagalnie. – Przynajmniej będziesz miał za co ją przepraszać.
Jean-Luc, wbrew jego oczekiwaniom, roześmiał się szalonym śmiechem.
– Wszystko w porządku? – dopytał zdezorientowany Ivo.
– Tak. Chodź. – Odkrył kołdrę i poklepał miejsce obok siebie na łóżku.
Brazylijczyk wskoczył tam ze zwinnością antylopy, aż łóżko zaskrzypiało.
– Mogę cię pocałować? – spytał dla pewności.
– Jasne. Ale najpierw wyskakuj z ciuchów – zaśmiał się Jean-Luc, a Ivo wykonał polecenie bez szemrania i po chwili znów siedział obok niego w samych bokserkach.
– Tak dobrze?
– Idealnie. Może masz rację i czas przestać się okłamywać. Cholernie mi się podobasz, da Costa. Jesteś taki piękny, że aż w oczy kole – zaśmiał się.
– A ty jesteś idealny. – Ivo zbliżył twarz i go pocałował. Potem jego ręce powędrowały na barki przyjaciela i zaczęły przesuwać się w dół, a on znaczył pocałunkami ich drogę. – Czy tak dobrze? – spytał.
– Dobrze, Ivo.
*
Jean-Luc czuł się rozdarty między uczuciem szczęścia a wyrzutami sumienia. Im dłużej Ivo był u niego, tym bardziej chciał, żeby został jeszcze dłużej, a najlepiej na zawsze.
Dlaczego nie można cofnąć czasu? Nie zbuntować się? Nie poznać Sabiha? Nie zakochać się w Nadine? Nie ulec magii Iva? Dlaczego?
$$$
Kochani, to koniec Rozdziału VII. Kto tam obstawiał, że Jean-Luc nie wytrzyma presji? ;-) Przed wami jeszcze trochę "sytuacji". Czekacie? :-D
Bawcie się dziś dobrze, widzimy się 2 stycznia :-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro