VI.2.
Ivo się rozłączył, więc Jean-Luc wybrał numer Nadine.
– Cześć, skarbie. Mam coś zamówić albo przywieźć ze sobą? – spytał.
– Nie. Właśnie Léa pojechała z ojcem do Navarrów. Szykuję już kolację.
– W takim razie zaraz będę, kochanie.
– Do zobaczenia.
Nadine się rozłączyła, a Jean-Luc spojrzał na swój formalny strój. Rzadko kiedy ubierał się inaczej niż w garnitur. Ubrania były jego zewnętrzną skórą, tą widoczną dla osób postronnych. Nadine widywała go w dresach tylko jeśli udało jej się go podejrzeć w trakcie ćwiczeń. Czyli rzadko. Ale dziś miał ochotę pokazać Léonowi, że to on jest tam u siebie. Może to było mało męskie zagranie, ale ostatecznie to Navarro wszedł z butami w życie jego rodziny, a nie odwrotnie. W niczym nie pomagał fakt, że ten facet był z Nadine dawno temu, a teraz ona go nie znosiła. Domniemanym konkurentem był nadal i już.
*
Nadine z zaskoczeniem odkryła nowy styl Jean-Luka. Wpadł do niej w czarnych dżinsach i golfie, mroczny jak sam diabeł.
– Cześć, kochanie – szepnął zmysłowo, wytrącając ją z równowagi. No bo przecież miała tylko zjeść kolację z narzeczonym, a tu przyszedł... inny facet. To znaczy, facet ten sam, ale jakiś... inny. Tajemniczy, seksowny, drapieżny.
– Coś się... stało? – spytała ostrożnie, nie wiedząc, czego się spodziewać.
– Zdaje mi się, czy zaprosiłaś mnie na kolację? – spytał, po czym pochylił się, żeby ją pocałować.
– Och, jasne. – W końcu wróciła jej zdolność myślenia, zaburzona przez jego nowy image. – Wyglądasz... jakoś inaczej.
– Doszedłem do wniosku, że czasem trzeba pozbyć się garnituru, zrzucić drugą skórę – zażartował.
– A skąd ci się wzięły takie rozważania?
– Stąd, że w domu lubię być sobą. Nie chciałbym skończyć jak mój ojciec, niewolnik swojego image'u i społecznych oczekiwań.
– Chyba nigdy ci to nie groziło – zauważyła z przekorą.
Jean-Luc się uśmiechnął.
– Z tobą na pewno nie, moja mała wariatko. – Objął ją, a potem okręcił się z nią wokół własnej osi. – Nie wiesz nawet, jak się cieszę, że cię poznałem, Nadie. Jesteś słoneczkiem, które rozświetla mój ponury świat.
– Chodź na kolację. – Pociągnęła go za rękę. – Wyglądasz tak apetycznie, że potem skuszę się na deser – dodała z szelmowskim uśmiechem.
Jean-Luc próbował ukryć wyraz satysfakcji, wypełzający na jego twarz, ale mu się nie udało. Właśnie o to mu chodziło. Chciał zaskoczyć i oczarować Nadine. Kiedy jednak zaczęli jeść, zauważył, że jest zamyślona.
– Co się stało, skarbie?
– Ach, nic. Léa jest z Léonem u jego rodziców.
– I?
– Martwię się.
– Ale o co?
– Że ją skrzywdzą. – Westchnęła ciężko.
– Myślisz, że Léon pozwoli ją skrzywdzić?
– Szczerze?
– Yhm.
– Myślę, że nie. Widzę, że mu na niej zależy. Choć mnie to wkurza, to jednak on się stara być dla niej prawdziwym ojcem. Poniewczasie, ale jednak się stara.
– Więc czym się martwisz?
– Ciągle pamiętam wyraz twarzy jego matki, kiedy wręczała mi pieniądze, każąc się wynosić i nigdy nie łączyć się z ich nazwiskiem.
– Postąpili wtedy źle, ale może po latach zrozumieli swój błąd?
– I dlatego nigdy nie powiadomili Léona? Nie starali się odszukać wnuczki?
– Ech, masz rację – westchnął Jean-Luc. – To idioci. Ale skoro Léa chce im dać szansę, to niech mają. A ty przestań się martwić.
– Spróbuję.
– No – rozpromienił się – ja myślę. Czeka nas przyjemny wieczór. – Puścił do niej oko.
Nadine się zarumieniła na myśl, co skrywa pod sobą czarne ubranie Jean-Luka. Naprawdę wyjątkowo na nią zadziałał ten jego nowy image.
Po kolacji narzeczony zaniósł ją do sypialni, gdzie w końcu mógł zrobić to, co czym on myślał od rana, a ona od chwili, gdyby go zobaczyła w swoich drzwiach.
*
Léa przestała się stresować, kiedy wsiadła do samochodu taty. Léon był spokojny i pewny siebie. Wyglądało też na to, że był z niej dumny, bo ciągle się uśmiechał i powtarzał, że jest wspaniałą dziewczyną.
Kiedy jednak weszła do apartamentu państwa Navarro, znowu się spięła. Léon jednak uśmiechnął się pokrzepiająco.
– Witaj w moim rodzinnym domu, córeczko.
– Tu się wychowałeś?
– Tak. Wiem, że wnętrze wygląda mało atrakcyjnie, jest w starym stylu i pełno tu przedpotopowych bibelotów, którymi handlował mój ojciec, ale dom to zawsze dom.
Léa dopiero wtedy rozejrzała się po wystroju holu. Zauważyła zabytkowe meble, podwieszane żyrandole i schody z rzeźbioną poręczą.
– Ale tu jest pięknie – westchnęła.
– Jak to? – zdziwił się.
– Po prostu pięknie. Moja mama lubi surowe i nowoczesne wnętrza...
– Ja też.
– Ech, jesteście siebie warci – prychnęła. – A tutaj jest tak zabytkowo i elegancko.
Léon pomyślał, że po raz kolejny okazuje się, że o gustach się nie dyskutuje. W dodatku wyglądało na to, że pasja jego rodziców przeszła wprost na jego córkę z pominięciem środkowego pokolenia.
– Okej, skoro ci się podoba, to dobrze.
– Ja też tak uważam. – U szczytu schodów pojawiła się postać matki Léona.
Léa i jej ojciec jednocześnie podnieśli na nią oczy. Madeleine nie mogła nie zauważyć identycznej miny obojga. A jednak dziewczyna była najbardziej podobna do matki i to ją drażniło.
Pani domu zeszła po schodach i stanęła na wprost przybyłych.
– Dzień dobry, mamo – przywitał się Léon. – To jest Léa, moja córka i twoja wnuczka. Léo– zwrócił się do niej. – To moja mama, a twoja babcia, Madeleine.
– Dzień dobry, synu. Witaj, Léo.
– Dzień dobry. – Léa dygnęła trochę nerwowo, ale próbowała nadrobić to uśmiechem. Léon zauważył jej stres i objął ją ramieniem.
– W porządku, młoda, jesteś u siebie.
To się jeszcze okaże – pomyślała jego matka, ale uprzejmie przytuliła dziewczynę.
– Mów mi „babciu Madeleine" – oznajmiła. Jednocześnie przeczesała palcami jej włosy i schowała jeden, który zaplątał jej się między palcami. – Masz piękne włosy, Léo.
– To po mamie – przyznała dziewczyna szczerze.
– Rzeczywiście – prawie syknęła Madeleine, ciągle jednak grając dobrze wychowaną. – Zapraszam was na kolację. Ojciec już czeka.
Léon zaprowadził córkę do jadalni, w której przy stole na specjalnym krześle siedział już samodzielnie senior Navarro.
– Dzień dobry, tato – przywitał się też z nim. – Przyprowadziłem moją córkę, żebyście ją poznali. To mój ojciec, a twój dziadek, Joseph – dodał w stronę córki.
Joseph Navarro podniósł na dziewczynę oczy. Jego ciemne tęczówki były prawie identyczne jak te u jego syna. Léa od razu zobaczyła podobieństwo. I ten nos. Była już pewna, że ma go po hiszpańskich przodkach.
– Aaa, ładna panienka – odparł Joseph zagadkowo i z widocznym trudem.
Léon nie wiedział, czy ojciec zrozumiał, o czym mowa, czy tylko usiłował być uprzejmy.
– Wiadomo, że ładna. To moja córka, a twoja wnuczka – przypomniał mu.
– Jak ma na imię?
– Nazywam się Léa Baudry – przedstawiła się dziewczyna.
– A czemu nie Navarro? – dopytał Joseph.
Léa spuściła wzrok, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
– Przypominam, że wychowała ją matka, a ja dopiero niedawno dowiedziałem się o jej istnieniu – odparł za nią Léon. – Jeśli tylko będzie miała ochotę, może przyjąć moje nazwisko lub zachować oba, kiedy skończy osiemnaście lat.
– Najpierw powinniście zrobić testy genetyczne – zauważyła Madeleine.
– To już wyjaśniliśmy, mamo. A teraz spróbujcie poznać swoją wnuczkę. Léo. – Wskazał jej krzesło obok siebie i na wprost rodziców. – Siadaj, skarbie.
– Dziękuję – szepnęła prawie niesłyszalnie.
Miała wrażenie, że jest oceniana i to nie było miłe. Jednocześnie świdrowało ją ciekawskie, ale ciepłe spojrzenie dziadka Josepha, i oceniające babci Madeleine.
– Smacznego, córeczko. – Léon dotknął jej dłoni w geście dodania odwagi. – Jestem tuż obok.
– Dziękuję. Smacznego wszystkim – odparła.
Sama zjadła niewiele, bo żołądek miała raczej ściśnięty, ale obserwowała, jak Léon pochłonął swoją porcję, a potem przysiadł się do ojca i pomagał jemu. Była ciekawa, co się stało dziadkowi, że nie był zupełnie samodzielny, ale nie chciała pytać przy wszystkich.
Babcia Madeleine zjadła swoją porcję i zaczęła przyglądać jej się badawczo.
– Czemu nie jesz? – spytała w końcu.
– Ja... nie jestem już głodna – odparła.
– Jesteś za niska i zbyt szczupła – zauważyła Madeleine. – Powinnaś więcej jeść.
– Już raczej za dużo nie urosnę – westchnęła nastolatka. – W czerwcu kończę osiemnaście lat. Ale mamę przerosłam o całe dwa centymetry. – Spróbowała zażartować.
Léon się wtrącił:
– Daj jej spokój, mamo. Jest dokładnie taka, jaka powinna być. Porozmawiajcie z nią lepiej o meblach z holu. Bardzo jej się podobały. Widać, że ma coś po was – zażartował.
Na ten słowa oczy Josepha zajaśniały blaskiem, a Madeleine odchrząknęła.
– Naprawdę podobają ci się antyki? – spytała.
– Tak. Mama i tata lubią surowe, minimalistyczne i nowoczesne wnętrza. A ja wolę, jak jest pięknie.
$$$
Dzień dobry :-D Dobra, mam w końcu do was pytanie.
Czy Madeleine Navarro :
a) Uwierzy, że Lea jest córką Leona
b) Wymusi na synu i wnuczce testy genetyczne
c) Sama nazajutrz poleci je zrobić bez ich wiedzy, używając jej włosa
d) Sama je zrobi, używając jej włosa, ale nie od razu
Na odpowiedzi macie czas do jutra do 8 rano :-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro