Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII.8.

Léon pożegnał się z córką niedługo po wyjściu Nadine. Uznał, że wysłał już dość ostrzeżeń wzrokowych chłopakowi Léi, żeby młody wiedział, co mu grozi, jak nawali.

Léa zamknęła drzwi za ojcem i westchnęła ciężko.

– Oni chyba nigdy się nie polubią.

– Mówisz o swoich starych?

– Tak. Mama nie znosi taty, a on czasem zachowuje się, jakby zjadł wszystkie rozumy i nie ułatwia sprawy.

– A czemu zależy ci, żeby się lubili?

– A ty byś chciał patrzeć, jak twoi rodzice toczą nieustanną wojnę?

– Nie, ale u moich akurat jest odwrotnie. Przeżywają teraz drugą młodość, jakby się na nowo w sobie zakochali.

– Jak to?

– Normalnie. Ludzie po czterdziestce mają dwie opcje: albo się rozwodzą, jak już im dzieci dorosły, albo muszą się od nowa w sobie zakochać, żeby dalej żyć razem.

– Kurczę... nie myślałam o tym. Nie wiedziałam, że można zakochać się drugi raz w tej samej osobie.

– Moja babcia twierdzi, że można. To jest dowód prawdziwości twierdzenia o pętli czasu – zażartował sobie Damien.

Léa się zaśmiała.

– Rzeczywiście. Prawie powrót do przeszłości, tylko w przyszłości.

– Uwielbiam twoje poczucie humoru. – Damien pochylił się i pocałował Léę. – Zanim przyjdą pozostali goście, chciałbym ci coś dać – powiedział po chwili.

– Co?

– Prezent ode mnie. – Wyjął z kieszeni płaskie kwadratowe pudełeczko, a dziewczynie prawie zabrakło tchu. Szybko je otworzył i wyjął z niego srebrną przywieszkę przedstawiającą dwa serca, jedno w drugim.

– Ale...

– Na złote mnie jeszcze nie stać, ale kiedyś też ci kupię. Żebyś wiedziała, że tak właśnie jesteś w moim sercu. Joyeux anniversaire, Léa.

– Dziękuję – wydukała Léa, kiedy już mogła mówić.

– To ja dziękuję... – Znowu ją pocałował. Tym razem intensywniej.

Przerwał im dzwonek domofonu.

– Och, goście – zauważyła.

– A więc zabawa start – zaśmiał się Damien. – No już, leć otwierać.


16 czerwca rano

Najtrudniejsze było przebudzenie. Ivo, przerażony myślą, że Jean-Luc się wścieknie za to, że wykorzystał jego poalkoholową niepoczytalność, wymknął się nad ranem z łóżka przyjaciela, ubrał się we wczorajsze rzeczy, i usiadł na kanapie w salonie, czekając na wyrok. Nie ośmieliłby się go obudzić. Rozważał nawet ucieczkę z zamku, ale na to był zbyt dumny. I przecież ta noc była spełnieniem jego marzeń. Takiego czułego kochanka nie miał nigdy w życiu. Jean-Luc potraktował go jak kobietę. Z uczuciem i szacunkiem. Zanim zasnął, podziękował mu jeszcze i pocałował. Nigdy żaden mężczyzna nie był dla niego taki dobry.

Ivo da Costa nie miał w życiu wielu kochanków „na poważnie". Był zakochany dwa razy. To był właśnie ten drugi raz. On nie miał problemu z tożsamością. O tym, że jest gejem, wiedział od wieku nastoletniego. Z Jean-Lukiem był problem. On musiał być biseksualny, w dodatku ubzdurał sobie, że ożeni się z kobietą i zostanie ojcem. Pragnienie posiadania dzieci akurat Ivo rozumiał. Ale nie było takiej rzeczy, której nie można by zrobić za odpowiednie pieniądze w jego kraju. Gorzej z mentalnością. Dlatego tak bardzo podobało mu się w Europie.

W końcu nie wytrzymał i wszedł do sypialni Jean-Luka, żeby sprawdzić, czy ten jeszcze śpi.

*

Jean-Luc, zanim otworzył oczy, odtworzył w pamięci wydarzenia poprzedniego wieczoru do momentu, kiedy Ivo go pocałował. A potem... Nie, to niemożliwe. Znowu to zrobiłem? Był autentycznie przerażony. Od wielu lat był pewien, że wyleczył się z tego szaleństwa. Przecież miał kobietę, chciał się z nią ożenić, mieć dzieci. Naprawdę ją kochał.

Kiedy Ivo stanął w drzwiach, uśmiechając się nieśmiało, zrozumiał, że to nie był sen.

– Ivo – jęknął – powiedz mi, że to był sen, proszę.

– Przykro mi, Jean-Luc, ale nie powiem tego.

Hrabia podniósł się więc na rękach i usiadł na łóżku. Wyraz jego twarzy był pomieszaniem szoku, niedowierzania, ciężkiej nocy i wyrzutów sumienia, ale w oczach Iva wyglądał pięknie.

– Dzień dobry. Pięknie wyglądasz, jak jesteś taki zaspany i skacowany – spróbował zażartować da Costa.

– Co ja narobiłem? – Jean-Luc ukrył twarz w dłoniach. – Jak mogłem to zrobić Nadine?

Wtedy dopiero do Iva dotarło, że wykorzystał przyjaciela po alkoholu.

– Wybacz – westchnął Ivo. – Ja... naprawdę przepraszam. Poniosło mnie. Nie powinienem był. Obaj byliśmy pijani, ale tym razem chyba ty bardziej.

– Bo bardzo chciałem stracić tę wieczną kontrolę nas wszystkim – przyznał w końcu Jean-Luc.

– I udało ci się to? – spytał, przysiadając na brzegu łóżka.

– Aż za bardzo – zaśmiał się w końcu. – I co ja mam teraz z tobą zrobić, Ivo?

– Ja bym nie miał nic przeciwko, żebyś zrobił to, co wczoraj. – Brazylijczyk się zarumienił, kończąc zdanie.

Jean-Luc poczuł, że tego właśnie pragnie. Dałby się ponieść emocjom, nie zważając na konsekwencje. Ale Nadine...

– Ja naprawdę ją kocham – westchnął ciężko. – Nie mam pojęcia, jak to odkręcić.

– Co?

– To, co namotałem.

– Przepraszam.

– Nie ty powinieneś przepraszać. Ty jesteś wolny, Ivo. I w dodatku, jak widać, nie masz problemów z tożsamością. A ja zdradziłem osobę, którą szczerze kocham i która była moją jedyną przyjaciółką przez czternaście lat.

– Kochasz ją naprawdę?

– Tak.

– A co ze mną?

– Też bym chciał wiedzieć. Wczoraj, po alkoholu, byłem przekonany, że się w tobie zakochałem, ale Nadine jest moją narzeczoną. Kupiliśmy dom, w październiku bierzemy ślub.

– A więc wybierzesz ją?

– Nie wiem, Ivo! – krzyknął Jean-Luc i znowu ukrył twarz w dłoniach. – Nic już nie wiem. Gdybym mógł cofnąć czas...

– Rozmawialiśmy już o tym wczoraj. Nie można cofnąć czasu. Można za to podejmować takie decyzje, żeby nie cierpieć więcej w przyszłości.

– Czemu ja? – spytał Jean-Luc, patrząc w ciemne oczy Iva.

– Nie myśl, że to planowałem – westchnął Ivo – ale zakochałem się w tobie od pierwszego spotkania. A za każdym następnym było tylko gorzej. Jestem beznadziejnym romantykiem – westchnął.

– Ivo, ja mam czterdzieści lat. Ostatni dzwonek, żeby założyć rodzinę, mieć dzieci i zdążyć je wychować.

– I okłamiesz Nadine? Czy będziesz ją zdradzał?

– Nie miałem takiego zamiaru. Powiem jej prawdę i będę błagał o wybaczenie.

Ivo popatrzył zszokowany na Jean-Luka, ale wyglądało na to, że ten mówił poważnie. Poczuł wtedy, że nie może go już kochać bardziej. Ten facet rozwalił cały system...

– Jeśli tak, to pozwól mi dziś zostać. – Spojrzał na niego błagalnie. – Przynajmniej będziesz miał za co ją przepraszać.

Jean-Luc, wbrew jego oczekiwaniom, roześmiał się szalonym śmiechem.

– Wszystko w porządku? – dopytał zdezorientowany Ivo.

– Tak. Chodź. – Odkrył kołdrę i poklepał miejsce obok siebie na łóżku.

Brazylijczyk wskoczył tam ze zwinnością antylopy, aż łóżko zaskrzypiało.

– Mogę cię pocałować? – spytał dla pewności.

– Jasne. Ale najpierw wyskakuj z ciuchów – zaśmiał się Jean-Luc, a Ivo wykonał polecenie bez szemrania i po chwili znów siedział obok niego w samych bokserkach.

– Tak dobrze?

– Idealnie. Może masz rację i czas przestać się okłamywać. Cholernie mi się podobasz, da Costa. Jesteś taki piękny, że aż w oczy kole – zaśmiał się.

– A ty jesteś idealny. – Ivo zbliżył twarz i go pocałował. Potem jego ręce powędrowały na barki przyjaciela i zaczęły przesuwać się w dół, a on znaczył pocałunkami ich drogę. – Czy tak dobrze? – spytał.

– Dobrze, Ivo.

*

Jean-Luc czuł się rozdarty między uczuciem szczęścia a wyrzutami sumienia. Im dłużej Ivo był u niego, tym bardziej chciał, żeby został jeszcze dłużej, a najlepiej na zawsze.

Dlaczego nie można cofnąć czasu? Nie zbuntować się? Nie poznać Sabiha? Nie zakochać się w Nadine? Nie ulec magii Iva? Dlaczego?



$$$

Kochani, to koniec Rozdziału VII. Kto tam obstawiał, że Jean-Luc nie wytrzyma presji? ;-) Przed wami jeszcze trochę "sytuacji". Czekacie? :-D

Bawcie się dziś dobrze, widzimy się 2 stycznia :-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro