Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II.4.

Léa niecierpliwie zerkała na zegarek, do kiedy mama i Jean-Luc wyszli z domu. Damien miał zadzwonić po dziewiętnastej. Kręciła się po domu bez celu, a nawet do toalety szła z telefonem, żeby nie przegapić połączenia. W końcu, pięć minut po dziewiętnastej, które wydały jej się wiecznością, zadzwonił.

Odebrała prawie od razu, bojąc się, że się rozmyśli. Nie zdążyła nawet uspokoić oddechu, przez co zabrzmiała, jakby biegła.

– Allô?

– Halo, Léa, ty biegasz? – spytał zaskoczony Damien.

– Chyba po schodach – zaśmiała się nerwowo.

– Ach, rozumiem. To znaczy, że jesteś w domu?

– Tak.

– I chcesz porozmawiać?

– Jasne.

– A mogłabyś otworzyć mi drzwi?

W słuchawce nastała cisza. Léa podeszła do okna w sypialni mamy i wyjrzała przez nie. Rzeczywiście, przed budynkiem stał Damien z telefonem.

Ale numer! A ja taka nieubrana, bez makijażu!

– A mógłbyś chwilę zaczekać? Nie spodziewałam się ciebie.

– Wiem, ale uznałem, że lepiej pogadać na żywo niż przez telefon. Chyba że naprawdę nie masz czasu, to przyjdę innym razem.

– Nie! Zaczekaj, zaraz ci otworzę – obiecała i się rozłączyła.

Léa w panice pobiegła do swojego pokoju, wyrzuciła z szafy kilka ciuchów i wybrała czarny top, ładną zwiewną bluzkę i opięte dżinsy, w których jej tyłek wyglądał odpowiednio... atrakcyjnie. Szybko się przebrała i rozpuściła włosy. Nie było już czasu na makijaż.

Zbiegła po schodach, prawie z nich spadając. Dobrze, że w ostatniej chwili złapała się poręczy. Opanuj się, głupia! – zganiła się. Jak zginiesz, to też nie porozmawiacie.

Zeszła po schodach do końca i nacisnęła przycisk interfonu, otwierający drzwi zewnętrzne. Po chwili usłyszała dźwięk otwierania i kroki na korytarzu części wspólnej. A za chwilę głos stróża:

– A pan do kogo?

– Do panny Baudry – odpowiedział bez zająknięcia.

– Do której? – spytał oburzony stróż, ale Léa już otworzyła drzwi.

– Do mnie, panie Conçeiçao. Dziękuję – dodała i spojrzała na zdezorientowanego Damiena, który jednak szybko zreflektował się i wszedł do mieszkania.

Léa zamknęła za nim drzwi.

– Nasz stróż to najbardziej wścibski człowiek na świecie – westchnęła.

– Pewnie tylko się tak zgrywa. Ale o co mu chodziło, kiedy pytał, do której panny Baudry? Jest was więcej?

– Chodziło mu o moją mamę. Wie, że ona i Jean-Luc nie mają jeszcze ślubu.

– Jeju, w takim razie rzeczywiście jest wścibski. Ale chcesz powiedzieć, że ten wielki groźny facet, który stanął w drzwiach, jak odprowadziłem cię do domu, nie jest twoim ojcem?

– Nie, to facet mojej mamy. Nie znam swojego ojca. – Léa spuściła wzrok.

– Luzik, młoda. Takie rzeczy się zdarzają. To ci w niczym nie ujmuje.

– Serio? – Spojrzała na niego z nadzieją.

– No pewnie.

– Napijesz się czegoś? – Léa się zreflektowała, że trzyma gościa tuż za drzwiami.

– Jasne.

Zaprowadziła go do kuchni i posadziła na hokerze.

– Woda, sok?

– Woda wystarczy. Ale gazowana, jeśli masz.

– Mam, mam. Mój dziadek jest maniakiem gazowanej, zawsze musi być w domu.

– Dziadek też z wami mieszka?

– Nie. Wyprowadziłyśmy się z mamą od niego, jak kupiła to mieszkanie.

– To wasze??? – Damien niedowierzał. Zdawał sobie sprawę, że dwupoziomowy apartament w Neuilly musiał kosztować majątek.

– Bez przesady – zaśmiała się Léa. – Na kredyt, ale jednak.

– I twoja mama sama to utrzymuje?

– Tak. Mama jest super. Jak coś robi, to na całego.

– Wyobrażam sobie.

Léa podała wodę w szklance chłopakowi. Sama też sobie nalała, ale niegazowanej. I usiadła po przeciwnej stronie blatu.

– To co cię sprowadza? – spytała, starając się zabrzmieć neutralnie.

– Martwiłem się, jak nie odpowiedziałaś mi na pytanie o samopoczucie od soboty.

– Jak widzisz, doszłam do siebie... w końcu.

– Aż tak źle było przez weekend?

– Gorzej! W życiu nie tknę alkoholu! – Podniosła dwa palce jak do przysięgi.

Damien parsknął śmiechem,

– Zobaczymy, zobaczymy, mała.

– Nie, serio mówię.

– A szkoda, bo użyty z umiarem alkohol to fajna rzecz. Byłaś słodka po pierwszych dwóch drinkach. – Puścił do niej oko.

Léa się zawstydziła i spuściła wzrok.

– Poważnie, Léo. W ogóle jesteś urocza – dodał, po czym obszedł blat i stanął za jej plecami. Poczuł, jak zadrżała. – Nie bój się mnie. Nigdy cię nie skrzywdzę – obiecał, kładąc rękę na jej ramieniu.

Léa obróciła się na hokerze i spojrzała w oczy chłopaka, które teraz były na poziomie jej własnych. Wyglądał na szczerego.

– Było mi strasznie wstyd, bo nie pamiętałam, jak wróciłam do domu w sobotę – wyzwała wtedy.

– A co pamiętasz?

– Że pojechaliśmy na dyskotekę. Tańczyliśmy... i film mi się urwał.

Damien był zaskoczony. Nie spodziewał się, że Léa była aż tak pijana, żeby nie pamiętać tego, co się stało w klubowej łazience, ale... dla niego to było nawet lepiej. Nie musiał się z niczego tłumaczyć. W duchu podziękował sobie za wyjątkową wstrzemięźliwość, bo gdyby wtedy naprawdę uprawiali seks... na pewno by się zorientowała na drugie dzień. I mogłaby być przestraszona albo wkurzona. Albo jedno i drugie. Mogłaby też uznać, że ją zgwałcił. A tak mógł ją uspokoić, że nic się nie stało.

– Naprawdę?

– Tak. – Pominęła sen erotyczny, który miała nad ranem. Nie odważyłaby się go spytać, czy zrobił jej dobrze palcami w klubowej toalecie.

– Bo w zasadzie nic szczególnego się nie zdarzyło – odpowiedział jej z ulgą. – Tańczyliśmy. Sporo wypiłaś, ale potem już pilnowałem, żebyś nie przesadziła. I w ogóle cały czas cię pilnowałem. Nie pozwoliłbym, żeby stała ci się krzywda – zapewnił.

– Dziękuję. To na czym skończyliśmy... rozmowę? – spytała, kładąc obie ręce na jego ramionach. Była gotowa w każdej chwili przyciągnąć go do siebie lub odepchnąć, w zależności od odpowiedzi.

– Na tym – odpowiedział i pocałował ją.

I już wiedziała, że nie będzie odpychania. Zarzuciła obie ręce na jego szyję i oddała mu pocałunek. I to było najbardziej niesamowite uczucie w całym jej niespełna osiemnastoletnim życiu. Całowała się namiętnie z chłopakiem, który jej się bardzo podobał i który ją lubił, i troszczył się o nią. Ale kosmos!

Damien dziękował sobie po raz setny za rozwagę. Teraz już wiedział, że Léa go lubi i że na wszystko przyjedzie jeszcze czas. Zanotował też w myślach, żeby zawsze zwracać uwagę na to, ile dziewczyna wypija alkoholu na imprezie. Bo to, że miała słabą głowę, było pewne.

– Ile mamy czasu? – spytał Damien po chwili, kiedy już oderwali się od siebie, żeby zaczerpnąć tchu.

– Na co?

– Zanim twoi starzy wrócą. Bo wiesz, ja nie zdążyłem zjeść kolacji, tak się do ciebie spieszyłem. Może byśmy wyszli na jakiegoś burgera?

– Ja też nie jadłam kolacji. Właśnie miałam gotować. Może zostaniesz?

– Na twojej kolacji? A umiesz gotować? – zaśmiał się chłopak, czym zasłużył na kuksańca z jej strony.

– Hej! A masz jakieś wątpliwości?

– Nie wiem, czego się spodziewać.

– UMIEM gotować – zaperzyła się Léa.

– Dobra, spoko, mała. – Damien uniósł dłonie w geście poddania się. – I tak bym zjadł, co dajesz, bez marudzenia. Po pierwsze, umieram z głodu, a po drugie... – zachichotał – bałbym się ci podpaść. Bojowa z ciebie dziewczyna.

– No ja myślę. – Uśmiechnęła się.

– To co na kolację, kochanie? – zażartował znowu, czym ją zawstydził.

– Miałam robić sałatkę makaronową, ale dla ciebie to chyba trzeba jakiś kawał mięsa.

– Wolałbym mięso.

– Mam makaron i mielone w lodówce. Sos bolognèse może być?

– Jeszcze pytasz? Uwielbiam!

– Ja też.

Oboje uśmiechnęli się w tym samym czasie. Léa postawiła na płycie indukcyjnej garnek z osoloną wodą do gotowania makaronu. Na drugim palniku ustawiła rondel, do którego nalała oleju słonecznikowego i wrzuciła mięso. Kiedy się smażyło, posiekała cebulę i oliwki, i wrzuciła je do rondla. Przyprawiła i przykryła, żeby wszystko się dusiło razem. W międzyczasie wrzuciła do gotującej się wody ugotowany wcześniej makaron, żeby był ciepły. Po dwóch minutach odlała go na durszlak. W końcu dodała do rondla z sosem passatę pomidorową i zagotowała całość.

– Gotowe! – uznała zadowolona z siebie. – Jesz z parmezanem czy bez?

Damien był w szoku. Dziewczyna w mniej niż dwadzieścia minut całkiem sama ugotowała kolację. I to nie byle jaką.

– Z parmezanem, poproszę. Jesteś niesamowita, Léo – rzekł z uznaniem.

– Będziesz mnie chwalił, jak spróbujesz. – Uśmiechnęła się szelmowsko.



$$$

Witajcie ponownie :-) Co myślicie o tej dwójce młodych ludzi?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro