VIII.5.
Po porannym seksie i wspólnym prysznicu Léa nie potrafiła wypuścić Damiena z domu. Chciała go przytulać, dotykać. Nie mogła się od niego odkleić.
– Słoneczko, ja naprawdę muszę iść – śmiał się chłopak – chyba że chcesz się przyznać mamie, że u ciebie nocowałem.
– Kiedyś będę musiała.
– Ale już dziś jesteś na to gotowa?
– Nie, masz rację – westchnęła ciężko. – Najpierw matura. Jak pójdę na studia, będę już wystarczająco dorosła, żeby zapraszać do siebie chłopaka?
– Już jesteś wystarczająco dorosła. To kwestia twojego przygotowania mentalnego. Jak się czujesz, tak jest – wyjaśnił mentorskim tonem.
Léa wystawiła do niego język.
– Nie musisz się tak mądrować.
– Ale lubię – zaśmiał się.
– Ja ci jeszcze pokażę. – Pogroziła mu palcem.
– Pokaż. Poliżę. – Wystawił do niej język.
Léa się zarumieniła.
– Musisz być taki...
– Jaki?
– Taki, że nie chce mi się ciebie wypuścić?
– W poniedziałek mam ważny egzamin, słońce. Będę rył przez cały weekend. A ty masz grand oral. Spotkamy się w poniedziałek wieczorem?
– Jasne. Ja już się nie uczę. Obiecałam sobie, że nie dam się zwariować.
– Ja niestety muszę. Ale wiem, że dasz radę. Odstresujemy się po egzaminach.
– Jasne.
– Kocham cię, Léo.
– A ja ciebie, Damienie.
Przylgnęli do siebie i jednocześnie połączyli swoje usta w pocałunku.
W tym momencie do domu weszła Nadine. Zobaczyła całującą się parę i poczuła jednocześnie wiele dziwnych emocji. Moja córka jest dorosła. Spędziła noc z chłopakiem. Kochają się. Jak się cieszę, kiedy widzę ją taką szczęśliwą. Oby jej się udało. A ja znowu muszę zaczynać od nowa...
– Dzień dobry. – Pierwszy odezwał się Damien.
– Dzień dobry – odpowiedziała mu. – Cześć, skarbie – zwróciła się do córki.
– Cześć, mamo. – Léa powstrzymała się przed odskoczeniem od Damiena i odwróciła się powoli w stronę drzwi.
– Widzę, że urodziny się udały. – Uśmiechnęła się Nadine. – Świetnie wyglądasz.
– Dzięki, mamo. Świetnie się czuję – odparła nastolatka, nie potrafiąc ukryć zawstydzenia.
– Cieszę się. Przepraszam was, muszę się przyszykować do pracy. Miłego dnia – rzuciła jeszcze i poszła na górę.
Damien przytulił Léę.
– No i plasterek zerwany – zażartował.
– No weź! – Szturchnęła go w ramię.
– Pamiętaj, nic się między nami nie zmienia. Kocham cię tak samo, a pewnie i bardziej – powiedział, żeby ją uspokoić.
– Dziękuję, że mi to mówisz.
– Damy radę, kochanie. Poniedziałek będzie nasz.
– Taką mam nadzieję. Już tęsknię – szepnęła, wtulając twarz w jego klatkę.
Pocałował ją w czubek głowy.
– Ja też tęsknię. Zadzwonię wieczorem. Pa.
Damien wiedział, że musi iść, bo jeśli nie wyjdzie od razu, to będzie jeszcze trudniejsze. Też nie miał ochoty rozstawać się z Léą, ale obowiązki wzywały ich oboje.
– Pa.
Léa poszła do kuchni, gdzie zamierzała posprzątać po śniadaniu. Pomyślała też, że mogłaby zrobić coś dla mamy, ale nie wiedziała, czy była głodna. Poszła więc na górę, żeby spytać.
*
Nadine wzięła prysznic, a potem ubrała się do pracy i wrzuciła do pralki wszystkie rzeczy, które pachniały Jean-Lukiem. To samo zrobiła z jego rzeczami, które miała w garderobie. Zamierzała mu je odesłać, jak tylko się wypiorą.
– Co robisz, mamo? – Usłyszała głos Léi.
– Och, skarbie, pranie robię – odparła, starając się zabrzmieć normalnie.
– Ale czemu pierzesz rzeczy Jean-Luka?
– A czemu cię to interesuje?
– Chciałam spytać, czy zrobić ci śniadanie – odparła zmieszana Léa.
– Wszystko w porządku, kochanie. – Nadine zeszła z tonu. – Chętnie napiję się kawy. Nie zdążyłam rano.
– A mogę ci dorzucić do pralki piżamę, w której Damien spał?
– A spał? – Nadine spojrzała na córkę, a ta spłonęła rumieńcem.
– Nooo... spał... też.
– Bierzesz nadal pigułki?
– Tak.
– A Damien zachował się w porządku?
– Tak, był cudowny.
Nadine widziała po córce, że mówi prawdę. Była taka promienna. I szczęśliwa. Zupełnie jak ja po nocy spędzonej z jej ojcem – pomyślała, ale wiedziała, że tym razem historia się nie powtórzy. Léa wcześniej sama zadbała o zabezpieczenie, nie musiała polegać na chłopaku. Była dumna z córki i jej odpowiedzialności.
– Jestem z ciebie dumna, córciu. I chcę, żebyś była szczęśliwa.
– Jestem, mamusiu.
– To świetnie. – Nadine przytuliła Léę i poczuła, że nie powstrzyma już łez.
– Mamuś, co ci jest? – Léa od razu wyczuła, że mama płacze.
– Wzruszyłam się.
– Nieprawda. Jesteś smutna.
– No bo ja... więc tak... Léo, nie wyjdę za Jean-Luka.
– Ale dlaczego??? – Dziewczyna była naprawdę zszokowana. Jean-Luc i mama byli dla niej jak instytucja. Nie do podważenia. Ślub miał być tylko formalnością.
– To skomplikowane, skarbie. I nie chcę teraz o tym rozmawiać. Muszę to sobie poukładać.
– Ale co się stało, że nie? – nalegała nastolatka.
– Jean-Luc zakochał się w... kimś innym. Wiem, że jest mu przykro, ale człowiek jest czasem bezsilny wobec miłości. I ja wiem, że tak jest. Nadal będzie moim przyjacielem, ale nic więcej. – Nadine płakała już całą sobą.
Léa nie wiedziała, jak się zachować. Mama była najsilniejszą osobą, jaką znała. Zawsze dźwigała na swoich ramionach cały świat. A teraz wyglądała na złamaną.
– Mogę ci jakoś pomóc? Może weź na dziś wolne?
– Nie, praca mi pomoże. Muszę czymś zająć głowę – odparła.
– W porządku. Zrobię ci kawę i poczekam w kuchni.
Léa wrzuciła do pralki piżamę, w której spał Damien, a potem zeszła do kuchni, żeby zrobić mamie kawę i śniadanie. Była wściekła na Jean-Luka. Nie spodziewała się, że ten facet tak wystawi jej mamę. I to po tylu latach. W pierwszym odruchu chciała do niego zadzwonić i mu wszystko wygarnąć, ale pomyślała, że to nie pomoże mamie. W zasadzie nikomu to by nie pomogło poza nią samą. Pozbyłaby się negatywnych emocji. Pomyślała, że mogłaby pogadać z tatą, żeby pojechał tam i wlał Jean-Lukowi za mamę, ale tę myśl też odrzuciła. Jej tata pracował dla hrabiego, a poza tym mama mogłaby się wkurzyć. Nie pochwalała przemocy. No i mimo wszystko Léa kochała Jean-Luka. Był dla niej jako ojciec.
Kiedy aromat kawy i tostowanych tartinek rozchodził się już po kuchni, Nadine zeszła na dół. Było widać, że płakała.
– Zapraszam na śniadanie, mamuś. – Léa uśmiechnęła się i skinęła głową w stronę stołu.
– Dziękuję, kochanie. – Mama oddała jej uśmiech.
Kawa i śniadanie w domu z córką były tym, czego Nadine potrzebowała, żeby odzyskać równowagę emocjonalną. Postanowiła, że nie będzie rozgłaszać wszem i wobec, że rozstała się z hrabią de Mailly, ale powoli i sukcesywnie poinformuje tych, których to najbardziej interesuje, czyli rodzinę i współpracowników. Léa już wiedziała. Z tatą wolała poczekać, dopóki nie zakończą się prace projektowe, bo porywczy Lionel Baudry gotów był narobić problemów. A przecież nie o to chodziło.
– Mam prośbę, kochanie – zwróciła się do córki
– Tak?
– Nie mów nikomu o naszej rozmowie. Niech to będzie jeszcze tajemnica.
– Mówisz o tobie i Jean-Luku?
– Tak.
– Dobrze, mamo. Mam jeszcze jedno pytanie.
– Tak?
– Czy Jean-Luc przyjdzie na tort w sobotę?
– Nie wiem. Ale zapytam, jeśli ci zależy.
– Zależy. Ale tylko, jeśli tobie to nie przeszkadza. Był ważną częścią mojej rodziny przez tyle lat...
– Nie przeszkadza mi, skarbie. Przecież mówiłam, że pozostaniemy przyjaciółmi. Dla mnie też jest kimś ważnym. Zawsze będzie. Poza tym to my jesteśmy jego jedyną rodziną.
– Już nie, z tego co mówisz – zauważyła nastolatka.
– To nie jest takie proste, kochanie. Uwierz mi, że Jean-Luc nie miał wyboru.
Léa była zaskoczona słowami mamy, ale nie skomentowała tego. Zrobił komuś dziecko? Zmusili go do małżeństwa z jakąś hrabianką? Zbankrutował i musi się ratować mariażem dla korzyści?
Nadine widziała, że Léa myśli intensywnie, więc ją uspokoiła.
– Nie martw się, kochanie. Ale proszę, nie wspominaj jeszcze przy dziadku o niczym, dobrze?
– Dobrze, mamuś. Wiem, jaki jest dziadek... – Léa miała na myśli jego zachowanie w stosunku do jej taty, ale przecież sytuacja mogła się powtórzyć w przypadku Jean-Luka.
Po śniadaniu Nadine wyszła do pracy, a Léa posprzątała w kuchni i wróciła do swojego pokoju. Tam też musiała zrobić porządek. Zaczęła od wymiany pościeli, którą czuć było upojną nocą. Wstyd mieszał się w niej z dumą i radością. A przede wszystkim z miłością. Była zakochana z wzajemnością. Czy mogło być coś lepszego?
$$$
Kontrast między szczęściem i beztroską Léi i nieszczęściem Nadine jest tu zamierzony. Nic nie wypada tak blado jak własny pech przy czyjejś radości. A kiedy to radość kogoś, kogo się kocha... Nadine jest skołowana i ma prawo. Ludzie w desperacji podejmują też czasem nieracjonalne decyzje. I mają takie prawo :-)
Teraz moje pytanie dla Was, bo wiem, że nie możecie żyć bez bonusów :-D
Ile nieopublikowanych części jeszcze zostało (wliczając Epilog)? Osoba, która będzie najbliżej, dostanie rozdział do wykorzystania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro