II.4.
Léa niecierpliwie zerkała na zegarek, do kiedy mama i Jean-Luc wyszli z domu. Damien miał zadzwonić po dziewiętnastej. Kręciła się po domu bez celu, a nawet do toalety szła z telefonem, żeby nie przegapić połączenia. W końcu, pięć minut po dziewiętnastej, które wydały jej się wiecznością, zadzwonił.
Odebrała prawie od razu, bojąc się, że się rozmyśli. Nie zdążyła nawet uspokoić oddechu, przez co zabrzmiała, jakby biegła.
– Allô?
– Halo, Léa, ty biegasz? – spytał zaskoczony Damien.
– Chyba po schodach – zaśmiała się nerwowo.
– Ach, rozumiem. To znaczy, że jesteś w domu?
– Tak.
– I chcesz porozmawiać?
– Jasne.
– A mogłabyś otworzyć mi drzwi?
W słuchawce nastała cisza. Léa podeszła do okna w sypialni mamy i wyjrzała przez nie. Rzeczywiście, przed budynkiem stał Damien z telefonem.
Ale numer! A ja taka nieubrana, bez makijażu!
– A mógłbyś chwilę zaczekać? Nie spodziewałam się ciebie.
– Wiem, ale uznałem, że lepiej pogadać na żywo niż przez telefon. Chyba że naprawdę nie masz czasu, to przyjdę innym razem.
– Nie! Zaczekaj, zaraz ci otworzę – obiecała i się rozłączyła.
Léa w panice pobiegła do swojego pokoju, wyrzuciła z szafy kilka ciuchów i wybrała czarny top, ładną zwiewną bluzkę i opięte dżinsy, w których jej tyłek wyglądał odpowiednio... atrakcyjnie. Szybko się przebrała i rozpuściła włosy. Nie było już czasu na makijaż.
Zbiegła po schodach, prawie z nich spadając. Dobrze, że w ostatniej chwili złapała się poręczy. Opanuj się, głupia! – zganiła się. Jak zginiesz, to też nie porozmawiacie.
Zeszła po schodach do końca i nacisnęła przycisk interfonu, otwierający drzwi zewnętrzne. Po chwili usłyszała dźwięk otwierania i kroki na korytarzu części wspólnej. A za chwilę głos stróża:
– A pan do kogo?
– Do panny Baudry – odpowiedział bez zająknięcia.
– Do której? – spytał oburzony stróż, ale Léa już otworzyła drzwi.
– Do mnie, panie Conçeiçao. Dziękuję – dodała i spojrzała na zdezorientowanego Damiena, który jednak szybko zreflektował się i wszedł do mieszkania.
Léa zamknęła za nim drzwi.
– Nasz stróż to najbardziej wścibski człowiek na świecie – westchnęła.
– Pewnie tylko się tak zgrywa. Ale o co mu chodziło, kiedy pytał, do której panny Baudry? Jest was więcej?
– Chodziło mu o moją mamę. Wie, że ona i Jean-Luc nie mają jeszcze ślubu.
– Jeju, w takim razie rzeczywiście jest wścibski. Ale chcesz powiedzieć, że ten wielki groźny facet, który stanął w drzwiach, jak odprowadziłem cię do domu, nie jest twoim ojcem?
– Nie, to facet mojej mamy. Nie znam swojego ojca. – Léa spuściła wzrok.
– Luzik, młoda. Takie rzeczy się zdarzają. To ci w niczym nie ujmuje.
– Serio? – Spojrzała na niego z nadzieją.
– No pewnie.
– Napijesz się czegoś? – Léa się zreflektowała, że trzyma gościa tuż za drzwiami.
– Jasne.
Zaprowadziła go do kuchni i posadziła na hokerze.
– Woda, sok?
– Woda wystarczy. Ale gazowana, jeśli masz.
– Mam, mam. Mój dziadek jest maniakiem gazowanej, zawsze musi być w domu.
– Dziadek też z wami mieszka?
– Nie. Wyprowadziłyśmy się z mamą od niego, jak kupiła to mieszkanie.
– To wasze??? – Damien niedowierzał. Zdawał sobie sprawę, że dwupoziomowy apartament w Neuilly musiał kosztować majątek.
– Bez przesady – zaśmiała się Léa. – Na kredyt, ale jednak.
– I twoja mama sama to utrzymuje?
– Tak. Mama jest super. Jak coś robi, to na całego.
– Wyobrażam sobie.
Léa podała wodę w szklance chłopakowi. Sama też sobie nalała, ale niegazowanej. I usiadła po przeciwnej stronie blatu.
– To co cię sprowadza? – spytała, starając się zabrzmieć neutralnie.
– Martwiłem się, jak nie odpowiedziałaś mi na pytanie o samopoczucie od soboty.
– Jak widzisz, doszłam do siebie... w końcu.
– Aż tak źle było przez weekend?
– Gorzej! W życiu nie tknę alkoholu! – Podniosła dwa palce jak do przysięgi.
Damien parsknął śmiechem,
– Zobaczymy, zobaczymy, mała.
– Nie, serio mówię.
– A szkoda, bo użyty z umiarem alkohol to fajna rzecz. Byłaś słodka po pierwszych dwóch drinkach. – Puścił do niej oko.
Léa się zawstydziła i spuściła wzrok.
– Poważnie, Léo. W ogóle jesteś urocza – dodał, po czym obszedł blat i stanął za jej plecami. Poczuł, jak zadrżała. – Nie bój się mnie. Nigdy cię nie skrzywdzę – obiecał, kładąc rękę na jej ramieniu.
Léa obróciła się na hokerze i spojrzała w oczy chłopaka, które teraz były na poziomie jej własnych. Wyglądał na szczerego.
– Było mi strasznie wstyd, bo nie pamiętałam, jak wróciłam do domu w sobotę – wyzwała wtedy.
– A co pamiętasz?
– Że pojechaliśmy na dyskotekę. Tańczyliśmy... i film mi się urwał.
Damien był zaskoczony. Nie spodziewał się, że Léa była aż tak pijana, żeby nie pamiętać tego, co się stało w klubowej łazience, ale... dla niego to było nawet lepiej. Nie musiał się z niczego tłumaczyć. W duchu podziękował sobie za wyjątkową wstrzemięźliwość, bo gdyby wtedy naprawdę uprawiali seks... na pewno by się zorientowała na drugie dzień. I mogłaby być przestraszona albo wkurzona. Albo jedno i drugie. Mogłaby też uznać, że ją zgwałcił. A tak mógł ją uspokoić, że nic się nie stało.
– Naprawdę?
– Tak. – Pominęła sen erotyczny, który miała nad ranem. Nie odważyłaby się go spytać, czy zrobił jej dobrze palcami w klubowej toalecie.
– Bo w zasadzie nic szczególnego się nie zdarzyło – odpowiedział jej z ulgą. – Tańczyliśmy. Sporo wypiłaś, ale potem już pilnowałem, żebyś nie przesadziła. I w ogóle cały czas cię pilnowałem. Nie pozwoliłbym, żeby stała ci się krzywda – zapewnił.
– Dziękuję. To na czym skończyliśmy... rozmowę? – spytała, kładąc obie ręce na jego ramionach. Była gotowa w każdej chwili przyciągnąć go do siebie lub odepchnąć, w zależności od odpowiedzi.
– Na tym – odpowiedział i pocałował ją.
I już wiedziała, że nie będzie odpychania. Zarzuciła obie ręce na jego szyję i oddała mu pocałunek. I to było najbardziej niesamowite uczucie w całym jej niespełna osiemnastoletnim życiu. Całowała się namiętnie z chłopakiem, który jej się bardzo podobał i który ją lubił, i troszczył się o nią. Ale kosmos!
Damien dziękował sobie po raz setny za rozwagę. Teraz już wiedział, że Léa go lubi i że na wszystko przyjedzie jeszcze czas. Zanotował też w myślach, żeby zawsze zwracać uwagę na to, ile dziewczyna wypija alkoholu na imprezie. Bo to, że miała słabą głowę, było pewne.
– Ile mamy czasu? – spytał Damien po chwili, kiedy już oderwali się od siebie, żeby zaczerpnąć tchu.
– Na co?
– Zanim twoi starzy wrócą. Bo wiesz, ja nie zdążyłem zjeść kolacji, tak się do ciebie spieszyłem. Może byśmy wyszli na jakiegoś burgera?
– Ja też nie jadłam kolacji. Właśnie miałam gotować. Może zostaniesz?
– Na twojej kolacji? A umiesz gotować? – zaśmiał się chłopak, czym zasłużył na kuksańca z jej strony.
– Hej! A masz jakieś wątpliwości?
– Nie wiem, czego się spodziewać.
– UMIEM gotować – zaperzyła się Léa.
– Dobra, spoko, mała. – Damien uniósł dłonie w geście poddania się. – I tak bym zjadł, co dajesz, bez marudzenia. Po pierwsze, umieram z głodu, a po drugie... – zachichotał – bałbym się ci podpaść. Bojowa z ciebie dziewczyna.
– No ja myślę. – Uśmiechnęła się.
– To co na kolację, kochanie? – zażartował znowu, czym ją zawstydził.
– Miałam robić sałatkę makaronową, ale dla ciebie to chyba trzeba jakiś kawał mięsa.
– Wolałbym mięso.
– Mam makaron i mielone w lodówce. Sos bolognèse może być?
– Jeszcze pytasz? Uwielbiam!
– Ja też.
Oboje uśmiechnęli się w tym samym czasie. Léa postawiła na płycie indukcyjnej garnek z osoloną wodą do gotowania makaronu. Na drugim palniku ustawiła rondel, do którego nalała oleju słonecznikowego i wrzuciła mięso. Kiedy się smażyło, posiekała cebulę i oliwki, i wrzuciła je do rondla. Przyprawiła i przykryła, żeby wszystko się dusiło razem. W międzyczasie wrzuciła do gotującej się wody ugotowany wcześniej makaron, żeby był ciepły. Po dwóch minutach odlała go na durszlak. W końcu dodała do rondla z sosem passatę pomidorową i zagotowała całość.
– Gotowe! – uznała zadowolona z siebie. – Jesz z parmezanem czy bez?
Damien był w szoku. Dziewczyna w mniej niż dwadzieścia minut całkiem sama ugotowała kolację. I to nie byle jaką.
– Z parmezanem, poproszę. Jesteś niesamowita, Léo – rzekł z uznaniem.
– Będziesz mnie chwalił, jak spróbujesz. – Uśmiechnęła się szelmowsko.
$$$
Witajcie ponownie :-) Co myślicie o tej dwójce młodych ludzi?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro