Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III.4.

Poniedziałek, 14 lutego

Léa wyszła rano do szkoły cała w skowronkach. Wiedziała, że zaraz po lekcjach spotyka się z Damienem, który obiecał jej niespodziankę. A jakich niespodzianek można się spodziewać w walentynki?

Już o siódmej dostała od niego SMS-a, ale uznała, że się pomylił, bo wysłał jej tylko „Je". Chciał coś napisać, ale za szybko kliknął „wyślij" – pomyślała.

Dwie godziny później na jej ekranie zjawiły się dwie inne literki. „t'a"*. Co mam? W dodatku z błędami pisze. Dopiero w południe pojawiła się zagwozdka. Damien napisał „ime". Co to ma, do cholery, znaczyć? – zastanowiła się, i dopiero kiedy złożyła wszystkie wiadomości w całość, zrozumiała, jak była niedomyślna. „Je t'aime"**, to było właśnie w wiadomościach od Damiena. Napisał, że mnie kocha! Ale dlaczego w ten sposób?

*

Nadine nie oczekiwała niczego szczególnego. Wiedziała, że Jean-Luc zrobi wszystko, żeby ją rozpieścić, i w gruncie rzeczy miała mu to za złe. Uważała, że blichtr psuje uczucia. Wolałaby szaloną i spontaniczną wyprawę we dwoje, nocny spacer uliczkami miasta, wywoływanie duchów albo kolację w zwykłym bistrot***. Nie mogła jednak odmówić narzeczonemu serca. Chciał przychylić jej nieba. Czasem miała wrażenie, że Jean-Luc nie jest normalnym facetem, tylko postacią wyciętą z dziewiętnastowiecznych romansów. Był zbyt idealny. Zaraz przypomniała sobie jednak, jak podli potrafią być mężczyźni i w duchu ganiła się za te myśli. Nie wolno jej było narzekać na perfekcjonizm Jean-Luka. Lepiej było wziąć się do pracy i pozwolić mu zrealizować ten dzień, jak zaplanował.

Koło dziesiątej w biurze ktoś się pojawił. Była jednak zbyt zajęta i zostawiła obsługę klienta swoim ludziom. Wiedziała, że gdyby było coś pilnego, zaraz któryś by ją zawołał. Właśnie dostała umowę od ABN do podpisu i chciała ją przeczytać od początku do końca. Jakie było jej zaskoczenie, kiedy na samym końcu zobaczyła podpis prokurenta****. Léon Navarro?! Jak to możliwe???

W tym momencie do jej biura weszła Émilie, która zajmowała się umowami właśnie.

– Nadine, przepraszam, że przeszkadzam, ale przyszedł klient w sprawie najnowszej umowy – powiedziała od wejścia. Zaraz za nią stanął mężczyzna, którego Nadine rozpoznała od razu, choć trochę się zmienił przez te ponad osiemnaście lat.

Léon. Nadine na chwilę zabrakło tchu. Nie spodziewała się, że pojawienie się tego osobnika po tylu latach nadal będzie wywoływało w niej emocje. Złe, niechciane, ale jednak. A powinien już dawno być jej obojętny.

– Proszę, panie Navarro. Zostawiam pana z panią Baudry. – Émilie zaraz się wycofała z biura szefowej i zamknęła za sobą drzwi.

Léon nie poruszył się ani o krok, a Nadine też nie zapraszała go do siebie. Nie chciała, żeby podchodził bliżej. A jednak zaraz przywołała zawodowy profesjonalizm. To ona tu była u siebie.

– Proszę spocząć, panie Navarro. – Wskazała mu fotele na wprost swojego biurka.

Mężczyzna po chwili zajął jeden i utkwił w niej bezczelne, wręcz prowokacyjne spojrzenie.

Nie dam mu satysfakcji.

– Słucham, co pana sprowadza?

– Mamy współpracować przy naprawie finansów ABN, chciałem się dowiedzieć, z kim będę pracował. Nie spodziewałem się, że w wybranej firmie konsultingowej będzie pracowała moja stara znajoma.

A to niespodzianka!

– To się zdarza. Paryż nie jest aż tak wielkim miastem, jak by się wydawało, a ta branża jest dość hermetyczna.

– Czy prezes podpisał już umowę?

– Właśnie dostałam umowę, ale chciałam ją jeszcze przeczytać przed podpisaniem – odparła, nadal zachowując profesjonalizm, choć miała ochotę wyrzucić do z biura i budynku i oznajmić, żeby sam sobie zrobił ten audyt.

– Jak to przed podpisaniem? Sprawdza ją pani dla prezesa?

– Można tak powiedzieć. – Nadine miała ochotę się roześmiać. Ten bałwan nadal nie zauważył, że to jej firma.

– To znaczy, że przeszkadzam?

– Pan to powiedział.

– Chciałbym rozmawiać z prezesem! – oburzył się Léon.

– Właśnie pan rozmawia – odparła spokojnie. – Prezes Baudry we własnej osobie.

Przez twarz mężczyzny przebiegł cień niedowierzania.

– Zamierza pani... podpisać umowę? – Głos mu zadrżał w połowie zdania.

– Dam panu znać do południa.

– Co to ma znaczyć?

– To oznacza, że moja pozycja na rynku pozwala na wybór zleceń. Jeśli nie odpowiada panu stawka lub warunki, należało je negocjować przed podpisaniem umowy. Ewentualnie nie podpisywać jej. A skoro pan podpisał, pozostaje czekać i na mój podpis.

– Dość tego, Nadine. – Po Léonie było już widać, że stracił cierpliwość. – Co tu jest grane?

– Nie zapraszałam pana do mojego biura, panie Navarro – syknęła Nadine, nadal jednak zachowując profesjonalny dystans.

– Byłem przekonany, że uda mi się skłonić właściciela firmy, żeby wysłał cię do tej pracy. Mamy kilka spraw do nadrobienia – zauważył, schodząc ewidentnie na sprawy prywatne.

– Nie sądzę, żebyśmy mieli jakikolwiek wspólny temat po tylu latach – odparła sucho.

– A ja jestem pewien, że mamy. – Zniżył głos, podniósł się z fotela i nachylił nad biurkiem.

Nadine odsunęła się na krześle, ale nie miała zbyt wiele pola manewru.

– Nie mamy!

– A Léa?

Cholera! Wiedziałam! Jak on się dowiedział, jak moja dziewczynka ma na imię? Nadine przypomniała sobie swój koszmarny sen i postanowiła, że będzie bronić swojej małej córeczki jak lwica.

– Czego chcesz od mojej córki?

– Ile ona ma lat?

– Niedługo kończy osiemnaście.

– Niedługo, to znaczy kiedy?

– W czerwcu.

Léon coś sobie policzył.

– To był twój pierwszy raz, jestem pewien – oznajmił prawie z dumą, jakby było nią to, co jej zrobił. – A jeśli tak, to ona jest moją córką!

– Jest MOJĄ córką! – uniosła się Nadine. – Twoje prawa do niej wygasły tuż po tym, jak nas porzuciłeś! – wydarła się. – A teraz wynoś się z mojego biura! Nie chcę cię tu więcej widzieć!!!

*

Léon nie zamierzał odpuścić. Nie, kiedy Nadine praktycznie mu się przyznała, że Léa jest jego córką. Ona jest Navarro! Jest moja!

Wyszedł jednak, nie chcąc dłużej wysłuchiwać krzyków kobiety. W tym momencie miał w nosie umowę z firmą Nadine. Nic nie było ważniejsze niż odebranie jej tego, co ona odebrała jemu. Jestem ojcem. Ta myśl, w pierwszej chwili absurdalna, zaraz zaczęła mu ciążyć jak coś, czego nie potrafiłby udźwignąć. Léa była prawie pełnoletnia. Batalia o uzyskanie praw rodzicielskich w tym wieku dziecka nie miała sensu. Za parę miesięcy pełnoletnia dziewczyna mogłaby mu oznajmić, że nie chce go znać i zostałby z niczym. Musiał zdobyć jej zaufanie.

Miał trzydzieści osiem lat i nie miał pojęcia, jak być ojcem jakiegokolwiek dziecka, a co dopiero nastolatki, która dotąd nie miała pojęcia o jego istnieniu. I co ja mam teraz zrobić?



$$$

* fr. t'as = tu as, więc t'a – ty masz, ale napisane z błędem ortograficznym.

** fr. kocham cię.

*** fr. bar szybkiej obsługi.

**** Prokurent – osoba, która działa w imieniu spółki i ją reprezentuje na podstawie specjalnego pełnomocnictwa zwanego prokurą. Prokura obejmuje umocowanie do czynności sądowych i pozasądowych związanych z prowadzeniem przedsiębiorstwa.

Miłego dnia :-) Jak słusznie przypomniała mi wasza koleżanka ER3371 dziś mamy mikołajki :-D Bonusik ląduje dla Was :-*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro