II.3.
Jean-Luc zapłacił rachunek i zabrał Nadine do siebie. Nie miał w planach rzucania się na nią od razu po przekroczeniu progu, ale... ona to zrobiła. Kiedy tylko weszli do środka, zarzuciła ręce na szyję narzeczonego i pocałowała go namiętnie. Początkowo zaskoczony, oddał jej pocałunek chętnie, ale też w tym jej geście była jakaś niema rozpacz, którą on wyczuł.
– Co się dzieje, skarbie? – spytał.
– Zrób coś, żebym była szczęśliwa. Cokolwiek. Proszę. – Spojrzała na niego błagalnie.
– Wszystko, kochanie. – Objął ją ramieniem i pocałował w czubek głowy. – Zdaj się na mnie, dobrze? A najlepiej będzie, jeśli mi powiesz, czego pragniesz, a ja się tym zajmę.
– Kochaj się ze mną tak, żebym nie mogła myśleć o niczym innym – poprosiła.
Na tak sformułowaną prośbę mężczyzna nie mógł zareagować inaczej. Wziął narzeczoną na ręce i zaniósł ją do swojej sypialni. Potem rozebrał do naga i zaniósł do łazienki, gdzie przygotował kąpiel z pianą w ogromnej wannie.
Nadine związała włosy w kok na czubku głowy i weszła do środka. Temperatura wody była przyjemna, a piana pachniała wanilią. Słodko i aromatycznie.
– A ty nie wchodzisz? – spytała, widząc, że narzeczony ciągle stoi obok i się jej przygląda.
Jean-Luc był wysokim i przystojnym mężczyzną. Miał zadbane, mocno zbudowane ciało i zawsze ładnie pachniał. W jego rysach twarzy można było rozpoznać szlachecki rodowód, wywodzący się jeszcze od średniowiecznych Franków. Szczęka mocno zarysowana, ostre, męskie rysy. Do tego niebieskie oczy, które przywodziły na myśl niebo w pogodny dzień. Nosił elegancko przystrzyżoną brodę, którą lubił łaskotać swoją kobietę. I generalnie nie było się do czego przyczepić. Gdyby chciał, miałby kobiet na pęczki, ale on, od kiedy poznał Nadine, był wierny tylko jej. Od czternastu lat.
W końcu Jean-Luc sam się rozebrał i dołączył do narzeczonej w wannie. Mył delikatnie całe jej ciało własnymi dłońmi, potem opłukał z piany i scałowywał z niej krople wody, które tworzyły się na szyi, ramionach, piersiach.
– Jesteś idealna, skarbie – szepnął, nie mogąc się nadziwić temu cudowi, który miał w rękach.
– Mów mi tak dalej. – Nadine odchyliła głowę, dając mu lepszy dostęp do wrażliwego miejsca na swojej szyi, o którym wiedział.
– Będę mówił, nie tylko słowami – odparł, po czym wciągnął ją sobie na kolana. – Moja piękna, moja boska, moja cudowna.... – Całował przy tym jej twarz, szyję i dekolt, a jednocześnie trzymał ją za tyłek, podnosił i puszczał, ślizgając po swoim już twardym członku.
W końcu Nadine to poczuła. Takie nieznośne pragnienie, żeby znalazł się w niej. Nie uprawiałam seksu od miesiąca, do cholery. Czemu on jest taki delikatny?
– Skarbie, zrób to! – jęknęła.
– Co?
– Wejdź we mnie, weź mnie mocno!
– Nic z tego, kochanie – zaśmiał się. – Jeszcze się z tobą podroczę. Tym byś chciała raz dwa i po robocie. Tak nie można. – Udał oburzenie.
W końcu jednak obrócił ją tyłem do siebie i nabił na swojego twardziela. Zaczął nią poruszać w rytmicznym tempie, a po chwili podniósł się, uklęknął w wannie i poprosił, żeby oparła się o jej brzeg. Było coś magicznego w widoku jej mokrego tyłka, kiedy zagłębiał się w nią raz za razem tak, jakby wchodził między pośladki.
Nadine dawno nie czuła takiej fizycznej przyjemności z seksu. Ale chciała więcej. Miała ochotę poprosić go, żeby dał jej klapsa, mocno złapał za biodra i zerżnął z całej siły. Chciała być zdominowana, upodlona, zniszczona. Sama nie wiedziała, skąd się jej to wzięło. Czuła, że do życia potrzeba jej więcej emocji!
– Jean-Luc! – jęknęła głośniej. – Mocniej!
– Jeszcze mocniej? – zdziwił się, bo przecież tak nie było nigdy dotąd.
– Jeszcze... mocniej... – wysapała.
Mężczyzna spełnił jej życzenie. Złapał ją mocno za biodra i jeszcze przyśpieszył. Kiedy szczytowała, euforia zalała i jego. Przytulił się do jej pleców, obejmując ją mocno, zanim z niej wyszedł.
– Co to było, kochanie? – spytał, obracając kobietę znowu przodem do siebie. I przytulił ją mocno.
– Nie wiem, skarbie. Po prostu... taką miałam ochotę.
– Mnie się podobało – szepnął jej do ucha, tuląc ciągle do siebie.
– Mnie też. Było... dość ekscytująco.
– Cieszę się. Choć zawsze myślałem, że lubisz delikatnie.
– Ja też tak myślałam. A co, jeśli nie wiem, czego chcę i dopiero muszę to odkryć?
– Nie widzę przeciwwskazań, ukochana.
– A co, jeśli ty też musisz odkryć to, co lubisz najbardziej?
Jean-Luc się zaśmiał.
– Ja nie muszę. Każdy facet lubi seks, skarbie. Penis to najbardziej wrażliwy narząd w naszym ciele. Jego stymulowanie jest zawsze przyjemne, a wytrysk daje orgazm, od którego można się uzależnić.
– I nie ma znaczenia, jak to robisz?
– Z fizycznego punktu widzenia nie.
– A z innych?
– Z innych?
– Z punktu widzenia psychicznego, emocjonalnego...
– Ma znaczenie, z kim, nie jak. Dlatego jednak wolę robić to z osobą, którą kocham.
– Masz ulubioną pozycję?
Jean-Luc znowu się zaśmiał.
– Kurczę, szybko wzięło cię na poważne rozmowy o seksie, Nadie. Sypiamy ze sobą od czterech lat!
– Ale mamy się pobrać. Chcę wiedzieć! – upierała się.
– No dobrze. Lubię twój smak. Lizanie ciebie to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy, jakie mi się w życiu przytrafiły.
– Nie przeszkadza ci, że ja tego nie robię?
– Kochanie, między nami jest czterdzieści centymetrów różnicy wzrostu. Mój penis jest dłuższy niż twoja głowa. Nie zrobiłbym ci tego.
– I nie brakuje ci pieszczot oralnych?
– Przeżyję bez nich. Ale jeśli będziesz miała ochotę, nie będę się skarżył. Dla mnie jednak najważniejsze jest, żebyśmy oboje mieli z tego przyjemność.
– Jak więc lubisz się kochać?
– Bardzo lubię patrzeć na twój tyłeczek, kiedy w ciebie wchodzę. To strasznie ekscytujące.
– A więc jednak!
– Co?
– Masz swój fetysz!
– Nie twierdziłem, że nie.
– Jean-Luc...
– Słucham, kochanie.
– Umyjmy się, chodźmy do łóżka i zróbmy coś szalonego!
Jean-Luc już nie mógł wytrzymać ze śmiechu. Nadine czasem zachowywała się bardziej infantylnie od własnej córki. A on nie mógł się zdecydować, czy bardziej go to bawiło, czy rozczulało. Jedno było pewne. Kochał ją, jak nikogo w swoim życiu.
Kiedy już znaleźli się w jego ogromnym łóżku, Nadine wskoczyła na swojego mężczyznę i usadowiła się na nim okrakiem, jak na koniu.
– Przypominam ci, że jestem dojrzałym czterdziestolatkiem – zaśmiał się Jean-Luc. – Potrzebuję chwili na regenerację.
– Ale ja chcę się bawić!
– Chcesz? Proszę bardzo!
Mężczyzna zrzucił ją z siebie, przewrócił na plecy i rozłożył jej nogi.
– A teraz uczta! – zarządził, po czym wgryzł się w jej kobiecość.
Nadine pisnęła z zaskoczenia, a potem poddała się przyjemności. Trzeba było mu przyznać, że umiał to robić. Lizał ją, ssał, podgryzał, całował i pieprzył językiem, aż zobaczyła gwiazdy i to nie raz, ale dwa razy pod rząd. Przez chwilę leżała i jęczała cicho po tym rozkosznym objawieniu, ale kiedy Jean-Luc przytulił się do niej, wyczuła jego twardego członka na swojej dłoni. I przyszedł jej pewien pomysł.
– Jean-Luc!
– Słucham, kochanie.
– Chcę się nauczyć!
– Czego?
– Robić loda.
Mężczyzna tym razem nie parsknął śmiechem, choć miał na to wielką ochotę. Nie mógł się nadziwić, że Nadine w końcu się przed nim otworzyła. Dotąd ich seks, to były przypadkowe zbliżenia, nie częściej niż raz w miesiącu, raczej powtarzalne i niezbyt wyszukane. A teraz...
– Czyń honory.
– Ale... ty chcesz leżeć czy stać?
– To zależy od ciebie, skarbie.
– To leż tak jak jesteś. Ale musisz mi powiedzieć, czy to dobrze robię.
Dobrze robisz – pomyślał Jean-Luc. Dobrze, że w ogóle zaczęliśmy o tym rozmawiać.
Nadine wzięła w dłoń wielkiego członka swojego mężczyzny i zrozumiała to, co chciał jej powiedzieć. W życiu mi się cały nie zmieści do buzi. A jednak chciała spróbować. Powoli przesunęła po nim dłonią w dół i w górę, obserwując, jak odsłania się żołądź w kształcie serca, jak pulsują żyłki. Pocałowała go najpierw, potem polizała. Smakował zaskakująco... neutralnie. W końcu nabrała śliny, rozchyliła usta i wsunęła go do buzi tyle, ile dała radę, czując, jak odbija się od ściany gardła. Miał rację. Więcej nie dam rady.
– Miałeś rację. Jest za duży – westchnęła.
– Ale było bardzo dobrze – odparł. – Gdybyś jeszcze go oblizała... – westchnął.
Nadine wykonała instrukcję. Oblizała językiem dookoła, jakby jadła loda.
– Boska moja – jęknął Jean-Luc.
– Podobało ci się? – zdziwiła się.
– Jeszcze jak!
– Co jeszcze mogę dla ciebie zrobić?
– Usiądź na mnie. I ujeżdżaj mnie.
Nadine spełniła jego prośbę. Dosiadła go, nabijając się na twardziela, który wypełnił ją szczelnie. I zaczęła się poruszać tak, jak dyktowało jej ciało. Było dobrze...
I wtedy zadzwonił jej telefon. Nadine od razu rozpoznała dzwonek.
– To Léa!
$$$
Młoda musiała przeszkodzić :-D
Bonusik dla Was z okazji święta. Miłego dnia :-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro