Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II.6.

Co prawda nastrój szlag trafił i żadne z nich nie miało już ochoty wracać do erotycznych zabaw, ale Jean-Luc i tak czuł się szczęśliwy, zasypiając przytulony do Nadine. Uznał też, że narzeczona ma rację. Nawet on czuł się u niej lepiej niż w swoim zamku. Trzeba będzie zrobić z tym porządek.

Następnego dnia rano zjedli śniadanie jak rodzina. Potem Léa wyszła do szkoły, Nadine do swojego biura, a Jean-Luc posprzątał w kuchni po dziewczynach, zamknął mieszkanie swoimi kluczami, wrócił do zamku, żeby włożyć odpowiedni garnitur, i pojechał do siedziby swojej firmy.

– Pani Marciano, proszę do mnie – zwrócił się do swojej asystentki. Nie miał głowy, żeby załatwiać wszystko osobiście.

Yolanda Marciano była od niego starsza o sześć lat i pracowała dla jego rodziny od kiedy skończyła studia, czyli od ponad dwudziestu. Oni dwoje pracowali razem od dekady, bo wtedy Jean-Luc przejął po ojcu rodzinną firmę. Nikt nie orientował się w sprawach spółki lepiej niż ona, dlatego też była jego prawą ręką i zarabiała tyle, że nie opłacało się odchodzić do konkurencji.

– Słucham, panie hrabio. – Marciano już po chwili była w jego gabinecie.

Jean-Luc nigdy nie pozwalał sobie na skracanie dystansu z pracownikami. Miał to po ojcu. Mówienie sobie po imieniu było w jego firmie nie do pomyślenia.

– Mam kilka spraw... – zaczął, ale zorientował się, że kobieta stoi przed biurkiem i odchrząknął. – Proszę usiąść. To chwilę zajmie.

– Oczywiście. – Zajęła miejsce naprzeciw niego.

– Chciałbym rozszerzyć działalność.

– O jaką branżę?

– Turystyczną. Myślę o tym, żeby przerobić zamek de Mailly na hotel.

Yolanda Marciano zrobiła wielkie oczy.

– Pan tak poważnie, szefie?

– Tak. Nie będę już tam mieszkał. Moja narzeczona nie lubi zamku, a ja się jej nie dziwię. Można dostać depresji w takim wielkim, pustym budynku.

Kobieta pomyślała przez chwilę, że narzeczona hrabiego musi mieć nierówno pod sufitem, skoro nie chce mieszkać w pałacu, ale zaraz uświadomiła sobie, że to nie jej sprawa. Jest tutaj, żeby wykonywać swoją pracę, a nie oceniać ludzi związanych z szefem prywatnie, nawet jeśli poznała już Nadine Baudry bardzo dobrze. Kiedy ta kobieta pierwszy raz pojawiła się w firmie, ona miała wrażenie, że to niepoważny podlotek i zupełnie nie pasuje do szefa. A potem okazało się, że mikrej postury elf z burzą loków na głowie ma własną firmę, a przed jej audytami wszyscy trzęsą portkami. Oto, jak pozory mylą.

– Rozumiem, że to przemyślana decyzja? – zaryzykowała pytanie.

De Mailly zmarszczył brwi, co znaczyło, że przegięła.

– A czy kiedyś komunikowałem pani jakieś nieprzemyślane?

– Nie, panie hrabio.

– W takim razie wróćmy do tematu, proszę. Będę potrzebował menadżera, który zajmie się projektem od A do Zet. Proszę ogłosić nabór i umawiać zainteresowanych na rozmowy ze mną. Wymagam doświadczenia, rzecz jasna, proszę mi nie przysyłać ludzi zaraz po studiach ani takich, którzy nigdy nie zarządzali firmą.

– Jasna sprawa, szefie. – Zanotowała. – Czy mam pan jakieś specyficzne wymagania?

– Nie. Człowiek ma być kompetentny, żebym mógł mu powierzyć siedzibę rodową bez obaw.

– Rozumiem. A wymagania finansowe kandydata?

– Nie orientuję się, jakie są teraz stawki dla menadżerów. Proszę zaproponować taką z górnej półki. Nie chcę, żeby najlepsi powstrzymywali się od zgłoszenia ze względu na słabe zarobki.

– Zapisane, szefie. Czy to wszystko?

– Nie, to dopiero początek, pani Marciano. Druga sprawa to nowy dom. Proszę umówić mnie z najlepszą agencją nieruchomości. Chciałbym, żeby już zaczęli szukać domu dla mnie i mojej przyszłej żony.

– Ma pan jakieś preferencje?

– Wszystko przekażę agentowi.

Asystentka zanotowała.

– A kolejna sprawa?

– Pan da Costa. Proszę dowiedzieć się, do kiedy zostaje w Paryżu i umówić mnie z nim na kolację. Oczywiście, musi pani zarezerwować stolik w odpowiednim lokalu. Najlepiej na dwudziestą.

– Zanotowałam, panie hrabio. – Kobieta zastukała rysikiem w tablet. – Słucham dalej.

– Pozostaje zebranie akcjonariuszy spółki za czwarty kwartał dwa tysiące dwudziestego pierwszego roku i za cały rok. Na kiedy sprawozdania będą gotowe?

– Z tego co wiem od dyrektorki do spraw finansowych, do połowy lutego wszystko będzie gotowe.

– W takim razie proszę umówić zebranie na pierwszy tydzień marca i powiadomić wszystkich zainteresowanych z miesięcznym wyprzedzeniem. Wcześniej oczywiście wysłać wszystko do pani Baudry.

– Tak jest. Czy to wszystko, szefie?

– Tak, pani Marciano. Proszę mnie pilnie powiadomić o spotkaniu z da Costą. A kandydatów na menedżera będę przyjmował od przyszłego tygodnia.

– W takim razie niezwłocznie umieszczę to ogłoszenie. W sprawie pana da Costy zadzwonię od razu, jak tylko coś z nim ustalę.

– Proszę dzwonić śmiało. Do południa na pewno będę w biurze. Ale nawet później, gdyby było trzeba w sprawie da Costy. Do usłyszenia.

– Do usłyszenia, szefie.

Yolanda Marciano wstała i wyszła z jego gabinetu, stukając szpilkami. A Jean-Luc zamyślił się, wyglądając przez okno biurowca. Był pewien, że robi dobrze. Wszystko zaplanował. Dlaczego więc czuł niepokój?

*

Nadine z ulgą wróciła do normalnej pracy. Cieszyła się też, że między nią a Jean-Lukiem się poprawiło. Od dojrzałego związku nie oczekiwała nie wiadomo jakiej namiętności, ale i tak miło się zaskoczyła poprzedniego wieczoru. Wreszcie udało jej się przełamać i pójść dalej. W końcu seks z narzeczonym nie był już tylko przykrym obowiązkiem, ale czymś więcej. Prawdziwą przyjemnością. W przerwie obiadowej uśmiechnęła się do wiadomości, którą jej przysłał. „Cudownie było mi dziś obudzić się obok ciebie, skarbie. Chciałbym, żebyśmy razem poszukali domu dla naszej rodziny. Co ty na to?" Jean-Luc był zawsze taki jak trzeba. Odpowiedziała: „Oczywiście, kochany, to świetny pomysł".

Po przerwie osoba odpowiedzialna za wyszukiwanie zleceń, przyniosła jej ogłoszenie. Firma ABN szukała firmy do audytu zewnętrznego. Oferty trzeba było przesyłać do końca stycznia, więc czasu było mało. Nadine doskonale wiedziała, co znaczy skrót ABN – Antiques et Bibelots Navarro. Znienawidzone nazwisko. A jednak to powinno być zlecenie jak każde inne. Przecież wcale nie musi osobiście spotykać się ludźmi, którzy nie chcieli znać ani jej, ani własnej wnuczki. Byli tacy sami jak ich syn. A jednak swoją pozycję na rynku zawdzięczała faktowi, że nie odrzucała żadnych, nawet najtrudniejszych zleceń. Więc zlecenie trudne ze względów prywatnych wcale nie musiało oznaczać jej porażki.

– Lydie, sprawdziłaś wszystkie warunki zapytania ofertowego? – spytała pracownicy.

– Tak. Popytałam też tu i ówdzie. Podobno firma ma kłopoty już od jakiegoś czasu. W dodatku stary Navarro choruje. Pewnie zaniedbał interesy. Może chce sprzedać firmę, dlatego zleca audyt na cito.

– W takim razie złożymy tę ofertę. Daj korzystną cenę rynkową, ale bez przesady. Nie musimy tego wygrać. Aż tak nie będę się poświęcać.

– Jasne, szefowo. Wyliczę wszystko i dam znać, jaki jest próg opłacalności.

– Świetnie. W taki razie czekam na informacje. A jak analiza ksiąg finansowych Edipresse?

– Zbliżamy się do wniosków końcowych.

Nadine się uśmiechnęła. Jej zespół był nie tylko jak rodzina, ale też działał jak dobrze naoliwiona maszyna.

– Świetnie to słyszeć. Jesteście gotowi do oceny merytorycznej sprawozdania spółki hrabiego de Mailly po raz ostatni?

– Czemu po raz ostatni, Nadine? – zdziwiła się Lydie.

– Bo jak wyjdę za mąż za Jean-Luka, nie będzie już mi wypadało audytować jego firmy – zaśmiała się. – Spokojnie, zleceń nam nie brakuje. I tak robię to tylko dla niego, bo jego firma jest tak poprawna, że aż nudna, a on i tak co roku zleca nam audyt. – Roześmiała się na cały głos.

Lydie jej zawtórowała.

– Może robi to dla ciebie, żebyś się nie nudziła?

– Wątpię. On ma bzika na punkcie legalności i poprawności. Dobrze, że w domu nie jest takim służbistą, jak w pracy.

– Nie jest?

– Nie, jest słodki, cierpliwy, kochany i nieba by mi przychylił, gdyby mógł.

Mon Dieu, Nadine, jak na ci zazdroszczę...

– Przecież masz wspaniałego męża.

– Ale Thomas to nie hrabia.

– Ja bym wolała, żeby mój partner też był zwykłym facetem. Ale nie wybiera się, kogo się kocha, prawda?

– Może to i lepiej. – Lydie puściła oko do szefowej, a potem wyszła z jej gabinetu.



$$$

* fr. Antyki i bibeloty Navarro

** fr. Mój Boże!

Obiecany bonus na dziś :-) Pilnie potrzebuję czasu, ma ktoś może na zbyciu? :-P

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro