Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI.9.

Léon wysłuchał historii córki i z ulgą przyjął fakt, że chłoptaś po prostu zniknął nad ranem, nie robiąc jej żadnej krzywdy.

– Czego więc oczekujesz ode mnie?

– Muszę wiedzieć, dlaczego wyszedł bez pożegnania.

– To czemu jego nie spytasz?

– Bo... wstydzę się.

– Daj mi numer, ja zadzwonię.

– To będzie jeszcze gorzej!

– Léo! Nie będziesz męczyła się i płakała przez jakiegoś tchórzliwego gnojka. Daj ten numer – powtórzył.

Léa posłuchała i podała ojcu swój telefon, wybrawszy numer Damiena. Jakie było ich zaskoczenie, kiedy coś zaczęło dzwonić... w jej pokoju na górze.

Pobiegła po schodach i znalazła telefon chłopaka pod swoim łóżkiem.

– Ale numer. Zostawił telefon! To dlatego nie dał mi znać! – ucieszyła się.

– Co tu się działo? – spytał Léon, wskazując na skotłowane łóżko córki.

– Och, nie pościeliłam z tego wszystkiego.

– Nadal mam ochotę obić buźkę temu twojemu chłoptasiowi.

– A możemy pojechać do niego i oddać mu telefon bez przemocy?

– Córciu, nie przyjechałem samochodem, tylko taksówką. Byłem trochę wczorajszy, jak zadzwoniłaś.

– A nie możemy pojechać metrem?

– A nie masz numeru domowego? Zadzwonimy, powiesz, że masz jego telefon i po krzyku? – Léonowi bardzo nie chciało się jeździć.

– Okej. Zadzwonię do Pat.

– A kto to?

– Siostra Damiena, moja koleżanka.

Léa wybrała numer koleżanki.

– Halo? Léa? – zdziwiła się Patricia. – Co słychać?

– Pat, jesteś sama?

– Nie, jem śniadanie z rodzicami. A co potrzebujesz?

– Możesz pójść na chwilę do swojego pokoju?

– Jasne. – Po chwili szurania w słuchawce usłyszała: – Już jestem. O co chodzi?

– Czy Damien jest w domu?

– Tak. Jest u siebie.

– A czy wszystko z nim... no wiesz... w porządku?

– Tak. Mówił, że wybiera się do ciebie po jedenastej. Jakiś dziwny jest od rana.

– Aaaa... – Léa nie wiedziała, co odpowiedzieć. Wychodziło na to, że rodzina nie wiedziała, że Damiena nie było w nocy w domu. Czyli musiał wrócić wcześnie. – Okej. To tylko tyle chciałam wiedzieć.

– W porządku. Miłej niedzieli – odpowiedziała jej Patricia. – Ale na przyszłość dzwoń do Damiena, jak chcesz się czegoś o nim dowiedzieć – zaśmiała się.

– Jasne. Dzięki Pat. Pa.

– Pa.

Koleżanka się rozłączyła, a Léa spojrzała na ojca.

– Podobno Damien wybiera się do mnie przed południem. Pewnie po telefon. I może uda nam się wyjaśnić to nieporozumienie.

– Ja mu chętnie wyjaśnię, żeby trzymał ręce przy sobie, a interes w spodniach – burknął w odpowiedzi Léon.

Léa parsknęła śmiechem. Nie wiadomo czemu słowa ojca ją tak rozbawiły. Może bardziej to był sposób, w jaki to powiedział.

– Jesteś niemożliwy!

Léon uśmiechnął się, widząc, że humor córki się poprawił.

– A ja wolę jak się śmiejesz niż płaczesz. Ale poważnie, nie chcę oglądać tego gnojka.

– To może... pójdziesz, zanim on przyjdzie? – zasugerowała nieśmiało.

– Wyganiasz mnie?

– Nie, tato! – Léa założyła ręce za siebie i nadmuchała policzki.

– Przypominam ci, że niecałą godzinę temu prosiłaś, żebym przyjechał.

– No więc zostań. Ale bądź miły dla Damiena.

– Muszę?

– Proszę.

– Dobrze, ale robię to tylko dla ciebie. Nie znoszę gnojka.

– Ale bądź miły. Obiecujesz?

– Obiecuję.

Léa rzuciła się ojcu na szyję i wyściskała go. A potem jeszcze pocałowała w policzek.

– Jesteś super, tato.

– Ty też, skarbie.

– Ale mógłbyś już się ustatkować – dodała zaraz, czym zupełnie zbiła go z pantałyku.

– Słucham???

– No wiesz... moja mama wychodzi za Jean-Luka. Podobno będą się starali o dziecko. O ile już tego nie robią na tym wyjeździe – zachichotała. – Więc może ty też byś mi znalazł jakąś macochę, dorobił siostrę lub brata i żylibyśmy długo i szczęśliwie?

Léon nie chciał przyznać tego nawet przed sobą, ale Léa miała trochę racji. Miał trzydzieści osiem lat i czas płynął nieubłaganie. A świadomość, że Nadine jest taka szczęśliwa trochę go irytowała. No i nie widział żadnej potencjalnej kandydatki na żonę i matkę dla swoich dzieci. Poza tym miał już Léę i dopiero zaczynał się spełniać jako ojciec. Nie uśmiechało mu się wpadanie w pieluchy, skoro dostał już odchowane dziecko. Chciał jej jeszcze tyle przekazać, zabrać ją w różne miejsca, opowiedzieć o swoich pasjach. Czekał tylko aż młoda skończy osiemnaście lat i nie będzie potrzebowała zgody matki na paszport.

– Jeśli spotkam kobietę, z którą chciałbym się związać, na pewno się o tym dowiesz, córciu. A na razie innych dzieci mi nie trzeba. Mam ciebie. – Uśmiechnął się do niej.

– No dobra, wiesz jak się podlizać – zaśmiała się. – Ale to nie zwalnia cię z obietnicy, że będziesz miły dla Damiena – przypomniała.

Po śniadaniu zaprowadziła ojca do salonu i posadziła przed telewizorem.

– Obejrzyj coś sobie. Zaraz wracam, muszę się przebrać.

– A po co? – zdziwił się.

– No przecież Damien przychodzi. – Léa przewróciła oczami.

– Wyglądasz ślicznie, nie musisz się bardziej stroić. Zwłaszcza dla tego patałacha.

– Tato!

– No dobrze już, dobrze.

Léon włączył telewizor i wyszukał ulubiony kanał. Rozsiadł się wygodnie i pomyślał, że Nadine całkiem nieźle się urządziła. Ale Léa długo nie wracała, a on zasnął, zmęczony po nieprzespanej nocy.

Léa wróciła do salonu i zastała tam chrapiącego na kanapie ojca. Chyba rzeczywiście się nie wyspał – pomyślała i wycofała się na palcach.

Kiedy zadzwonił domofon, otworzyła od razu. Po chwili Damien był pod jej drzwiami.

– Cześć – przywitał się, widocznie zakłopotany. – Ale namotałem, co?

– Cześć, wejdź. – Wpuściła go do środka. – Chodź do kuchni, bo w salonie śpi mój ojciec.

– Jak to? To on tu mieszka?

– Nie. Przyszedł do mnie.

W kuchni Léa nie mogła znaleźć sobie miejsca.

– Napijesz się czegoś? – spytała.

– Nie, dziękuję. Masz może... mój telefon?

A więc tylko po telefon przyszedłeś?

– Tak, zostawiłeś go u mnie w pokoju, wpadł pod łóżko – wyjaśniła, próbując zapanować nad emocjami.

– Léa, ja... – Damien podrapał się po głowie. – Pat mi powiedziała, że dzwoniłaś. Przepraszam, że tak wyszedłem z rana. Myślałem, że napiszę do ciebie SMS-a, że wpadnę koło południa, jak się wyśpisz. Nie sądziłem, że to tak wyjdzie.

– Poczułam się dziwnie, jak się okazało, że zniknąłeś bez słowa.

– Wiem, naprawdę przepraszam. Wybaczysz mi? – Spojrzał na nią tymi błękitnymi ślepiami, które uwielbiała.

– Nie, dopóki nie zrozumiem, dlaczego wyszedłeś bez pożegnania.

– Wstydziłem się.

– Ale czego?

– Wczorajszych ubrań i nieustającej ekscytacji na twój widok – szepnął jej do ucha. – Jeśli jeszcze kiedyś zaprosisz mnie na noc, wezmę rzeczy na zmianę i nałykam się bromu – zażartował.

– Głupolu ty! – Szturchnęła go w ramię. – Nie rób mi więcej takich numerów. Myślałam, że mnie zostawiłeś, bo... się nie spisałam.

Damien dopiero zrozumiał, co mogła pomyśleć Léa, kiedy zniknął nad ranem z jej sypialni.

– Jestem idiotą. Nie pomyślałbym o tym – westchnął. – Ale jak ty mogłaś tak pomyśleć? Przecież ja cię uwielbiam.

Léa nie powstrzymywała już łez. Damien objął ją i pocałował w czubek głowy.

– Przepraszam, przepraszam, słoneczko. Ale nigdy nie myśl, że mógłbym od ciebie uciec. Kocham cię. – Podniósł jej twarz i scałował z niej łzy. A potem pocałował ją gorąco.

Léa oddała mu pocałunek, więc przysunął się bliżej i przyciągnął ją za tyłek.

– A co tu się dzieje? – Oboje usłyszeli głos ojca Léi.



$$$

Koniec Rozdziału VI :-) Ciekawi, co dalej? No to się dowiecie po świętach :-D Dzięki JustynaJcz macie bonus - ostatni w tym tygodniu :-P Przed nami całe cztery rozdziały, czyli... całkiem sporo czytania :-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro